Wczoraj, 23 sierpnia 2020 roku, w wieku 93 lat zmarła Profesorka Maria Janion.
Wszystkie jesteśmy jej uczennicami, wszyscy zostaliśmy jej myślą i jej myśleniem naznaczeni.
Chlebem powszednim staje się hic et nunc sadomasochistyczny faszyzm; to ów popęd pcha ku naszej małej ultranacjonalistycznej samokolonizacji. By się uwolnić, idzie o sublimację, przekroczenie ku „rodzinie ludzkiej” i innym gatunkom, ku różnorodnemu życiu, ku współpracy kultur (jak postulował Zygmunt Bauman), ku celebracji obcości (a la Julia Kristeva). Idzie o gościnność wobec Innej, o (jak zapisywał Cezary Wodziński) gość-inność. Znamienne to w naszej części Europy – którą znamy nie tylko ze znakomitych prac postkolonialnych Renaty Salecl, Marii Todorovej, Natašy Kovačević czy wystaw Nataliyi Tchermalykh – ale także na własnej skórze.
Oto nowa kolonizacja faszystowska, choć w Polsce samokolonizujemy się wszak depuis toujours. I od zawsze agresywnie kolonizujemy Obcych, a zwłaszcza Obce. Refleksję nad tym rozpoczęła, moim zdaniem, Maria Janion. To bowiem Janion zawdzięczamy w Polsce, a może w całej Europie Środkowo-Wschodniej, początek studiów żydowskich, kobiecych, LGBTQ – i wreszcie to, co nazwałbym fermentem badań nad das Unheimliche – myśl o, jak Profesorka zatytułowała swą książkę, Niesamowitej Słowiańszczyźnie (na oryginalność tego studium wobec postkolonializmu zwrócili uwagę Karolina Krasuska w Encyklopedii gender i Stanley Bill w referacie na konferencji Ha!artu Writing Literature, Reading Society). Tu wyznaczyła Janion „mit założycielski polskiego antysemityzmu”, który tkwi w „skażonym arcydziele” Nie-Boskiej komedii – i to rozważała Janion od książki Zygmunt Krasiński. Debiut i dojrzałość do Bohatera, spisku, śmierci. Wykładów żydowskich, zwanych przez samą autorkę Prelekcjami żydowskimi. Przerażająco prawdziwe zdanie – nieskrytość, aletheia o tu i teraz: „Auschwitz leży «u nas» i w Europie”. Wraz z Dorotą Krawczyńską (i jej studium o Henryku Grynbergu) Janion twierdzi, że w Polsce nie przeprowadzono żałoby po ha-Shoah. Już w książce Humanistyka: poznanie i terapia tropi faszyzm: „Faszyzm wydał walkę człowiekowi – i to jest jego istota jako systemu totalitarnego. Wyniósł ideę ponad prawdę i sumienie, ponad człowieka i człowieczeństwo. Dlatego też konsekwencją musiała być depersonalizacja jednostki, obdarcie człowieka z człowieczeństwa – i wreszcie zabicie człowieka – człowieka moralnego i fizycznego – w obozach koncentracyjnych”. A wcześniej w Romantyzmie, rewolucji, marksizmie przeprowadzona zostaje psychoanaliza faszyzacji: „Adaptacja gotycyzmu do demonizmu – który uznaliśmy za jeden z podstawowych problemów nowożytnej kultury niemieckiej. Problem ten nabrał i musiał nabrać charakteru jawnie politycznego, a to ze względu na tę umiejętną manipulację techniką mitu – mitu demonizmu tym razem – jaką posiadł hitleryzm. Tomasz Mann, który stawiał sobie w Doktorze Faustusie za cel «ukazanie demonizmu», obawiał się jednocześnie swego niechcianego współdziałania «w tworzeniu nowego niemieckiego mitu i schlebianie Niemcom ich 'demonicznością’». Miał więc głębokie wyczucie całej niebezpiecznej dwuznaczności tego problemu i zalecał sobie «intelektualną ostrożność». […] Ale Mann – i z tego był najbardziej dumny – odebrał mit faszyzmowi. «Zaobserwowano jak gdyby odwrócenie na polu bitwy zdobycznego działa i skierowanie go przeciwko nieprzyjacielowi. Mit został w tej książce wyrwany z rąk faszystów i aż do najtajniejszych tajników języka zhumanizowany». Tak pisał o sobie Tomasz Mann – i miał do tego pełne prawo”. I wreszcie przełomowa seria Transgresje zawiera teksty i obrazy, reinterpretowane przez Marię Janion oraz Jej uczennice i uczniów.
