Nr 10/2024 Na teraz

Sztuka w pułapce kanibalizmu

Miłosz Markiewicz
Sztuka Wydarzenia

Na 17. Biennale Architektury w Wenecji, które odbywało się w 2021 roku, nagrodą Złotego Lwa za całokształt twórczości została uhonorowana pośmiertnie Lina Bo Bardi. Pochodząca z Włoch architektka większość swojego życia spędziła w Brazylii, gdzie zrealizowała swoje najsłynniejsze projekty. Wśród nich są „szklane sztalugi” – specjalny system ekspozycji twórczości artystycznej w otwartej przestrzeni wystawienniczej zamiast na ścianach. Pomieszczenie wypełnione dziełami tak prezentowanymi sprawia wrażenie, jakby odbywał się w nim szczególny typ dialogu: prace zdają się nawzajem przenikać i nadawać sobie dodatkowych znaczeń. Nie towarzyszą im podpisy – taka dekontekstualizacja pozwala na wyłonienie się nowych kontekstów, jako że najpierw zwracamy uwagę na kwestie estetyczne, poszukujemy punktów wspólnych bądź rozbieżnych. Niczym w kole hermeneutycznym nasze oko poznaje sztukę od ogółu do szczegółu i z powrotem. Kiedy natomiast znajdziemy się pomiędzy sztalugami, dzięki ich przezroczystości możemy również zobaczyć odwrocie każdej z prac – dopiero tu umieszczone są podpisy nadające kolejną warstwę kontekstową zarówno poszczególnym dziełom, jak i całej ekspozycji. System wystawienniczy Bo Bardi używany jest w Muzeum Sztuki w São Paulo, co nie dziwi, jako że cały budynek powstał według jej projektu, a jej mąż – Pietro Maria Bardi – był współtwórcą tamtejszej kolekcji.

Zakomponowana z użyciem szklanych sztalug sala znalazła również swoje miejsce na tegorocznym 60. Biennale Sztuki w Wenecji. Adriano Pedrosa, kurator wystawy głównej i autor hasła przewodniego tej edycji („Stranieri Ovunque – Foreigners Everywhere”), jest dyrektorem Muzeum Sztuki w São Paulo. To pierwsza w historii osoba z Ameryki Południowej, której powierzono funkcję artystycznego przewodnictwa największemu na świecie wydarzeniu poświęconemu sztukom wizualnym, jak również pierwsza wyoutowana osoba queer (jak sam o sobie mówi) na tym stanowisku. Niejako oczywistym jest więc, że motywami przewodnimi weneckiej wystawy stały się tak zwane Globalne Południe oraz sztuka spod znaku LGBTQ+. Na tym jednak oczywistości się kończą: podczas zwiedzania tegorocznego Biennale Sztuki na każdym kroku towarzyszyły mi zdziwienie, zdumienie i wątpliwość…

Stranieri Ovunque

Wenecja została założona w połowie V wieku naszej ery przez uciekających przed Hunami uchodźców, którzy postanowili schronić się na euganejskich wyspach. W ciągu następnych kilkuset lat udało się tam zbudować jedną z najważniejszych handlowych potęg świata, czyli istniejącą przez ponad tysiąc lat Republikę Wenecką. To właśnie stąd pochodził Marco Polo, którego przypadającą w tym roku 700. rocznicę śmierci miasto świętuje szeregiem wydarzeń oraz dużą historyczną wystawą w Pałacu Dożów. Szczególny status państwa-miasta udało się tam utrzymać dzięki wielokulturowemu oraz wieloreligijnemu charakterowi Wenecji, w której nieustająco mieszały się języki, kolory skóry czy wyznawane wartości. W zasadzie można by powiedzieć, że stan ten utrzymuje się w historycznym centrum miasta po dziś dzień, jako że tajemnicą poliszynela pozostaje fakt, iż więcej mieszkań jest tam przeznaczonych na turystyczny wynajem niż dla rodowitych wenecjan.

