Minęły cztery dekady od premiery „From Her to Eternity” – debiutanckiego albumu formacji Nick Cave & The Bad Seeds.
Warracknabeal to liczące niespełna dwa i pół tysiąca mieszkańców miasteczko w stanie Wiktoria w południowo-wschodniej Australii. Miejscowość leży w tak zwanym pasie pszenicznym – regionie rolniczym. Obecnie miejscowość to dobrze prosperujący ośrodek handlowo-usługowy. Główną rozrywką w Warracknabeal jest sport, w szczególności futbol australijski. Ale w najmniejszym stopniu nie interesował on urodzonego w 1957 roku Nicholasa Edwarda Cave’a.
Cave, syn nauczyciela i bibliotekarki, już jako dziecko od pogoni za piłką wolał lekturę „Lolity” czy „Zbrodni i kary”, a także opowieści ojca o Nedzie Kellym – niesławnym rozbójniku, który w drugiej połowie XIX wieku siał postrach w australijskim buszu. W latach 60. państwo Cave wraz czwórką dzieci zamieszkali w Wangaratta, mieście opodal ostatniego bastionu Kelly’ego w Glenrowan, gdzie mały Nick uczęszczał do szkoły i udzielał się w lokalnym chórze kościelnym w Katedrze Świętej Trójcy. „Dorastałem w małym miasteczku, a tam, jeśli nie ma cię na mszy, narażasz się na ostracyzm”[1] – wspominał po latach artysta. Jak gdyby na przekór surowemu chrześcijańskiemu wychowaniu, dojrzewający Nick coraz częściej ukazywał światu swoją niepokorną duszę.
W wieku lat trzynastu został wydalony z Wangaratta High School za chuligańską próbę roznegliżowania starszej o trzy lata koleżanki. Później, w Caulfield Grammar School – prywatnej szkole z internatem w Melbourne – regularnie wszczynał awantury i wdawał się w bójki z innymi uczniami. Po ukończeniu szkoły średniej Cave krótko rozważał karierę pisarza (zaczytywał się w Arturze Rimbaudzie, Samuelu Becketcie i Flannery O’Connor), ostatecznie jednak wybrał malarstwo w Caulfield Institute of Technology. Wykładowcy krytykowali go za zainteresowanie XVI- i XVII-wieczną sztuką religijną, szczególnie nieprzychylna Cave’owi była zaś pewna adiunkt, która uważała jego prace za kiczowate i obrzydliwe. „Powiedziała, że nie może opowiadać się za takim paskudztwem i dłużej ze mną rozmawiać nie ma ochoty”[2]. Po roku studiów Cave porzucił uczelnię i skupił się na innej pasji, którą praktykował już w liceum – muzyce rockowej.
Cave zainteresował się rockiem dzięki starszemu bratu, który podsuwał mu płyty Pink Floyd, Jethro Tull, Cream, Jimiego Hendrixa i King Crimson. Już jako uczeń Caulfield Grammar School założył formację Concrete Vulture ze szkolnymi kolegami: Mickiem Harveyem (gitara), Phillem Calvertem (bębny), Johnem Cochiverą (gitara), Brettem Purcellem (bas) i Chrisem Coyne’em (saksofon). Jak opisywał Harvey, „[Nick] został wokalistą, bo miał największe ego. Chodzi mi o to, że wtedy nie umiał jeszcze śpiewać”[3] (sam Cave nawet wiele lat później bardzo krytycznie odnosił się do swoich możliwości wokalnych: „Nie uważam się za dobrego piosenkarza. Wydaje mi się, że moim talentem jest wyrażanie siebie. […] Pod względem technicznym, nie jest to imponujące”). Concrete Vulture występowali na szkolnych potańcówkach, wykonując przeróbki piosenek z repertuaru Lou Reeda, The Velvet Underground, Davida Bowiego, Alice’a Coopera, Roxy Music i Alexa Harveya.