Tomasz Kitliński, S&M kolonizacja obcych – w onych i w sobie:
„A to Polska właśnie”, „Czas Kultury” 4/2016
Maria Janion uhonorowana nagrodą PEN Clubu im. Jana Parandowskiego napisała: „Ludzie wierzą, że starcy mają coś ważnego do powiedzenia, tymczasem mogą oni powiedzieć tylko rzeczy bardzo smutne, których może nie warto wypowiadać, żeby nie martwić innych”. Kulturowo pojęta starość odsyła nas do czegoś, co nazwać można praktykami pamięci, kojarzona jest z doświadczeniem, mądrością i możliwością pokazania tego, czego nie dostrzegają inni, nie tylko młodsi. Wydaje się, że w podobny sposób opisać można działanie narracji „Domu z dwiema wieżami”. Książka Macieja Zaremby Bielawskiego jest smutną, kojąco-niepokojącą opowieścią, którą autor rani samego siebie oraz czytelników. Zadawanie, a raczej rozdrapywanie ran – „Szukam metafor, które ranią. Piszę sto stron żenującej prozy, pełnej pogardy, nienawistnej. Jak jakiś Frantz Fanon. Piszę i wyrzucam. Tkwię w martwym punkcie. Będę musiał ranić sam siebie” (s. 136) – nie jest tu jednak celem ostatecznym. Jest etapem, przez który przejść musi skryptor zacieranej lub wypieranej historii rodziny.
Maciej Duda, Rzeczy bardzo smutne,
„CzasKultury.pl”, 8 marca 2019
Wydany w zeszłym roku „Przypadek Alicji” Aleksandry Zielińskiej też jest horrorem, pełnym demonicznych postaci i zwierząt. Przede wszystkim jednak horrorowa jest niechciana ciąża głównej bohaterki. Brzuch niczym wielki guz, płód niczym pasożyt – rośnie, podczas gdy kobieta chudnie i traci siły. Próba usunięcia ciąży się nie udaje, być może dlatego, że Alicja nie zapłaciła za zabieg. Lękowe fantazje się nasilają. Wzorce Zielińskiej to „Dziecko Rosemary” i „Obcy” („Tylko czekam, aż rozerwie mnie na strzępy, przychodząc na świat”).
Istota, którą Alicja ma w sobie, pragnie padliny, również ludzkiej. Wprawia swoją nosicielkę w krwiożerczy amok, każe sycić się kurzymi wnętrznościami, zagryzać króliki, pochłaniać mięso toczone przez larwy. Tutaj inspiracją mogło być przywołane kiedyś przez Marię Janion opowiadanie E.T.A. Hoffmanna, którego bohaterka pod wpływem ciąży staje się wampirzycą czy też ludzką hieną (żywi się zwłokami wydobywanymi z grobów, a w finale wbija zęby w męża). Konwencja grozy zamienia rzekome pokarmowe zachcianki w odrażającą fantastykę ciąży. Kobieta w tym stanie to zagrażający mężczyźnie potwór. Oczywiście takie fabuły możliwe są tylko w kulturze, w której do dyscyplinowania kobiet na co dzień służy obraz będący ich przeciwieństwem, czyli – jak pisze Janion – „idylliczna wizja brzemiennej kobiety, która ma dać ukochanemu mężowi słodkie dzieciątko”. Alicja nie jest mężatką i nie zamierza mieć „słodkiego dzieciątka”.
