Nr 6/2024 Na dłużej

Bohater gitary

Maciej Kaczmarski
Muzyka

Mija właśnie dwadzieścia lat od śmierci Johna McGeocha – wybitnego i wpływowego gitarzysty, członka takich grup, jak Magazine, Siouxsie and the Banshees, Visage i Public Image Ltd.

Wzorowy uczeń

John Alexander McGeoch urodził się 25 sierpnia 1955 roku w Greenock – szkockim mieście, które u progu XVIII wieku z niewielkiej osady rybackiej przekształciło się w jeden z najprężniejszych ośrodków ciężkiego przemysłu stoczniowego na Wyspach Brytyjskich. John nie zamierzał jednak pracować w miejscowym porcie, zresztą okres jego dorastania przypadł na początek nieubłaganego końca prosperity Greenock w latach 70. Był wzorowym uczniem i brał udział w licznych zajęciach pozalekcyjnych – szczególnie lubił rysować i malować, uczył się też sztuki walki Wing Chun – i we wszystkich tych czynnościach osiągał ponadprzeciętne rezultaty. Kiedy na jednym z egzaminów w szkole podstawowej John uzyskał stuprocentowy wynik, wzbudził podejrzenia u nauczycieli – wcześniej takiego wyczynu nie dokonał żaden jedenastolatek w szkole. „Zmusili go do podobnego testu pod nadzorem dyrektora, a on znów zdał z najlepszymi ocenami”[1] – mówiła jego matka.

Rodzice wspierali Johna i jego młodszego brata Williama w sportowych, naukowych i artystycznych ambicjach – gdy John miał siedem lat, zapisali go na lekcje gry na fortepianie, a na dwunaste urodziny podarowali chłopcu gitarę akustyczną. Trzy lata później John pożyczył od nich pieniądze na zakup używanej gitary elektrycznej Commodore; potem co tydzień oddawał im funta ze swojej pensji gazeciarza, aż spłacił cały dług. Był bardzo pracowity: roznosił gazety, dorabiał w sklepie z dywanami, dekorował ciasta w fabryce słodyczy, zamiatał podłogę w supermarkecie, był pomocnikiem krawca i pielęgniarzem w szpitalu psychiatrycznym (ten epizod zawodowy powróci w jego późniejszym życiu). „Nigdy nie próżnował; jako uczeń zawsze miał jakieś zajęcie. Nie bał się żadnej pracy”[2] – opisywała Annie McGeoch. Przyszli współpracownicy Johna będą wskazywać na niezachwianą etykę pracy oraz całkowite oddanie jako jedne z jego najistotniejszych walorów.

Opanowanie podstaw gitary nie sprawiło Johnowi większych problemów. Już w wieku nastoletnim grał w szkolnych zespołach 2d Sparklers i Slugband. W tamtym czasie fascynował się muzyką Erica Claptona, Jimiego Hendrixa, Rory’ego Gallaghera, Led Zeppelin, Deep Purple, The Beatles i Cream. Po przeprowadzce McGeochów do Londynu w 1971 roku John chciał dalej zgłębiać tajniki gitary, więc zapisał się do Loughton College na specjalne seminarium prowadzone przez Marka Knopflera – przyszłego frontmana Dire Straits. Gdy jednak chłopak stanął przed wyborem kierunku studiów, zdecydował się nie na muzykę, lecz na malarstwo na Manchester Polytechnic (obecnie Manchester Metropolitan University), zamierzał bowiem zostać popularnym malarzem abstrakcyjnym w rodzaju Jacksona Pollocka. W 1975 roku przeprowadził się do Manchesteru, zabierając ze sobą imponujące portfolio. Nie planował kariery muzycznej, ale na wszelki wypadek spakował również gitarę.