Przełom nastąpił w 1977 roku, gdy do Australii dotarła fala punk rocka. To właśnie wtedy Cave po raz pierwszy zobaczył na żywo australijskie grupy punkowe Radio Birdman i The Saints; jak sam przyznał, z koncertu tej drugiej wyszedł jako „inny człowiek”[4]. Równie silną inspirację stanowiły artykuły w brytyjskim magazynie muzycznym „NME” oraz nagrania New York Dolls, The Stooges, MC5 i przede wszystkim Sex Pistols. „Bardzo ekscytowała nas ta – brakuje tu właściwego słowa – filozofia, jaką rozprzestrzeniał John Lydon; indywidualizm, wściekłość i taka olewawcza postawa. Bywało to mocno stymulujące”[5] – wyjaśniał Harvey. Grupa zmieniła nazwę na The Boys Next Door i zaczęła komponować autorski materiał. Z jej składu odeszli wówczas Cochivera, Purcell i Coyne, dołączyli zaś basista Tracy Pew oraz (w 1978 roku) gitarzysta Rowland S. Howard, który w tym celu opuścił swój zespół Young Charlatans.
„Na tamtym etapie byliśmy uważani za grupę punk rockową, więc zaczęliśmy grać dużo koncertów” – tłumaczył Cave. „Pasowaliśmy do tego, jak ludzie wyobrażali sobie punkową grupę. Wokoło było ich mało, a my raptem żeśmy się stali jedną z nich, niemal przypadkiem, ponieważ tak się akurat złożyło, że graliśmy już podobne rzeczy”[6] – uściślał Harvey. Howard zaś uzupełniał:
Kiedy cały ten punk przytrafił się Anglii, na świecie zaistniało wiele kapel, które do tych samych wniosków dochodziły innymi drogami; na przykład The Saints w Australii, albo grupy amerykańskie jak Suicide. Taka była ścieżka, którą tak czy owak te zespoły podążały. […] Dawało to poczucie, że się w Australii nie było tak osamotnionym. W pewien sposób nadawało temu moc obowiązującą[7].
Po zagraniu ponad trzystu koncertów na terenie Australii i nagraniu płyt „Door, Door” (1979) i „The Birthday Party” (1980), w lutym 1980 roku The Boys Next Door przemianowali się na The Birthday Party i polecieli do Londynu, skuszeni rzekomo panującą tam atmosferą otwartości i kreatywności. Anglia jednak srogo rozczarowała członków kwintetu – byli zdumieni, że w Londynie nie ma odważnych, poszukujących grup w rodzaju bristolskiego The Pop Group czy manchesterskiego The Fall. Żadna wytwórnia nie była zainteresowana twórczością The Birthday Party; swój pierwszy koncert w Wielkiej Brytanii grupa zagrała dopiero cztery miesiące po przybyciu. Muzycy żyli na skraju ubóstwa, imając się dorywczych prac jako sprzątacze, pomywacze, sprzedawcy spodni oraz pracownicy fabryki. „Nigdy nie było żadnych pieniędzy, w najlepszych czasach zarabialiśmy jakieś 50 funtów tygodniowo” – zapamiętał Phill Calvert.
„Bardzo szybko zdaliśmy sobie sprawę, że nasz przyjazd to jakaś fatalna pomyłka. Wszystko było inne, niż się spodziewaliśmy. Oczekiwaliśmy swingującego Londynu, a tymczasem swingujący Londyn skręcił nam kark”[8] – podsumował Cave. W listopadzie 1980 roku muzycy wrócili więc do Australii, gdzie zarejestrowali materiał na płyty „Prayers On Fire” (1981) i „Junkyard” (1982), chociaż w kolejnych latach wielokrotnie podróżowali jeszcze do Wielkiej Brytanii, kontynentalnej Europy i USA. W tym czasie The Birthday Party stali się prawdziwą sensacją koncertową – dzięki żywiołowym, nieprzewidywalnym występom, w trakcie których nierzadko dochodziło do fizycznej konfrontacji z widownią, konsekwentnie budowali markę jednej z najbardziej bezkompromisowych formacji postpunkowych. Na jednym z tych koncertów znalazł się Ivo Watts-Russell, założyciel wytwórni 4AD, dla której The Birthday Party będą nagrywać do końca swojej krótkiej kariery.