Eliza Szybowicz, Pasożyt pod sercem,
„CzasKultury.pl”, 26 czerwca 2015
Maria Janion pisała, że przez ideę natury ludzie określają swój stosunek do świata i to w niej „gromadzi się potężna »siła światopoglądotwórcza«”. Z kolei Jacek Woźniakowski – na którego powołuje się Janion w eseju Kuźnia natury – wyszczególnił cztery, charakterystyczne dla różnych okresów nowożytności, wizualne sposoby patrzenia na świat. Wśród nich znalazł się także romantyczny sposób postrzegania rzeczywistości, nazwany przez Woźniakowskiego „naturocentrycznym”. Dla romantyków natura ma bowiem osobowość duchową, a jej ponadludzki wymiar sprawia, że może ona porozumiewać się za pomocą symboli. Człowiek, odczytując owe symbole (poprzez podświadomość, emocje, duchowość), zbliża się do tajemnicy bytu. Nadanie naturze cech osobowych w czasach romantyzmu oznaczało przełom w myśleniu o świecie. Była to w istocie próba przekroczenia opozycji natura–kultura czy duch–ciało, które – jak przyznaje dziś większość osób wypowiadających się na temat destrukcyjnych dla środowiska działań człowieka – zaciemniają lub usprawiedliwiają bezmyślne korzystanie z bogactw naturalnych. Człowiek zaczął być postrzegany jako istota mogąca odnaleźć to, co znajduje się poza granicami ludzkiego poznania, dzięki nawiązaniu porozumienia ze światem przyrody. […]
W Kuźni natury Janion zwróciła uwagę, że romantycy chętnie nawiązywali do „stwórczych mocy chtonicznych”. Dla wielu twórców doby romantyzmu to, co ukryte przed wzrokiem człowieka – schowane gdzieś pod ziemią, w głębi – było często symbolem prawdziwej tajemnicy, swoistym źródłem (podświadomości, twórczości). To właśnie tam człowiek łączył się z naturą. W Ciszy morskiej Mickiewicza, przykładowym utworze, na który powołuje się Janion, czytamy: „O morze! pośród twoich wesołych żyjątek, / Jest polip, co śpi na dnie, gdy się niebo chmurzy, / A na ciszę długimi wywija ramiony. // O myśli! w twojej głębi jest hydra pamiątek, / Co śpi wpośród złych losów i namiętnej burzy; / A gdy serce spokojne, zatapia w nim szpony”. Ów polip, spoczywający na dnie morza i wywijający długimi ramionami, to obraz pobudzający wyobraźnię polskiego wieszcza, ale i po części obrazujący postulowaną przez White’a potrzebę komunikacji między człowiekiem a Ziemią. Bezpośrednio do bóstwa chtonicznego odwołuje się natomiast Haraway. Metafora ta służy jej jednak do wsparcia tez wykraczających poza kwestię duchowości. W książce Staying with the Trouble. Making Kin in the Chthulucene autorka przedstawia obraz ośmiornicy z wieloma mackami, będącej rodzajem fikcyjnego bóstwa, które spoczywa na dnie oceanu. Macki i głowa zwierzęcia łączą różne wymiary – ludzki, nie-ludzki, lądowy, morski, powietrzny. Haraway, przywołując to wyobrażenie, podkreśla konieczność „myślenia mackami” (tentacular thinking). Polegać ma ono na uwzględnianiu – w swojej refleksji i w życiu codziennym – zarówno tego, co dla nas, ludzi, widoczne, jak i tego, co niewidoczne gołym okiem, choć konieczne dla funkcjonowania ekosystemu. Jest to więc przykład myślenia nieegoistycznego, bo związanego z poczuciem odpowiedzialności.
Dagmara Tomczyk, Romantyczne inspiracje Kennetha White’a
w dobie antropocenu, „Czas Kultury” 2/2020
Reżyser „Kordiana”, dwudziestopięcioletni Jakub Skrzywanek ukazuje obraz świadomości swojego pokolenia. Wykorzystuje przy tym całe spektrum emocji – od zgrywy do prawdziwego, wewnętrznego gniewu – i z ich pomocą pozbywa się balastu romantycznych mitów. […] Chociaż nie rezygnuje z dosłownego wykorzystania znaczących fragmentów tekstu Słowackiego – poddając wiwisekcji romantyczne ideały przez pryzmat późniejszej historii i reinterpretując zawarte w nim treści – dokonuje tego z perspektywy pokolenia urodzonego w latach 90. Sposób widzenia świata oczyma młodych inscenizatorów sprawia, że przełamaniu podlega kilka paradygmatów, które w ciągu dziesięcioleci tworzyły wizję polskiej kultury. W przedstawieniu podważane jest zarówno znaczenie mitu romantycznego w wersji narodowej, jak i jego indywidualistyczne wariacje.