Niekoniecznie punk

W połowie lat 70. młodzi mieszkańcy Manchesteru (rdzenni i napływowi) – swego czasu światowej stolicy zmechanizowanego przemysłu włókienniczego – szukali dla siebie miejsca w robotniczym mieście, które weszło w okres gwałtownej deindustrializacji. Jak wspominał Richard Boon, wówczas menadżer punkowej grupy Buzzcocks: „Nie było niczego. […] Przemysł się zwijał, ciuchy i fryzury były okropne”[3]. Zblazowana młodzież sięgała więc po narkotyki, modę i muzykę. To właśnie tam działały kluby Electric Circus i Rafters, w których występowali The Clash, Ramones, The Jam i Sex Pistols. To tam nadawała stacja telewizyjna Granada, na antenie której rzutki prezenter Tony Wilson promował lokalne zespoły. To wreszcie tam pod wpływem punkowej rewolucji zaczęły powstawać nowe, ekscytujące grupy: Joy Division, The Fall, The Drones, Slaughter and the Dogs i wspomniana wcześniej Buzzcocks, założona przez gitarzystę Pete’a Shelleya i wokalistę Howarda Devoto.

McGeoch poznał Devoto wiosną 1977 roku podczas domówki, gdy artysta kompletował nowy skład po odejściu z Buzzcocks. Devoto był pod wrażeniem młodego muzyka, który potrafił zagrać wszystkie partie gitarowe z płyty „Marquee Moon” Television. „Dzięki serii szczęśliwych zbiegów okoliczności zostałem mu przedstawiony jako gitarzysta i zaczęliśmy razem pracować”[4] – mówił po latach McGeoch. Ta inicjatywa „niekoniecznie miała być punkiem, jak wskazywało ogłoszenie, które zamieściłem dla muzyków, precyzujące: »aby grać szybką i wolną muzykę«”[5] – uzupełniał Devoto. Na ów anons odpowiedzieli basista Barry Adamson, perkusista Martin Jackson (później zastąpiony przez Johna Doyle’a) i klawiszowiec Bob Dickinson. Tak narodził się kwintet Magazine, który w październiku 1977 roku zadebiutował na żywo w Electric Circus, grając na sprzęcie pożyczonym od członków Buzzcocks – z wyjątkiem McGeocha uzbrojonego w swą wysłużoną gitarę Commodore.

Po odejściu Dickinsona i dokooptowaniu Dave’a Formuli, muzycy podpisali kontrakt z wytwórnią Virgin Records, a za zaliczkę McGeoch kupił gitarę Yamaha SG1000 i flanger – efekt podwajający i przesuwający fazę sygnału audio, co przekłada się na charakterystyczny dźwięk, kruchy i szklisty (podczas koncertów gitarzysta montował flanger na mikrofonowym statywie, dzięki czemu łatwiej było mu kręcić gałkami). Niedługo później ukazał się fonograficzny debiut Magazine, singiel „Shot By Both Sides” (1978) z gitarowym riffem opracowanym przez Shelleya (i wykorzystanym także w utworze „Lipstick” Buzzcocks). Płyta dotarła do 41. miejsca na brytyjskiej liście przebojów i zwróciła uwagę na zespół z niezwykłym, nieznanym dotąd gitarzystą. „NME” umieścił „Shot By Both Sides” w zestawieniu najlepszych piosenek A.D. 1978, a szum wokół Magazine dodatkowo podsycił świetny występ w programie telewizyjnym „Top of the Pops” w lutym tamtego roku.

Przesuwanie granic

McGeoch nagrał z Magazine trzy albumy: „Real Life” (1978), „Secondhand Daylight” (1979) i „The Correct Use of Soap” (1980), na których zespół połączył punk z art rockiem i brzmieniami znanymi z płyty „Low” Davida Bowiego, tym samym stwarzając podwaliny pod post-punk. Ale rola Johna nie ograniczała się tylko do wygrywania chwytliwych riffów: był współtwórcą materiału, dbał o sprawiedliwy podział tantiem na wszystkich pięciu członków grupy, sporadycznie sięgał też po klawisze i saksofon, na którym grał zainspirowany free jazzem Erica Dolphy’ego i Johna Coltrane’a. „Nagle objawił się ktoś, kto potrafił przesuwać granice tego, o co chodzi w grze na gitarze, a do tego miał dziwną kombinację stylów, których nigdy przedtem nie słyszałem”[6] – wspominał Adamson. W innym miejscu dodawał: „[John] korzystał ze swojego talentu w niewiarygodnie zręczny sposób. Wyglądało na to, że był w stanie zrealizować wszystko, co tylko przyszło mu do głowy”.