W 1982 roku ze składu wyrzucono Calverta, którego za perkusją zastąpił Harvey. Zredukowani teraz do kwartetu The Birthday Party przenieśli się do Berlina Zachodniego. „[Wtedy] odetchnęliśmy z ulgą. Zakochałem się w Berlinie”[9] – deklarował Cave, lecz był to początek końca zespołu targanego uzależnieniem od narkotyków i alkoholu oraz wewnętrznymi konfliktami na linii Cave-Howard. Berlińskie sesje epek „The Bad Seed” (1983) i „Mutiny!” (1983) naznaczone były nieustannymi tarciami: Cave nie chciał już śpiewać utworów napisanych przez Howarda, a Howard nie akceptował przywódczych ambicji Cave’a. Mimo rosnącej popularności, pochlebnych recenzji, dzielenia sceny z Bauhausem i wsparcia takich tuzów jak brytyjski radiowiec John Peel, nie sposób było już zatrzymać entropii trawiącej australijski zespół. Na początku 1983 roku z grupy odszedł nagle Harvey, a kilka miesięcy później The Birthday Party oficjalnie zakończyli działalność.
Harvey naświetlał, że zespół „dotarł do etapu, w którym nie było żadnego nowego kierunku. […] Wszystko popadło w swego rodzaju stagnację i pomyślałem, że najwyższy czas przestać, bo nie będzie już tej iskry”. Howard upierał się, że dalsza wspólna praca byłaby „wyzwaniem, bo i tak pracować razem było bardzo trudno”[10]. Z kolei Cave podkreślał, że głównym powodem rozpadu The Birthday Party była sprzeczność piosenek, które pisali on oraz Rowland: „rozdźwięk, który wyrósł pomiędzy mną a Rowlandem w pewnym sensie przeniósł się na resztę grupy i był męczący też dla innych”. „Pośmiertnie” ukazały się koncertowe albumy „It’s Still Living” (1985) i „Live 1981–82” (1999).
W późniejszych latach Cave wyznał, że mierziły go nie tylko relacje z Howardem oraz artystyczne różnice między nimi, ale również ciężkie, opresyjne brzmienie zespołu. „Naprawdę nie przywiązuję tak dużej wagi do The Birthday Party. To tylko muzyka i uważam, że nasza grupa jest całkowicie zbędna. Rodzaj muzyki, którą gramy, to muzyka śmieciowa. To kompletne śmieci i z tego powodu jesteśmy całkowicie zbędni” – zaznaczał artysta, który chciał tworzyć zupełnie inne rzeczy, bliższe country and western, bluesowi i popowym balladom z lat 60. w duchu Scotta Walkera. Kiedy zimą 1983 roku zaproszono Cave’a do jednej z holenderskich rozgłośni radiowych, by zaprezentował swe ulubione nagrania, zaskoczeni słuchacze usłyszeli między innymi utwory Hanka Williamsa, Krisa Kristoffersona, Vana Morrisona i The Walker Brothers. Wieloletnia fascynacja Leonardem Cohenem skłoniła zaś Cave’a do wniosku, że jest to „największy spośród wszystkich autorów piosenek”[11].
Krótko po rozpadzie The Birthday Party lider zaszył się w rodzinnym domu na przedmieściach Melbourne. Zapowiedział, że nie ma konkretnych planów na dalszą karierę i musi odpocząć od muzyki, żeby skupić się na swojej debiutanckiej powieści roboczo zatytułowanej „Swampland” (ostatecznie ukazała się w 1989 roku pod tytułem „And The Ass Saw The Angel”[12]). Ale już we wrześniu 1983 roku, zaledwie miesiąc po zakończeniu działalności The Birthday Party, Cave zaczął kompletować muzyków do swojego solowego projektu pod auspicjami wytwórni Mute, która zbiła fortunę na bestsellerowych płytach Depeche Mode i Yazoo. Cave miał wydać dla Mute epkę pod tytułem „Man or Myth?” i w mieszkaniu w londyńskiej dzielnicy Brixton zdążył już opracować na klawiszach zalążki trzech nowych piosenek, które miały się na niej znaleźć: „Saint Huck”, „Wings Off Flies” i „A Box For Black Paul”. Teraz potrzebował tylko zespołu towarzyszącego.
