Archiwum
12.12.2014

Pomieszanie z poplątaniem, czyli transgresje Zanussiego

Kornelia Sobczak
Film

Film „Obce ciało” Krzysztofa Zanussiego z powodzeniem mógłby wziąć tytuł od wywiadu-rzeki przeprowadzonego przez Kazimierę Szczukę z Marią Janion – „Transe – traumy – transgresje” – są tu i transe i traumy i transgresje, choć z tymi ostatnimi pewien problem. Transe – bo jest hipnoza, w którą bezskutecznie usiłuje się wprowadzić Zła Kobieta Kris (desperacko brawurowa Agnieszka Grochowska), a w którą diaboliczny hipnotyzer wprowadza Kobietę Jeszcze Gorszą, czyli matkę Kris – stalinowską panią prokurator. Traumy – bo matka Kris ma krew na rękach i koszmary w hipnotycznym śnie, traumę ma też Kris, bo matka jej nie kocha i szkodzi jej karierze; traumę ma Angelo, bo jego dziewczyna wstępuje do zakonu, a jej ojciec oskarża go o bycie kastratem; traumę ma wreszcie Mira (Weronika Rosati), bo przez cały film wodzi smutno oczami za Kris, a dostaje jedynie śmiechem w twarz i szpicrutą w obnażone ciało. Najgorzej jest z trans-gresjami (tak, właśnie, jestem przekonana, że Kris wypowiada to słowo z dywizem) – w jedynej scenie, w której Zła Kobieta dostaje głos i wygłasza program ideowy Ludzi Postępu i Sukcesu, otrzymujemy przedziwny amalgamat nihilizmu, fantomowego progresywizmu, lóż masońskich i zwykłego bełkotu. Właśnie dlatego tak strasznie łatwo jest zarzucić Zanussiemu, że stworzył sobie chochoła: feminizmu, nihilizmu, lewactwa, świeckiego hedonizmu czy ogólnie Zła Współczesnego Świata i Upadku Cywilizacji Europejskiej (podstawić właściwe wedle uznania). Co więcej, będzie to zarzut słuszny – to jest chochoł, kuriozalny fantazmat, majak zagubionego (na własną prośbę) twórcy. Najciekawsze wydaje się jednak to, jak konstrukcja się chwieje – patriarchat zjada Zanussiemu głowę, a wołanie o przełamanie paradygmatu, który zresztą wywraca się cały czas, bo ustać po prostu nie może, wylewa się każdą smutną sceną tego filmu. I z tego powodu „Obce ciało” jest interesujące, co ani trochę nie znaczy, że dobre.

Oglądanie filmu to podejrzana etycznie przyjemność. Wszyscy bardzo chcemy, żeby uwiodła nas demoniczna Kris – albo jako zagubionego w korpomatni Włocha Angelo, albo jako równie zagubioną, stręczoną innemu Włochowi, Alessio, Mirę. Prawdziwy smutek polega jednak na tym, że w tym reklamowanym seksem i przemocą filmie nikt nikogo nie uwodzi, nikt z nikim nie śpi, nie ma seksu, są tylko „płatni kochankowie” i praktycznie bezużyteczne szpicruty. Jest niespełnienie i innuendo, walka z erekcją za pomocą zimnego prysznica i zaprzepaszczona szansa na nieheteronormatywne siostrzeństwo. Bo jedyna przekonująca emocjonalnie relacja międzyludzka na ekranie to nieśmiałe i melancholijne zakochanie Miry w Kris, która jednak zbywa je cynizmem, wysyłając podwładną do łóżka konkurenta – oto skrypty z patriarchalnej kultury gwałtu w służbie walki z hedonizmem i feminizmem.

Poza tym mamy tu kółko różańcowe w najprawdziwszych katakumbach (no, bo jakże inaczej, w XXI wieku, w Polsce?), piękną paralelę pomiędzy stalinowską matką wysługującą się Moskwie i kapitalistyczną córką wysługującą się Bruks…, a nie, jednak też Moskwie, bo stamtąd właśnie pochodzi korporacja Kris. W ogóle w korporacjach robi się złe rzeczy – ale nie dlatego nawet, że upadek ducha, pogoń za mamoną, wyzysk i rozwiązłość, tylko po prostu tam się popełnia przestępstwa: wykrada dane, wręcza łapówki, prowadzi pod wpływem, przy okazji drwiąc z symboli religijnych, pomiatając sekretarkami i odwiedzając sauny. No więc dobrze, korporacje są złe (zwłaszcza międzynarodowe), a państwo? Państwo jest jeszcze gorsze: Polska to biurokratyczny głodomór, który żywi się formularzami. Oto poznany przez Angelo żebrak (zbiera niby na drogie piwo, a tak naprawdę na aparat tlenowy dla ojca) snuje kafkowską wizję znikających formularzy, nie bardzo wiadomo, na co i po co te formularze, ale na pewno nie zostaną rozpatrzone. To może w takim razie filantropia? Też nie bardzo, Angelo przez cały film stara się jakoś pomóc ojcu żebraka, ale albo państwo zjada formularze, albo korporacja drwi z jego próśb. Na szczęście jest jeszcze Duch Święty, który wyłącza prąd i dokonuje cudu uzdrowienia.

Mimo swojego beznadziejnego zakochania w skazanej na klęskę postaci Kris, najbardziej kibicowałam wybierającej zakon Kasi, która jako jedyna podejmuje samodzielną, suwerenną decyzję – wybiera Jezusa zamiast Angela. Ani jej ojciec, ani ukochany nie mogą tego zaakceptować, ale może to jest właśnie ten „dobry feminizm”, o którym Zanussi mówi w wywiadach, a który manifestuje się poprzez konflikt chrześcijańskiego powołania z patriarchalną opresją (przypomnijmy: kiedy Angelo nie jest w stanie wyciągnąć Kasi z zakonu, zostaje wyzwany przez jej ojca od eunuchów). Poza tym wszyscy w filmie nieustannie żartują z gwałtu – najczęściej z gwałtu na biednych mężczyznach. Może gdyby reżyser zechciał na serio posłuchać tych złych feministek, dotarłoby do niego, że żarty z gwałtów nigdy nie są śmieszne.

„Obce ciało”
reż. Krzysztof Zanussi
premiera: 5.12.2014

alt