Zanim poznamy bohaterów i damy się porwać historii, Tomm Moore i Ross Stewart zabierają nas w krótką podróż po prastarych irlandzkich lasach, gdzie pośród słońca prześwitującego przez korony drzew możemy dostrzec kosa pluskającego się w kałuży, wiewiórkę przemykającą po gałęzi, borsuka wychylającego się z nory i jelenia dumnie rozglądającego się po okolicy. Pozornie nic niewnosząca do fabuły zbitka kilku ujęć ma dla „Sekretu wilczej gromady” znaczenie decydujące.
W międzynarodowej produkcji filmowej, w której rządzą giganci, ciężko jest przebić się z nowatorską i niezależną wizją. Na szczególne trudności mogą natrafić twórcy animacji – tego rodzaju kino wymaga bowiem czasu, zaangażowania rzeszy animatorów i ogromnych nakładów finansowych. Struktury tworzone przez Disney Animation Studio, Pixara czy Dream Works, największych potentatów animacji na świecie, ułatwiają sprawną realizację nawet kilku projektów rocznie. Tym większym sukcesem jest pojawienie się (i utrzymanie!) na rynku małych firm powstałych z pasji, które krok po kroku zdobywają widownię i renomę. Taka sztuka udała się między innymi Hayao Miyazakiemu i jego studiu Ghibli.
Międzynarodowy sukces Ghibli przetarł szlak na przykład Irlandczykom z Cartoon Saloon, którzy podobnie jak Japończycy, dzięki cierpliwości i unikatowemu stylowi prowadzą jeden z niewielu niezależnych ośrodków realizujących z powodzeniem filmy animowane poza Stanami Zjednoczonymi. Twórcy z Kilkenny mają na swoim koncie cztery nominacje do Oscara (dla porównania, o piętnaście lat starsze Ghibli ma ich póki co sześć), a kolejnej, za „Sekret wilczej gromady”, mogą być już niemal pewni (film zdobył m.in. wiele nagród przyznawanych przez krytyków z poszczególnych stanów USA). I choć Oscar, to tylko (i aż) nagroda amerykańskiego przemysłu filmowego, to wciąż jest wyróżnieniem (obok nagród na największych festiwalach), które dowodzi, że dane zjawisko w kinie przestało być tylko lokalne, a stało się fenomenem rozpoznawalnym na całym świecie.
W czym tkwi sukces Cartoon Saloon? Twórczość wiodącego reżysera z tego studia, Tomma Moore’a skupiona jest na prezentacji dość hermetycznych treści, ściśle związanych z irlandzkim pejzażem kulturowym. Produkcje Moore’a opowiadają o artefaktach oraz miejscach związanych z zieloną wyspą, takich jak średniowieczny manuskrypt – księga z Kells; czy święte studnie, wiążące ze sobą pogańskie i chrześcijańskie elementy wierzeń. Zainteresowanie twórczością Irlandczyka można próbować tłumaczyć wznieconą przed laty w ramach New Age celtomanią, która sprawiła, że Irlandia i Wyspy Brytyjskie stały się mekką dla miłośników ezoteryki. Moore’a nie interesuje jednak powierzchowne żerowanie na zbanalizowanych przez popkulturę tematach, takich jak choćby druidyzm czy megalityczne budowle (niemające z Celtami nic wspólnego). Fabuła „Sekretu wilczej gromady” zawiera jednak mnóstwo nawiązań do mitologii, legend i baśni pochodzących z tego regionu, które rzadko przynależą do rezerwuaru rozpoznawalnych na całym świecie motywów kulturowych.
Twórca „Sekretu wilczej gromady” jest jednak przede wszystkim uzdolnionym bajarzem, który ma świadomość, że odbiorca (w szczególności młody odbiorca, do którego kierowane są filmy Cartoon Saloon) chce przeżyć wyjątkową przygodę, a nie zostać wplątany w wycieczkę po audiowizualnym muzeum motywów celtyckich. Udana baśń, niezależnie od realiów, powinna być uniwersalna – dotykać problemów, które są istotne dla rozwoju osobowości. I to dzięki tej tematyce irlandzcy bogowie i demony stają się w filmach Moore’a bliskie, dziwnie znajome i przystępne.