Pierwszą osobą, do której zwrócił się Cave, był… Harvey. „Kiedy Nick zadzwonił do mnie, prosząc, abym popracował przy pierwszej jego płycie, byłem prawdziwie zaskoczony. Nie wiem, jak długo się decydowałem, ale pomyślałem: »Może być fajnie. Zrobię to«”[13] – relacjonował muzyk. Kolejnym współpracownikiem został Blixa Bargeld, gitarzysta formacji Einstürzende Neubauten: „[Nick] po prostu zadzwonił do mnie z Londynu i spytał, czy nie chciałbym zagrać na jego solowej płycie. To nie miał być zespół. […] Zrobiłem to dlatego, że Nicka lubię, no i oczywiście z powodów publicznych”[14]. Składu dopełnili Jim Thirlwell (znany między innymi z solowego wcielenia Foetus i kooperacji z Coil) oraz Barry Adamson, były basista Magazine. „Nick zapoznał mnie z pomysłem pójścia dalej bez The Birthday Party i zachciało mi się w tym uczestniczyć”[15] – rekapitulował później Adamson.
We wtorek 20 września 1983 roku Cave, Harvey, Bargeld, Thirlwell i Adamson weszli do studia The Garden w Londynie. Towarzyszył im producent i inżynier dźwięku Mark „Flood” Ellis, który miał za sobą współpracę z New Order, Cabaret Voltaire i The Sound (a przed sobą – z U2, Depeche Mode, Nine Inch Nails i wieloma innymi artystami). „W The Garden był niesamowicie żywy, ale nieomal zniekształcony dźwięk, co sprawiało, że talerze i gitary zawsze brzmiały bardzo ostro, kiedy były nagrywane. To popchnęło wszystkich w miejsce, którego się nie spodziewałem” – akcentował Flood. Adamson dostrzegł, że „Flood wnosił jeszcze coś innego. Stał się tym naprawdę twardym facetem, który brał na siebie wszelkie gówno, ale potrafił przeciąć dwucalową taśmę na pół i skleić ją z powrotem z wielu ujęć, a następnie wymyślić coś, co było absolutnie genialne. […] Starał się znaleźć rzeczy, których nigdy wcześniej nie słyszano – takie, które były oryginalne”.
Sesje trwały do października. Zarejestrowano utwory „Saint Huck”, „Wings Off Flies”, „A Box For Black Paul” i wczesną wersję „From Her to Eternity”. W trakcie nagrywania odszedł Thirlwell – rzekomo z powodu różnic artystycznych z Cave’em. „Wypadłem zupełnie wtedy z konkurencji i w ogóle miałem tego dość, rzygać mi się chciało”[16] – narzekał muzyk, ale Harvey miał zgoła inną teorię: „[Jim] był tak bardzo przyzwyczajony do samodzielnej pracy i organizacji w studiu w bardzo określony sposób, a my przywykliśmy do szamotania się, że tak to ujmę, więc te odmienne metody do siebie nie pasowały”. Mimo to w tym samym miesiącu Cave i Thirlwell – wraz z Lydią Lunch i Markiem Almondem (Soft Cell) – zagrali w USA trzy koncerty firmowane nazwą The Immaculate Consumptive. Pod koniec grudnia 1983 roku w Melbourne odbył się pierwszy solowy koncert Cave’a, na którym artystę wspomagali Harvey, Adamson, Tracy Pew i Hugo Race.
Po powrocie do Anglii w lutym 1984 roku Cave wznowił pracę nad epką dla Mute, która rozrosła się do wymiarów albumu. Skład zespołu był prawie taki sam, jak we wrześniu poprzedniego roku – tyle że z Race’em dokooptowanym na miejsce Thirlwella. Sesje w londyńskim studiu Trident były napędzane dużymi ilościami narkotyków, zwłaszcza amfetaminy i heroiny. „Robiło się wszystko, co tylko możliwe, aby przetrwać te sesje, a były one długie. […] Wchodziło się [do studia] o drugiej po południu i wychodziło się o świcie” – referował Adamson. „Godziny naszej pracy były absolutnie absurdalne. Zdecydowanie było trochę spania pod fortepianem przy kilku okazjach” – potwierdzał Flood. „To słynna historia, że wróciłem po całej nocy snu i wszedłem do studia, a Blixa wciąż tam był. Siedział tam całą noc i nadal robił te same gitarowe nakładki. Ale tak naprawdę po tych ośmiu godzinach zajmował się strojeniem. Przez całą noc stroił swoją gitarę” – dodawał Harvey.