Skrzywanek, wbrew klasycznej postawie lewicowych intelektualistów, przeskakuje ponad diagnozą sformułowaną na początku lat 90. przez Marię Janion, mówiącą o „kresie panowania paradygmatu romantycznego w kulturze polskiej”. Jednocześnie nie neguje jej, a raczej traktuje wariantywnie – jako coś oczywistego. Zaskakuje świadectwem (wskazywanej i przez profesor Janion) tęsknoty za nowymi wcieleniami wspólnototwórczej, romantycznej z ducha, idei. […] Jego „Kordian” łączy w sobie wszystkie te doświadczenia, ale przekracza je i twórczo przekształca. Polska to tutaj odległa, wyśniona opowieść; międzyludzkie relacje podszyte są przemocą, z której trzeba się wyzwolić, a marzenia mogą być materializowane w dowolnej, nawet najzabawniejszej formie. Nie ma świętości. Nawet nasz, polski, święty papież pojawia się jako projekcja niedołężnego, bełkoczącego starca. Spektakl Skrzywanka uzmysławia, że dla wielu Polaków, którzy dopiero niedawno wkroczyli w dorosłość, muzealna historia nie ma znaczenia, przypisywanego jej przez architektów polityki historycznej. Ważniejsza jest dla nich przyszłość. Nie zapominają o przeszłości, ale widzą ją przez kliszę własnych, prywatnych refleksji i wspomnień.
Piotr Dobrowolski, Kordianka,
„CzasKultury.pl”, 19 stycznia 2018
Film „Obce ciało” Krzysztofa Zanussiego z powodzeniem mógłby wziąć tytuł od wywiadu-rzeki przeprowadzonego przez Kazimierę Szczukę z Marią Janion – „Transe – traumy – transgresje” – są tu i transe i traumy i transgresje, choć z tymi ostatnimi pewien problem. Transe – bo jest hipnoza, w którą bezskutecznie usiłuje się wprowadzić Zła Kobieta Kris (desperacko brawurowa Agnieszka Grochowska), a w którą diaboliczny hipnotyzer wprowadza Kobietę Jeszcze Gorszą, czyli matkę Kris – stalinowską panią prokurator. Traumy – bo matka Kris ma krew na rękach i koszmary w hipnotycznym śnie, traumę ma też Kris, bo matka jej nie kocha i szkodzi jej karierze; traumę ma Angelo, bo jego dziewczyna wstępuje do zakonu, a jej ojciec oskarża go o bycie kastratem; traumę ma wreszcie Mira (Weronika Rosati), bo przez cały film wodzi smutno oczami za Kris, a dostaje jedynie śmiechem w twarz i szpicrutą w obnażone ciało. Najgorzej jest z trans-gresjami (tak, właśnie, jestem przekonana, że Kris wypowiada to słowo z dywizem) – w jedynej scenie, w której Zła Kobieta dostaje głos i wygłasza program ideowy Ludzi Postępu i Sukcesu, otrzymujemy przedziwny amalgamat nihilizmu, fantomowego progresywizmu, lóż masońskich i zwykłego bełkotu. Właśnie dlatego tak strasznie łatwo jest zarzucić Zanussiemu, że stworzył sobie chochoła: feminizmu, nihilizmu, lewactwa, świeckiego hedonizmu czy ogólnie Zła Współczesnego Świata i Upadku Cywilizacji Europejskiej (podstawić właściwe wedle uznania). Co więcej, będzie to zarzut słuszny – to jest chochoł, kuriozalny fantazmat, majak zagubionego (na własną prośbę) twórcy. Najciekawsze wydaje się jednak to, jak konstrukcja się chwieje – patriarchat zjada Zanussiemu głowę, a wołanie o przełamanie paradygmatu, który zresztą wywraca się cały czas, bo ustać po prostu nie może, wylewa się każdą smutną sceną tego filmu. I z tego powodu „Obce ciało” jest interesujące, co ani trochę nie znaczy, że dobre.