Niezwykle intrygującym motywem w baśniach (o czym pisał francuski filozof, Pierre Péju), pojawiającym się w nich niemal mimochodem, jest ucieczka od cywilizacji, wiążąca się z porzuceniem norm i ról społecznych. Owego krótkiego momentu wyzwolenia zazwyczaj doświadczają dziewczynki – dzika i niezgrabna Złotowłosa, o której wiemy niewiele poza tym, że przybyła ze środka puszczy, czy Śnieżka wymykająca się spod dyktatu damsko-damskiej rywalizacji do domku krasnoludków. Symbolem odcięcia od kulturowej opresji często bywa las – tajemniczy, nieprzebyty, pełen sekretów, a przede wszystkim niepoddający się ludzkiej władzy. Wręcz przeciwnie, las stawia opór: człowiek musi zmierzyć się w nim z dzikimi ostępami. Równe jemu, a może nawet przewyższające go pod wieloma względami (bo nawykłe do życia w takich warunkach) są tu zwierzęta. Być może dlatego, według Moore’a, w lesie świetnie odnajdują się dzieci (a najlepiej dziewczynki), które wciąż jeszcze nie są w pełni zsocjalizowane, a przez to lepiej rozumieją panujące w świecie przyrody zależności. Bieganie, skakanie, turlanie się, wspinanie po drzewach, taplanie w błocie i liściach – nic nie daje dziecku większej satysfakcji.
Prastara irlandzka puszcza w „Sekrecie wilczej gromady” (podobnie jak w „Sekrecie księgi z Kells”) jest niezwykle ważnym tłem dla całej historii. Przekroczenie granicy lasu, oznacza przeniesienie się do magicznej krainy, istniejącej poza czasem, opierającej się procesom społecznym i historycznym. To tu, pośród zwierząt i roślin, tętni dusza Irlandii, a pewnie i dusza całego świata. „Sekret wilczej gromady” nieprzypadkowo zostaje osadzony w połowie XVII wieku – jest to jeden z kluczowych momentów w historii Zielonej Wyspy. To w tamtym czasie Oliver Cromwell krwawo zdusił irlandzkie powstanie przeciwko angielskiej władzy, odebrał katolickim właścicielom majątki rolne i przekazał w ręce protestantów. Okres ten zapisał się w dziejach również z powodu nabierającej tempa rewolucji agrarnej, która była początkiem uprzemysławiania rolnictwa – wraz z nią na niespotykaną dotąd skalę rosła potrzeba zagarniania kolejnych połaci ziemi pod uprawy i gospodarstwa. Praktyka ta przyczyniła się do tragicznego w skutkach niszczenia naturalnego środowiska i doprowadziła do eskalacji trwającego od wieków międzygatunkowego konfliktu na linii człowiek–wilk (inicjowanego w znacznym stopniu przez człowieka, uważającego wilka za swojego rywala: myślistwo zabierało psim przodkom zwierzynę, na którą mogły polować, a rozwój gospodarki dewastował miejsca, gdzie od stuleci funkcjonowały w spokoju). Okres rządów Cromwella to mroczny czas dla tych dumnych drapieżników – były one masowo wybijane, a angielskie władze sprowadzały wykwalifikowanych łowców, by ci szybko i skutecznie radzili sobie z „wilczym problemem”.
