Nr 18/2023 Na teraz

Prawda w cieniu kłamstwa

Dominika Gracz-Moskwa
Komiks

Dziesięć lat po zakończeniu II wojny światowej, w 1955 roku w Warszawie odbył się V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów. Spotkanie 25 tysięcy obcokrajowców ze 114 państw i 150 tysięcy delegatów z Polski we wciąż odbudowywanej stolicy trwało od 31 lipca do 14 sierpnia – wydarzenia te są osnową komiksu Jacka Świdzińskiego. Autor jednak nie tyle relacjonuje festiwal, ile ustanawia go tłem dla rozważań na temat współfunkcjonowania prawdy i fałszu.

Początek „Festiwalowi” dał jednak nie peerelowska edycja tego wydarzenia, ale współczesna wystawa: „Nigdy więcej. Sztuka przeciw wojnie i faszyzmowi w XX i XXI wieku”. Poszło o błąd – jak zauważył Świdzyński, prezentowana tam „Guernika” Wojciecha Fangora, przedstawiana w katalogu wystawy jako dekoracja festiwalu z 1955 roku nie jest w istocie „tą” „Guerniką” – w obiegu funkcjonują dwie, mylone ze sobą. Autor komiksu już wcześniej prowadził badania nad festiwalem, ale w konkretnym kierunku: poszukiwał wątków folklorystycznych w ramach riserczu do innej wystawy, przy której asystował. Tym razem impuls do poszukiwań nie tylko zadziałał silniej, ale i skutkował szerzej – jak Świdzyński opowiadał Krzysztofowi Umińskiemu: „Wpadłem w manię czytania o »Guernice«, przesiadywałem w bibliotece, w archiwach fotograficznych, mój kolega Michał Możejko pomagał mi w riserczu w internecie… Zacząłem rekonstruować rozmieszczenie dekoracji, czytałem prasę z lata 1955”. W efekcie wielu godzin poświęconych studiowaniu tamtych wydarzeń powstał „Festiwal”. Ale, jak to komiks, musiał się zaludnić postaciami.

Mógł Świdziński pójść w znanym sobie kierunku i wrzucić na strony komiksu całą masę faktycznych postaci znanych z historii – to bowiem zabieg stosowany przez niego wcześniej, chociażby w komiksie „Zdarzenie. 1908”. Postmodernistyczna zabawa w zgadywanki, obsadzanie ról w zaskakujący sposób rozpoznawalnymi nazwiskami przynosiła odbiorcom zarówno satysfakcję („o, tego znam”), jak i stanowiła źródło humoru ze względu na tonalny kontrast między utartym wizerunkiem realnej postaci a fikcyjną sytuacją, w którą została wrzucona. Autor przyznaje, że taki sam zamysł pojawił się przy tworzeniu „Festiwalu” – by w kolejnych kadrach ukryć/odkryć Marka Hłaskę, Romana Polańskiego, Mieczysława Jastruna, Władysława Kopalińskiego, Leopolda Tyrmanda, Jacka Kuronia i wielu innych. Ostatecznie ostał się przede wszystkim Fangor. Reszta, nawet jeśli istniała w planie pierwotnym, utraciła swoje dystynkcyjne rysy – Świdziński postawił bowiem na człowieka zwyczajnego. I wyszedł na tej decyzji bardzo dobrze.

Fabuła „Festiwalu” opiera się na równolegle toczących się historiach różnych postaci, których ścieżki krzyżują się w kilku scenach pod koniec komiksu. Wachlarz bohaterów jest dość szeroki: młoda kobieta i poznany przez nią małomówny Hiszpan, chłopczyk zbierający festiwalowe pamiątki i obserwujący uczestników, przodowniczka pracy Jadwiga, która jest oficjalną „twarzą” wydarzeń, Wojciech Fangor, dokumentujący wydarzenie i samą Warszawę fotograf z Niemiec oraz dyskutujący żywo o festiwalu mężczyźni z salonu fryzjerskiego. Jednych poznamy nieco lepiej, innych słabiej, ale każda z nich – a także cała gama postaci dalszoplanowych i wydarzeń w tle – jest istotnym punktem składowym opowieści o przenikaniu się fałszu i prawdy (także w kontekście tożsamościowym) oraz pamięci, zwłaszcza o bolesnej pamięci warszawiaków dekadę po wojnie.

