Nr 20/2023 Na teraz

Ktoś (już) tam był

Dominika Gracz-Moskwa
Komiks

Najsłynniejszą teorię spiskową dotyczącą lądowania na Księżycu sformułował Billy Kaysing, niegdysiejszy pracownik firmy Rocketdyne, podwykonawcy NASA. W opublikowanej w 1976 roku broszurze „We Never Went to the Moon: America’s Thirty Billion Dollar Swindle” przekonywał, że żaden człowiek na Księżyc nie dotarł, a samo lądowanie nagrano w studiu na Ziemi. Pomysł Kaysinga zdominował nasze wyobrażenie o konspiracjonistycznym spojrzeniu na podróże kosmiczne, choć oczywiście nie jest to jedyna alternatywna narracja na ten temat. David Percy i Mary Bennett w książce „Dark Moon: Apollo and the Whistle-blowers” przekonywali, że owszem, astronauci wyruszyli w kosmos, ale nigdy z niego nie wrócili, gdyż zginęli z powodu napromieniowania. W ich miejsce podstawiono więc dublerów-aktorów, by oszukać społeczeństwo. Inną kosmiczną teorię spiskową za temat swojego komiksu obrali Pat Perna i Fabien Bedouel – przekonują nas, że kiedy Neil Armstrong, Buzz Aldrin i Michael Collins wylądowali na Księżycu (a jednak!), ktoś już tam był.

O teoriach spiskowych i fake newsach lubimy myśleć jak o wynalazkach współczesności. Szczepienia i 5G, płaskoziemcy, 9/11, Wielka Stopa i 411, reptilianie, Strefa 51, „zmiany klimatyczne to ściema”, chemitrails i Big Pharma, QAnon… Można wyliczać i wyliczać. Ale alternatywne wyjaśnienia zdarzeń miały się dobrze również wiele lat temu, by sięgnąć sto lat wstecz i wspomnieć o „Protokołach mędrców Syjonu” (z 1903 roku) lub kilka setek dalej i przypomnieć o powstałym w XII wieku micie mordu rytualnego (przekonaniu, że Żydzi zabijają dla krwi chrześcijańskie dzieci) albo o rozpoczętych w Europie w XIV wieku polowaniach na czarownice, które obwiniano o wybuch epidemii dżumy z 1348 roku. Nie da się jednak ukryć, że współczesnej popularności teorii spiskowych sprzyja rewolucja technologiczno-komunikacyjna – wynikające z niej przyspieszenie, pluralizm i egalitaryzm. Błyskawiczny obieg informacji w sieci oraz możliwość wymiany kontaktów z ludźmi na całym świecie znacznie ułatwia szerzenie się dezinformacji i potęguje jej siłę. Teorie spiskowe jeszcze do niedawna przeważnie śmieszyły, dziś coraz częściej przerażają. Nasza trwoga wynika głównie ze sprawczości, jaką osiągnęły nurty konspiracjonistyczne. Dowodzą one, że nawet najbardziej ugruntowane w świadomości społecznej fakty można nie tylko podważyć (jak zakwestionowanie tego, że Ziemia ma kształt bryły zbliżony do kuli), ale także uczynić determinantą do działania niebezpiecznego dla innych członków społeczeństwa. Inaczej mówiąc: łatwo można przy pomocy teorii spiskowych manipulować ludźmi, by ostatecznie pchnąć ich do działania, czego przykładami były atak na Kapitol w styczniu 2021 roku i rozbrojenie społecznej mobilizacji do akcji szczepień przeciwko COVID-19. W coraz bardziej skomplikowanym i szybciej toczącym się świecie teorie spiskowe dostarczają (zbyt) prostych odpowiedzi na (słusznie) złożone pytania.

Teorie spiskowe związane z podbojem kosmosu być może są potencjalnie mniej niebezpieczne niż teorie antyszczepionkowe – ale również mają istotny wymiar społeczno-polityczny, ostatecznie przekładający się na światopoglądy. Nie należy więc ich lekceważyć.

Lądowanie na Księżycu było jednym z kluczowych elementów wyścigu kosmicznego, jaki toczył się między USA i ZSRR od lat 50. do 70. XX wieku – stanowił on jeden z obszarów zmagań w ramach zimnej wojny. ZSRR jako pierwszy umieścił na orbicie ziemskiej satelitę (1957) i wysłał w kosmos człowieka (1961), ale na Księżyc jako pierwsi dotarli Amerykanie.

Tyle historia oficjalna. A jak było „naprawdę”? W otwierającej komiks sekwencji niemych kadrów astronauci docierają na powierzchnię Srebrnego Globu, wykonują wielki krok dla ludzkości i wbijają swoją flagę w powierzchnię. Wówczas zauważają, że nie jest ona pierwsza – oto kawałek dalej od miejsca lądowania wetknięta została flaga z sierpem i młotem.

„Kosmos” to opowieść prowadzona dwutorowo. Na jednej płaszczyźnie narracyjnej śledzimy historię nieznanej misji kosmicznej statków Sojuz 4 i Sojuz 5 oraz trójki kosmonautów – wśród nich głównej bohaterki, Tatiany Terechmianowej. W tajemnicy przed całym światem załoga wyrusza w kierunku Księżyca, aby dokonać pierwszego lądowania. Wedle pierwotnych założeń Tatiana nie miała schodzić na powierzchnię naturalnej satelity Ziemi, jednak splot nieszczęśliwych wydarzeń – jak to często ma miejsce w przypadku fabuł osadzonych w kosmosie – zmusza zespół naziemny do wydania dyspozycji do zmiany planów. Kiedy więc przed Tatianą otwiera się możliwość pisania historii jeszcze większym drukiem, niż pierwotnie było jej dane, pomimo potencjalnych niebezpieczeństw nie waha się – ku chwale ZSRR, w który tak mocno wierzyła.