Kornelia Sobczak, Pomieszanie z poplątaniem, czyli transgresje Zanussiego,
„CzasKultury.pl”, 12 grudnia 2014
W tym męskim love story, występują tylko dwie kobiety, zresztą w rolach dość epizodycznych: dziewczyny lokalnego przywódcy młodzieżówki i matki Larsa, która jest głównym emocjonalnym wrogiem syna, przyłączającego się do radykalnej prawicy właśnie w kontrze do przebojowej i dominującej rodzicielki. Z takim ustawieniem ról można zarzucać filmowi mizoginię; na pewno dotknięci są nią bohaterowie filmu. Nie tylko ci, którzy sypiają z mężczyznami – wśród całej grupy hołduje się tytułowemu „braterstwu”. Oznacza ono nie tylko pokrewieństwo, choć relacja Jimmy’ego z bratem ma kluczowe znaczenie dla konstrukcji filmu. Oznacza także kolektywne hołdowanie wartościom siły, twardości, lojalności oraz wspólnotę poglądów i postaw, wymuszającą wyzbycie się prawa weta. Wszystko to typowe jest dla męskich wspólnot militarnych, o których potencjale homoerotyczym pisała Maria Janion. Musi on jednak zostać wyparty, bo skupienie na przyjemności przysłaniałoby koncentrację na walce – nienawidzi się gejów bądź w ogóle wypiera się ten typ seksualności. Ale powrotu do przeszłości nie ma – filmowy świat, gdzie wróg jest wyimaginowany i efemeryczny (Arabowie, geje, mięczaki), ulega rozprężeniu; potencjał rozkoszy może się spełnić w jawnie homoseksualnej relacji, w swoistym braterstwie spermy.
Adam Kruk, Bracia w objęciach,
„CzasKultury.pl”, 6 września 2011
Co łączy współczesne teorie spiskowe i mesjanizm? Z pewnością możemy zaobserwować powrót takiego stylu romantycznego, jaki definiowała Maria Janion, i zdominowanie dyskursu politycznego przez figury retoryczne kojarzone powszechnie z tradycją romantyczną. Jarosław Kaczyński konsekwentnie odgrywa kulturowy amalgamat mesjanizmu, cytując na zmianę Juliusza Słowackiego i Józefa Piłsudskiego. Paweł Kukiz powtarza poglądy neomesjanistów, takich jak Stanisław Szczepanowski, rozprawiając o narodowym przemyśle i odwołując się do idei niepodległościowego zrywu „nieoficjalnych proroków, owych niepowołanych rewolucjonistów […] obdarzonych intuicyjnym jasnowidzeniem”. „Przypomnijmy – pisał Andrzej Walicki – że oczekiwany i przywoływany przez Mickiewicza «mesjasz narodowy» miał w pierwszym rzędzie przezwyciężyć «partyjniactwo» i «ześrodkować» w sobie wszystkie siły Polaków” Mesjanizm staje się z pewnością narzędziem strategii politycznych. Zamiast analizować współczesne performanse władzy, chciałbym raczej wskazać na historyczno-materialne paralele mesjanizmu i teorii spiskowych. Może to zresztą posłużyć jako odpowiedź na pytanie, dlaczego polityczne strategie neomesjanistyczne tak mocno oddziałują dzisiaj na Polaków.
Chciałbym jednak wymknąć się strukturalistycznemu podejściu w badaniu romantyzmu, które proponuje Maria Janion. Mesjanizm jawi mi się nie jako zamknięty, historyczny prąd intelektualny, lecz jako medialna próba negocjacji tożsamości narodowej i godzenia interesów politycznych. Romantyzm był polityczny i odnosił się do zarządzania społeczeństwem, co można w zasadzie zauważyć w różnorodności środków przekazu, jakie gromadził i wykorzystywał w swojej pracy społecznikowskiej Adam Mickiewicz. Także na wpół literackie, na wpół fantazmatyczne ucieczki w „dziedzinę ułudy” mogłyby się stać poręczną metaforą w badaniu teorii spiskowych. Wydaje mi się jednak, że nie są one romantyczne per se, jako że nic nie istnieje samo z siebie. Romantyzm był napędzany przez konkretne wydarzenia, podobnie zresztą jak teoriospiskowość był odpowiedzią na gwałtowne zmiany – i tutaj już na pierwszy rzut oka widać ich funkcję społeczno-twórczą. Dzięki takiemu podejściu można dostrzec w obu zjawiskach te same warunkujące je elementy.