Nietypowe podejście Bargelda do swojego instrumentu okazało się kluczowe dla brzmienia całego albumu. Jak zauważył Cave, który współpracował z nim już przy okazji ostatniej epki The Birthday Party, „[Blixa Bargeld] zawsze podchodził do gitary z powściągliwością i wstrętem”. Podczas sesji z Cave’em niemiecki gitarzysta postawił na minimalizm. „Za wyjątkiem totalnego anty-efektu, który włączał i odłączał sygnał, żadnych innych efektów nie miałem. Żadnych pogłosów, żadnych średnich częstotliwości, basowych częstotliwości, same tylko soprany i slide”[17] – uzasadniał swój wybór Bargeld. Mówił też: „Prawie wszystkie piosenki na »From Her to Eternity« są w C. Jako że C zwana jest »tonacją zwycięstwa«, postanowiłem moją gitarę nastroić tylko w C”[18]. Race zaświadczał, że wpływ Bargelda popychał sesje w kierunku eksperymentów: „Nic nie było istotne, jeśli brzmiało jak coś zrobionego wcześniej, co z pewnością było punktem widzenia Blixy”.
Nagrywanie zakończyło się w marcu. Do czterech utworów z września dołączyły następne: „Cabin Fever!”, „Well Of Misery”, przeróbka „Avalanche” Cohena oraz „In The Ghetto” z repertuaru Elvisa Presleya i „The Moon Is In The Gutter” z dźwiękami elektrycznej golarki (dwa ostatnie trafiły tylko na kompaktową edycję albumu i singiel). „Skończyliśmy miks »Cabin Fever!« o siódmej rano w dniu, kiedy album miał być dostarczony [do wytwórni], pracowaliśmy przez calutką noc i dokończyliśmy miksowanie. Wyszliśmy stamtąd kompletnie obłąkani, odchodziliśmy od zmysłów – no i to było wszystko” – opowiadał Harvey. Zanim jeszcze gotowy materiał trafił na winyl, w kwietniu Cave, Harvey, Bargeld, Adamson i Race wybrali się w trasę koncertową po Europie. Początkowo grali jako Nick Cave and The Cavemen, ale lider zmienił nazwę na Nick Cave and The Bad Seeds, od tytułu przedostatniej epki The Birthday Party.
Pisanie muzyki i tekstów spoczęło nieomal w całości na Cavie. Harvey odmówił komponowania, bo uważał, że „jeśli [Nick] chciał kontynuować karierę muzyczną, to musiał bardziej zainteresować się tym aspektem. […] Zostawiłem to więc jemu, a on w końcu to zrobił i wykonał cholernie dobrą robotę”. Z siedmiu utworów, które trafiły na album, jeden jest przeróbką („Avalanche”), jeden powstał na drodze zespołowej improwizacji („From Her to Eternity”), dwa stworzył Cave z innymi muzykami („Cabin Fever!” z Bargeldem i „Wings Off Flies” z Thirlwellem), trzy stanowią zaś efekt samodzielnej pracy lidera („Well Of Misery”, „Saint Huck”, „A Box For Black Paul”). „Pamiętam, jak wielokrotnie spotykałem Nicka przy pianinie. Najpierw coś klapał, potem mówił »Mam!« i zabierał się do adaptacji. Co istotne, kiedy w studio robiliśmy muzykę, on bazgrał zaraz jakieś teksty. […] Przypominał mi jakiegoś nakręconego kapelmistrza”[19] – zachwycał się Adamson.
Muzyka, choć niepokojąca i mroczna, nie miała już w sobie gwałtowności dokonań The Birthday Party. „Chyba nie kopaliśmy już ludzi po zębach. […] Chciałem, żeby było bardziej lirycznie”[20] – wyłuszczał Cave. Przy innej okazji rozwinął to stwierdzenie:
Była to taka, całkiem świadoma, próba stworzenia muzyki prawdziwie mocnej, ale bez opierania się na tych kalkach, jakich zwykle w takiej mocnej muzyce się używa, typu skrzeczące gitary. Sądzę, że The Birthday Party tej agresji i mocy szukało, podczas gdy tutaj, na tej płycie jest to, z czym po takiej jakiejś gwałtownej, mocnej sytuacji się zostaje[21].
