Kiedy recenzentka postanawia napisać tekst o wystawie artystki, którą uwielbia, ogarniają ją rozmaite wątpliwości. Czy zdołam być obiektywna? Czy wobec wystawy nie mam zbyt wielkich oczekiwań? Czy nie projektuję na wystawę swoich zachwytów? Takie pytania towarzyszyły mi, kiedy przygotowywałam się do pisania recenzji wystawy Dominiki Kowyni „Wąskie przejście”.
Ekspozycja przygotowana przez Dominikę Kowynię i Katarzynę Krysiak jest niewielka. Na „Wąskie przejście” składa się zaledwie siedem najnowszych obrazów – datowane są głównie na 2020 rok („Praca dłoni”, „Grzebanie”, „Wąskie przejście”, „Letnio”, „Ogniska”); wyjątek stanowią dwa starsze: „Kuzynka” (2009) i „Snow White” (2017). Wystawa w Galerii Foksal wydarza się tuż po dużej wystawie indywidualnej. Niedawno miała miejsce retrospektywa prac Kowyni „Próba cofania” w bielskiej BWA. Jej kuratorka, Joanna Rzepka-Dziedzic, pisała wówczas:
Zmiany klimatyczne oraz naruszanie dobrostanu innych ludzi, zwierząt i roślin wywołują w nas silne emocje, często wyrażane poprzez tak zwane święte oburzenie, które nasz system nerwowy utożsamia z efektywnym działaniem, podczas gdy w rzeczywistości jest ono jego zaprzeczeniem. Nie przekłada się na realne zaangażowanie w zmianę rzeczywistości. Tymczasem na obrazach Kowyni zobaczymy osoby okazujące troskę zarówno w drobnych gestach, jak i w działaniu na szerszą skalę. Empatia, wrażliwość, uważność na krzywdę idą tu w parze z opieką, aktywizmem i buntem. Tu świata nie zmienia się poprzez dyskusję w mediach społecznościowych czy publiczne manifestacje, lecz w efekcie realnych działań. […] W ostatnich latach w pracowni Kowyni powstało wiele obrazów tworzonych pod wpływem intensywnych emocji związanych z realnymi, aktualnymi problemami. Zauważyć można między innymi nawiązania do ogólnopolskich czy światowych, społecznych wydarzeń z ostatnich lat, jak czarne protesty i strajki klimatyczne. […] Co ważne, tym razem w doborze prac na wystawę Kowynia manifestuje silną potrzebę odsunięcia swojej osoby na dalszy plan. […] To opowieść o świecie, w którym żyjemy, i w którym nasze obserwacje i jednostkowe istnienia są rodzajem uniwersalnych doświadczeń.
Celowo przytoczyłam tak obszerny cytat z tekstu kuratorskiego poprzedniej wystawy – sądzę, że dzięki niemu możemy w pełni zrozumieć osobliwość najnowszej, kameralnej ekspozycji w Galerii Foksal. W Bielsku-Białej zaprezentowano większość znanych już prac artystki powstałych po 2015 roku, a w Warszawie – prace najnowsze. W „Próbie cofania” wątkiem determinującym narrację wystawy były reakcje na światowe kryzysy, zaś wystawa w Foksalu zaczyna się krok dalej. Pisał o tym Janek Owczarek w ostatnim „Szumie”: „Malarstwo Kowyni nas nie ocali, tym bardziej nie ocali planety. A skoro zdajemy sobie z tego sprawę, być może nadszedł czas, żeby spojrzeć na tę twórczość z nieco innej perspektywy”. I właśnie wchodząc w „Wąskie przejście”, stajemy się świadkami niezwykle skomplikowanego intymnego wewnętrznego dialogu. Wybór prac jest nieoczywisty i pozbawiony tezy, co czyni według mnie tę prezentację artystki wyjątkową wystawienniczą perełką.
Już z korytarza dostrzegamy najstarszy obraz – „Kuzynka” (2009), zastanawiający kontrapunkt dla pozostałych dzieł. Uderza jego ekspresyjna fakturalność, swoista „kanciastość” portretu (przypomina mi nieco „Szczelinę” z 2011 roku) i ograniczona, stonowana paleta barw, zdecydowanie nieprzystająca do prac powstałych w ostatnim okresie. Przede wszystkim jednak intryguje sama postać przedstawiona na obrazie. Kobieta ma pokryte farbą, schowane „za mgłą” oko i usta. Tak jakby odebrana jej została podstawowa sprawczość: postrzegania i komentowania. Spojrzenie odgrywa ważną rolę w interakcjach społecznych, jest znaczące, wpływa na postrzeganie rzeczywistości. Drugie oko sportretowanej dziewczyny także nie jest skierowane ku odbiorcy. Jej wzrok ucieka gdzieś w bok, poza ramy obrazu; kobieta patrzy obok widza, do interakcji nie dochodzi.
