Nr 20/2022 Na teraz

Odsłuchy września

Mateusz Witkowski
Muzyka Cykl

„Ciągle piź**i i ciemno robi się już o szesnastej” – śpiewa jedna z bohaterek najnowszych Odsłuchów. Na szczęście ukazało się sporo muzyki, w której można się schować przed polskim październikiem. Występują: Alex G, Weyes Blood, Phoenix i Małgola, No. A, no i Kizo z ReTo.

 

Małgola, No
Jaskinia Chrabiej Czaszki
Peleton Records

„Pora na przygodę!” – zdaje się mówić Małgola, No.

Bo czy moglibyśmy nie podejrzewać o skłonność do przygód kogoś, kto po ciepłym przyjęciu poprzedniego albumu (mowa o „Health, Beauty and Ghosts” z 2020 roku) postanawia wyjechać do Walii? A na dodatek, paradoksalnie, to właśnie tam rezygnuje z anglojęzycznych tekstów? Wreszcie: czy etykietkę „adventure pop”, jak określa się tu i ówdzie „Jaskinię…”, dostaje się za darmo? Wszak utwór tytułowy brzmi jak czołówka nieistniejącego polsko-japońskiego anime z 1989 roku. Trzecia płyta Małgoli to jednak nie tylko światy wyobrażone, ale i błyskotliwie podany w tekstach konkret („Biały szum”, „Superbogacze”, „Ciało”) oraz gatunkowy, kontrolowany rozgardiasz – bo jak zakwalifikować „Kał”, który brzmi jak wynik współpracy Nirvany z okresu „Bleach”, Dyskoteki Szarego Człowieka i Dr. Hackenbusha? A przede wszystkim: to fenomenalne, wycyzelowane melodie, aranżacyjna pomysłowość (ta trąbka w „Ciele”!) i znakomita barwa głosu. Zachwyty można zresztą mnożyć: czy ktoś w tym roku napisał piękniejszy numer niż „Granie na czas”? Czy da się zrobić lepszy użytek z wokalistyki à la Ewa Bem (z Małgolą mogą się równać tylko Enchanted Hunters)? I czy ktokolwiek potrafi tak wspaniale przeklinać?

Nadszedł październik, więc bez ceregieli: absolutna topka, jeśli chodzi o tegoroczne polskie płyty.

 

Alex G
God Save the Animals
Domino

W obozie Alexa Giannascoliego zrobiło się nieco jaśniej.

Nie znaczy to jednak „prościej”. No bo czego można się spodziewać po Aleksie G? Otóż absolutnie wszystkiego. Niestraszne mu są żadne moralne wolty zawarte w tekstach, żadna aranżacyjna zagrywka czy gatunkowe komplikacje. Tak jest i tym razem: indie folk rock Wilco, muśnięty Tomem Pettym („Runner”, „Forgive”), przecina się tu z hyperpopem („No Bitterness”) i rockiem alternatywnym (omawiane na łamach „Blessing”), a my, zamiast popadać w konfuzję, kiwamy głową i stwierdzamy: no tak to już u niego jest. Różnica tkwi w tonie, jakim posługuje się Alex G – i nie chodzi tu o skalę wokalną (tu oczywiście mamy pełen przekrój, od szeptu do falsetu), a o prowadzoną narrację. Niby znamy już dobrze wszystkie te albumy ze zwierzęcą metaforyką, a i tak dajemy się uwieść tym tekstom: element animalny (sic!) staje się tu narzędziem do rozważań na temat trwania – to już nie „someday I’m gonna walk away”, to raczej „jestem tutaj, zobaczymy co dalej”.

Religijne objawienie? Proekologiczny zwrot? A może to pies, który dostaje po głowie zrolowaną gazetą (patrz „Runner”), jest prawdziwym Bogiem? Zachęcam, by rozszyfrować to samemu.

 

Phoenix ft. Ezra Koenig
Tonight (singiel)
LOYAUTÉ

Jak poczuć się starym i młodym jednocześnie – prezentują Phoenix i Ezra Koenig.

Oto połączenie, które jeszcze 10, 12 lat temu wywołałoby drżenie w sercach całej rzeszy indie-młodzieży. Jeżeli do niej należał(e/a)ś, „Tonight” na pewno przypomni Ci miłe chwile spędzone przy wiadomych płytach. Phoenix, po latach brzmieniowych peregrynacji, wraca do rozwiązań, które sprawiły, że pokochałeś „Lisztomanię”. Jest groove basu, przytłumione dźwięki gitary, synthowe mostki oraz znajomy filtr wokalny, bez którego Thomas Mars prawdopodobnie nie wychodzi z domu. Łatwo popaść w podle nostalgiczny nastrój: od tamtej pory świat „nieco” się zmienił, nam przybyło pewnie parę kilogramów, ubyło włosów, Mars z Koenigiem również nie młodnieją. Ale może właśnie w tym rzecz: pozornie niezobowiązujący, po prostu przyzwoity singiel dotyczy pojednania – z czasem, z przemijaniem, ze wzmiankowaną już w pierwszej zwrotce śmiercią. Powrót do znanej konwencji, choć pachnie odgrzewaniem sprawdzonych patentów, tylko uwypukla proste, gallagherowskie przesłanie refrenu: „Let’s roll with me”. Ja w to wchodzę.

Weyes Blood
Its Not Just Me, Its Everybody (singiel)
Sub Pop

Nieco inną postawę dotyczącą zastanej rzeczywistości prezentuje Weyes Blood.

Przypomnijmy: „Titanic Rising” z 2019, cóż to jest za płyta! Ten dramatyzm, te modulacje! Na szczęście Blood idzie za ciosem. Co prawda smyczkowe crescendo sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z kompozycją pełną rozmachu, „It’s Not Just Me, It’s Everybody” okazuje się bardzo wyciszone, kameralne, po mitchellowsku intymne – przynajmniej dopóki nie dotrzemy do finału. Mimo niebagatelnych warunków wokalnych, Mering nie szarżuje, w doskonały sposób waży środki, w stabilny sposób prowadzi swoją opowieść o… No właśnie, o to mi chodziło, gdy wspomniałem, że jej perspektywa jest nieco inna od prezentowanej przez Marsa i Koeniga. Zamiast „bawmy się, śmiejmy się”, dostajemy już na starcie wersy w rodzaju „Sitting at this party / Wondering if anyone knows me / Really sees who I am / Oh, it’s been so long since I felt really known”. W gruncie rzeczy chodzi jednak o to samo: o komunikację, o wspólne działanie i empatię. Jak słyszymy: „we all bleed in the same way”.

Singiel stanowi zapowiedź kolejnego albumu Blood, który ukaże się w listopadzie. Warto na niego czekać, bo – nie bójmy się wielkich słów – mamy tu do czynienia z wokalistką i kompozytorką wybitną.

Kizo ft. ReTo
Fiu Fiu (singiel)
spacerange

Czas zadać sobie parę pytań: czy uważał(e/a)m, że hiphopolo jest błahe? Że psuje hip-hop? I czy nie powinienem/powinnam napisać z przeprosinami do Donia, Libera i Mezo?