W czasach, kiedy wszystkie procesy polityczne, społeczne i kulturowe ulegają nieustannej akceleracji, dekada to przepaść. Tyle właśnie dzieli nową płytę Piętnastki „Kambium” od debiutu zespołu w 2011 roku. Cezura czasowa, którą wyznaczają premiery obu wydawnictw, jest doskonałym pretekstem do tego, aby się przyjrzeć, jak zmieniła się scena muzyki eksperymentalnej w Polsce.
Hubert Zemler i Piotr Kurek od kilkunastu lat pozostają jednymi z najciekawszych twórców na krajowej scenie eksperymentalnej. Pierwszy, klasycznie wykształcony perkusjonalista, regularnie pojawia się w licznych kooperacjach i autorskich projektach. Drugi to samouk, skoncentrowany na solowej twórczości, unika rozgłosu i współpracy, a jego nagrania ukazują się stosunkowo rzadko. Dotychczasowe wydawnictwa Kurka sprawiły jednak, że w środowisku postrzegany jest jako artysta kultowy, na którego muzykę wyczekuje się z utęsknieniem i wobec której żywi się duże nadzieje. Piętnastka początkowo była jego solowym przedsięwzięciem (na debiutanckiej płycie „Dalia” perkusję gościnnie dogrywał Przemysław Osiewicz, a Zemler towarzyszył Kurkowi jedynie podczas koncertów) – projektem efemerycznym i przez długi czas postrzeganym jako jednorazowy strzał.
„Dalia” ukazała się na kasecie w 2011 roku, wydana nakładem wrocławskiego labelu Sangoplasmo, prowadzonego przez Lubomira Grzelaka (Lutto Lento). Mniej więcej od tego momentu kasetowy format wraca do obiegu po swojej śmierci klinicznej w pierwszej dekadzie XXI wieku. W środowiskach alternatywnych szybko staje się wiodącym modelem publikowania nowej, poszukującej muzyki oraz impulsem do odrodzenia się i rozkwitu sceny eksperymentalnej w Polsce. Debiut Piętnastki ukazał się w katalogu Sangoplasmo pomiędzy artystami jeszcze wtedy na wpół anonimowymi, z których (podobnie zresztą jak Kurek) część stała się wkrótce rozpoznawalna w globalnym obiegu muzyki niezależnej (m.in. Micromelancolié, Burial Hex, Lutto Lento, Félicia Atkinson, Ensemble Economique). Profil artystyczny wrocławskiego labelu pozostawał niezwykle eklektyczny, nastawiony na odważne i bezkompromisowe poszukiwania, lokujące się gdzieś na przecięciu muzycznego outsiderstwa, fascynacji kontrkulturą, dźwiękowego surrealizmu, psychodelii i muzycznej abstrakcji. Bodaj najlepiej oddać może go lista inspiracji zamieszczona na profilu labelu w serwisie Discogs; „Label’s inspirations: beautiful nature, unidentified flying objects and people like Wilhelm Reich, Jean Jacques Rousseau, Pier Luigi Ighina, Claude Lévi-Strauss, Erich Von Däniken, David Attenborough, Austin Osman Spare, Robert Allan Monroe, Raymond Murray Schafer, James George Frazer or Alfred Keller”. Ta alchemiczna mieszanka klimatów i osobowości pozwoliła wydawcy wymykać się poza granice gatunków i stylistyk, otwierając przestrzeń poszukiwań dla osobliwej i nieszablonowej wyobraźni twórców.
Poszukiwania szły w parze z twórczą ekspansją kasetowej sceny eksperymentalnej. W połowie drugiej dekady XXI wieku wydawnictwa DIY wyrastały jak grzyby po deszczu, tworząc silne zjawisko kulturowe w skali globalnej. W Polsce, na fundamentach położonych przez Sangoplasmo, powstało szereg kasetowych labeli, których potencjału kulturowego do dziś nie sposób przecenić: w oficynach takich jak Wounded Knife, BDTA, Few Quiet People, Pointless Geometry, Pawlacz Perski, Pionierska oraz innych, kolejnych, już nie tylko kasetowych, ukazały się albumy, które na nowo formułowały muzykę eksperymentalną w Polsce, wynosząc ją na niespotykany dotąd poziom artystyczny. Echa tych dokonań docierały również do obiegu komercyjnego, czego przykładem były coroczne plebiscyty „Gazety Wyborczej” czy beehype na najlepszą płytę roku, zdominowane przez tytuły i wykonawców zupełnie dotąd nieznanych czytelnikom owych gazet i portali. Free jazz sąsiadował tu z brutalnym techno, słuchowiskiem, nagraniami terenowymi, dźwiękową hauntologią, dronami, czy abstrakcyjną elektroniką. Energia DIY-owej sceny miała wszelkie znamiona spontanicznej synergii, która objęła swoim entuzjazmem nie tylko wydawców i twórców (muzyków, plastyków, artystów wizualnych), ale także galerie, kluby (sławetna Eufemia czy Pardon To Tu), dziennikarzy i blogerów. Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że momentami recepcja tego zjawiska przerastała jej rzeczywisty odbiór wśród publiczności, do której była kierowana. Urodzaj kreatywności i niezaspokojona potrzeba tworzenia przez identyfikujących się ze sceną twórców nierzadko przerastały zapotrzebowanie i moce przerobowe słuchaczy.
