Mija rok od rozpoczęcia pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę. W Polsce wojna ta sprowokowała nie tylko mobilizację w zakresie polityki międzynarodowej i inicjatyw obywatelskich – była także impulsem dla polskiego teatru. Wiele jego instytucji angażowało się w działania pomocowe, poddając rewizji rolę, jaką mogą pełnić w praktyce. Przede wszystkim jednak reakcją teatrów na toczącą się wojnę było włączenie do ich repertuarów spektakli zrealizowanych na podstawie ukraińskich tekstów lub z udziałem osób pochodzących z Ukrainy. W spektaklach często wykorzystuje się aluzje, które nie odnoszą się nawet bezpośrednio do aktualnego konfliktu; czasem odwołują się do historii XX wieku, a kiedy indziej wykorzystują kostium antyczny. W efekcie podejmowania tej strategii przedstawienia, których twórcy i twórczynie dążyli do uniwersalizacji problemu, wpadają w pułapkę estetyzacji: konstruowane na scenie monumentalne obrazy i patetyczne słowa niejednokrotnie zdają się służyć raczej poprawie samopoczucia artystek i artystów, a nie tworzeniu wypowiedzi artystycznych, które mogłyby mieć konstruktywne znaczenie w obliczu kryzysu humanitarnego.
Przedstawienie „Zakazane dzieci. Opowieść Korczakowska” w reżyserii Anny Augustynowicz na podstawie tekstu Artura Pałygi z Teatru Lalek Banialuka w Bielsku-Białej bodaj najlepiej ze wszystkich podejmowanych w Polsce w ostatnim roku prób mierzy się z tematem wojny w Ukrainie. Spektakl, prezentowany podczas ubiegłorocznego Międzynarodowego Festiwalu dla Dzieci i Młodzieży „Korczak Dzisiaj”, otrzymał wyróżnienie „za możliwość poczucia krzywdy i pochylenia się nad nią, za otwarcie oczu i zaczęcie wielopokoleniowej dyskusji”. Jednak – mimo nagrody i kuluarowych zachwytów – nie doczekał się należnego mu omówienia. A jest to wydarzenie artystyczne, które z dużą wrażliwością, w sposób wysmakowany i subtelny, nie infantylizując młodej widowni, porusza niezwykle ważne dzisiaj problemy uchodźctwa, wolności, wyobcowania i praw człowieka. Pierwotnym impulsem był dla jego twórców kryzys uchodźczy na granicy polsko-białoruskiej, jednak wkrótce ważnym kontekstem stała się także wojna w Ukrainie.
Przygotowane w 2021 roku, stanowiące zalążek późniejszego spektaklu czytanie performatywne „Zakazanych dzieci” było częścią projektu „Banialuka. Korczak. Dom”, zrealizowanego z okazji – przypadającej w roku jubileuszowym dla bielskiego teatru – 80. rocznicy śmierci Janusza Korczaka. Przedstawienie (adresowane do młodzieży powyżej 13. roku życia) nie opowiada o znanym polsko-żydowskim lekarzu i pedagogu. Jego postać staje się jedynie pretekstem do opowiedzenia innej historii. Podczas pracy nad powstającym równolegle z „Zakazanymi dziećmi” tekstem słuchowiska radiowego według tekstu Korczaka „Kajtuś czarodziej” Artur Pałyga pochylił się nad wykreślonym fragmentem jednego z rozdziałów tej opowieści, rzekomo zbyt strasznym, by prezentować go dzieciom. Bielski spektakl jest efektem rozważań dramaturga i reżyserki nad tym, jaki charakter mógłby mieć dzisiaj taki niewyobrażalny, nieprzedstawialny koszmar i jaki efekt przyniosłoby ukazanie go na scenie. Przedstawienie prezentuje temat wojny, wykluczenia i konieczności ucieczki z własnego kraju. W przeciwieństwie do autocenzorskiej decyzji Korczaka trudnych tematów się tu nie unika, jednak podejmowane są z zachowaniem, z ducha korczakowskiego, poszanowania dla dziecka jako pełnoprawnego partnera w wydarzeniu teatralnym. Spektakl składa się z osobnych scenek, poświęconych między innymi nakazom i zakazom wyznaczanym dzieciom przez rodziców i upokarzającym rytuałom wymaganym przez nauczycieli oraz prezentujących głosy młodych osób, które – z różnych powodów – wykraczają poza definicję „powinnych” (czyli dobrych, właściwych, zadowalających i akceptowanych). Sceny te przeplatane są, czytanymi z offu, tekstami Korczaka na temat rozmaitych jego spotkań z dziećmi w czasie wojny. Fragmentaryczna struktura tworzy ostatecznie pełną napięcia opowieść o tajemniczym lesie, w którym zmuszone do opuszczenia swoich domów dzieci śnią na jawie swoje najokropniejsze koszmary.
