Nr 1/2025 Na dłużej

Struny spływające krwią

Maciej Kaczmarski
Muzyka

Pod koniec grudnia minęło piętnaście lat od śmierci Rowlanda S. Howarda – wybitnego gitarzysty i wokalisty znanego z grup The Birthday Party, Crime & The City Solution oraz These Immortal Souls.

Szkolny żart

Rowland Stuart Howard przyszedł na świat 24 października 1959 roku w Melbourne. Był drugim dzieckiem Johna i Lorraine Howardów – miał starszą siostrą Angelę i młodszego brata Harry’ego. Jak wspominał po latach, mieszkał z rodziną „w domu na plaży, który, zaprojektowany co prawda jako plażowy, ostatecznie wylądował na przedmieściu”[1]. Od dziecka mnóstwo czytał, ale rzadko się tym chwalił, bo uważał, że „nie zawsze trzeba obnosić się ze swoją inteligencją”[2]. Uczył się też gry na fortepianie, czego nie lubił, bo nauczyciel bił go linijką po rękach za każdym razem, gdy popełnił błąd. W wieku czternastu lat sięgnął po gitarę. „Wymyśliłem sporo akordów. […] [Wcześniej] kupiłem podręcznik o akordach i uczyłem się ich, dopóki sam nie zacząłem pisać piosenek” – rekapitulował. W tamtym czasie do jego największych fascynacji muzycznych należały dokonania The Velvet Underground, Davida Bowiego, Roxy Music, The Stooges, Syda Barretta oraz New York Dolls.

Na początku lat 70. Rowland trafił do koedukacyjnej szkoły ERA (Education Reform Association) – eksperymentalnej placówki edukacyjnej o liberalnym charakterze, w której uczniowie mogli sami wybierać program nauczania i nie musieli nosić mundurków, a obecność na zajęciach nie była obowiązkowa „W wieku dwunastu lat zostałem uwolniony od społeczeństwa i moich nauczycieli” – wspominał artysta, który już wtedy miał długie włosy i najchętniej ubierał się na czarno. Rowland kontynuował naukę w Swinburne Community School, gdzie dołączył do szkolnego zespołu Tootho and the Ring of Confidence jako gitarzysta i saksofonista. Jak sam przyznawał, „była to jedna z tych kapel, które zaczynają się od szkolnego żartu”[3]. „Potrafiłem trochę grać na gitarze, no i zacząłem pisać piosenki, a skoro już je napisałem, mogłem robić z nimi to, co mi się podobało”[4]. Tootho grali przez dwa lata (głównie w szkołach i na świetlicach), ale nie pozostawili po sobie żadnych nagrań.

Po ukończeniu szkoły średniej Howard został studentem Prahran Technical Art & Design School na wydziale malarskim, lecz zrezygnował ze studiów po pierwszym roku. Już wtedy udzielał się w grupie The Obssesions, na potrzeby której – w wieku zaledwie siedemnastu lat – napisał „Shivers”, ironiczną balladę o nastoletniej egzaltacji, która stanie się jedną z jego najsłynniejszych kompozycji. W 1977 roku, pod wpływem krautrocka w duchu Neu! i Can oraz punkowej rewolty spod znaku Television, Richard Hell and the VoidoidsSex Pistols, założył wspólnie z Ianem „Ollie” Olsenem grupę Young Charlatans. „To dzięki niemu brałem siebie jako gitarzystę na poważnie”[5] – opowiadał Howard. Pomimo regularnych prób, tuzina koncertów, sesji nagraniowej i ekspozycji w mediach, zespół rozpadł się po kilku miesiącach wspólnego grania. Powodem było chimeryczne zachowanie Olsena, który co chwilę opuszczał Young Charlatans i wracał.

Inny sposób

Latem 1977 roku na prywatce Howard poznał Nicka Cave’a – wokalistę grupy The Boys Next Door. „On tak sobie wtedy do mnie podszedł i trzasnął mną o ścianę. Był na kwachu i właśnie rozwalił zlew. Żądał wyjaśnień, czy jestem punkiem, czy nie, ale w końcu jakoś mu się wyrwałem”[6] – mówił Howard. Kilka miesięcy po tym ataku napisał relację z koncertu The Boys Next Door dla fanzinu „Pulp”, a w sierpniu 1978 roku oficjalnie dołączył do Cave’a oraz gitarzysty Micka Harveya, basisty Tracy’ego Pew i perkusisty Philla Calverta. Muzycy byli pod wielkim wrażeniem nietypowego stylu gry Howarda. „Gdy tylko zagrał dwie nuty, wiedziało się już, że to on” – zachwycał się Cave. „[P]rzyszedł ze swym własnym stylem piosenek”[7] – potwierdzał Harvey. I dodawał: „Nie interesowało go granie jak inni. Jego opinie i pomysły miały naprawdę duży wpływ na zespół. Miał świetny styl i prezencję”. Howard odpowiadał skromnie, że tylko pokazał im, „jak robić rzeczy w inny sposób”[8].