„Dalia” Piętnastki to doskonała wizytówka tamtego twórczego fermentu – powiew świeżości, kreatywności, nietuzinkowości, zdeterminowania i pasji w podążaniu własną artystyczną ścieżką. Materiał jest groteskowym kolażem, pełnym surrealistycznych melodii, transowości, rubasznej rytmiki, elektroniki lo-fi, folkowych naleciałości i psychodelii. Szalona narracja sprawia wrażenie pijanego cyrkowego korowodu, wirującego we frymuśnych piruetach ku uciesze zdezorientowanej publiczności. Do dziś zresztą „Dalia” zaskakuje i wymyka się pozawrażeniowym próbom interpretacji, pozostając nagraniem wciąż na nowo przeze mnie odkrywanym. Nie jestem przekonany, czy nowa, tegoroczna płyta Piętnastki może również być nośnikiem takiej ponadczasowej przyjemności. Zbyt mocno odciska się na niej pieczęć współczesnych lęków i niepokojów, by chcieć do niej wracać z podobnym animuszem.
Zupełnie na innym biegunie niż dziesięć lat temu znajduje się również krajowa scena eksperymentalna. Wynika to w dużej mierze z dynamiki rozwoju, typowej dla tak wyrazistych zjawisk kulturotwórczych. Po fazie erupcji na początku drugiej dekady obecnego wieku i małej stabilizacji przed wybuchem pandemii mamy teraz do czynienia z zadyszką, widoczną choćby w chaotycznym i rozproszonym charakterze, jaki przybrała scena. Na przestrzeni ostatnich lat z krajobrazu zniknęło (lub mocno ograniczyło działalność) wiele wydawnictw, kolektywów i klubów, które nadawały ton spontanicznemu rozwojowi środowiska (m.in. Sangoplasmo, Lado ABC, Wounded Knife, Instant Classic, BDTA, Fundacja Kaisera Soze, Latarnia, Millieu L’Acephale, Trzy Szóstki). Ich miejsce zajęło wiele nowych ambitnych i obiecujących labeli, jednak na razie nie są one w stanie wypełnić powstałej wyrwy. Tymczasem zmieniły się praktyki odsłuchu i wynikające z nich przyzwyczajenia słuchaczy (nakierowane na streaming). Zmianie uległy również mechanizmy publikowania muzyki: wydawcy wydają mniej, rzadziej, niekiedy jedynie w formatach cyfrowych. Kaseta nadal pozostaje emblematem sceny eksperymentalnej, z kolei kolekcjonerski winyl z pragmatycznych powodów – wielomiesięczne zatory w tłoczniach i rosnące koszty – ustępuje miejsca płycie CD (stało się tak m.in. w przypadku „Kambium”). Sami artyści zaś coraz częściej decydują się na self publishing.
Dostrzegalny wpływ na kondycję sceny, zwłaszcza w ostatnim czasie, mają jednak przede wszystkim okoliczności zewnętrzne, które w istotnym stopniu przeformułowały kierunki rozwoju. Pomijając kwestię tła społeczno-politycznego, które niewątpliwie odciska swoje piętno na nastrojach społeczności związanej ze sceną alternatywną, fundamentalny wpływ na jej dzisiejsze funkcjonowanie wywiera pandemia COVID-19 i ekonomiczne następstwa lockdownu. Paradoksalnie jednak w obliczu zewnętrznego kryzysu, który (co nie podlega dyskusji) w dotkliwy sposób doświadcza artystów i wydawców, pomimo ograniczonych możliwości prezentowania, wydawania i sprzedawania muzyki społeczność tworząca scenę eksperymentalną wydaje się jeszcze bardziej zdeterminowana w swojej walce o przetrwanie. Doświadczenie wespół z kreatywnością pozwalają zaadaptować się do nowych realiów i odkrywać nowe pola dla zagospodarowania twórczej ekspresji. Są dzisiaj nimi rozgłośnie radiowe, liczne lockdownowe inicjatywy internetowe czy działania społecznościowe integrujące lokalne środowiska. Przykładem zaradności jest także umiejętność sięgania po instytucjonalne granty, co w pewnym stopniu oczywiście formatuje temat czy rodzaj działalności artystycznej, ale w zauważalny sposób nie wpływa na kreatywność i niezależność twórców.
Mroczne i zachowawcze „Kambium” Piętnastki w pełni oddaje nastroje, które towarzyszą dziś artystom i wydawcom ze sceny eksperymentalnej. Wpływ pandemii i związanego z nią kryzysu ekonomicznego, przekładający się na takie zjawiska, jak rosnące koszty wydawnictw, rzadsze premiery czy ograniczone możliwości koncertowania, silnie daje się środowisku we znaki. Dla sceny niezależnej kryzys jest jednak permanentnym ekosystemem działania. Jestem zatem przekonany, że zasoby doświadczenia, zaradności, solidarności społecznej i oddolnej energii pozwolą środowisku wzmocnić DIY-ową tożsamość i fundamenty sceny, a artystom i publiczności przetrwać ten trudny moment.