Na sąsiedniej ścianie widzimy grupę obrazów, na których płonie niebo: „Letnio”, „Wąskie przejście”, „Ogniska”. Pozornie są one formalnie podobne, dla mnie jednak przedstawiają zupełnie inne emocje – kolejno: nadzieję, przeczucie, zwątpienie. W „Letnio” zamaskowana postać stoi wyprostowana, jakby chciała śmiało stawić czoło nadchodzącej przyszłości. Chroni ją powłoko-kombinezon, który z jednej strony szczelnie odcina od niebezpieczeństw, z drugiej krępuje ruchy i zamyka w wewnętrznym mikrokosmosie. Bohaterka obrazu pozostaje obojętna na chłopięce przepychanki (ukazane na pierwszym planie), na niszczenie wątłego drzewka, apokaliptyczne otoczenie. Ale może trwa dzięki tej osobności.
Tytułowy dla wystawy obraz „Wąskie przejście” ma niezwykłą atmosferę niczym nieruchomy odpowiednik arcydzieła Petera Weira „Piknik pod Wiszącą Skałą”. „To, co widzimy i co się nam wydaje, jest jedynie snem, snem we śnie” – mówi jedna z bohaterek filmu. W pełni odpowiada to urzekającej aurze obrazu, w którym oniryczny zachwyt graniczy z przeczuciem nadchodzącej niewiadomej. Ostatnie są „Ogniska”. Tu postać na pierwszym planie odwraca głowę od okna. Wraca do swego mikroświata, bezpiecznej przestrzeni. Ogniska zapalne na całym świecie są jedynie bladym odblaskiem w prywatnej przestrzeni. Nadzieja została tu zastąpiona gorzką wiedzą. Pozostaje tylko zwątpienie i przytłaczające poczucie bezsilności.
Na przeciwległej ścianie zaprezentowane zostały obrazy „Praca dłoni” i „Grzebanie”. To dość nieoczywiste zestawienie. „Praca dłoni” jest szybkim szkicem z epidemii koronawirusa. Praca rąk, praca fizyczna została jasno zdefiniowana jako atrybut klasy robotniczej, dla której, jak pisał Jacques Rancière, „bycie obywatelem było zabronione z powodu […] przynależności do świata pracy fizycznej”. A nie tak dawno praca dłoni została dowartościowana, stała się przedmiotem aspiracji, snobizmem, wpleciona została w neoliberalne strategie self. Pandemia obnażyła różnicę między hipsterskim rzemiosłem a społecznie pożytecznymi praktykami. Nagle potrzebne i widoczne stały się zawody takie, jak pielęgniarka/pielęgniarz, fryzjer/fryzjerka i tym podobne. Być może wkrótce wszyscy będziemy zmuszeni wrócić do prostych czynności, które oddelegowywaliśmy, zapominając ich praktykę; nauczyć się pracy z nićmi jak postać z „Ognisk” czy ręcznego prania jak w obrazie „Praca dłoni”. Kryzys odsłania darmową pracę kobiet w domu – ekonomię daru i ekonomiczny przymus. Czym wobec tych wszystkich zjawisk jest uwieczniona dłoń malarki? Do jakiego porządku przynależy? Jakim gestem jest „kadrowanie”, „mierzenie” rzeczywistości dłonią artystki? Zawłaszczeniem? Władzą? Budowaniem dystansu? Czy przeciwnie – chęcią bycia częścią obrazu?
Wreszcie „Grzebanie” – w sobie, w swojej biografii, stercie zdjęć. Widzimy dwie postacie i jedną fotografię. Przeglądanie starych zdjęć wymaga zastanowienia, zrozumienia, opisania, poliikoniczności. Musimy zrozumieć, co widzimy, a co jest konstruktem widzenia. Fotografia prywatna uruchamia wspomnienia, ale mają one arbitralny i abstrakcyjny charakter. Przefiltrowane są przez czas i wiedzę (lub samowiedzę) w tym czasie nabytą. Interpretacja kadru i reprezentowanych przezeń wspomnień w wypadku dwóch postaci z obrazu może się coraz bardziej różnić. Jak pamięta osoba, która dzierży fotografię i ma nad nią władzę? Jak pamięta osoba, która na fotografię patrzy z oddali? Choć być może to właśnie one są bohaterkami oglądanego dokumentu przeszłości – to one zostały kiedyś wspólnie uchwycone przez fotografa. Ale grzebanie to też chowanie do grobu, to skazywanie czegoś na porażkę… Coś, co zostało udokumentowane, jest już martwe, choć na fotografii pozostaje żywe.