Formalizm i umowność teatralnej prezentacji stwarzają ramę dla ukazywanych problemów, a tajemnicza, przesycona mrokiem atmosfera oraz niedomykanie podejmowanych tematów zachęcają publiczność do stawiania trudnych pytań. Kim są zakazane dzieci? Dlaczego nie chce się ich w kraju, w którym rzekomo właśnie dzieci są najważniejsze? Jak znalazły się w lesie i dlaczego nie mogą z niego wyjść? Jak potężny jest czarodziej, który sprawia, że mogą tam zniknąć zupełnie? Kiedy zabawkowy żołnierzyk zamienił się w groźnego mężczyznę w mundurze? Czy uprawiana przez dorosłych wojskowa musztra ma jakieś ukryte znaczenia?
Charakterystyczne dla twórczości Anny Augustynowicz i współpracującego z nią scenografa Marka Brauna minimalistyczne, czarne kostiumy w bielskim spektaklu częściowo zakrywają głowy aktorów i aktorek. Subtelnie nawiązują w ten sposób do muzułmańskich hidżabów, ale też upodabniają bezimienne postaci do wojowników ninja. Proste, czarno-białe dekoracje zaskakująco dobrze sprawdzają się w przedstawieniu dla młodzieży, które stawia prowokacyjne pytania o odcienie szarości w czarno-białym świecie dorosłych, potrafiących bez wahania oceniać ludzi, zachowania i zjawiska jako dobre lub złe. Siermiężne, drewniane figurki z Ikei – obecne na scenie, a następnie złowrogo multiplikowane na wyświetlanych projekcjach – sugestywnie wyobrażają dzieci jako figurki na szachownicy oczekiwań dorosłych. Przywodzą także na myśl bezdusznych, odczłowieczonych i odindywidualizowanych żołnierzy, którym powierzone zostało prawo decydowania o ludzkim życiu i śmierci. Pojawiające się od czasu do czasu na scenie rekwizyty i elementy scenografii, takie jak koło, wisielcza pętla czy wyświetlane z tyłu sceny czarne krzyże przypominające wojskowe samoloty, nie zwiastują drastycznych obrazów – sygnalizują jedynie, niewypowiedziane nigdy wprost, niepokojące przesłanie spektaklu.
Wynikająca z konstrukcji tekstu Pałygi dramaturgia przedstawienia Augustynowicz prowadzona jest w niezwykle przemyślany sposób. Chociaż spektakl adresowany jest do młodzieży, jego twórcy nie próbują szukać specyficznie młodzieżowych spraw i problemów – wskazują raczej tematy problematyczne zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Nikt nie usiłuje naśladować młodzieżowego języka czy uprzystępniać teatralnych środków tak, by były łatwiejsze do zdekodowania – estetyka „Zakazanych dzieci”, wielokrotnie stosowana przez reżyserkę w spektaklach dla dorosłych, staje się uniwersalnym, wspólnym dla dorosłych i dzieci, środkiem przekazu. Dzięki poważnemu, partnerskiemu potraktowaniu młodej widowni twórcy mają szansę na pozyskanie jej zaufania. Budując aluzyjne i metaforyczne sceny zamiast snucia moralizatorskich opowieści o świecie i proponowania gotowych odpowiedzi, prowokują do rozważań na tematy, które – pozornie – wydają się zbyt straszne, by podejmować je w obecności młodych ludzi.