Formula również był pod wrażeniem umiejętności McGeocha. „Słuchało się Johna i myślało: »Co?!«. To było bardzo inne i nowatorskie. […] Zdecydowanie miał otwarty umysł i słychać to w jego grze”[7] – mówił klawiszowiec. „Świadomie unikałem grania w określony sposób – stary i bluesowy. Potrafię to robić, ale nie chciałem. Starałem się brzmieć jak coś, czego nigdy wcześniej nie słyszano” – tłumaczył gitarzysta. Jednak mimo przychylnych recenzji i pełnych sal na koncertach, żaden z trzech albumów Magazine nie odniósł sukcesu komercyjnego. McGeoch miał wrażenie, że unikający prasy Devoto nie jest wystarczająco aktywny w promowaniu grupy, przez co nie mogła ona przebić się do finansowej pierwszej ligi. Wewnątrz składu tworzonego przez pięć silnych osobowości narastały także napięcia dotyczące dalszego kierunku rozwoju. John czuł, że osiągnął z nimi wszystko, co w tamtym czasie było możliwe – ale i że stać go na więcej.

Pierwszą oznaką potrzeby postępu była współpraca McGeocha z grupą Visage, którą podjął jeszcze jako członek Magazine (i zaraz po ukończeniu z wyróżnieniem studiów malarskich). Był to projekt wokalisty Steve’a Strange’a i perkusisty Rusty’ego Egana, do których dołączyli muzycy Magazine (oprócz McGeocha także Adamson i Formula) oraz Ultravox (Midge Ure i Billy Currie). „[Visage] to rodzaj hobby. Aczkolwiek całkiem przyjemnego. Byliśmy po prostu grupą przyjaciół, którzy powiedzieli: »Zróbmy album i sprzedajmy go wytwórni płytowej«”[8] – rekapitulował John. Udało się: septet zbił fortunę na przebojowym singlu „Fade To Grey” i płycie „Visage” (1980); dziś są to kamienie milowe new romantic i synth-popu. McGeoch ironizował, że „to był trochę żart”, co nie przeszkodziło mu kupić domu za pieniądze zarobione w Visage. Był to jednak tylko przystanek na jego artystycznej drodze. Następnym była posada gitarzysty w Siouxsie and the Banshees.

Spadający koń

Siouxsie Sioux, Steven Severin i Peter „Budgie” Clarke poszukiwali następcy Johna McKaya, który zdezerterował z Banshees jesienią 1979 roku. Artyści znali nagrania Magazine i byli przekonani, że McGeoch byłby idealnym kandydatem. Nie musieli go długo przekonywać, żeby do nich dołączył. Szkot był sfrustrowany brakiem sukcesu Magazine i jednocześnie zachęcony powodzeniem Visage. Potrzebował nowego kierunku, stymulacji i uznania. W czerwcu 1980 roku dokończył tournée z Magazine, a kilka tygodni później oficjalnie został nowym członkiem Siouxsie and the Banshees. Adamson wyznał, że w Magazine pojawiła się wówczas „ogromna luka”, Formula dodawał zaś: „Coś pękło w zespole, gdy [John] odszedł. Kiedy później przesłuchiwaliśmy innych gitarzystów, widzieliśmy, że niełatwo było go zastąpić; nie dało się go zastąpić”[9]. „Smutno było mi opuszczać Magazine, ale Banshees byli bardzo interesujący. To był dobry ruch” – komentował po latach McGeoch.

Trzy albumy zrealizowane przez Siouxsie and the Banshees z McGeochem w składzie – „Kaleidoscope” (1980), „Juju” (1981) i „A Kiss in the Dreamhouse” (1982) – uchodzą za jedne z najbardziej wpływowych nagrań post-punkowych. Jeżeli w Magazine gitarzysta ujawnił zaczątki talentu do nietypowej gry na gitarze, to w Banshees w pełni go rozwinął i uformował (poza swym podstawowym instrumentem okazjonalnie obsługiwał też saksofon, sitar, syntezatory, flet i organy Farfisa). Gitarzysta wkroczył w fazę największej kreatywności i pomysłowości, a pozostali muzycy dali mu odpowiednią przestrzeń do eksperymentowania. „Uwielbiałam to, że mogłam powiedzieć: »Chcę, żeby to zabrzmiało jak koń spadający z urwiska«, a on dokładnie wiedział, o co mi chodzi” – zachwycała się Siouxsie, a jej słowa znajdują potwierdzenie w muzyce. McGeoch zdobył z grupą także to, o co tak bardzo starał się z Magazine: niezależność finansową i należyte uznanie.

