Nr 4/2023 Na dłużej

To jest wojna

Maciej Kaczmarski
Muzyka

Czterdzieści lat temu ukazał się „War” – trzeci album U2, dzięki któremu irlandzki kwartet wyrwał się z postpunkowej niszy i wszedł do pierwszej ligi stadionowego rocka.

Zrób to sam

Dublin w połowie lat 70. był rockową pustynią pozbawioną prasy muzycznej i rozgłośni radiowych, z oazami w postaci nielicznych studiów nagraniowych, sal prób i klubów koncertowych. Liczących się irlandzkich zespołów rockowych było zaledwie kilka – dwie najbardziej rozpoznawalne z grup w poszukiwaniu rozgłosu wyjechały do Londynu: Thin Lizzy i The Boomtown Rats. Sytuacja zaczęła zmieniać się pod koniec dekady dzięki punkowej rewolucji, która wybuchła jednocześnie w Anglii i USA, szybko infekując kolejne terytoria. W czerwcu 1978 roku ukazał się premierowy numer „Hot Press”, pierwszej irlandzkiej gazety poświęconej muzyce gitarowej. Niespełna rok później wystartowała zorientowana na rock i pop stacja radiowa RTÉ 2fm. Najważniejszym pokłosiem ruchu punkowego było jednak przekonanie młodych ludzi, że każdy amator bez kierunkowego wykształcenia może założyć zespół i nagrać płytę.

Egalitarna filozofia „zrób to sam” przemówiła również do Larry’ego Mullena – piętnastoletniego ucznia szkoły średniej Mount Temple Comprehensive School w Dublinie, który na szkolnej tablicy ogłoszeń zamieścił krótki anons o poszukiwaniu muzyków do nowego zespołu. Kilka dni później, w sobotę 25 września 1976 roku, w kuchni domu państwa Mullenów stawili się: Paul „Bono” Hewson, David „The Edge” Evans, jego starszy brat Dik, ich przyjaciel Adam Clayton oraz ledwie trzynastoletni Ivan McCormick. Ten ostatni został wyrzucony po kilku tygodniach, bo jako nieletni nie zostałby wpuszczony do pubu, gdzie zespół miał zagrać swój pierwszy koncert. McCormick zapamiętał jednak, że „nawet na tym wczesnym etapie Bono był tym, który rządził i próbował nakłonić Dave’a [Edge’a] do grania tego, co chciał, żeby grał”. Kilkanaście miesięcy później skład grupy został zredukowany do kwartetu – zespół opuścił Dik Evans.

Chłopcy zaczęli działać pod nazwą Feedback (później The Hype), wcześniej podzieliwszy między siebie obowiązki: za mikrofonem stanął Bono, The Edge sięgnął po gitarę, basistą został Clayton, a Mullenowi przypadła rola perkusisty, który jako dziecko grał na bębnach w orkiestrze marszowej. Próby odbywały się zarówno w szkole, jak i w szopie na tyłach ogrodu państwa Evansów. „Wszyscy byli dość poważnie nastawieni do muzyki. Przychodzili każdego ranka około dziesiątej i naprawdę ciężko pracowali. […] Byłam zdumiona, że traktowali to tak bardzo serio” – mówiła Gwenda Evans, mama Edge’a. Zaczynali od nieudolnych przeróbek utworów The Kinks, The Rolling Stones i The Moody Blues, aby z czasem zacząć tworzyć autorski materiał pod przemożnym wpływem Sex Pistols, The Clash i The Jam. W kwietniu 1977 roku grupa zagrała pierwszy płatny koncert w St. Fintan’s High School. Niespełna rok później została przemianowana na U2.

Coś wyjątkowego

Przełom nastąpił w marcu 1978 roku, kiedy U2 zdobyli pierwsze miejsce w konkursie talentów sponsorowanym przez miejscowy browar i dziennik „Evening Press”. Nagrodą było 500 funtów i sesja nagraniowa dla irlandzkiego oddziału amerykańskiej wytwórni CBS. W kwietniu muzycy zameldowali się w studiu Keystone w Dublinie, aby zarejestrować taśmę demo. Niedoświadczeni i nieobyci w pracy studyjnej młodzieńcy wspominali później tę sesję jako koszmar. Kolejna odbyła się dopiero latem 1979 roku w dublińskich Windmill Lane Studios, a jej owocem było debiutanckie wydawnictwo formacji – epka „Three” (1979). Trzy utwory, które się na nią złożyły, brzmiały jak niezbyt oryginalne skrzyżowanie wczesnych Buzzcocks i The Cure. Płyta była niespodziewanym sukcesem: dotarła do dziewiętnastego miejsca na liście najlepiej sprzedających się singli w Irlandii, a cały jej nakład (zaledwie 1000 egzemplarzy) został niemal natychmiast wyprzedany.