Dwie prace pochodzące z lat wcześniejszych nie znalazły się na wystawie przypadkiem – stanowią pewien nawias interpretacyjny dla najnowszych dzieł. „Snow White” (z cyklu „Przeterminowana egzotyka”) odnosi się do dzieciństwa artystki spędzonego w Libii – przebytego w osamotnieniu. Rodzice Kowyni przez osiem lat nie nauczyli się języka i nie zaprzyjaźnili z żadnymi Libijczykami, a ona sama żyła wśród białych niemal bez kontaktu z mieszkańcami kraju: nie znając ich kultury, historii, sytuacji politycznej. Oferowane jej lektury, takie jak „Snow White” braci Grimm, to kwintesencja mitów starej Europy. Biel symbolizuje niewinność, czystość, uduchowienie. Ale owa biel stanowi też dojmujący kontrast z kolorem skóry Libijczyków, kolorem skóry wieszanych w publicznych egzekucjach ofiar reżimu lub bratobójczych walk. Jak śpiewała Billie Holiday: „Drzewa na południu wydają dziwne owoce / krew jest na liściach i krew na korzeniach / czarne ciała kołyszą się w południowym wietrze / dziwny owoc wisi na drzewie topoli” („Strange Fruit”). Aluzja do znanej fotografii przedstawiającej lincz wnosi figurę „wisielca”. Wisielec w tarocie symbolizuje zawieszenie, zatrzymanie się czasu, „zamrożenie” człowieka zagłębiającego się we własne wnętrze, aby zyskać nowy punktu widzenia. Kiedy Kowynia zjada zatrute jabłko, niczym zakazany owoc z drzewa poznania dobrego i złego (drzewa wiedzy), umiera w niej dziecko. W czasie snu Śnieżka przechodzi przecież transformację, którą symbolizują odwiedzające ją ptaki: sowa, kruk i gołąb, wyposażające ją w kolejne potrzebne dorosłej kobiecie atrybuty. Kiedy Śnieżka budzi się ze snu w kryształowej trumnie, musi się zmierzyć z tym, czego o świecie się dowiedziała, ponieważ „Królewna Śnieżka” to taki dziewczyński Bildungsroman. Przebudzona Dominika Kowynia skonfrontowała się z kolonializmem, okupacją, przemocą, wykluczeniem – z tym, czego nie dostrzegała w swoim „egzotycznym” dzieciństwie, co prześniła zamknięta w wewnętrznym świecie, także niepozbawionym przecież bólu i rozterek. Rewersem tego dzieła jest opisywany już obraz „Kuzynka”. „Snow White” to przebudzenie do wiedzy, która wcale nam nie służy, a jedynie przysparza cierpienia, spychając nas w poczucie klęski i odrętwienia, ponieważ „malarstwo nas nie ocali, tym bardziej nie ocali planety”. „Kuzynka”, przeciwnie, to zgoda na dalsze śnienie, intencjonalne lub nieintencjonalne życie w powłoko-kombinezonie, w solipsystycznym świecie, dla którego jedyną regułą jesteśmy my sami. Tym samym możemy sobie wybrać, kto będzie naszą przewodniczką po światach pozostałych obrazów: „Kuzynka” czy „Snow White”? Dwie różniące się znacząco perspektywy oglądu przyniosą bowiem całkowicie różne interpretacje całej ekspozycji.
Wszelkie próby „unarracyjnienia” tych dzieł należą do nas – do odbiorców. I od nas zależą. Moje postrzeganie wystawy różni się od zamieszczonej w katalogu wystawy interpretacji dokonanej przez Adrianę Prodeus. Jest tak choćby w przypadku obrazu „Letnio”, który dla mnie jest wyrazem szukania wewnętrznej siły motywującej do działania, zaś dla Prodeus przeciwnie: „możliwość działania jest w tym obrazie pogrzebana” – pisze. Na tym, jak sądzę, polega urok i siła prac Kowyni. Z jednej strony są niezwykle erudycyjne, a z drugiej – emocjonalne. I obie te sfery uruchamiają w odbiorcy. Nie przynoszą więc gotowych schematów interpretacyjnych czy też jasnych odpowiedzi wobec podejmowanych kwestii. Jak pisze Katarzyna Krysiak w tekście kuratorskim, są to: „obrazy, w których, jak mówi artystka, nawiązując do Edwina Bendyka, następuje »złośliwe splatanie« problemów współczesności ze sferą prywatną, »są o próbie zrozumienia tego, co się dzieje przy jednoczesnym pragnieniu nie tracenia kontaktu ze sobą«”. Bo w istocie to seria autoportretów artystki na różnych etapach życia; nawet jeśli czasem portretowane jest alter ego („Kuzynka”). Cała wystawa jest bitwą myśli, skomplikowanym introwertycznym polilogiem. Jego podmiot znika jednak z naszego myślowego horyzontu, jest już po drugiej stronie wąskiego przejścia, z którego przez moment padło światło na wewnętrzne światy Dominiki Kowyni.
Dominika Kowynia, „Wąskie przejście”
kuratorka: Katarzyna Krysiak
Warszawa, Galeria Foksal
19.09–30.10.2020