Prawda i fałsz zostają przez Świdzińskiego ciekawie rozegrane na wielu płaszczyznach – nie tylko na planie scenariusza, ale także rysunku. Maską przywdziewaną przez cały kraj, jak chciałaby władza, ma być bowiem sam festiwal, służący przede wszystkim celom propagandowym. Choć współtworzący go artyści dostali od rządu wolną rękę w kwestii dekoracji – co zresztą miało sprawiać, że charakter imprezy z 1955 roku był tak niezwykły – to jednak nadal wydarzeniom towarzyszył określony cel. Fałszywa jest więc Warszawa, jaką władza pragnie pokazać – nowa, błyszcząca, jak od linijki. Niektórzy festiwalowicze z kolei podszywają się pod kogoś, kim nie są. Na pierwszy plan wysuwa się tu wątek bohaterki, która udaje przed Polakami Francuzkę; kiedy poznaje ona Hiszpana, poddaje go próbie weryfikującej narodowość – boi się bowiem, że ktoś inny nabierze ją na tę samą sztuczkę. Innym przykładem jest przodowniczka Jadwiga, która z honorami bierze udział w festiwalu dzięki pracy i pomysłom, które nie do końca są jej autorstwa.

Granica między prawdziwym a zmyślonym zaciera się także w języku. Ponieważ w imprezie brało udział wielu zagranicznych gości z różnych krajów, Warszawa stała się na dwa tygodnie czymś na kształt wieży Babel. W spotkaniach towarzyskich musiały wystarczyć znajomość pojedynczych wyrazów czy mowa ciała, zaś oficjalnym kontaktom towarzyszyli tłumacze. W tym miejscu obserwujemy koncepcyjny popis Świdzińskiego – autor stosuje w komiksie absolutnie genialny zabieg „zasłaniania” dymków postaci dymkami tłumaczy, przez co odbiorca widzi jedynie transkrypcję tych drugich. Czytając kolejne dyskusje festiwalowiczów, skrupulatnie przesiewane przez sito oficjalnej propagandy, szybko pojmujemy, że prawdziwą dyskusję ukryto zarówno przed jej uczestnikami, jak i przed nami, współczesnymi odbiorcami. Bo choć tłumaczenia wypowiedzi mogą brzmieć wiarygodnie, to w wielu miejscach język propagandy jest aż nadto wyczuwalny. Istotne jest także, co zostaje podane jako „obce”, a co jako rodzime – gdy zagraniczne bohaterki mówią o palących problemach w ich krajach: słabo płatnej pracy (generującej ogromne zyski dla właścicieli/producentów), braku praw pracowniczych, rasizmie i antysemityzmie, przemocy władzy wobec osób protestujących i tak dalej – możemy się zastanawiać, które z tych kwestii mogły być znane obywatelom polskim przed odwilżą roku 1956 (i które zostały również po niej). Autor komiksu nie podpowiada, nie rozstrzyga, nie dodaje historycznego komentarza – decyzja o tym, w co uwierzymy i do jakiego stopnia, należy więc do nas samych.

Świdziński w ogóle ucieka od rozstrzygnięć i prostej dychotomii. Widać to na przykładzie Warszawy – ani wyłącznie pięknej i nowej, ani wyłącznie gruzowiska – która jest odkrywana przez niemieckiego fotografa uwieczniającego zarówno uśmiechnięte twarze festiwalowiczów, jak i ulicznego grajka czy bandę brudnych dzieci w otoczeniu ruin. Ale autor komiksu buduje bardziej złożoną konstrukcję – brak rozstrzygnięć jest mu potrzebny, by uwiarygodnić zależność między tym, co fałszywe i co prawdziwe; kłamstwo bardzo często zbudowane jest tu na realnych potrzebach, pragnieniach, wyobrażeniach i tęsknotach. Nie tyle – albo nie tylko – na planie społeczno-politycznym, ile w ramach jednostkowych biografii. Oto wspomniana wcześniej bohaterka udająca Francuzkę może dzięki festiwalowi w końcu być tym, kim chciałaby, może choć na chwilę skonstruować swoją tożsamość i zaznać życia, do jakiego do tej pory nie miała dostępu. Oto Jadwiga, absolutne uosobienie wyobrażenia o kobiecie socrealizmu, może oderwać się od pracy ponad siły i przemocowego otoczenia robotniczego hotelu, dzięki czemu przez chwilę może uwierzyć w idee socjalizmu, który od lat swoimi dłońmi buduje – daje się porwać entuzjastycznym komunikatom o wzorowej postawie drużyn, zespołów, wsi i zakładów, o przekraczanych normach, o wielkim, tworzonym wspólnie dobrobycie. Na jakiś czas naprawdę staje się tym, kogo wszyscy w niej widzą i jako kogo przedstawia ją Partia.