Nawiązujące do autocenzorskiego gestu Korczaka przedstawienie rozprawia się ze słowem „straszne”. Aktorzy i aktorki powtarzają je wielokrotnie, naśladując afektowaną przesadę, z jaką często wypowiadają je osoby dorosłe – robią to tak często, aż pozbawiają je pierwotnej mocy i wpisanego w nie znaczenia: „to straszne to straszne to straszne | martwe wyrazy z bladych warg wybiegają | sznestra | szantres | rtasszen | zensarts | snszrtea”. Słowo staje się pustą manifestacją udawanego współczucia. Gdy odnosi się do błahych sytuacji – jak zła ocena w szkole – albo, wbrew deklaratywnemu oburzeniu, ukrywa obojętność wobec prawdziwie strasznych zaniedbań, rozpada się na nic nieznaczące głoski. Postaci spektaklu demaskują pozorną troskę dorosłych, którzy „niby się oburzają […]. I się niby smucą. Robią wtedy usta tak i takie oczy. I, jak się wprawisz, to możesz uwierzyć, możesz całkiem zapomnieć, że to jest na niby”. Spektakl podprogowo podważa wyznawany i umacniany przez dorosłych, a jednak chwiejny, system wartości. Tajemnicza historia znikających w lesie dzieci, które wstydzą się swoich opuszczonych domów, marzną i tęsknią za rodzinami, ponieważ utknęły w nieprzyjaznym nie-miejscu, nie zostaje do końca wyjaśniona. Ta opowieść bez puenty staje się wirusem rozsadzającym tkankę rzeczywistości.
„Zakazane dzieci” można uznać za interesujący kontrapunkt dla teatralnej debaty o wstydzie, związanej z fascynacją najnowszego teatru zwrotem ludowym i klasowymi awansami. Spektakl z Bielska-Białej nieprzypadkowo, jak się wydaje, nawiązuje do kategorii wstydu, umieszczając ją w specyficznym kontekście. Zmusza tak do ponownego sformułowania i przewartościowania powodów tego odczucia. Otoczone oparami kościelnego kadzidła postaci Augustynowicz wypowiadają poruszające litanie, wyrażając wstyd: z powodu ubłoconych butów, nieznajomości reguł nowego świata i uczucia zimna – które tworzą niekończącą się spiralę: „Wstydzę się, że się wstydzę i wstydzę się, że się wstydzę, że się wstydzę”. Pańsko-boski przywilej decydowania o życiu i śmierci nie jest pieśnią przeszłości, ale nieodległą teraźniejszością. „Pan jest panem. Pan jest od panów. Pan jest od nich” i nosi mundur zamiast kontusza, a szablę zamienił na karabin.
Pałyga i Augustynowicz nie potrzebują, królujących w teatrze dla młodej widowni w ostatnim sezonie, komiksowych kostiumów zombie, wampirów i innych potworów (które w minionych miesiącach pojawiły się m.in. w „Księżycowych opowieściach” rzeszowskiej Maski, „Niezłych ziółkach” szczecińskiej Pleciugi oraz „Balladach i romansach. Horror school musical” Teatru Ludowego w Krakowie). Zachowując konwencję surrealistycznego koszmaru, budują napięcie na poziomie wysokiej klasy dreszczowca, tworząc spektakl, który może stać się impulsem do dyskusji o tym, czym jest zło. „Zakazane dzieci” zachowują rzadko spotykaną równowagę pomiędzy poetyckim niedopowiedzeniem a odważną deklaracją polityczną oraz pomiędzy pretekstem historycznym a współczesną refleksją. Łącząc wątki dotyczące przemocy w domu i w szkole, nadmiernych oczekiwań dorosłych wobec dzieci, samotności i wykluczenia z problemem wojny, uchodźstwa i strefy bezprawia na granicy polsko-białoruskiej, nie trywializują żadnego z nich, a równocześnie sugerują nieoczywiste związki między nimi.
Twórcy spektaklu poważnie traktują zarówno dzieci – ufając w ich gotowość do rozmowy na trudne tematy – jak i dorosłych, zakładając, że w tej rozmowie gotowi są uczestniczyć. Wyreżyserowany przez Augustynowicz spektakl, na pozór odrealniony i uniwersalny, zawiera bardzo konkretny manifest. Jego twórcy wzywają dorastające osoby do uważnego, krytycznego spojrzenia na otaczającą je rzeczywistość. Posępny nastrój „Zakazanych dzieci” wynika z ponurej diagnozy świata, który zbudowany został przez dorosłych. Przedstawienie niesie jednak także nadzieję, której źródłem może być nowe pokolenie, jeśli tylko zawczasu otworzy oczy. Obecny w „Kajtusiu czarodzieju” Korczaka motyw strasznego snu, z którego budzi się bohater, w bielskim spektaklu jest zaledwie powidokiem i zmienia się w – powracające jak refren – polityczne wezwanie do przebudzenia. Bo „jak za bardzo zaśniesz, to się nie obudzisz”.