To dzięki Howardowi stylistyka The Boys Next Door uległa radykalnej zmianie, to on przeistoczył ich z pop-punkowego zespołu w eksperyment wymykający się kategoriom. Brzmienie kwintetu skupiło się wokół dźwięków jego gitary – ostrych jak brzytwa, atonalnych sopranów nasiąkniętych pogłosem, przesterem, tremolami i sprzężeniami zwrotnymi. Howard grał na modelu Jaguar marki Fender (pozostał mu wierny przez całą karierę), który przepuszczał przez tylko dwa pedały MXR: Blue Box i Distortion+. „Im więcej efektów używasz, tym bardziej tracisz oryginalny sygnał gitary. […] Lubię, kiedy gitara brzmi szorstko, twardo i krucho. Nie musisz uderzać w nią młotkiem, żeby była głośna” – wyjaśniał. Na scenie sprawiał wrażenie, jakby stanowił przedłużenie swego instrumentu: blady i chudy, o kanciastych rysach twarzy, z potarganą fryzurą i zwisającym z kącika ust papierosem, kulił się i potrząsał ciałem, jakby generował dźwięki prosto z własnego wnętrza.

W styczniu 1979 roku The Boys Next Door weszli do studia nagraniowego, aby wznowić pracę nad debiutanckim albumem „Door, Door”, rozpoczętą sześć miesięcy wcześniej jeszcze bez Howarda. Nowy członek grupy przeforsował swą kompozycję „Shivers” i choć miał zastrzeżenia do wokalnej interpretacji Cave’a, który pozbawił tekst sarkastycznego wydźwięku, ukazała się ona jako singiel i wideoklip. „Shivers” stała się przebojem australijskiego podziemia muzycznego, jednak muzycy nie byli zadowoleni z „Door, Door”. „Nie licząc wypadków, kiedy chodziłem, żeby tylko popatrzeć, jak się coś nagrywa, nigdy przedtem w studiu nie byłem. Brak pewności odnośnie tego, co i jak ma być zrobione, był ogólny”[9] – relacjonował Howard. Cave podzielał jego opinię: „Byliśmy nastolatkami i bardzo powoli się rozwijaliśmy. […] Ten album był jak mokry sen. Nienawidzę go. Cuchnie grupą, która stara się być muzycznie inteligentna i pisać mądre, dowcipne teksty, a to kompletne bzdury”[10].

 

Prawdziwa rozwałka

Zarejestrowawszy materiał na album „The Birthday Party” (1980) w studiu Richmond Recorders w Melbourne, członkowie The Boys Next Door uznali, że w muzycznie konserwatywnej Australii nie osiągną sukcesu, należy więc wyjechać do otwartej na nowe zjawiska Wielkiej Brytanii. „Zaszliśmy tak daleko, jak tylko się dało. […] Rozpadlibyśmy się, gdybyśmy zostali w Australii – przekonywał Howard. Pod koniec lutego 1980 roku on, Cave, Harvey, Pew i Calvert w towarzystwie swoich dziewczyn wylecieli do Londynu. W celu zaznaczenia nowego początku podjęto decyzję o zmianie nazwy zespołu na The Birthday Party (jak tłumaczył Howard, chodziło w niej o „poczucie celebracji i przekształcenia wszystkiego w wydarzenie i rytuał”[11]). Australijczycy spędzili kilka pierwszych nocy w tanim hotelu, później zdołali wynająć jednopokojową suterenę, a następnie przenieśli się do domu w Fulham, gdzie w kółko słuchali płyt „Metal Box” Public Image Ltd i „Buy” Contortions.

