Julia Lizurek: 12. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia zaczyna się w Krakowie 6 grudnia. Czy zauważasz jakieś nowe strategie kuratorów Festiwalu? Czy coś się zmieniło w praktyce tworzenia obrazu tego, co w Polsce wydarzyło się w ostatnim sezonie teatralnym?
Julia Kowalska: Przypominając sobie naszą ubiegłoroczną zapowiedź Boskiej Komedii, doszłam do wniosku, że wiele z naszych uwag, propozycji, postulatów zostało w tym roku spełnionych albo chociaż zauważonych. Mam na myśli reprezentację reżyserek w Konkursie Polskim (INFERNO) – jest Anna Smolar ze spektaklem „Kowboje”, Katarzyna Szyngiera i „Lwów nie oddamy”, Justyna Sobczyk z jej „Rewolucją, której nie było” oraz dwa krakowskie spektakle: „Kobiety objaśniają mi świat” Iwony Kempy i „Panny z Wilka” Agnieszki Glińskiej. Osobiście cieszę się z zauważenia Teatru 21, który ma coraz silniejszą pozycję w polskim krajobrazie teatralnym, oraz z włączenia do programu spektakli teatru tańca, których na Boskiej Komedii będzie można zobaczyć kilka („Masakra” Pawła Sakowicza, „This is the real thing” Anny Nowickiej, „le journal secret” Izy Szostak czy „Równina wątłych mięśni” Renaty Piotrowskiej-Auffret) – choć, czego żałuję, nie będą one prezentowane w konkursowej sekcji INFERNO.
J.L.: Czy nie masz jednak wrażenia, że program festiwalu ułożony został całkiem bezpiecznie? Jakby tworzyli go krytycy biorący udział w corocznej ankiecie miesięcznika „Teatr”?
J.K.: Boska Komedia od lat jest dla mnie przede wszystkim przeglądem: jego zaletą jest możliwość nadrobienia teatralnych zaległości z ubiegłego sezonu, ale wydarzenie to nie ma i – jak mi się wydaje – nie próbuje mieć spójnego programu, skupionego wokół jednej myśli. Zdecydowanie zgadzam się z twoją sugestią, że brakuje ryzyka – pieprzu mogłoby dodać chociażby zaproszenie Jakuba Skrzywanka ze spektaklem „Mein Kampf” Teatru Powszechnego w Warszawie, szeroko i skrajnie różnie komentowanego w ubiegłym sezonie. Poza tym, co trochę mnie dziwi, po raz wtóry w programie pojawia się spektakl Krystiana Lupy („Capri – wyspa uciekinierów”), który pozostaje na obrzeżach Konkursu Głównego, w zupełnie innej sekcji. Może to sugerować, że traktowany jest przez organizatorów jako specyficzne „wydarzenie specjalne”. Rozumiem zapisy regulaminu (rywalizować w konkursie mogą tylko spektakle wyprodukowane w sezonie teatralnym 2018/2019), mam jednak wrażenie, że spektaklom Lupy dobrze zrobiłoby porównanie z przedstawieniami twórców młodszego pokolenia, podejmujących inne tematy, a przede wszystkim: pracujących innymi metodami. Nie chodzi mi absolutnie o potrzebę przyglądania się rywalizacji; raczej o możliwość zestawienia mającego funkcje poznawcze. Pokazywanie produkcji Lupy jako spektakli mistrzowskich tłumi krytyczną wnikliwość, która jest każdemu przedstawieniu po prostu potrzebna.
J.K.: W sekcji PARADISO, w której swoje spektakle pokażą twórcy młodego pokolenia, mamy w tym roku wyjątkowo mocną reprezentację. Pokazywane będą nie tylko przedstawienia dyplomowe, ale też powstałe w ramach programu „Niepodległości” Narodowego Starego Teatru i Laboratorium Nowego Teatru Proxima w Krakowie. Co sądzisz o włączeniu efektów tych dwóch inicjatyw do programu Boskiej Komedii?
J.L.: Pomysłodawcy tych inicjatyw deklarowali, że ich celem było danie młodym twórcom możliwości artystycznych poszukiwań. Prezentacja na festiwalu spektakli uczestników projektów Teatru Nowego Proxima – Agaty Koszulińskiej („Opportunity”) i Jakuba Skrzywanka („To my jesteśmy przyszłością!”) – oraz Starego Teatru – Miry Mańki („Czartoryska. Artefakty”), Radka Stępnia („Słowacki umiera”), Karola Klugowskiego („Aktualny stan świata”) i Radosława B. Maciąga („Niech żyje Polska / sztuka prawicowa”), daje szansę na poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o możliwy kierunek rozwoju polskiej dramaturgii i teatru, a także o to, czy dla opisu tego obszaru użyteczna jest jeszcze kategoria pokolenia.
Doceniając te inicjatywy oraz decyzję o włączeniu do programu PARADISO spektakli stworzonych przez młodych reżyserów, zachęcałabym do krytycznego spojrzenia na prezentowane co roku w tej sekcji dyplomy aktorskie studentów krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Aktorskie przedstawienia dyplomowe (w tym roku wyreżyserowane przez Monikę Strzępkę, Grzegorza Jarzynę i Mariusza Grzegorzka) również mogłyby być twórczym laboratorium dla kończących studia. Czy faktycznie się tak dzieje? Czy młodzi aktorzy w ogóle chcą eksperymentować, szukać własnych środków ekspresji? Wydaje mi się, że zbyt rzadko zadaje się te pytania w kontekście dyplomów aktorskich.