Dzięki wsparciu „Hot Press” i koneksjom Paula McGuinnessa, który został menadżerem U2, grupa regularnie koncertowała na terenie Irlandii. W grudniu 1979 roku Bono, Edge, Clayton i Mullen po raz pierwszy wystąpili w Londynie, ale według przekazów ich koncerty w tamtejszych klubach obejrzała zaledwie garstka zobojętniałych widzów. Trzy miesiące później U2 grali na Stadionie Narodowym w Dublinie przed dwoma tysiącami ludzi. Traf chciał, że wśród nich znalazł się Bill Stewart, łowca talentów z wytwórni Island Records. „Wiedziałem, że oglądam coś wyjątkowego. Uważałem ich za muzycznie nieco naiwnych, ale widząc sposób, w jaki rozruszali swoją publiczność, i to, jak Bono sobie z tym poradził… Pomyślałem, że muszę mieć ten zespół” – opowiadał Stewart. W marcu 1980 roku członkowie U2 podpisali kontrakt płytowy z Island Records, opiewający na 100 tysięcy funtów i obligujący ich do nagrania czterech albumów w cztery lata.

Na longplayach „Boy” (1980) i „October” (1981) skrystalizował się styl U2. Jego podstawą była gęsta faktura perkusji Mullena, wokół której wiły się basowe pochody Claytona z harmonicznymi synkopami i melodyjnością typową dla funku i soulu (jednym z największych idoli basisty był James Jamerson, ceniony sideman Motown Records). Edge zrezygnował z gitarowych solówek na rzecz ostinatowo powtarzanych akordów przepuszczanych przez efekt echa – szybkich uderzeń na przemian w wyższą i niższą nutę na sąsiadujących strunach, co dodatkowo zagęszczało brzmienie. „Lubię grać tak, jakbym miał gitarę pierwszy raz w życiu, dlatego rzadko ćwiczę”[1] – przyznawał gitarzysta, który zasłuchiwał się w Talking Heads i Television. Twierdził, że chciał grać inaczej niż wszyscy, bo „wówczas brzmienie elektrycznej gitary było naprawdę pozbawione oryginalności”[2]. Stylistykę U2 uzupełniał wokal Bono – pełen pasji, emocji i zaangażowania.

Pacyfistyczna krucjata

Obie płyty sprzedawały się całkiem dobrze i zbierały przychylne recenzje, ale Irlandczycy nadal czekali na wielki transfer do muzycznej pierwszej ligi. Szczególne ambicje przejawiał Bono. „Jeśli będziemy trzymać się małych klubów, ograniczymy swoje umysły i zaczniemy grać małą muzykę”[3] – przekonywał wokalista. Pomimo źródeł w punkowej ideologii, muzycy zdecydowanie odrzucali środowiskowy nihilizm i podkreślali, że tak naprawdę buntują się przeciwko idei buntu. Postanowili głosić pozytywny przekaz w ramach pacyfistycznej krucjaty artystycznej – dziwacznej mieszanki hipisowskich ideałów i postpunkowej publicystyki. Swój udział miał tu także… Bob Marley, który w swoich piosenkach swobodnie łączył wiarę z polityką. Członkowie U2 nie byli rastafarianami, ale poza Claytonem wszyscy deklarowali się jako nawróceni chrześcijanie. Przez chwilę Bono, Edge i Mullen należeli nawet do chrześcijańskiego ugrupowania Shalom Fellowship.

Poczucie misji zaczęło towarzyszyć muzykom w czasie przygotowań do nagrania trzeciego albumu. „Zastanawiali się, czy ich przekonania mogą być zbieżne z ich nowymi doświadczeniami” – mówił Steve Lillywhite, producent trzech pierwszych płyt U2. „W końcu ich menadżer, Paul McGuinness, powiedział: »Nie bądźcie głupi, przecież możecie mieć jedno i drugie«. W rzeczowy sposób przekonał ich, że świat będzie lepszym miejscem, jeśli nadal będą tworzyć”. Bono twierdził, że „muzyka rockowa może być bardzo potężnym medium. Jeśli użyjesz jej do zaoferowania czegoś pozytywnego, może podnieść ludzi na duchu. A jeśli używasz swoich piosenek do przekazywania goryczy i nienawiści, to wszystko spowija mrok. Nie lubię muzyki, która nie ma działania kojącego”. Kiedy indziej dodawał: „Byłoby niewłaściwe, gdybym powiedział, że możemy zmienić świat piosenką. Ale za każdym razem, gdy piszę, myślę właśnie o tym!”[4].

