Nr 22/2023 Na teraz

Projektowanie hałasu

Bartosz Nowicki
Muzyka

Perkusyjna improwizacja oraz nagrania terenowe – te dwa odległe pola dźwiękowej ekspresji stanowią matrycę dla radykalnych eksperymentów z brzmieniem i formą. Dominik Kowalczyk i Paweł Kulczyński uruchomili wiele pokładów inwencji, aby efekt końcowy, który możemy usłyszeć na dwóch premierowych wydawnictwach, wyraźnie odbiegał od materiału źródłowego.

Nie powinno zaskakiwać, że działalność wydawnicza łódzkiego labelu Pointless Geometry stała się w ostatnich latach obiektem zainteresowania krajowej i międzynarodowej prasy muzycznej (ostatnio pojawił się na ten temat przekrojowy tekst w DJ Mag). Konsekwentnie budowany katalog, oparty zarówno na zjawiskowych debiutach, jak i nagraniach bardziej doświadczonych twórców, oraz niezwykła kuratorska intuicja prowadzących label Darka Pietraszewskiego i Justyny Banaszczyk sprawiają, że kameralna inicjatywa staje się jednym z najciekawszych i coraz bardziej rozpoznawalnych zjawisk na mapie światowej eksperymentalnej elektroniki. Ujawnia przy okazji niezwykły potencjał lokalnej polskiej sceny. Debiut w Pointless Geometry jest niczym trampolina na najważniejsze festiwale i przepustka w międzynarodowy obieg wydawniczy, czego najbardziej okazałym przykładem może być muzyka Aleksandry Słyż. Instynkt do wychwytywania najbardziej progresywnych zjawisk w muzyce elektronicznej sprawia, że niemal każde nowe wydawnictwo ukazujące się pod kuratelą labelu staje się wydarzeniem. Nie inaczej jest w przypadku dwóch październikowych premier.

Pierwsza z nich to kaseta Damiana Kowalskiego (SKI) – perkusisty Rozwodu, zespołu, którego zakres poszukiwań rozpięty jest między biegunami muzyki gitarowej i elektronicznej, a ciąży raczej ku temu drugiemu. W toruńskim Rozwodzie gra też Szymon Szwarc (Swrcfx), który wspomaga kolegę na jego debiutanckim wydawnictwie w kilku kompozycjach, a także towarzyszy mu w trakcie występów na żywo. Tak było podczas tegorocznego krakowskiego Unsoundu, na którym odbyła się koncertowa premiera kasety „Kre”. Nazwa SKI i tytuł „Kre” tworzą razem anagram słowa „kreski”. Zakreskowane są tu wszystkie tytuły utworów, jakby pełniły funkcję partytur graficznych do muzyki, którą słyszymy – surowej i mocno zrytmizowanej.

Słuchacze śledzący polską scenę muzyki eksperymentalnej przywykli już zapewne do prawidłowości, że zapowiedź solowego materiału perkusisty jest najczęściej zwiastunem nowego, unikalnego pomysłu na ten instrument. Trudno mi zliczyć, ile to razy na przestrzeni ostatnich lat zachwycałem się kreatywnością tej profesji. Ostatni raz wspominałem o tym przy okazji albumu Jacka Prościńskiego aka wh0wh0 – i to właśnie do eksperymentów gdańszczanina Kowalskiemu jest pod pewnym względem najbliżej. Obaj, modyfikując zestawy perkusyjne, sięgają po urządzenia elektroniczne: efekty, samplery, miksery, przetworniki, które znacząco poszerzają pole twórczej ekspresji. Podobieństwa warsztatu częściowo pokrywają się także z repertuarem, opartym na kanwie rytmicznych schematów rodem z tanecznej elektroniki. Jeśli jednak nagrania Prościńskiego zmierzają w stronę klubowych parkietów i spektakularnych kulminacji, to w muzyce Kowalskiego usłyszymy bangery w wersji à rebours. Zamiast błysku dyskotekowej kuli otrzymujemy brud, noise, glitch i trans.