J.K.: Tegoroczna Boska Komedia będzie nie tylko długa – trwa od 6 do 15 grudnia – ale w jej ramach pokazanych zostanie też naprawdę wiele przedstawień. Czy czegoś brakuje programie tej edycji?
J.L.: Moim marzeniem jest zobaczenie dawnego zespołu Teatru Polskiego we Wrocławiu, którego znaczna część funkcjonuje teraz pod szyldem Teatru Polskiego w Podziemiu. Prezentacja ich twórczości mogłaby być przyczynkiem do dyskusji na temat funkcjonowania systemu teatralnego w Polsce – jego możliwości i ograniczeń. Fenomen istnienia tej grupy – powołanej dzięki zaangażowaniu widzów i działającej przy wsparciu zaprzyjaźnionych instytucji i twórców – powinien być prezentowany jako środowiskowe, polityczne i artystyczne osiągnięcie. Szkoda, że się tak nie stało. Tym bardziej że było wśród czego wybierać: „Postać dnia” w reżyserii Seba Majewskiego, monodram „Aleja Narodowa” w wykonaniu Dariusza Maja czy – inspirowane Szekspirem – „Poskromienie” wyreżyserowane przez Monikę Pęcikiewicz.
J.L.: Przyjrzyjmy się jeszcze cyklowi rozmów prowadzonych podczas festiwalu – ich celem jest nie tylko uzupełnienie przeglądu spektakli, ale także podjęcie palących kwestii środowiskowych i politycznych w obszarze teatru i instytucji, które go tworzą.
J.K.: Choć pewnie na artystyczną reakcję wobec zarzutów molestowania i mobbingowania kilkunastu pracownic przez dyrektora Teatru Bagatela w Krakowie przyjdzie jeszcze poczekać, w ramach Boskiej Komedii odbędzie się dyskusja na temat #metoo w polskim teatrze. Weźmie w niej udział Alina Kamińska – aktorka Teatru Bagatela, jedna z pokrzywdzonych – oraz doktor Agata Adamiecka-Sitek, rzeczniczka praw studenckich Akademii Teatralnej w Warszawie. Cieszę się, że organizatorzy festiwalu nie unikają tak ważnego tematu, którym żyje ostatnio środowisko teatralnych twórców i widzów. W ramach Scen Dantejskich doczekamy się w tym roku – poza tradycyjnymi rozmowami z twórcami przedstawień – jeszcze jednej ciekawej dyskusji z udziałem Radka Stępnia i Kuby Skrzywanka, „Czy artyści potrzebują alternatywnych form edukacji?”. Warto to docenić: namysł nad kształtem edukacji teatralnej w Polsce staje się tematem coraz wyraźniej obecnym w środowisku, co może w końcu zmobilizuje włodarzy szkół teatralnych do przeprowadzenia niezbędnych reform.
J.L.: Czy w takim razie czekasz na coś szczególnie podczas tegorocznej Boskiej Komedii – na coś, co nie tylko spuentuje sezon artystyczny na polskich scenach, ale także poruszy najważniejsze tematy pojawiające się w środowisku teatralnym? A może pogłoski na temat znaczenia tego festiwalu są nieco przesadzone i nie jest dla ciebie aż tak ważny?
J.K.: Jak co roku są w programie spektakle, za którymi będę podążać, oraz reżyserzy i reżyserki, których prac będę wypatrywać. Program Boskiej Komedii jest tak bogaty, że nie da się zobaczyć wszystkiego – trzeba obrać jakąś ścieżkę. Co jednak ważne, mnie Boska co roku przyciąga nie tylko jako szansa na nadrobienie teatralnych zaległości, ale dając także okazję do bycia zaskoczoną i odkrycia czegoś lub kogoś na nowo. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym ją przegapić. Zauważyłam, że w trakcie festiwalu inaczej czytam spektakle – jestem w specyficznym teatralnym „ciągu” i nie jestem aż taka wybredna. Wiele produkcji ujmuje mnie sposobem kreowania przestrzeni czy wytwarzaną atmosferą. Spektakl teatralny zawsze powstaje w konkretnym miejscu i czasie, ale jego możliwość dostosowania go do pokazu festiwalowego też jest warta obserwacji.
J.L.: Z mojej perspektywy warta obserwacji jest także festiwalowa publiczność, tłocząca się przed wejściami do sal – grupki studentów i wolontariuszy czekających na wolne miejsca na podłodze czy schodach, a później spędzających pięć, sześć czy siedem godzin w niewygodnej pozycji podczas przedstawienia Lupy. To chyba banalne, ale czekam także na Lupę – jednak wcale nie dlatego, żeby zobaczyć kolejny spektakl mistrza, ale żeby poczuć bliskość tych widzów, którzy, zmęczeni festiwalowym życiem i spektaklowymi wrażeniami, szukają dla siebie czegoś więcej. I którym nigdy nie jest dość.
12. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia „Wśród nocnej ciszy”
Kraków
6–15.12.2019