Krótko mówiąc: to miasto obcych i chyba właśnie dlatego zapożyczony od artystycznego duetu skrywającego się pod pseudonimem Claire Fontaine tytuł „Stranieri Ovunque – Foreigners Everywhere” (neony z tym hasłem otwierają zarówno wystawę w Giardini, jak i w Arsenale) stał się obietnicą wydarzenia ważnego oraz znaczącego, którego weneckie Biennale Sztuki zdecydowanie potrzebuje. Zwłaszcza po poprzedniej edycji, której kuratorka (Cecilia Alemani) zawiesiła poprzeczkę wysoko, jeśli chodzi o zakres instytucjonalnych i ekspozycyjnych zmian – postawiła bowiem na prezentowanie przede wszystkim artystek oraz rozwijanie wątków ekologicznych. Dlatego też propozycja Pedrosy, by większość osób, których prace pokazywane są w ramach wydarzenia, pochodziła z krajów Globalnego Południa, wydawała się kolejnym ważnym krokiem w kierunku szeroko rozumianej dekolonizacji biennale. Szczególnie znaczący był również fakt, że znacznej liczby eksponowanych artystów i artystek nigdy wcześniej nie prezentowano na wystawie głównej.

To oczywiście gest tyle ważny i radykalny, co wtórny wobec dekolonizującego tematu 12. Berlin Biennale czy wywracającego zastany porządek charakteru piętnastej edycji documenta. O ile jednak w Kassel ruangrupie nie udało się przebić przez szklany sufit europejskiej logiki wystawienniczej, o tyle Pedrosa postanowił sięgnąć w Wenecji – zgodnie z deklarowaną przez siebie filozofią queer – po narzędzia subwersywne.

Brazylijski pisarz i krytyk artystyczny Oswald de Andrade napisał niemal sto lat temu (1928) „Manifesto Antropófago”. Nawiązując do rytuałów rdzennych ludów Tupinambá, przekonywał w nim, że konstytuowanie tożsamości Globalnego Południa może się realizować wyłącznie poprzez gest kanibalistyczny popełniony na tym, co zepchnęło je na margines świata. Jednym słowem należy pochłonąć i przyswoić hegemoniczne, postkolonialne struktury zachodniego modernizmu, by stworzyć coś swojego, wypełnionego rdzenną jakością i energią. Przejąć, a nie zniszczyć narzędzia „wroga” – oto strategia otwarcie przyjęta przez Pedrosę, która zapowiadała, że może udać mu się to, z czym nie poradziła sobie ruangrupa (a raczej z czym nie poradziła sobie w ich przypadku europejska publiczność).

I wydawało się, że cel ten został osiągnięty. Po raz pierwszy w ponad stuletniej historii biennale olbrzymi mural pokrył całą fasadę pawilonu głównego Giardini, symbolizując tym samym przejęcie dotychczasowego porządku. Zamiast białej, monumentalnej elewacji wenecką publiczność wita kolorowa i pełna afirmatywnej energii opowieść – namalowana przez brazylijski kolektyw MAHKU (Movimento dos Artistas Huni Kuin) – odwołująca się do mitycznej historii o podróży z Azji do Ameryk na grzbiecie aligatora. Już po przekroczeniu progu wystawy okazuje się jednak, że praca ta nie jest niczym więcej, na co wygląda – to jedynie malowana fasada, która dobrze wygląda z zewnątrz.

fasada pawilonu głównego w Giardini z muralem kolektywu MAHKU, fot. Matteo De Mayda, materiały organizatorów

Foreigners Everywhere

Muzealna teoria zbiorów – narzucająca ramy, wyznaczająca kierunki, ustalająca kryteria i pilnująca dyscypliny – jest bezlitosna dla tych, którzy próbują grać wbrew jej zasadom. Pedrosa padł więc ofiarą pieczołowicie pielęgnowanej od setek laty przemocy instytucjonalnej, która charakteryzuje nie tylko weneckie Biennale, ale cały zachodni sposób myślenia o wystawach. O ile przestrzeń Arsenału pozwala na dosyć swobodne i twórcze przekształcenia swoich długich i szerokich korytarzy (zupełnie niewykorzystane podczas tegorocznej edycji), o tyle pawilon główny w Giardini został zaprojektowany jako klasyczny budynek ekspozycyjny z typowym układem muzealnych pomieszczeń, które przyjmują dziś charakter white cube’a. Jak się okazuje, taki układ architektoniczny wyznacza nie tylko ramy patrzenia, ale również ogranicza sposób myślenia o prezentacji prac.