W repertuarze SKI dominują proste partie rytmiczne, zapętlane w regularne, hipnotyczne cykle. Jednak unikalnym naddatkiem, który rzeczy dobre i poprawne czyni świeżymi i niekonwencjonalnymi, są w przypadku muzyki Kowalskiego gęsto wykorzystywane efekty oraz uzyskane przy ich pomocy zjawiskowe brzmienie, rzadko przypominającące konwencjonalne odgłosy wydawane przez zestaw perkusyjny. Szybciej niż dźwięki talerzy, werbla czy centrali usłyszymy tu bowiem zgrzyt stopy, wibracje naciągów bądź skrzypienie statywów. Przede wszystkim jednak nagrania wypełniają masywne basowe pady, stłumione metaliczne bity, mocno przesterowane i dodatkowo zniekształcane reverbami uderzenia, kawalkady zgiełkliwych sprzężeń – imponujący arsenał noisowych i industrialnych środków. Kowalskiemu na bazie tych radykalnych brzmień udaje się zbudować niezwykle efektowne i spójne środowisko dźwiękowe, którego moc wyrazu odsyła chwilami do repertuaru innego eksperymentującego z hałasem perkusisty – Adama Gołębiewskiego. Obaj fetyszyzują brud i zgiełk, sprawiając, że brzmi spektakularnie. Kowalski całej tej menażerii rumorów nadaje jednak transowy, taneczny wigor. W podobne rejony skręciło ostatnio Lotto, przesuwając zakres swoich minimalistycznych peregrynacji w rejony gatunków pochodzących z rezerwuaru kultury klubowej. Chwilami (w kompozycji wieńczącej kasetę „Kre”) Kowalskiemu blisko również do konku, estetyki będącej nawiązaniem do współczesnych afrykańskich nurtów tanecznej elektroniki, wykreowanej przez artystów ze środowiska twórców zgromadzonych wokół labelu Brutality Garden.

Słuchając porywającego debiutu SKI, mam wrażenie, jakbym wybrał się na rave na złomowisko. Rezonujący dźwięk blach rozpruwa głośniki, sprasowany bas wyciska z płuc oddech, a regularne rytmy zamiast zmierzać do kulminacji, ulegają dewastacji, brzmiąc chwilami niczym tłuczeń drogowy wrzucony do metalowego bębna pralki. Osobliwy efekty przynosi rozłożenie niektórych ścieżek na osobne kanały, co dodatkowo potęguje intensywność fizycznego doznania.

U Kowalskiego eksperymenty motywowane są poszukiwaniami formalnymi i brzmieniowymi. W przypadku „Biosignatures” koncept wykracza również poza aspekt muzyczny. Jego autor, Paweł Kulczyński, to muzyk, eksperymentator, którego czytelnicy tekstu zapewne kojarzą ze zgiełkliwych i motorycznych projektów Wilhelm Bras czy Lautbild. Holistyczne podejście artysty do sztuki, zwłaszcza dźwiękowej, obejmuje nie tylko komponowanie przez niego muzyki, ale i tworzenie instrumentów elektronicznych, projektowanie dźwięku w kontekście site-specific, warsztaty dźwiękowe czy rejestracje terenowe. Jego instalacja Nikt wcześniej nie przyglądał Ci się równie intensywnie jak ja” została w tym roku uhonorowana Nagrodą Publiczności na 21. Przeglądzie Sztuki SURVIVAL we Wrocławiu. Zjawiskowa pod względem wizualnym i dźwiękowym praca jest reakcją na katastrofę ekologiczną, jaka w 2022 roku wydarzyła się na Odrze. Stanowi także artystyczną wypowiedź wpisującą się w szerszy kontekst, lokujący się na przecięciu refleksji klimatycznej i błękitnej humanistyki (będącej prądem we współczesnej posthumanistyce) – problematykę, która w ostatnich latach podejmowana jest w Polsce zarówno w gronach akademickich, środowiskach związanych z aktywizmem ekologicznym, jak i w mediach głównego nurtu. Ekosystemy rzeczne (refleksją nad którymi zajmuje się także akwakrytyka) od lat są też wiodącym przedmiotem zainteresowania artystów dźwiękowych i field rekordystów, między innymi Suavasa Lewego i Oli Kozioł, Michała Zygmunta czy Alicji Czyczel, których relacje z rzekami wykraczają daleko poza zainteresowanie jej audiosferą.