Piotr Urbanowicz, Metafizyczna rozpacz. Mesjanizm a teorie spiskowe
w polskiej przestrzeni medialnej, „Czas Kultury” 2/2016
Polacy wraz z wieloma innymi nacjami nie żyli w niepodległych państwach, co sprawiało, że w ich przypadku dylematy egzystencjalne i metafizyczne mieszały się z potrzebami politycznymi. W polskiej kulturze najbardziej chyba znaczącym potwierdzeniem tego stanu rzeczy jest przemiana Gustawa, skupionego na swojej niespełnionej miłości do kobiety, w Konrada, który bierze na siebie odpowiedzialność za cały naród. Tyrteusz, niegdyś zagrzewający swoimi wierszami Spartan do boju, staje się wzorem poety, żołnierz – wzorem Polaka. Maria Janion w klasycznym już eseju Wojna i forma podkreśla, że całe polskie wieki XIX i XX wypełnione są dyskusją o czynie. Spory dotyczą sposobu definiowania tego pojęcia. Jakie działania są przejawem czynu, a jakie nie. Organicznicy domagali się, by także ich działalność została uznana za „czyn” i „służbę”. Najpierw chcieli doprowadzić do zrównania wartości „czynu orężnego” i „czynu mrówczej pracy”, by następnie doprowadzić do nadania wyższej kwalifikacji etycznej temu ostatniemu.
Roman Kubicki, Wojna czy pokój? Próba aksjologicznego spojrzenia
na współczesną historię Polski, „Czas Kultury” 3/2018
Wystawa w Nowym Sączu, której kuratorem jest Stanisław Ruksza, nosi tytuł „Manifestacje romantyczne”, natomiast ta w Jeleniej Górze, która powstała za sprawą Janiny Hogbarskiej, zatytułowana została cytatem z jednego z listów Cypriana Norwida: „Gorzki to chleb polskość”. Obydwie wystawy odwołują się do żywotności tego, co Maria Janion nazwała paradygmatem romantycznym w kulturze polskiej. […] Wydaje się bowiem [organizatorom], że inspiracje śmiercią, metafizyką, emocją i nieracjonalnością nie były w Polsce dostatecznie dostrzegane albo traktowane poważnie. Polski romantyzm w stosunku do zachodnioeuropejskiego można uznawać za bardziej „rozważny” i osadzony w krytycznym dyskursie politycznym. Jest też zdecydowanie mniej nasycony tajemniczością, tak jakby nad dziedzictwo lorda Byrona przedkładał jednak gorzkie pisarstwo Norwida.
Jan Kowalski, Rozważni i Romantyczni,
„CzasKultury.pl”, 14 października 2014
W dzisiejszym rozumieniu toposu „wampira”, tak jak na przykład analizuje to Maria Janion w kultowej obszernej pracy Wampir. Biografia symboliczna (2002) – jest on przede wszystkim kryptonimem pożądania. Tak zakodował go również Bram Stoker. W jego Drakuli industrialna nowoczesność zobrazowana jest chociażby w sposobie budowy narracji, która składa się z zapisków, wspomnień i dzienników poszczególnych protagonistów, utrwalonych na maszynie do pisania lub przy użyciu stenografów i fonografów. Ta wczesna nowoczesność ufundowana jest na wykluczeniu kobiet i kontroli ich seksualności w triumfie porządku rodziny mieszczańskiej zachodniej cywilizacji. Dracula, przybysz z Transylwanii, czyli ze Wschodu (reprezentant Słowiańszczyzny i Bałkanów), jest postkolonialną kliszą powrotu tego, co wyparte. Jest synonimem obudzonego pożądania kobiet (lub inaczej ich pragnienia emancypacji). Równocześnie w swym zrównoważonym języku naukowego opisu powieść Stokera koduje najbardziej skrajne zachowania seksualne: dopatrywano się w niej scen kazirodztwa, pedofilii, nekrofilii i sadyzmu oralnego. Po akcie przetoczenia krwi panny Lucy, potajemnie atakowanej przez wampira w napadach somnambulizmu, profesor van Helsing żartuje, że poprzez transfuzję krwi czterech mężczyzn Lucy „popadła w wielożeństwo”. W tradycyjnej symbolice krew oznacza często zaślubiny, a czasami utożsamiana jest ze spermą. Można więc powiedzieć, że pod egidą profesora czterech bohaterów powieści, „dzielnych młodych mężczyzn”, jednoczy się w ciele panny Lucy, dokonując tym samym rodzaju homoseksualnego (homospołecznego) zespolenia. Gdyby je lepiej przeanalizować, akty Drakuli same w sobie nie są nadmiernie drastyczne – zadowala się on tylko symbolicznym erotycznym przebudzeniem kobiet. Drastyczne jest to, że raz puszczone w ruch pożądanie nie może się zatrzymać i obnaża to, co stłumione. Wampir zaś staje się symbolem stłumienia kobiecego, męskiego, heteroseskulanego i homoseksualnego, symbolem seksualnej rewolucji.