Ojciec głównej bohaterki „Sekretu wilczej gromady” jest jednym z takich łowców. Razem z córką przybył do Irlandii, by służyć swoimi umiejętnościami Cromwellowi. Tło historyczne jest jednak zaledwie punktem wyjścia – Moore’a i Stewarta nie interesują potyczki wojsk, a małych rebeliantów z Kilkenny traktują przede wszystkim jako niesfornych łobuzów, a nie przyszłych patriotów. Prawdziwa walka toczy się o każde drzewo, o to, by nie dosięgło go ostrze siekiery. Puszczy broni wilcza wataha kierowana przez „wolfwalkerki” (nazwa ta rodzi skojarzenia z książką Clarissy Pinkoli Estés „Biegnąca z wilkami”) – dziewczynkę Mebh i jej matkę Moll. Obie w trakcie snu zamieniają się w czworonożne stworzenia i przemierzają las wraz z resztą stada. Bohaterki są nie tylko strażniczkami natury, ale upostaciowiają również dawną kulturę celtycką. Polska celtolożka Bożena Gierek uważa, że irlandzka przyroda jest niczym księga legend – każdy skrawek terenu ma do opowiedzenia własną historię i zaprasza do zapoznania się z magicznymi oraz boskimi istotami. To dlatego wycinanie lasu w „Sekrecie wilczej gromady” zagraża nie tylko wilkom, ale również Mebh i Moll, które przez to, że dzielą swoje życie pomiędzy bycie człowiekiem i wilkiem, idealnie oddają charakter prehistorycznej kultury wyłaniającej się z natury. Tym samym Moore i Stewart dokonują próby przełamania stereotypu myślowego o podziale świata na kulturę i naturę, zbliżając się do ukazania „naturokultury”.
Ktoś szczególnie wrażliwy na wątki narodowościowo-romantyczne mógłby poczuć się zaalarmowany tematyką „Sekretu wilczej gromady” – natura zjednana z pradawną kulturą walczy przeciwko najeźdźcy. Stąd tylko krok, by wilcza wataha okazała się metaforą walecznych irlandzkich patriotów, a może nawet nacjonalistów. Filmy Moore’a nie mają jednak w sobie za grosz tendencji do gloryfikowania jednej nacji kosztem drugiej. W słynnym staroiryjskim zbiorze poematów, „Księdze najazdów na Irlandię”, możemy przeczytać o kolejnych falach ludności przybywających na Zieloną Wyspę. Nie ma więc nikogo, kto byłby odwiecznie przypisany do tamtejszej ziemi. Pojęcie tubylca jest w mitologii irlandzkiej pojęciem względnym. Moore podąża za tą tradycją i kreuje świat przedstawiony w swoich filmach jako miejsce przyjazne i gościnne – nieprzynależne jednemu ludowi czy plemieniu – miejsce, które nie jest dane raz na zawsze, miejsce, o które trzeba dbać. Tym bardziej znacząca jest w produkcji Cartoon Saloon przyjaźń pomiędzy małą Angielką Robyn a rdzenną Irlandką Mebh. Las, w którym dziewczynki wspólnie się bawią, jednoczy je – ani przez chwilę nie patrzą na siebie wrogo, z łatwością i radością łączą siły, przekraczając wszelkie podziały, zwyczajowo zaogniające angielsko-irlandzki konflikt.
„Sekret wilczej gromady” to opowieść niezwykle sensualna. Przepiękna rysunkowa animacja kunsztownie i z lekkością oddaje pełny wachlarz wilczych doznań. Las pachnie, dotyka, śpiewa i wabi – jest niezmierzony, daje nieskończone możliwości, do niczego nie zmusza, zamiast tego zaprasza, by odkryć w sobie to, co instynktowne i pierwotne. Moore jak nikt inny potrafi ukazać dziecięcą radość towarzyszącą odkrywaniu przyrody i pomaga odnaleźć ją na nowo również w widzu. Animacja Cartoon Saloon powinna jednak wzbudzić w odbiorcach jeszcze jedną potrzebę – chronienia środowiska. Gdzieś pomiędzy wierszami można w „Sekrecie wilczej gromady” dostrzec krytykę judeochrześcijańskiego dogmatu nakazującego, by człowiek czynił sobie ziemię poddaną. Ten negatywny wzorzec uosabia w filmie Cromwell. My jednak, jako homo sapiens, zamiast mieć poczucie supremacji nad światem, powinniśmy przypomnieć sobie, że tak jak wilk, kos, borsuk, wiewiórka czy jeleń jesteśmy zwierzętami, sami więc przynależymy do natury.
„Sekret wilczej gromady” to niezwykle mądra i aktualna animacja, po której można uwierzyć, że gdzieś w nadwiślańskich zagajnikach, puszczach i lasach czają się słowiańscy sprzymierzeńcy irlandzkich „wolfwalkerów” i czekają na naszą pomoc, by wspólnie chronić przyrodę przed wszelkimi Cromwellami tego świata.