Wstępne szkice utworów na trzeci album zaczęły powstawać latem 1982 roku, po powrocie z trasy promującej płytę „October”. Muzycy wynajęli domek w Howth, nabrzeżnej dzielnicy Dublina, gdzie komponowali, pisali teksty i odbywali próby. W sierpniu wszyscy poza Edge’em wyjechali na dwutygodniowe wakacje: Clayton odwiedził Włochy w towarzystwie McGuinnessa i Lillywhite’a, a Bono z żoną Alison wybrali się w podróż poślubną po Jamajce. We wrześniu kwartet wchodził do Windmill Lane Studios z silnym postanowieniem, aby zrealizować przełomową płytę z porywającą muzyką, która wyjdzie daleko poza utarte schematy. „Chyba wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że »October« był krokiem wstecz i że jeśli chcemy odnieść sukces, to musimy mieć tę samą gorliwość, co na pierwszym albumie” – rekapitulował Lillywhite, który dla U2 już po raz drugi złamał swoją zasadę, aby nie pracować powtórnie z tym samym zespołem.

Nadzieja i obrzydzenie

Pierwszym napisanym utworem był „Sunday Bloody Sunday”, który powstał z inicjatywy Edge’a. Gitarzysta opracował riff i zarodek tekstu, rozbudowany później przez Bono. Tytuł nawiązywał do „Krwawej niedzieli” 30 styczniu 1972 roku – wówczas w Londonderry trzynastu północnoirlandzkich demonstrantów katolickich zginęło z rąk brytyjskich żołnierzy. Szkieletem piosenki był marszowy krok perkusji nagranej na klatce schodowej w celu uzyskania naturalnego pogłosu. Agresywny rytm werbla przeplatał się z gitarowymi staccatami przypominającymi serię z karabinu maszynowego i partią elektrycznych skrzypiec, na których zagrał Steve Wickham – lokalny muzyk przypadkiem spotkany na przystanku autobusowym. Płomienny tekst w zawoalowany sposób odnosił się do konfliktu w Irlandii Północnej. Był to pierwszy stricte polityczny utwór w dorobku U2, choć Bono zaznaczał, że „to nie jest pieśń buntowników. To z jednej strony pieśń nadziei, a z drugiej wstrętu”.

Kolejnymi kompozycjami o zabarwieniu politycznym były „New Year’s Day” i „Seconds”. Pierwsza zrodziła się pierwotnie jako piosenka miłosna dla Alison od Bono, ale wokalista zmienił słowa pod wpływem medialnych doniesień z Polski o stanie wojennym i NSZZ „Solidarność” („To nie jest komentarz do sytuacji [stanu wojennego w Polsce], a raczej wyraz uznania dla zasług »Solidarności«”  – precyzował później Clayton). Nośny gitarowy riff został tu zestawiony z partią fortepianu, na którym zagrał Edge, i linią basową, która powstała, gdy Clayton usiłował rozszyfrować partię basu w przeboju „Fade To Grey” Visage. Z kolei „Seconds” to rzecz o proliferacji broni jądrowej i przypadkowej apokalipsie (niespełna pół roku wcześniej, ale w innej konwencji, śpiewał o tym Prince na płycie „1999”), w którą wpisano sample z dokumentalnego filmu „Soldier Girls” Nicka Broomfielda i Joan Churchill. Wyjątkowość utworu polegała między innymi na tym, że pierwsze dwie zwrotki zaśpiewał Edge.