Muzycy i ich partnerki musieli podjąć prace zarobkowe w charakterze sprzątaczy, pomywaczy, sprzedawców spodni i pracowników fabryki, ale wysokie koszty utrzymania i recesja gospodarcza sprawiły, że żyli na skraju ubóstwa i niedożywienia. Na domiar złego wytwórnie płytowe nie były zainteresowane twórczością The Birthday Party (Geoff Travis z oficyny Rough Trade stwierdził, że grupa jest „zbyt emocjonalna i za bardzo przypomina Talking Heads”, inni porównywali ich do Joy DivisionThe Pop Group; ostatecznie udało się im podpisać kontrakt z 4AD), zaś promotorzy koncertowi ciągle odmawiali im organizacji występów. W rezultacie przez osiem miesięcy pobytu w Londynie kwintet zagrał tam tylko dziesięć razy. „Przyjazd do Anglii to była prawdziwa rozwałka dla zespołu”[12] – zapamiętał Howard. Mówił też: „Przeszliśmy drogę od dużej ryby w małym stawie do kijanki w oceanie”. W listopadzie 1980 roku grupa wyruszyła z powrotem do Australii.

Renoma zespołu wzrosła po wydaniu płyt „Prayers on Fire” (1981) i „Junkyard” (1982), a także dzięki trasom koncertowym po Wielkiej Brytanii, kontynentalnej Europie i Stanach Zjednoczonych (między innymi u boku Subway Sect i Bauhausu). Konfrontacyjne występy nierzadko przeradzały się w zaciekłe bitwy. „Mnóstwo osób zostało rannych na koncertach The Birthday Party. Zespół i publiczność, wszyscy. To była nieodłączna część tego wszystkiego” – komentował Howard, który pod wpływem takich sytuacji napisał wraz z Cave’em utwór „Six Strings That Drew Blood” [„Sześć strun, które spłynęły krwią”] na epkę „Mutiny!” (1983). Były to jednak ostatnie podrygi grupy – w 1983 roku po przenosinach do Berlina Zachodniego, na skutek konfliktu Howarda i Cave’a o przywództwo w zespole, rozwiązała się ostatecznie. Czara goryczy przelała się, kiedy Cave zaprosił do nagrywania gitarzystę Blixę Bargelda (Einstürzende Neubauten) i polecił mu skorzystać ze sprzętu Howarda.

Absurdalne spory

Z perspektywy czasu Howard dostrzegł, że koniec The Birthday Party był pokłosiem czegoś więcej niż kłótni z Cave’em. „W miarę jak odnosiliśmy coraz większe sukcesy, wszystkiego zaczęło być »zbyt wiele«” – podkreślał. Przy innej okazji zauważył, że działalność grupy stała się bezcelowa w chwili, gdy zaczęto ją doceniać: „Cały byt zespołu opierał się na reagowaniu na nasze otoczenie i na przekształcaniu go w pozytywną siłę. Kiedy więc wszyscy zaczęli reagować pozytywnie na nas, cel został zniweczony”. Po rozwiązaniu The Birthday Party Cave bardzo szybko zainicjował karierę solową, a Howard przez kilka miesięcy nic nie robił. Na początku 1984 roku próbował wystartować z projektem These Immortal Souls (jego skład współtworzyli między innymi basista Barry Adamson z Magazine oraz grająca na klawiszach Genevieve McGuckin – prywatnie partnerka Howarda), który jednak zakończył działalność po zaledwie kilku nieudanych próbach.

W 1985 roku Howard i jego młodszy brat Harry zasilili nową inkarnację Crime & The City Solution – australijskiej grupy założonej osiem lat wcześniej przez wokalistę Simona Bonneya – w której znaleźli się również perkusista Kevin Godfrey vel Epic Soundtracks oraz Harvey. Howard grał w Crime & The City Solution do końca następnego roku, realizując z zespołem epki „The Dangling Man” i „Just South of Heaven” (obie z 1985 roku) oraz album „Room of Lights” (1986) i występując w filmie „Niebo nad Berlinem” Wima Wendersa. Grupa naraziła się na niepochlebne porównania do The Birthday Party (Howard zżymał się, że „to zawsze przydarza się nowym kapelom”[13]), jednak największym problemem była wyjątkowo trudna współpraca gitarzysty z liderem. „Wdawałem się w jakieś absurdalne spory z Simonem. Powiedział, że moja gitara i jego głos mają tą samą »częstotliwość dźwiękową« i z tego powodu musiałem być wyciszony” – narzekał Howard.

