Blokowiska w polskim kinie to najczęściej brudne i nieciekawe siedliska patologii. Bywają scenerią opowieści o dojmującej samotności lub trudnym do zrealizowania poszukiwaniu społecznej akceptacji. Mieszkającym tu ludziom daleko do klasy średniej. Przedstawieni są według określonych schematów – jako ofiary bądź punkty zapalne problemów. Kumple przesiadują na osiedlowych ławkach. Dziewczyny zachodzą w ciążę w młodym wieku, dresiarze kradną i handlują narkotykami. Dawid Nickel walczy z tego typu schematami w fabularnym debiucie „Ostatni komers”. Bloki, świetnie sfotografowane przez Michała Pukowca, są atrakcyjne i kolorowe. Zgodnie z intencją reżysera, o której on sam wspomina w wywiadach, przywodzą na myśl takie seriale jak „Beverly Hills 90210”. Nie ma tu jednak przesady – zarówno kostiumy, jak i wnętrza są wiarygodne. To właśnie autentyzm jest cechą szczególną filmu – dzięki temu mogą się w obrazie przejrzeć zarówno współcześni nastolatkowie, jak i osoby z pokolenia reżysera.
„Ostatni komers” pokazuje kilka dni z życia kończących szkołę bohaterów i ich młodszego rodzeństwa. Postacią wzbudzającą największe emocje jest Kuba (Michał Sitnicki), siedemnastolatek, który powtarzał rok, przez co jest szczególnie interesujący dla młodszych kolegów i koleżanek z klasy. Tym bardziej że, jak mówi jedna z dziewczyn, chłopak mocno się zmienił fizycznie – jest bardzo umięśniony, a jego obojczyk zdobi pokaźny tatuaż. Przez grupę jest traktowany trochę jak przybysz z zewnątrz. Cieszy się nie tylko ciągłą uwagą innych, ale i ich niekwestionowanym szacunkiem. Kuba chodzi z Moniką (Sandra Drzymalska), najpopularniejszą dziewczyną w szkole, lecz budzi również zainteresowanie jej brata Tomka (Mikołaj Matczak), który dopiero odkrywa swoją seksualną tożsamość. Charyzma Kuby uwodzi również sąsiadkę o pseudonimie Savage (Agnieszka Żulewska).
Równolegle toczą się losy młodszych nastolatków. Wychowywana samotnie przez ojca Oliwia (Nel Kaczmarek) podejrzewa, że jest w ciąży. Koleżankom mówi, że ma romans z Żółtym (ksywa od żółtych kąpielówek), dużo starszym bywalcem basenu, jednak tak naprawdę spotyka się z równolatkiem Chomikiem (Jakub Wróblewski), bratem Kuby. Wątek „Ostatniego komersu” opowiadający o losach piętnastoletnich bohaterów oparty jest na powieści Anny Cieplak „Ma być czysto”. Nickel, podobnie jak pisarka, pozbawia swoich bohaterów łatki bezradnych ofiar czy kombinatorów, by pokazać, jak złożone osobowości prezentują nastolatkowie i jak sprytnie radzą sobie z rzeczywistością. Reżyser zamienia książkowe lodowisko w letni basen i rezygnuje z dorosłych bohaterów, by maksymalnie się skupić na ukazaniu żeńskich postaci, które w jego ujęciu są silniejsze i bardziej zaradne od chłopaków.
„Ostatni komers” ma formę następujących po sobie impresji, fragmentów, scen z życia, a nie zwartej, przyczynowo-skutkowej struktury. Takie rozwiązanie doskonale pasuje do opowiadania o młodych ludziach – pozwala przyjrzeć się im z różnych stron i stworzyć rzetelny przekrój różnych charakterów, nie ma bowiem konieczności eksponowania konkretnych cech istotnych dla linii opowieści. Wrażeniowy sposób opowiadania tworzy też nostalgiczny nastrój, co zapewne pozwoli starszym widzom wrócić do własnych wspomnień. O to nietrudno, gdyż „Ostatniemu komersowi” nie towarzyszy obecna często w filmach o nastolatkach fasada sztuczności. Dialogi, szczególnie te zaczerpnięte z prozy Cieplak, brzmią naturalnie. Język, co tak rzadkie w polskim kinie, nie drażni pretensjonalnością, wydumaniem czy przesadnym zwulgaryzowaniem. W „Ostatnim komersie” można usłyszeć te same rozmowy, które toczą się w autobusach, na skwerach czy w przestrzeniach miejskich basenów, obok nas.