Race nadmieniał, że chciano odwiedzać „niezbadane terytoria. To nie mogło brzmieć jak The Birthday Part”; zdaniem Harveya wynikało to z tego, że Cave nie mógł już utożsamiać się z muzyką tamtego zespołu: „Myślę, że próbował dowiedzieć się, jaka muzyka naprawdę go interesuje”.
W tekstach Cave wykorzystał styl narracyjny – epicki i jednocześnie liryczny, zakorzeniony głęboko zarówno w literaturze pięknej, jak i w Biblii („Pismo Święte znam na pamięć i w jakiś sposób ono we mnie żyje”[22] – powiadał). Olbrzymi wpływ na liryczną zawartość płyty wywarła też Anita Lane, wieloletnia partnerka i muza Cave’a, która figuruje jako współautorka tekstu „From Her to Eternity”. Howard nie miał wątpliwości, że to „Anita była odpowiedzialna za to, że Nick pewne rzeczy zaczął robić twórczo. Zauważyłem, że w momencie, gdy ją poznał, poczuł iż teksty, jakie pisze, są horrendalnie głupawe”[23]. Bywało, że jedno słowo wypowiedziane lub napisane przez Lane otwierało Cave’owi pomysł na cały utwór, inspirując go do stworzenia wymyślonego świata pełnego całkowicie uformowanych postaci. Rozpad ich związku przypadł na czas pomiędzy jedną a drugą sesją nagraniową do „From Her to Eternity”, lecz wpływ Lane jest nie do przecenienia.
Ponieważ słowo pisane jest bardzo istotne w przypadku twórczości Cave’a, warto pochylić się nad tekstami z „From Her to Eternity”. Płytę otwiera „Avalanche” napisany wprawdzie przez Cohena, lecz wręcz stworzony dla Cave’a, bowiem inspirowana Biblią treść utworu traktuje o wewnętrznych demonach, „garbusie śpiącym pod złotą górą”. Wybór coveru na otwarcie pierwszej solowej płyty był nietypowym ruchem, ale świadczył o pewności siebie, jaka cechuje artystę porywającego się na klasykę i odnoszącego zwycięstwo. „Avalanche” w wykonaniu Cave’a nie jest rzeczą obrazoburczą: to pokaz umiejętności The Bad Seeds i zarazem hołd złożony oryginałowi i jego autorowi. Cohen miał zresztą pozytywny stosunek do wariantu Cave’a: „Naprawdę podobało mi się. Doprowadził to na pewien skraj”[24]. Howard objaśniał, że „Nick i ja podziwialiśmy u Leonarda Cohena to, że jest on tak imponująco prostolinijny w życiu osobistym. To ważne, żeby takim być”[25].
„Cabin Fever!” miał źródło w „Moby Dicku” Hermana Melville’a, a Cave dobrze wiedział, jak osiągnąć efekt bezcelowego dryfowania po morzu symbolizującego jego związek z Lane. „Stanął nade mną, kiwając się z boku na bok, a ja wyobraziłem go sobie w tamtym momencie jako bosmana na statku. Chciał słyszeć poszum lin, czuć chlupot wody na burtach. […] Chciał przyszpilić postać, która cierpiała wtedy, i zarejestrować to na winylu”[26] – relacjonował Adamson. Literacką proweniencję miał również „Saint Huck”, gdzie „Przygody Hucka” Marka Twaina i „Ulisses” Jamesa Joyce’a posłużyły jako punkt wyjścia dla historii o moralnym zepsuciu Świętego Hucka, prowincjusza w miejskiej dżungli. Z kolei „Well Of Misery” to wyraz fascynacji biblijną tematyką pieśni z amerykańskiego południa. Bargeld: „W tamtym okresie Nick zupełnie autentycznie zainteresował się bluesem, gospel i w ogóle całą »czarną« muzyką. Choć może nie tyle samą muzyką, co mitologią, symboliką”[27].