Jeszcze w czasie członkostwa w Crime & The City Solution gitarzysta wskrzesił These Immortal Souls z Harrym Howardem na basie, Godfreyem na perkusji i McGuckin na instrumentach klawiszowych. „Miałem mnóstwo piosenek, które naprawdę lubiłem, a które nigdy nie zostałyby nagrane, gdybym nie powiedział: »No dobra, zaśpiewam je«. Nie możesz dać komuś zestawu tekstów i powiedzieć, co ma śpiewać, jeżeli oczekujesz jakiejkolwiek szczerości” – wyznał Howard. Kwartet wydał dwie epki i dwa albumy, „Get Lost (Don’t Lie)” (1987) i „I’m Never Gonna Die Again” (1992), ale mimo dobrych recenzji i tras koncertowych z Sonic Youth, The Gun Club i Primal Scream, nigdy nie przebił się do głównego nurtu, ostatecznie kończąc żywot w 1998 roku po nagraniu trzeciej, nigdy niewydanej płyty „Handsome Devils and Cigarettes”. „Nastąpił szereg wyjątkowo niefortunnych incydentów. […] To wyhamowało nasz impet” – podsumował Rowland.

Najlepsza rzecz

Większego sukcesu nie odniosły również albumy nagrywane przez Howarda w kooperacji z innymi artystami, takimi jak Nikki Sudden („Kiss You Kidnapped Charabanc” [1987]), Jeremy Gluck („I Knew Buffalo Bill” [1987]) oraz Lydia Lunch („Honeymoon in Red” [1988] i „Shotgun Wedding” [1991]). „Ludzie uważali go za relikt. […] Rowland stał się niemodny. Nick Cave rósł w siłę – a w miarę jak on piął się w górę, Rowland zdawał się zsuwać na drugą stronę” – oceniał Harry Howard. „Panowało powszechne przekonanie, że nic nie robiłem, a w rzeczywistości nagrałem trzy albumy w ciągu jednego roku. Problem polegał na tym, że nie miałem wspólnej nazwy dla całego dorobku, tak jak Nick” – uzupełniał Rowland (który zresztą sporadycznie pojawiał się jako gość na płytach Cave’a). W połowie lat 90. wrócił z Londynu do Melbourne, gdzie wyprodukował debiut formacji Hungry Ghosts i grał w lokalnych pubach, często dla widowni liczącej zaledwie kilkanaście osób.

Podczas akustycznych setów zaczął nabierać kształtów pierwszy solowy album Howarda, czyli „Teenage Snuff Film” (1999). Artyście zależało, aby muzyka była „prosta, oszczędna i pełna mocy”, a w nagrywaniu towarzyszyli mu Harvey (perkusja, organy), Brian Hooper (bas) i producent Lindsay Gravina (w dwóch utworach gościnnie pojawili się Steve Boyle na bębnach i McGuckin na organach). „Wchodziłem do studia ze świadomością, że to moja płyta i mam prawo weta. Nie było żadnych niesnasek, które zdarzają się w zespołach, gdy ludzie odmawiają rezygnacji z tego, co uznali za swój »wspaniały wkład«” – zaznaczał Howard. Ale ku jego rozczarowaniu płyta przeszła nieomal bez echa. „Był przygnębiony. Teraz ten album ma status kultowego i cenionego, ale wówczas nikt nie chciał o nim słyszeć” – mówił później Gravina. „[Rowland] naprawdę wierzył w tę płytę i w to, że była to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił” – opisywał Harry Howard.

Nowy wiek nie zaczął się dla Rowlanda korzystnie. Dwie dekady uzależnienia od heroiny odbiły się na jego zdrowiu, zdiagnozowano u niego wirusowe zapalenie wątroby typu C i marskość wątroby, a kilka lat później nowotwór. Mimo problemów zdrowotnych pracował dalej: regularnie koncertował, zagrał na debiutanckim albumie grupy HTRK i wyprodukował całość („Marry Me Tonight” [2009]), podjął też współpracę z formacjami Magic Dirt, Beasts of Bourbon i The Devastations. W 2008 roku rozpoczął pracę nad swoją drugą solową płytą. „Jestem bardzo chory, jest ze mną naprawdę kiepsko, więc nie mogliśmy się opieprzać. […] Mam raka wątroby i czekam na przeszczep, a jeżeli go nie otrzymam, może skończyć się źle” – wyjawił w jednym z ostatnich wywiadów. „Pop Crimes” (2009) zebrał znakomite recenzje i dostał nominację do nagrody Australian Independent Record. Ale tego Howard już nie doczekał. Zmarł 30 grudnia 2009 roku, dwa i pół miesiąca po premierze albumu.