Wspinaczka na popkulturowy szczyt była obarczona wysoką ceną. Stres związany z utrzymaniem pozycji zespołu, trudy trasy koncertowej oraz skłonności do rock’n’rollowego trybu życia sprawiły, że McGeoch zaczął pochłaniać ogromne ilości wina i kokainy. Okresy nietrzeźwości były coraz częstsze i dłuższe, apogeum kryzysu nastąpiło zaś na koncercie w Madrycie w październiku 1982 roku. Tego wieczoru McGeoch dostał tabletkę Valium na otrzeźwienie, ale działanie środka okazało się katastrofalne: gitarzysta mylił piosenki, nie wchodził w takt, fałszował. „Stało się oczywiste, że nie wiedział, gdzie jest” – zapamiętał Budgie. Wiele lat później McGeoch przyznał: „Zdecydowanie straciłem nad sobą kontrolę. Trudno mi było sprostać wymaganiom tego wszystkiego”. Po powrocie do Wielkiej Brytanii trafił na odwyk, ale członkowie Banshees nie chcieli już z nim współpracować. „Ten jeden występ był ostatnią kroplą, która przelała czarę goryczy”[10] – podsumowała Siouxsie.

fot. Dave Formula

Rosnąca renoma

„Po stracie Johna nic już nie było takie samo. […] [To był] najlepszy gitarzysta wszech czasów”[11] – stwierdził Severin. Budgie zgadzał się z basistą: „Żaden [z gitarzystów Banshees] nie miał takiego luzu, opanowania i głębi ekspresji, jak John McGeoch”. Zespół zaangażował Roberta Smitha z The Cure, tymczasem McGeoch w 1983 roku wyruszył do Szwecji, gdzie wyprodukował imienny debiut grupy Zzzang Tumb i album „Snälltåg Till Himlen” Michaela Dee. Już wcześniej udzielał się jako producent i muzyk sesyjny, współpracując między innymi z Generation X, British Electronic Foundation i Kenem Lockiem (w kolejnych latach także z The Sugarcubes i Peterem Murphym z Bauhausu). Andrew Graham-Stewart, były menadżer Magazine, mówił, że gdy McGeoch

wchodził na ten rynek [pracy sesyjnej], […] każdy opowiadał o niesamowitym facecie, który robił to wszystko w jednym podejściu. Jego renoma rosła wykładniczo dzięki jego pracy w studiu[12].

Wytwórnia płytowa Polydor zaproponowała McGeochowi nagranie solowej płyty, pojawiła się też szansa kooperacji z Tomem Verlaine’em z Television, ale gitarzysta nie skorzystał z żadnej z tych możliwości, bo był zajęty nowym zespołem. Stworzył go z wokalistą Richardem Jobsonem i basistą Russellem Webbem z The Skids oraz starym znajomym z Magazine, perkusistą Johnem Doyle’em.

Richard jest moim przyjacielem już od dłuższego czasu i zawsze zamierzaliśmy kiedyś razem pracować. To była po prostu pierwsza szansa, którą obaj mieliśmy, aby połączyć to z odpowiednimi ludźmi[13]

– wyjaśniał McGeoch. Kwartet przybrał nazwę The Armoury Show – od wystawy sztuki nowoczesnej, która odbyła się w 1913 roku we wnętrzach dawnej zbrojowni w Nowym Jorku. Początkowo miał to być luźny kolektyw muzyków skupionych na pracy w studiu nagraniowym, a nie typowy zespół koncertowy; gitarzysta przekonał kolegów, że powinni też grać na żywo.