Nie wszystkie piosenki z albumu traktują o wojnie, polityce i konfliktach. „Two Hearts Beat as One” to ballada o miłości, tekst „Drowning Man” odnosi się do Pisma Świętego, „Surrender” to owoc wizyty U2 w Nowym Jorku, „Like a Song…” stanowi odpowiedź na zarzuty o zdradę punkowych ideałów, zaś „Red Light” z trąbką Kenny’ego Fradleya opowiada o prostytucji (w trzech ostatnich utworach w chórkach zaśpiewały Cheryl Poirier, Adriana Kaegi, Taryn Hagey i Jessica Felton z grupy Kid Creole and The Coconuts). Jako ostatni zrealizowano utwór „40”. Claytona nie było już w studiu, więc Edge zagrał prosty motyw na basie do tekstu Bono opartego na biblijnym Psalmie 40. „Musieliśmy opuścić studio o siódmej rano, bo wtedy pracę zaczynał inny zespół. To było niesamowite: Bono śpiewał »40«, gdy ten drugi zespół czekał na zewnątrz!” – wspominał Lillywhite. Była to ostatnia noc sesji nagraniowych – dobiegły końca w listopadzie 1982 roku.

Żarliwe teksty, ogniste gitary

Płyta zatytułowana „War” trafiła do sklepów 28 lutego 1983 roku. „To ciężki, bardzo dosadny tytuł. Ten rodzaj tematyki naprawdę może wywołać niechęć u ludzi” – objaśniał Edge. Bono zaś uzupełniał: „Wojna wydawała się motywem przewodnim roku 1982. Gdzie byś nie spojrzał, od Falklandów aż po Bliski Wschód i Południową Afrykę, wszędzie była wojna. Nazywając album »War«, dajemy ludziom otrzeźwiający cios i jednocześnie oddalamy się od przytulnego wizerunku, z którym kojarzone jest U2”. Z czarno-białej obwoluty spoglądał Peter Rowen – brat przyjaciela Bono, który wcześniej pojawił się na okładkach płyt „Boy” i „Three”. Tym razem jednak chłopiec wyglądał na przerażonego, a krwistoczerwone litery obok jego twarzy układały się w tytuł albumu. „Wojna może być historią rozbitego domu, skłóconej rodziny. [Dlatego] zamiast umieszczać na okładce czołgi i karabiny, umieściliśmy twarz dziecka” – tłumaczył wokalista.

Recenzje były w większości pozytywne. Liam Mackey z zaprzyjaźnionego „Hot Press” wyrokował, że U2 to „zespół będący prawdziwie oryginalną siłą we współczesnej muzyce”[5]. JD Considine z „Rolling Stone” pisał, że „»War« robi muzycznie wrażenie, ale ważniejsze, że porusza trudny temat w sensowny sposób”. Bill Ashton z „Miami Herald” nazwał „War” jedną z najlepszych płyt roku i stwierdzał, że jest to „najbardziej jak dotąd spójny album [U2], pełen żarliwych tekstów i ognistej gitarowej roboty”[6]. Ale nie brakowało głosów krytyki. Gavin Martin konkludował na łamach „NME”, że płyta stanowi „kolejny przykład niemocy i rozkładu muzyki rockowej”[7]. Dave McCullough z „Sounds” nazwał zawartość płyty „rozczarowującą mieszanką tego, co niekompletne, eksperymentalne (w najprostszym sensie) i zwyczajnie podrzędne”[8]. Terry Atkinson z „Los Angeles Times” zauważał, że „próbując uciec od stereotypów, U2 zbyt często ponoszą porażkę w tej bitwie”[9].

Płyta – pilotowana popularnymi singlami „New Year’s Day”, „Sunday Bloody Sunday” i „Two Hearts Beat As One” – odniosła upragniony przez muzyków sukces komercyjny. „War” dotarła na pierwsze miejsce listy przebojów w Wielkiej Brytanii, kończąc długotrwałą hegemonię „Thrillera” Michaela Jacksona; w Stanach Zjednoczonych osiągnęła wysoką dwunastą pozycję. Zdobyła też rozgłos w Australii, Nowej Zelandii, Kanadzie, Holandii, Szwecji i rodzinnej Irlandii. Renomę grupy potwierdziła trasa koncertowa promująca „War”, która rozpoczęła się trzy miesiące przed premierą płyty, w grudniu 1982 roku, a zakończyła w listopadzie roku następnego. W tym czasie U2 wystąpili ponad 100 razy w USA, Europie i Japonii, grając w wielkich halach i na stadionach. Amerykańska odnoga tournée została uwieczniona na płycie i kasecie wideo „Under a Blood Red Sky” (1983) z koncertu w amfiteatrze Red Rocks w Kolorado, który był transmitowany przez MTV.