Sprzeczne emocje

Jest okrutną ironią losu, że Rowland S. Howard odszedł w przededniu swego renesansu, gdy wracał z długiej artystycznej banicji. Jego dokonania wreszcie zaczęły być należycie doceniane: inni twórcy chcieli z nim współpracować, nagrywali piosenki i płyty w hołdzie dla gitarzysty, w planach było także światowe tournée promujące „Pop Crimes”. „Czasami gdy ludzie chorowali przez długi okres, byli gotowi odejść, ale Rowland naprawdę chciał żyć. Poza zdrowiem wszystko szło mu świetnie i chciał z tego skorzystać. Był bardzo zawiedziony, że nie czuł się na tyle dobrze, aby tego dokonać” – deklarował Harvey. W filmie dokumentalnym „Autoluminescent: Rowland S. Howard”  Richarda Lowensteina i Lynn-Maree Milburn znalazła się poruszająca scena, w której wychudzony, wyniszczony chorobą artysta rozlicza się ze swoją narkotykową przeszłością: „Straciłem tak wiele ze swojego życia i tak wiele czasu. […] Po prostu to zmarnowałem, wyrzuciłem na śmietnik”.

Spuścizna Howarda jest nadal żywa – wywarł ogromny wpływ na innych gitarzystów. Do jego uczniów należą między innymi Jonny Greenwood (Radiohead), Thurston Moore (Sonic Youth), Jim Reid (The Jesus and Mary Chain), Robin Guthrie (Cocteau Twins), Nick Zinner (Yeah Yeah Yeahs), Kevin Shields (My Bloody Valentine), Gareth Liddiard (The Drones/Tropical Fuck Storm), Norman Westberg (Swans), Wayne Hussey (The Sisters of Mercy/The Mission), Billy Duffy (The Cult), Paul Wright (Fields of the Nephilim) i Nick Sadler (Daughters). Do zdeklarowanych wielbicieli Howarda zaliczają się również Henry Rollins (Black Flag/Rollins Band), James Murphy (LCD Soundsystem), Faris Badwan (The Horrors), Jehnny Beth (Savages) i Bobby Gillespie (Primal Scream). Ten ostatni powiedział: „[Rowland Howard] był bohaterem gitary w czasach, gdy nie było bohaterów gitary”.

Australijczyk wypracował niepowtarzalny styl gry na tym instrumencie – łączący w sobie minimalizm środków z maksymalną ekspresją, a punkowy zgiełk z bluesowymi naleciałościami; choć wcale na bluesie nieoparty, bo pełen akordów molowych i skal chromatycznych. Jego praca w ramach The Birthday Party stanowi drapieżną symfonię kontrolowanych i niekontrolowanych eksplozji brutalnego hałasu, dysonansu i sprzężeń zwrotnych – przepotężna ściana skłębionych, rozedrganych riffów. W takich momentach jego jazgotliwa gitara brzmiała jak obosieczny topór, a piosenki – jak reportaże z piekła rodem. Ale potrafił być również powściągliwy, melodyjny i liryczny; siła jego gry tkwiła wówczas w pełnych napięcia pauzach, w przestrzeni między kolejnymi wybuchami surowej energii. Howard zderzał ze sobą te kontrastowe elementy, nierzadko w obrębie jednego utworu, bo jak sam mawiał: „Wszystko, co ma jakąś głębię, powinno wzbudzać jednocześnie całą gamę sprzecznych emocji”.

 


Przypisy:
[1]      I. Johnston, „Nick Cave”, tłum. M. Majchrzak, Toruń 1997, s. 47–48.
[2]      S. Reynolds, „Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978–1984”, tłum. J. Bożek, Warszawa 2015, s. 475.
[3]      M. Trouchon, „Rowland S. Howard. The Evolutionary Thrust and Parry of Man and Guitar”, „Your Flesh” nr 25, 1992, s. 43 (tłum. własne).
[4]      Ibidem.
[5]      I. Johnston, „Nick Cave”, op. cit., s. 48.
[6]      Ibidem, s. 47.
[7]      Ibidem, s. 60.
[8]      T. Creswell, „Birthday Party Guitarist, Songwriter Rowland S. Howard Dies Aged 50”, „Rolling Stone”, marzec 2010, s. 10 (tłum. własne).
[9]      I. Johnston, „Nick Cave”, op. cit., s. 59.
[10]   A. Jones, „Birthday Party Celebrate”, „Australian Rolling Stone”, luty 1982, s. 17 (tłum. własne).
[11]   R. Wilkinson, „Hello Goodbye. Rowland S. Howard and The Birthday Party”, „Mojo”, listopad 2008, s. 162 (tłum. własne).
[12]   I. Johnston, „Nick Cave”, op. cit., s. 9.
[13]   L. Stathis, „After The Ball: Crime & The City Solution Survive The Birthday Party”, „Spin”, grudzień 1986, s. 18 (tłum. własne).