Tegoroczna wystawa główna Biennale Sztuki opiera się więc na silnych podziałach, wydzieleniach czy przegrupowaniach. Zamiast uzupełnienia braków i białych plam w europejskim kanonie sztuki poprzez ukazanie korespondencji czy przenikania się rozmaitych form artystycznego wyrazu otrzymaliśmy klasyczną w swoim układzie ekspozycję o szkolnym wręcz charakterze. Pedrosa postanowił wydzielić trzy przestrzenie na potrzeby sekcji specjalnej „Nucleo Storico”. W jej ramach pokazywani są artyści i artystki z XX-wiecznej historii sztuki Globalnego Południa, którzy choć są znaczącymi postaciami w swoich krajach, pozostają wciąż nieznani w zachodnim kręgu kulturowym. W każdej z sal znajduje się po kilkadziesiąt prac osób, które prezentowane są na biennale weneckim po raz pierwszy. Jest to gest zrozumiały i ważny – tym bardziej zaskakuje więc fakt łatwego poddania go logice muzealnego wykluczenia. Ci, którzy do tej pory byli wyrzuceni poza margines artystycznego obiegu zachodnich wydarzeń, są pokazywani w ramach przeznaczonych dla nich ekspozycyjnych gett. Stają się jedynie ciekawostką w tle pozostałych prac pokazywanych na wystawie. Zamiast przekonywania nas, że jest jeden świat sztuki i należałoby spróbować ująć go holistycznie, powtarzane są istniejące dotychczas podziały. Reszta narracji wystawy również wpada w pułapkę kategoryzowania. Przykładowo artyści i artystki związani z konkretną ludnością rdzenną (jak Yanomami czy Yoruba) pokazywani są w osobnych salach, tak jakby nie mogli wchodzić w dialog z innymi kręgami kulturowymi.

Zamiast pełnego krajobrazu sztuki, do tej pory raczej niedostrzeganej z perspektywy weneckiej laguny, możemy więc oglądać jedynie poszczególne kadry czy wręcz klatki. Nie pomaga w tym również niezrozumiała decyzja o wykluczeniu z wystawy tych twórców i twórczyń związanych z krajami Globalnego Południa, którzy w ostatnich latach szturmem wdarli się do głównego nurtu świata sztuki.

Nie zobaczymy więc chociażby prac pochodzącego z Ghany El Anatsuiego czy posiadającej etiopskie korzenie Julie Mehretu, których dzieła znajdują się dziś w najważniejszych zachodnich kolekcjach. Co ciekawe, twórczość Mehretu można w Wenecji zobaczyć, jednak wyłącznie na niezwiązanej z Biennale ekspozycji monograficznej zorganizowanej w Palazzo Grassi.

Pedrosa nie stworzył więc wystawy, która otwiera zachodniej publiczności oczy na białe plamy w historii sztuki współczesnej, a raczej powołał w sercu największego wydarzenia świata sztuki, dysponującego mocą legitymizacji, salon odrzuconych. Historia sztuki nowoczesnej doskonale pokazuje, że osoby, które prezentowały swoje prace na jego paryskim pierwowzorze, stały się później filarami europejskiego kanonu – bardzo chciałbym wierzyć, że tak będzie i tym razem! – a jednak trudno dziś uniknąć wrażenia, iż to zachodnie struktury muzealne wygrywają tę walkę kanibali. Obcy pozostają obcymi. Możemy ich oglądać niczym w gabinecie osobliwości.

Wszędzie obcy

(Śródtytuł tej sekcji to „oficjalne” polskie tłumaczenie tytułowego hasła, które znalazło się w wielojęzycznej neonowej instalacji duetu Claire Fontaine w Arsenale.)

Wydaje się, że miasto realizuje hasło tematyczne tegorocznego Biennale Sztuki dużo lepiej niż sama impreza. Ciasne uliczki Wenecji, jej mosty i place wypełnione są obcymi – nawet ci, którzy tu mieszkają, nie czują się u siebie. Powstaje tym samym niezwykła panorama przenikających się światów. Niczym w koncepcji ekspozycyjnej Liny Bo Bardi.

60. Biennale Sztuki
Wenecja
kurator: Adriano Pedrosa
20.04–24.11.2024