W to wszystko wkrada się powaga. Kojarzony wcześniej jako autor posługujący się humorem i groteską, Świdziński wybiera opowieść „na serio”. Jest to tym bardziej znaczące, że czyni to na kanwie tematu, który w sposób oczywisty narzuca konwencję absurdu albo nostalgii. To przechylenie w stronę opowiadania na serio zasadza się na wspomnianym już wyborze niejednoznaczności, ale też na wprowadzania do opowieści mniej przyjemnych afektów – takich jak rozczarowanie, ból czy przemoc. „Festiwal” zaczyna się jak wesoły, radosny, trochę dziwny korowód scenek rodzajowych, z czasem odkrywa kolejne, ciemniejsze karty. Bo obok wielu nowych, wspaniałych znajomości, także tych romantycznych, rozgrywają się sceny przemocy, również na tle seksualnym. Obok wielkiego entuzjazmu i gościnności wobec zagranicznych gości rozpleniają się rasizm i antysemityzm. Dochodzi także do całkiem zwyczajnych i zrozumiałych, bo powodowanych przez szczery ból, konfliktów – jak w scenie konfrontacji byłego więźnia obozu koncentracyjnego i dwójki młodych Niemców. Obok wyobrażenia o dumnym życiu przodowniczki pracy rozgrywa się jej osobisty dramat.

Rezygnacja z nałożenia humorystycznego filtra na fabułę na rzecz zdecydowanie bardziej zniuansowanej opowieści koreluje z bogatą warstwą graficzną komiksu. Tym razem „król patyczaków”, jak często określano Świdzińskiego, sięga po różnorodne style. Nadal jego komiks cechuje minimalizm, ale różnorodny – niektóre projekty postaci są uproszczone w stopniu znacznym, inne mniej, jednym odmawia się mimiki twarzy, innym nie, niekiedy tła właściwie nie istnieją, a czasem swoją drobiazgowością zatrzymują nasz wzrok na dłużej. Część bohaterów ma wręcz swoje dystynkcyjne sposoby obrazowania – jak na przykład Jadwiga, skrojona pod wyobrażenie „kobiety socrealistycznej”: rosła, szeroka, o wyrazistych, kanciastych rysach. Jest więc, bardziej niż realnej postaci, podobna pomnikowi, tytułowej Olbrzymce, o której pisała analizująca przedstawienia kobiet w sztuce socrealistycznej Ewa Toniak. Jadwiga to także pozytywna bohaterka obrazu Fangora „Postaci”.

Świdziński wykorzystuje także fakt, że V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów zasłynął swoją oprawą artystyczną i bawi się elementami charakterystycznymi dla różnych epok i nurtów, oferując nam artystyczną różnorodność godną samego wydarzenia. Wyraźne jest zresztą, że autor szukał inspiracji także w komiksie – dowodzą tego stylizacje niektórych postaci na bohaterów żywcem wyjętych z komiksu przedwojennego (jak fryzjer i jego pierwszy klient). Projekty postaci przywodzą na myśl kadry z (chociażby, tytułów możnaby wskazać więcej) „Przygód bezrobotnego Froncka”.

„Festiwalem” zachwyciła się krytyka, zebrał też nominacje do nagród. Mimo to nie należy mówić, że jest komiksem lepszym od poprzednich prac Świdzińskiego – raczej, że jest dziełem zdecydowanie innym (zarówno na polu scenariusza, jak i w obszarze rysunku). Różnorodność i niejednoznaczność sprzyjają próbie uchwycenia prawdy – nie tyle faktograficznej, ile życiowej, jednostkowej, potencjalnej. Dzięki temu „Festiwal” epatuje niezwykłą wręcz wiarygodnością, to zaś czyni go komiksem wielce przejmującym.

 

„Festiwal”
scenariusz i rysunek: Jacek Świdziński
Kultura Gniewu
Warszawa 2023