The Armoury Show pisali autorski materiał, odbywali intensywne próby i regularnie koncertowali w Wielkiej Brytanii oraz kontynentalnej Europie, ale mieli problem z zawarciem umowy nagraniowej z powodu okoliczności odejścia McGeocha z Banshees i reputacji Jobsona jako człowieka trudnego we współpracy. W końcu udało się podpisać kontrakt z amerykańskim oddziałem wytwórni EMI, nakładem której ukazał się „Waiting For The Floods” (1985) – pierwszy i zarazem ostatni album zespołu. Pomimo znanych nazwisk w składzie, środków na promocję i dobrych recenzji, krążek nie stał się spodziewanym przebojem, a grupa nie przeniknęła do głównego nurtu. Niemoc potęgowały nadal nierozwiązane problemy McGeocha ze środkami odurzającymi, które niekorzystnie wpływały na jego muzykalność. W 1986 roku, po tournée promującym płytę, gitarzysta opuścił The Armoury Show i zaciągnął się do innego, znacznie popularniejszego zespołu. Był to Public Image Ltd.

Jeden procent

John Lydon zaproponował McGeochowi przystąpienie do PiL jeszcze w 1984 roku, ale wtedy Szkot odmówił, choć był wielbicielem tej formacji. „Pierwszy singiel Public Image z 1978 roku wywarł na mnie największy wpływ. Pomyślałem, że to wspaniałe dzieło”[14] – deklarował. Gdy jednak Lydon ponowił swoją ofertę, McGeoch przyjął ją bez wahania i już wkrótce grał ramię w ramię z liderem i pozostałymi muzykami: Lu Edmondsem (gitara), Allanem Diasem (bas) i Brucem Smithem (bębny). Już za kadencji w The Armoury Show gitarzysta zaczął odchodzić od post-punka w stronę bardziej przystępnego stadionowego rocka, co miało swoje odzwierciedlenie w poszerzeniu instrumentarium o gitary marki Fender (w tym klasyczne modele Stratocaster i Telecaster), Washburn i Carvin. Nowy styl McGeocha idealnie wpasował się w nową inkarnację PiL – zespołu o fluktuującym brzmieniu i składzie, który w połowie lat 80. miał niewiele wspólnego ze swoimi poprzednimi wcieleniami.

Tak jak wcześniej w Magazine i Banshees, gitarzysta nie ograniczał się tylko do odgrywania swoich części. Jak nadmieniał Dias, „McGeoch był głównym współautorem piosenek. Jako gitarzysta wniósł więcej pomysłów niż ktokolwiek z nas”[15]. Lydon również nie szczędził mu pochwał: Był wspaniałym gitarzystą, chociaż sposób jego gry wykraczał poza moje przyzwyczajenia”, ponieważ „myślał w kategoriach nut, melodii, harmonii – od czasu do czasu rzucał jakiś jazzowy akord do swoich partii. […] Był cudowną osobą, z którą wspaniale się współpracowało”[16].

Początki nie były jednak zachęcające: na koncercie PiL w Wiedniu gitarzysta dostał w twarz butelką po winie i stracił około pół litra krwi zanim sprowadzono pomoc medyczną. Założono mu ponad czterdzieści szwów i zalecono wakacje, ale bliscy utrzymywali, że groźny incydent na zawsze odmienił McGeocha. „To zmieniło i jego, i wszystko. Była to po prostu szokująca chwila”[17] – potwierdzał Edmonds.

John McGeoch zrealizował z PiL trzy albumy: „Happy?” (1987), „9” (1989) i „That What Is Not” (1992). Zespół sprzedawał sporo płyt i koncertował na całym świecie, ale gra gitarzysty nie była już tak innowacyjna jak w czasach Magazine i Banshees.

Gram na gitarze od dwudziestu lat i tak naprawdę sprowadza się to do 99% pocenia się i 1% inspiracji: bierze się gitarę i bardzo trudno jest wymyślić coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałeś[18]

– ubolewał. Wypalenie zawodowe połączone z niewyleczonym alkoholizmem i tęsknotą za rodziną utrudniało mu funkcjonowanie w zespole.

Z czasem stał się potwornie nerwowy – nawet bardziej niż ja. […] Wszyscy trochę marudziliśmy, ale John narzekał bez przerwy i w końcu stał się nie do zniesienia. W dodatku zapominał, co ma grać, albo wchodził nie wtedy, gdy powinien[19]

– przywoływał Lydon. Kiedy wokalista dostał propozycję nagrania solowego albumu, rychło zawiesił działalność PiL. McGeoch znów został bez pracy.