Fundamentem brzmieniowym „Biosignatures” są właśnie nagrania terenowe. Tym razem zarejestrowane na warszawskim odcinku Wisły i w okolicach rzeki. Kulczyński, będąc twórcą niezwykle skrupulatnym i uwrażliwionym na kompleksowe ujmowanie tematu, zapisywał wiślane odgłosy z kilku perspektyw, posługując się przy tym zestawem specjalistycznych mikrofonów. Oprócz klasycznych (w rejestracji nagrań terenowych) mikrofonów audio, łowiących audiosferę na styku miasta i natury, znalazły się w nim hydrofony zbierające dźwięki podwodne, geofon odbierający drgania (część materiału była realizowana pod ruchliwymi stołecznymi mostami) i czujnik fal elektromagnetycznych, za którego sprawą usłyszeć można przepływ energii elektrycznej w otoczeniu. Kulczyński umożliwia zatem odbiorcy pogłębione słuchanie przekraczające możliwości percepcji – ludzkie ucho nie jest bowiem w stanie bezpośrednio usłyszeć wszystkich tych dźwięków. Autor nagrań ochoczo sięga w swojej pracy również po elementy kreacji. Zestawia zarejestrowane dźwięki otoczenia z ich znacznie zmodyfikowaną wersją, wprowadza oszczędną ilustrację muzyczną oraz snuje przy jej pomocy subtelną dramaturgię. Następuje tym samym przesunięcie ciężaru gatunkowego z dokumentu dźwiękowego na kreację artystyczną.

To, co rozpoznawalne, przeobrażane jest w symbole i metafory. Subtelne dźwięki natury – opadających i rozwiewanych przez wiatr śnieżnych igiełek, „skrzenie” tającego lodu, ciurkanie wody – są amplifikowane do hiperrealistycznych form. Stają się niemal namacalne. Spotęgowane na tyle, by konkurować z odgłosami miejskiego ruchu. Na internetowej stronie artysty możemy zapoznać się z obszernymi didaskaliami odnoszącymi się do źródeł dźwięku, metod rejestracji, modyfikacji materiału i wykorzystania efektów, co pozwala z dużą frajdą dekodować zdarzenia akustyczne. Tymczasem nawet akuzmatyczne słuchanie „Biosignatures” robi imponujące wrażenie. Zjawiskowej urody tekstury, muskularne drony, tektoniczne odgłosy pęknięć, tąpnięć, upiorne piski („Hobo’s dream”), posępne basowe pomruki, przeszywające świsty („Unpredictable Past”), wyłaniające się i gasnące w otchłani rytmy – cały ten mariaż wyraźnie naznaczony jest sound designerską wyobraźnią twórcy.

Organiczne kolaże Kulczyńskiego imponują rozmachem, z jakim zaaranżowana została przestrzeń audio (dodatkowo wersja live „Biosignatures” przygotowana została z myślą o nagłośnieniu kwadrofonicznym). W tak drobiazgowo spreparowanym środowisku dźwiękowym odbiór wycyzelowanych detali czy kunsztownych tekstur, zasnutych delikatną warstwą instrumentalną, sprawia ogromną satysfakcję. Subtelniejsze fragmenty nagrań mogą kojarzyć się z pracami dźwiękowymi Jany Winderen. Z kolei tam, gdzie montaż gęstnieje a dramaturgia intensyfikuje się, moje myśli mkną do pełnych rozmachu kompozycji Chrisa Watsona.

Nagrania Kowalskiego i Kulczyńskiego, tak bardzo odmienne pod względem dynamiki i temperamentu, zaskakują zbieżnością, jeśli chodzi o ideę kreacji, opartą na zaawansowanej ingerencji w materiał źródłowy. W obu przypadkach zwraca uwagę także inwencja, z jaką twórcy eksperymentują z możliwościami kanałowej projekcji dźwięku. Obaj również ochoczo czerpią z palety brzmień i środków wyrazu z pogranicza noisu i industrialu. Uderzające jest to, jak wymiar wspólny dominuje nad tak skrajnym wizjami artystów.

 

SKI, „Kre”
Pointless Geometry
2023

Paweł Kulczyński, „Biosignatures”
Pointless Geometry
2023