Kosmiczne sekwencje przecinają mocno „przegadane” kadry wyjaśniające nam tło i kontekst tematyczny – to druga płaszczyzna narracyjna komiksu. Napisałam „przegadane”, bo faktycznie sporo tu gadających głów i piętrzących się dymków wypełnionych gęstą treścią. Wszystkie one opowiadają nam o meandrach „wielkiego przekrętu” – kolejnej kosmicznej tajemnicy ukrytej przed oczyma szarego człowieka na stronicach utajnionych akt. W przebieg tajemniczej sprawy wprowadzają nas przedstawiciel NASA, jego odpowiednik z ZSRR, specjalista lotnictwa oraz reżyser „kontrowersyjnego filmu dokumentalnego o podboju Księżyca”. Wszyscy, oprócz specjalisty lotnictwa, który udziela wywiadu w studiu telewizyjnym, wypowiadają się w nieokreślonych okolicznościach. Zamiast miejsca i czasu mamy jedynie czarne tło (kolejny element tajemnicy). Bohaterowie ci funkcjonują albo na prawie autorytetu (jako specjaliści), albo jako figura dekonspiratora (udaje im się połączyć kropki i odkryć prawdę). Niezależnie od opcji stanowią bardzo mocny kontrast dla załogi realizującej kosmiczną misję. Ten kontrast zdaje się organizować cały komiks – począwszy od stanowiących fundament opozycji prawda/fałsz i wersja oficjalna/prawda, przez kontrast narracyjnej konstrukcji, a skończywszy na kontraście kolorystycznym i stylu graficznego.

Historia Tatiany i jej towarzyszy jest niezwykle kameralna. Kilkoro aktorów na ogromnej scenie kosmosu stawianych jest w sytuacjach skrajnych. Gdy obciąża się ich wizją, że dźwigają na barkach przyszłość narodu, gdy trzeba tu i teraz dokonywać trudnych wyborów, członkowie załogi odkrywają przed sobą nawzajem i przed nami swoje pragnienia, obawy i ambicje. Nie jest to opowieść skomplikowana, ale za to bardzo skupiona na jednostce i jej niejednoznacznych, złożonych emocjach. Dłuższe wymiany zdań między postaciami nie zdarzają się zbyt często, bo całą podróż wypełnia to samo, co wypełnia kosmiczną przestrzeń – cisza.

Ciszę ciekawie wydobywa warstwa graficzna komiksu. Bedouel w scenach w kosmosie operuje wyłącznie czernią i bielą, pomijając przy tym jakiekolwiek półcienie, co mocno rezonuje w czytającym. Autor odmalowuje w ten sposób przestrzeń negatywną, a więc pustkę. Ogrom kosmosu zawsze jest w komiksie przedstawiony jako czerń; ten sposób obrazowania zresztą znamy z kina, kiedy to naszym oczom ukazuje się scena z monumentalną przestrzenią kosmiczną („Interstellar”) albo z ciszą i ciemnością kosmosu („Grawitacja”).

Współtwórca „Kosmosu” jest w tej estetycznej strategii konsekwentny, czego dowodzi chociażby okładka, przywodząca na myśl inny komiks wydany przez timof comics, „Shangri-la”. Oba komiksy łączy też realistyczny, szczegółowy rysunek. O ile jednak w przypadku tego drugiego tytułu szczegółowość rysunków Bableta łączyła się z feerią kolorów, by zachwycać i oszałamiać, o tyle Bedouel zainteresowany jest wytworzeniem wrażenia kosmosu jako miejsca zimnego, cichego i przepełnionego samotnością.

Odpowiedzialny za scenariusz Perna umiejętnie wykorzystuje do budowania historii techniki znane badaczom teorii spiskowych. Nadaje swoim postaciom cechy autorytetów i wkłada w ich usta całą masę informacji – danych technicznych, dat, nazwisk, miejsc – które pozwala im swobodnie ze sobą łączyć, bez baczenia na logikę i sens. W tym informacyjnym zalewie czytelnik traci grunt pod nogami i zaczyna mieć trudności z odróżnieniem prawdy od fałszu. Jeśli jedna z podanych danych była prawdziwa, to czemu reszta miałaby nie być? Jeśli jakiś element logicznie łączy się z innym – dlaczego całość miałaby być pozbawiona sensu?

„Kosmos” jest z pewnością komiksem przekonującym – jednak nie do ujawnionej sprawy, lecz w zakresie przyjętych przez autorów założeń. Widać tutaj nie tylko ciekawy pomysł, ale także bardzo konkretne rozwiązania konstrukcyjne i kompozycyjne, które autorzy z konsekwencją wprowadzili w opowieść o tej alternatywnej wizji podboju Księżyca. Ostatecznie jednak komiks Perny i Bedouela ciekawszy jest nie wówczas, gdy próbujemy weryfikować prawdopodobieństwo podanej historii, ale gdy czyta się go jako metakomentarz do teorii spiskowych.

 

„Kosmos”
scenariusz: Pat Perna
rysunki i kolory: Fabien Bedouel
tłumaczenie: Ada Wapniarska
timof comics
Warszawa 2023