Koniec kariery

W takich sytuacjach gitarzysta zazwyczaj ratował się pracą w charakterze muzyka sesyjnego, ale i na tym polu pojawiły się trudności, bo początek lat 90. znamionował stopniowy odwrót od muzyki gitarowej i rosnący prymat elektroniki. Zapotrzebowanie na usługi McGeocha topniało z każdym rokiem, a on i jemu podobni instrumentaliści, tacy jak Robert QuineMick Ronson, nieuchronnie stawali się reliktami minionej epoki. McGeochowi bardzo trudno było odnaleźć się w tych realiach. Prawdopodobnie najlepszy gitarzysta swego pokolenia nie miał zespołu, repertuaru, ofert pracy ani stałego źródła dochodu (nie licząc tantiem) – miał natomiast rodzinę na utrzymaniu i kosztowny nałóg, poza tym przyzwyczaił się do pewnego poziomu życia i braku pieniężnych trosk. W jednym z wywiadów z tamtego okresu zdradził, że „istnieje duża szansa, że wkrótce zajmę się pisaniem”[20], jednak nie był na tyle znany, żeby zainteresować duże wytwórnie swoją solową twórczością.

Artysta postanowił założyć nową grupę Pacific, do której zaprosił Johna Keeble’a (Spandau Ballet), Glenna Gregory’ego (Heaven 17), Clive’a Farringtona (When In Rome) i Keitha Lowndesa (Magic Skulls). Próby odbywały się w domowym studiu nagraniowym McGeocha w Dronfield. Muzykom udało się wystąpić w modnym klubie Madame Jojo’s w londyńskiej dzielnicy Soho, ale działalność zespołu nie wzbudziła większego zainteresowania. Gregory wzmiankował, że

piosenki były dobre, ale nic z tego nie wyszło. To był naprawdę dziwny okres, ponieważ John niestety dużo wtedy pił. […] Bardzo poważnie podchodził do swojej pracy – wszystko musiało tu być w porządku. Myślę, że denerwowało go bycie pijanym, bo po prostu nie mógł wtedy grać tak, jak chciał[21].

Gwoździem do trumny formacji był nieudolny management, który nie zdołał zapewnić kontraktu nagraniowego ani koncertów. Do dziś nie opublikowano żadnych utworów Pacific.

McGeoch nie miał złudzeń, że to koniec jego kariery muzycznej. Musiał podjąć się innej pracy zarobkowej, więc ukończył odpowiedni kurs i został pielęgniarzem (opiekował się głównie osobami starszymi i chorymi na Alzheimera, rozwoził też krew po szpitalach). Gdy rozpadło się jego drugie małżeństwo, artysta przeniósł się najpierw do Sheffield, a potem do Londynu, by wreszcie osiąść z nową partnerką w kornwalijskim miasteczku Launceston. W dalszym ciągu zaglądał do kieliszka, a lata uzależnienia od alkoholu zaczęły odbijać się na jego zdrowiu. Pewnego dnia zemdlał podczas zakupów i doznał urazów głowy w wyniku upadku. Badania wykazały, że cierpi na epilepsję. Rzucił picie, ale choroba się nasilała. John McGeoch zmarł w nocy z 4 na 5 marca 2004 roku[22] w wyniku SUDEP (nagła niespodziewana śmierć w padaczce) – po tym, jak doznał we śnie silnego napadu epileptycznego, który zakłócił prawidłowe funkcjonowanie mózgu i mechanizmu oddychania.

Sekretne stowarzyszenie

Blisko tuzin płyt i dwie dekady artystycznej działalności – tyle wystarczyło McGeochowi, żeby zrewolucjonizować podejście do gitary elektrycznej w ramach szeroko pojętego rocka. Celowo odrzucając zarówno hegemonię pentatonicznej skali bluesowej, jak i programową amatorszczyznę punkowych dyletantów, McGeoch położył szczególny nacisk na niekonwencjonalne tonacje, gęste tekstury, atonalność, flażolety i dysonanse. Wypracowane w ten sposób idiosynkratyczne brzmienie – pełne, bogate i zarazem oszczędne – pomogło ukształtować muzyczny krajobraz post-punka i nowej fali. Styl gry McGeocha był progresywny w prawdziwym tego słowa znaczeniu, a dźwięki, które wydobywał ze swojej gitary, skrzyły się szeroką gamą barw, emocji i nastrojów. Nawet jego nietypowy jak na rockowe standardy wybór instrumentu (Yamaha zamiast opatrzonego Fendera, Les Paula czy Gibsona) wskazywał, że był to gitarzysta, który nie podążał utartymi ścieżkami.