Agata Araszkiewicz, Jarzyna jakby nie w sosie…
Demony nauki, nowoczesność wampirów i poddaństwo kobiet, „Czas Kultury” 6/2012
Należy przypomnieć, że pierwszym latom transformacji towarzyszyło myślenie wyrażone hasłem: „najlepszą polityką kulturalną jest brak tej polityki”. Dominowała naiwna wiara w mechanizmy rynkowe i ich siły: sprawcze, a przy tym dobroczynne dla wszystkich podmiotów społecznych. […] Uwolnienie rynku czasopism przyniosło efekty dalekie od jednoznaczności. Z jednej strony, dzięki autentycznemu entuzjazmowi i ciężkiej pracy twórców zaczęły rozkwitać czasopisma regionalne (Warmia, Mazury, Pomorze, Śląsk) oraz środowiskowe. Możliwa stała się dzięki temu „ucieczka od centrali”, kojarzonej geograficznie z Warszawą, a politycznie ze zdyskredytowaną socjalistyczną centralizacją i odgórnym planowaniem. Paliwem wielu przedsięwzięć okazała się idea „małych ojczyzn” odnajdywanych albo wynajdywanych na gruzach socjalistycznego porządku jedności narodowej. Z drugiej strony, poziom wydawanych czasopism był różny, a ich zasięg często ograniczony. Decentralizacja przestrzenna pociągnęła za sobą także decentralizację w sferze wartości. „Właśnie w tych małych ojczyznach, które wcześniej tak uwielbiałam, wychodzi taka masa grafomanii”, narzekała Maria Janion.
Waldemar Kuligowski, Ekumena zdestabilizowana.
Polskie pisma kulturalne w czasach neoliberalizmu, „Czas Kultury” 3/2018
Na jesieni 2018 odbył się odstrzał dzików w przyległym do sopockiego osiedla Mickiewicza lesie. Zarządzony został na życzenie mieszkańców, chociaż może nie wszystkich, jeśli na ogłoszeniach dzielnicowych tajemniczy komentator dopisał „Mordercy!”. Okazało się, że czasem lepiej, by niektóre życzenia pozostały niespełnione. […] Kontrowersja wokół odstrzału tuż przy osiedlu niejako przy okazji rozpowszechniła wiedzę na temat całkiem powszechnych praktyk. Zwykli obywatele mieli szansę odkryć, że sezon łowiecki na dziki trwa przez cały rok, także wtedy, gdy lochy prowadzą młode. Oburzenie też wzbudziło, że odstrzału dokonuje rotacyjnie sześciu myśliwych zaczajonych przy nęciskach z pokarmem. Wielu czytelników mogło się dzięki temu dowiedzieć, że do dzikich zwierząt strzela się właśnie w ten sposób. Komentarze pod artykułem o sopockim odstrzale dzików to róg obfitości sąsiedzkich niepokojów. […]
Wpisy pod artykułem o odstrzale czyta się niczym zapis z seminarium profesor Janion, co najmniej.
Izabela Morska, Mroczna męskość myśliwego,
„Czas Kultury” 1/2019
Wybór fragmentów: Joanna B. Bednarek