Rock’n’rollowa gra

W przeciągu zaledwie kilku tygodni członkowie U2 przeobrazili się z regionalnych idoli w gwiazdy globalnego formatu. Awans do ekstraklasy wywoływał zazdrość u konkurencji (Ian McCulloch z Echo and the Bunnymen określił twórczość Irlandczyków mianem „muzyki dla hydraulików i murarzy”[10]), lecz nie zaskoczył Bono. „Wierzę, że bardziej niż jakakolwiek inna płyta, »War« jest właściwa dla swoich czasów” – wyznał wokalista. „Jest swego rodzaju otrzeźwiającym policzkiem wymierzonym muzyce pop. Wszyscy inni [muzycy] są coraz bardziej zorientowani na styl, coraz bardziej uładzeni. John Lennon miał rację co do tego rodzaju muzyki, nazwał ją »muzyczną tapetą«. Bardzo ładną i bardzo dobrze zaprojektowaną”. W podobny sposób wypowiadał się Edge: „Chciałbym, żeby U2 było zespołem, który podejmuje ryzyko. Nie cierpię tej idei U2 jako miłej, bezpiecznej grupy. Może dlatego, że nie gramy w rock’n’rollową grę”.

Wbrew deklaracjom muzyków, „War” stał się początkiem wieloletniej, trwającej do dziś gry U2 z głównym nurtem. Płyta bezpowrotnie zamykała niezależny okres działalności grupy i jednocześnie otwierała nowy rozdział w jej historii – współpracę z Brianem Eno na albumie „The Unforgettable Fire” (1984), oszałamiający sukces płyt „The Joshua Tree” (1987) i „Achtung Baby” (1991), flirt z kinematografią („Rattle and Hum” [1987] i „Million Dollar Hotel” [2000]) oraz quasi-religijny kult, jakim wielbiciele otaczają muzyków. Dotyczy to w szczególności Bono, który stał się kimś na kształt rockowego zbawiciela, goszczącego na prywatnych audiencjach u Jana Pawła II. Charytatywna działalność Bono była wielokrotnie krytykowana jako nieskuteczna, pozorancka i destrukcyjna, zaś jego mesjanistyczny kompleks i obłudę wytykali nie tylko twórcy „Miasteczka South Park”, ale też pisarz i wolontariusz Paul Theroux.

Nawet jeśli z dawnych ideałów nic już nie zostało, nawet jeśli po drodze U2 stało się zespołem, który prezentuje na scenie gigantyczne cytrusy (vide trasa promująca album „Pop”), nawet jeśli bez wiedzy i zgody użytkowników załadowali jedną ze swoich płyt na iTunes, nawet jeśli nadchodzący krążek „Songs of Surrender” z nowymi aranżacjami starych utworów to kolejny dowód kryzysu twórczego trawiącego Bono i spółkę od ponad dwóch dekad – nic z owych „nawet” nie umniejsza niesłabnącej siły „War” ani wpływu, jaki ten album wywarł na liczne grono muzyków. Są wśród nich The Sound, Simple Minds, Radiohead, Smashing Pumpkins, Coldplay, Manic Street Preachers, Oasis, Arcade Fire, The Cranberries, Snow Patrol, The Corrs, Travis, Collective Soul, Keane, Third Eye Blind, INXS, The Killers, Elbow, Ryan Adams, a nawet Ed Sheeran, którego „Castle on the Hill” wiele zawdzięcza patentom Edge’a. Z kolei codzienne doniesienia ze świata przekonują, że główny motyw inspirujący album jest wciąż realny.


Przypisy:
[1]     G. Brzozowicz, F. Łobodziński, Sto płyt, które wstrząsnęły światem. Kronika czasów popkultury, Warszawa 2000, s. 270.
[2]     S. Reynolds, Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978–1984, tłum. J. Bożek, Warszawa 2015, s. 481.
[3]     Ibidem, s. 487-488.
[4]     Ibidem, s. 487.
[5]     L. Mackey, Blood on the Tracks, „Hot Press”, 18.02–3.03.1983, s. nieznana.
[6]     B. Ashton, Wrapping up rock, jazz and country releases for April, 24.04.1983, s. 2L.
[7]     G. Martin, U2 Run Aground on Rock, „NME”, 26.02.1983, s. 29.
[8]     D. McCullough, Battle-Fatigued, „Sounds”, 26.02.1983, s. nieznana.
[9]     T. Atkinson, U2 Declares War and Loses, „Los Angeles Times”, 3.04.1983, s. 57.
[10]   S. Reynolds, Podrzyj…, op. cit., s. 484.