Trudno uwierzyć, że już od sześciu lat LAS gości w Poznaniu wyjątkowych artystów. Równie trudno uwierzyć w to, że od dwóch lat robi to pomimo braku własnej przestrzeni.
Od grudnia 2013 roku LAS gościł w kilku różnych miejscach. Początkowo mieścił się na Jeżycach na terenie Poznańskich Zakładów Graficznych – jednak mieszkańcy kamienic znajdujących się w pobliżu nie byli zbytnio zadowoleni z tak bliskiego obcowania z muzyką alternatywną i eksperymentalną. W 2014 roku klub zadomowił się na Małych Garbarach i wydawało się, że nareszcie znalazł swoją ostateczną lokalizację. Początkowy ascetyzm – pierwsze koncerty odbywały się wśród gołych, surowych ścian i przy znikomym wyposażeniu, a artyści stali bezpośrednio na podłodze – ustąpił stopniowej profesjonalizacji: pojawiła się scena oraz specjalny podest, swoista ambona, dla realizatora dźwięku.
W momencie, gdy wydawało się, że LAS będzie tam trwał wiecznie – a więc w czerwcu 2017 roku – niestety ponownie zniknął z poznańskiej mapy: wszyscy najemcy lokali obecnych na terenie swoistego kompleksu Off Garbary dostali wypowiedzenie w związku z budową na sąsiedniej działce. Od marca 2018 roku pod szyldem LAS-u organizowane koncerty w przestrzeni Pawilonu na Chwaliszewie – to właśnie tam odbyły się niedawno szóste urodziny inicjatywy. Do historii LAS-u należy także dopisać dawny skłot Od:zysk, Scenę Roboczą czy niedawno powstały klub Poruszenie – również w tych miejscach działy się niektóre z wydarzeń.
Łatwo wyobrazić sobie, że przy tego typu problemach – zawiłych dziejach inicjatywy – wielu zrezygnowałoby z dalszych działań; jednak Krystian Piotr, którego utożsamia się powszechnie z „ojcem” LAS-u, z uporem maniaka ciągnie ten wózek do przodu. To dzięki niemu przez trzy grudniowe dni odbyły się odpowiednio 324., 325. oraz 326. koncert organizowany pod tym szyldem LAS, które złożyły się na obchody szóstych urodzin idei, jaką jest projekt.
W środę, 4 grudnia Pawilon gościł duet japońskich DJ-ów – Kiki Hitomi oraz Shigeru Ishiharę, którzy działają jako WaqWaq Kingdom i łączą w swoich setach tradycyjną muzykę Japonii z dzikim techno i pulsującym dubem – oraz polskie trio Sarmacja, tworzące swoją autorską, nieortodoksyjną wariację na temat dubu. Czwartek należał do fali hałasu oraz pulsującego rytmu tworzonych odpowiednio przez dwa tercety: Próchno i Dynasonic. W piątek zaś przed poznańską publiką zaprezentował się punk-bientowy projekt wizualno-dźwiękowy OOBE, a także raper Robert Piernikowski, znany również jako część takich grup jak Napszykład czy Syny.
Skupię się na czwartkowym wydarzeniu, bo stanowiło ono prawdopodobnie najbardziej dysonansowe połączenie artystów, jeśli chodzi o koncerty odbywające się w Pawilonie w ostatnim czasie – o ile wśród elementów łączących obydwie grupy znajdziemy zamiłowanie do płynącego pulsu perkusji, o tyle każdy zespół zaprezentował skrajnie odmienną wizję powtarzalności rytmu.
Próchno, projekt, który według samych twórców nie miał w planach grania koncertów po stworzeniu materiału na płytę, ostatecznie zaistniał koncertowo – i całe szczęście. O ile album (zatytułowany tak samo jak zespół) pod względem proporcji równoważył trans i hałas, o tyle podczas występu górę brała noiserockowo-postmetalowa tendencja dodawania ciężaru do poszczególnych kompozycji. W warunkach scenicznych to, co na płycie jawiło się jako ambientowe momenty przełamania, budziło niepokój, wyciągało odbiorcę ze strefy komfortu. Szaleńcza gra na perkusji Artura Sofińskiego, świdrujący pisk gitary Bartosza Leśniewskiego i mocno przesterowany bas Marcela Gawineckiego łączyły się w poszczególnych kompozycjach w wyjątkowe krajobrazy rozpadu.
Dynasonic z kolei tworzy własną wariację na temat dubu, co pozornie brzmi jak sposób na zanudzenie słuchacza. Dialogi prowadzone między przetworzoną przez efekty i pogłosy perkusją Mateusza Rychlickiego, nieco leniwymi, ale nie nudnymi partiami basu Adama Sołtysika oraz falującymi elektronicznymi szumami Mateusza Rosińskiego wciągały jednak od pierwszych sekund, zachęcając swoją repetytywnością do tańca. Mimo tego, że grupa wydała dotychczas wyłącznie dwa utwory, podczas koncertu miało się wrażenie, że zna się poszczególne kompozycje od zawsze: rozpoznawalny i powtarzalny puls obecny w grze każdego z instrumentalistów sprawiał, że słuchacz zanurzał się w przyjemnym dźwiękowym transie.
Pozorne nieprzystawanie do siebie Próchna i Dynasonic stworzyło ostatecznie świetny i niezwykle intensywny wieczór: pierwsza grupa zalała Pawilon gęstą, hałaśliwą magmą, która została rozpuszczona poprzez przystępność drugiego występu. To także bardzo dobry dowód na to, że gdy LAS sięga po polskich artystów, ich koncerty są równie (jeśli nie bardziej) zapadające w pamięć, co występy zagranicznych grup pokroju Zu, Lightning Bolt czy Big Brave. Mam nadzieję, że kolejne lata przyniosą co najmniej następne trzysta takich koncertów zorganizowanych przez LAS.
LAS #6: Próchno, Dynasonic
Poznań, Pawilon
5.12.2019