W dziesięciominutowej kompozycji „A Box For Black Paul” śmierć Czarnego Paula to metafora końca The Birthday Party (inicjały nazwiska tytułowego bohatera są takie same jak skrót nazwy dawnego zespołu Cave’a). Okrutny podmiot liryczny „Wings Off Flies” gra w „Kocha, nie kocha”, wyrywając muchom skrzydełka. Podobna obsesja na punkcie miłości, pożądania i straty wyrażona została w utworze tytułowym[28]. Cave lubował się we wrzucaniu swoich postaci we wrogi świat, a potem obarczaniu ich grzechem prowadzącym do upadku, co przełożyło się na posępny wydźwięk tekstów. „Nie rozumiem, jak ktoś inteligentny może nie dostrzegać ostatecznego tragizmu życia”[29] – dziwił się Australijczyk. Mówił także: „Nie wypieram się uczucia szczęścia tylko dlatego, że o nim nie piszę. Dla mnie jest po prostu coś potężniejszego w ostatecznych karach człowieka – czy to na poziomie humanistycznym, czy bardziej mistycznym – niż w jego ostatecznych nagrodach”.
Album formacji Nick Cave and The Bad Seeds zatytułowany „From Her to Eternity” (gra słów bazująca na anglojęzycznym tytule powieści Jamesa Jonesa „Stąd do wieczności” – „From Here to Eternity”) trafił do brytyjskich sklepów 21 maja 1984 roku. Reakcja krytyków była ekstatyczna. Mat Snow z „NME” napisał, że jest to „jeden z największych albumów rocka wszech czasów”[30], a Ben Sisario z „Rolling Stone” zawyrokował, że „od pierwszych nut »From Her to Eternity« nowa wizja Cave’a jest jasna: grupa z mocą i kontrolą, by przekazać chorobliwą wielkość jego tekstów”[31]. Cave swym zwyczajem sceptycznie odnosił się do tego aplauzu. „Dobre i złe recenzje wpływają na mnie w podobny sposób, a to oznacza dużą dozę nieufności” – eksplikował artysta. Potem wyraził opinię, że entuzjastyczny odbiór pierwszej płyty (który nazwał „straszną przesadą”) niekorzystnie wpłynął na oceny kolejnych albumów: „Tak bardzo mnie ubóstwiali, że musiały nadejść reperkusje”.
W dniu premiery zespół wystąpił w Berlinie, a w czerwcu wyruszył w trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych. Występy rozpoczynały się od „A Box For Black Paul” i kończyły widmową wersją „In The Ghetto”. „Czasami było bardzo dobrze, ale wielu piosenek po prostu zagrać się nie dało. W »Saint Huck«, dajmy na to, musieliśmy się podpierać taśmą”[32] – przypominał sobie Bargeld. Race, który porzucił synekurę w The Bad Seeds we wrześniu 1984 roku, nie miał dobrych wspomnień z tego tournée: „Przyciągnęło tłumy oczekujące konfrontacyjnej postawy The Birthday Party, toteż w rzeczywistości mieliśmy takie same oczekiwania publiki, ale byliśmy zupełnie innym zespołem z zupełnie innym repertuarem. […] Myślę, że wszyscy mieliśmy tego dość”. Po zakończeniu trasy w składzie okrojonym do kwartetu muzycy podzielili się zyskami. Okazało się, że każdy z nich zarobił tylko 400 dolarów. Na domiar złego Cave w dalszym ciągu zatracał się w heroinowym nałogu.