Jednocześnie nie miał w sobie nic z krzykliwego, egocentrycznego wirtuoza spragnionego chwały. Swoją filozofię tworzenia wykładał następująco: „Granie na gitarze nie jest dla mnie eskapizmem ani rozrywką, jest odpowiedzialnością”[23]. Niewysoki, o delikatnej chłopięcej urodzie, miał twardy szkocki charakter, ale nie dominował ani na scenie, ani w studiu nagraniowym. Nie zabiegał też o bycie w centrum uwagi, nie pozował na boga gitary w rodzaju Jimmy’ego Page’a, nie popisywał się zbędnymi solówkami i nie próbował zepchnąć w cień muzycznych partnerów. Wolał tworzyć z nimi wspólne dzieło, ponieważ doskonale rozumiał swoją rolę w zespołach, w których grał – starał się działać solidarnie, dla dobra ogółu, a nie dla własnych partykularnych interesów. To między innymi z tych powodów McGeoch nigdy nie został globalną gwiazdą ani popkulturowym idolem. Ale jego artystyczna spuścizna jest nadal żywa i nieustannie inspiruje kolejne pokolenia gitarzystów.

O przemożnym wpływie, jaki wywarła na nich muzyka McGeocha, otwarcie opowiadali Ed O’Brien i Jonny Greenwood (Radiohead), Robert Smith (The Cure), The Edge (U2), Stuart Adamson (Skids, Big Country), John Frusciante (Red Hot Chili Peppers), Roddy Frame (Aztec Camera), James Dean Bradfield (Manic Street Preachers), William Reid (The Jesus and Mary Chain), Steve Albini (Big Black), Dave Navarro (Jane’s Addiction), Charlie Burchill (Simple Minds), Geordie Walker (Killing Joke), James Graham (The Twilight Sad), Stuart Braithwaite (Mogwai), Duane Denison (The Jesus Lizard), Mille Petrozza (Kreator), Mark Arm (Mudhoney) i Johnny Marr (The Smiths). Ten ostatni powiedział: „To jest jak sekretne stowarzyszenie gitarzystów, którzy nadal zachwycają się riffami, dźwiękami i aranżacjami na płytach Magazine, Siouxsie and the Banshees i PiL”[24]. Dwadzieścia lat po śmierci John McGeoch pozostaje dla tych twórców niekwestionowanym bohaterem gitary.


Przypisy:
[1]     R. Sullivan-Burke, The Light Pours Out Of Me: The authorised biography of John McGeoch, tłum. własne, London 2022, s. 13.
[2]     Ibidem, s. 18.
[3]     S. Reynolds, Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978–1984, tłum. J. Bożek, Warszawa 2015, s. 147.
[4]     R. Sullivan-Burke, The Light…, op. cit., s. 21.
[5]     Ibidem, s. 34.
[6]     Ibidem, s. 40–41.
[7]     Ibidem, s. 48–60.
[8]     Ibidem, s. 79.
[9]     Ibidem, s. 95.
[10]  Ibidem, s. 131.
[11]  Ibidem, s. 237.
[12]  Ibidem, s. 86.
[13]  Ibidem, s. 143.
[14]  Ibidem, s. 171.
[15]  Ibidem, s. 183.
[16]  J. Lydon, Gniew jest energią. Moje życie bez cenzury, tłum. W. Weiss, Czerwonak 2015, s. 392.
[17]  R. Sullivan-Burke, The Light…, op. cit., s. 177.
[18]  Ibidem, s. 217.
[19]  J. Lydon, Gniew…, op. cit., s. 414.
[20]  R. Sullivan-Burke, The Light…, op. cit., s. 203.
[21]  Ibidem, s. 209–210.
[22]  Źródła internetowe podają 4 marca jako datę śmierci, ale autoryzowana biografia gitarzysty napisana przez Rory’ego Sullivana-Burke’a wskazuje na 5 marca.
[23]  R. Sullivan-Burke, The Light…, op. cit., s. 235.
[24]  Ibidem, s. 7.