Mimo dopracowanej warstwy literackiej to nie słowa w filmie Nickela stanowią główne narzędzie komunikacji. Bohaterowie porozumiewają się przede wszystkim tańcem, ruchem ciała. Przoduje w tym Kuba, który w garażu i mieszkaniu kolegi tańczy do takich hitów jak „Explosion” duetu Kalwi & Remi. Tomek stara się naśladować jego kanciaste i twarde ruchy, pokazując w ten sposób, że chciałby być podobny – męski i silny, zgodnie z heteronormatywnym stereotypem. Ruchy Kuby zmieniają się, kiedy poznaje Savage, która pokazuje mu taniec z zupełnie innego porządku, naznaczony kobiecą energią. Stają się miękkie, ciało jest rozluźnione, co widać w jednej z ostatnich scen, podczas tytułowego komersu. Jeszcze inny jest taniec Moniki. Dziewczyna jest gwiazdą, więc jej występ podczas szkolnego wydarzenia ma przede wszystkim zachwycać i prowokować śmiałą seksualnością. Bohaterka świetnie radzi sobie z odczytywaniem języka ciała. Przeczuwa zarówno homoseksualność brata, jak i dwuznaczność jego relacji z Kubą. Podobnie czuła jest kamera. Napięcia między bohaterami, drgania twarzy i nerwowe zachowania są na ekranie wyraźnie przedstawione, publiczność jest więc informowana o wszystkim, co dzieje się pozawerbalnie. „Ostatni komers” to film nieprzeciętnie zmysłowy, prawie dotykowy – z jednej strony fetyszyzuje ciała bohaterów, a z drugiej robi to z taką czułością, że nie pozbawia ich realizmu ani podmiotowości.
Przy tak impresyjnym, wielowątkowym kinie często pojawia się zarzut o brak wyraźnie zarysowanego konfliktu, którego eskalację lub rozwiązanie widownia ma obserwować. W „Ostatnim komersie” wyłaniają się dwie główne osie problematyczne: historia Oliwii i historia chłopaków. Choć Kuba jest postacią wywierającą wpływ na działanie większości bohaterów – a zatem moglibyśmy się spodziewać, że skupi na sobie również uwagę widzów – to jednak wątek Tomka jest zdecydowanie bardziej angażujący. Absorbuje nas sposób, w jaki chłopak przełamuje własne lęki i dojrzewa do ujawnienia swojej tożsamości. Boi się rozmowy z siostrą, dlatego swój coming out wysyła przez komunikator. Monika odczytuje wiadomość przy nim i przyjmuje ją spokojnie. Gdy brat przyznaje, że boi się odrzucenia, dziewczyna odpowiada tylko: „To się nie bój”.
To samo zdaje się mówić reżyser. Jego film rozprawia się z polskimi kompleksami, z kinem nieustannie aspirującym, pokazującym wykoncypowane historie dalekie od prawdy – albo przeestetyzowane, albo zbyt zohydzone. Na tle dominujących opowieści o spolaryzowaniu społeczeństwa Nickel wyróżnia się empatią i otwartością. Autor łamie stereotypy nie tylko przy okazji głównej opowieści (dotyczące dresiarzy, blokowisk czy nastolatków) – także tło wydarzeń (jak na przykład Kościół, w znacznym stopniu obecny w życiu bohaterów) przedstawiane jest bez wartościowania go. „Ostatni komers” to film, w którym ani bohaterowie, ani rzeczywistość nie są ani źli, ani dobrzy. Po prostu są i warto zwrócić na nich uwagę.