Jessamy Calkin, menadżerka amerykańskiej trasy, przyznała po latach, że Cave „w tamtym czasie był naprawdę nieszczęśliwy, nachodziły go najzgubniejsze nastroje. Nie mogłam się do niego zbliżyć, ponieważ ulegał alienacji, chciał tylko pieniędzy, aby móc przez cały czas dawać sobie w żyłę. Nie pamiętał nawet tego, co robił”[33]. Nie przeszkodziło mu to jednak w pracy nad kolejną płytą The Bad Seeds. Sesje nagraniowe do „The Firstborn Is Dead” (1985) ruszyły w listopadzie 1984 roku w berlińskich Hansa Ton Studios, gdzie w poprzedniej dekadzie nagrywał Bowie. Cave nie krył swego podziwu: „Berlin dał nam wolność i zachętę do robienia tego, co chcieliśmy. Mieszkaliśmy w Londynie przez trzy lata i wydawało się, że jeśli się wychylisz, to ludzie bardzo szybko cię stłamszą. Zwłaszcza jeśli byłeś Australijczykiem. Kiedy przyjechaliśmy do Berlina, było odwrotnie. Ludzie postrzegali nas raczej jako pewnego rodzaju siłę, a nie cudaczną nowinkę”[34].
Od tamtej pory Nick Cave and The Bad Seeds wydali jeszcze piętnaście albumów (siedemnasty ma ukazać się w sierpniu bieżącego roku i nosić tytuł „Wild God”) – i niemal wszystkie spotkały się ze znakomitym przyjęciem krytyki i publiki. Cave’a jednak nie zawsze to zadowalało:
Z każdą płytą, którą wydaliśmy, byłem w tej niefortunnej sytuacji, że nie byłem w stanie zaakceptować ich jako wystarczająco dobrych. Musiałem więc zrobić kolejną, aby to naprawić. […] Sądzę, że w pewnym sensie to negatywne podejście jest przypuszczalnie tym, co utrzymuje standard naszych albumów na dość wysokim poziomie.
W ciągu czterdziestu lat nieprzerwanej aktywności skład The Bad Seeds ulegał zmianom (dziś jest to międzynarodowy septet), odeszli między innymi Adamson, Bargeld i Harvey, lecz jak spuentował ten ostatni, „grupa stała się w pewnym stopniu wyłącznie grupą Nicka. Oczywiście każdy z nas wnosi swój wkład, ale w dużej mierze jest to zespół Nicka Cave’a”.
Kariera w ramach The Bad Seeds otworzyła Cave’owi drzwi do świata literatury i kina. W 1987 roku Wim Wenders zaangażował grupę do filmu „Niebo nad Berlinem”, w którym wykonała ona utwory „The Carny” i „From Her to Eternity”. Rok później na ekrany trafił film „Ghosts… of the Civil Dead” Johna Hillcoata do scenariusza współautorstwa Cave’a i z jego drobną, choć wyrazistą rolą (ten sam reżyser zekranizował także inne skrypty artysty: „Propozycję” [2005] i „Gangstera” [2007]). Do spółki z Warrenem Ellisem, obecnie drugim po liderze członkiem The Bad Seeds, Cave napisał też obficie nagradzane ścieżki dźwiękowe do blisko tuzina filmów. Na rynku dostępne są dwie powieści Cave’a („Gdy oślica ujrzała anioła” i „Śmierć Bunny’ego Munro”), kolorowanka dla dzieci („The Little Thing”) oraz zbiory poezji i sztuk teatralnych („Król Inkaust”, „Pieśń torby na pawia”). „Interesuje mnie głównie maksymalna rozmaitość. Robienie czegoś”[35] – mówił Cave.
Cave jest dziś jednym z najbardziej szanowanych i wpływowych artystów swego pokolenia, nawet jeśli w masowej świadomości zaistniał dopiero w połowie lat 90. (za sprawą przeboju „Where the Wild Roses Grow” zaśpiewanego z Kylie Minogue). Przemożny wpływ muzycznego języka The Bad Seeds słychać u takich twórców, jak Mark Lanegan, PJ Harvey, Tindersticks, Jay Jayle, Elliott Smith, Timber Timbre, The National, Pete Yorn, 16 Horsepower, The Afghan Whigs, Morphine, Gallon Drunk i Kazik Staszewski (solo i z Kultem). Język ów na przestrzeni lat mutował i fluktuował, a jego zarodki zaczęły wykształcać się właśnie na „From Her to Eternity”. Album ten jest jednak czymś więcej, niż zapisem okresu transformacji Cave’a i przejścia z jednej grupy do drugiej. To zestaw nadal żywych i żywiołowych utworów, z których co najmniej kilka („Saint Huck” i kompozycja tytułowa!) należy już do ścisłego kanonu ambitnej muzyki popularnej.