Choć muzycy ||ALA|MEDY|| lekkim ściegiem zszywają współczesne wątki muzyki tanecznej z globalnej północy i południa, to wynikiem ich pracy jest coś więcej niż kulturowy patchwork.
Niespełna dekadę temu ukazał się album Alamedy 5 „Duch tornada”, posępny, surowy i melancholijny niczym polski listopad. Zorientowany w kierunku muzyki gitarowej, karmiący się eksperymentem i erudycją muzyków czerpiących z obszernego rezerwuaru awangardy zachodniej, z twistem w postaci etnicznych afiliacji. Można postrzegać go jako kwintesencję rodzimej alternatywy i jeden z ważniejszych punktów odniesienia dla całej sceny w drugiej dekadzie XXI wieku. „Duch…”, wyrosły na zaczynie z Mózgu (owo miejsce, które dla polskiej kontrkultury jest nie do przecenienia, obchodzi w tym roku trzydziestolecie istnienia), w postyassowych oparach Bydgoszczy i Torunia, trąci dziś nieco prog-rockowym wąsem. Na szczęście muzycy, którzy go nagrywali, albo ów wąs całkowicie zgolili, albo nadali mu świeży look. Na „Spectra 02” gitary zostały zastąpione przez syntezatory, a krautrockowy puls tożsamy dla dawnej Alamedy, przez euforyczną wiksę (o jakiej mogą pomarzyć bywalcy Wixapolu).
Zmiana, która na przestrzeni dekady zaszła w zespole, jest wielowymiarowa, począwszy od przebiegunowania muzycznych inspiracji, aż po zmianę nazwy (Alameda 5 to od jakiegoś czasu ||ALA|MEDA||). Nie była to rewolucja, a stopniowa przemiana, związana zarówno z szerszym otwarciem na świat, jak i z poszanowaniem dla własnych muzycznych korzeni. Wyjście poza strefę komfortu dokonywało się na podwalinach budowanej przez lata artystycznej tożsamości. Punktem przejściowym ewolucji zespołu była płyta „Eurodrome” z 2019 roku. Struktura, ugruntowana przez wszystkie okołoalamedowe wcielenia (Stara Rzeka, Alameda Duo, Trio, Alameda 5, Innercity Ensemble), lokująca się na przecięciu eksperymentu, krautrocka, metalu, drone music czy muzyki repetytywnej, zaczęła kruszeć. Zespół począł wychodzić poza swój idiom. Jeszcze raczkując, kulejąc, czasem lekko się potykając w poszukiwaniu dla siebie nowego wyrazu – na „Eurodrome” czuć dopiero zapowiedź zmiany.
Symbolem tej zjawiskowej ewolucji, która intelektualną muzykę doprowadziła do czystej, ekscytującej cielesności, a konceptualne analizy wymieniła na taneczny parkiet, jest konk. Konk to określenie, które nie znaczy nic. Tajemniczy, reklamowy slogan, na tyle abstrakcyjny i chwytliwy, że pozwalający zbudować wokół siebie nowe muzyczne uniwersum. Konk został wymyślony przez Kubę Ziołka i Łukasza Jędrzejczaka podczas powoływania przez nich autorskiego labelu Brutality Garden (powstanie wydawnictwa to też część przemiany – do tej pory macierzą wydawniczą bydgosko-toruńskiej ekipy był krakowski Instant Classic). Konk to też całkiem zgrabna nazwa dla ściegu, którym zszyć można Kujawy z Afryką.
Brutality Garden tętni rytmem, bo skoncentrowany jest na elektronicznej muzyce tanecznej spoza europejskich scen. Durban, Kampala, Kinszasa, Luanda; jeśli już Europa, to bardziej Lizbona niż Berlin. Tam w ostatnich latach bije źródło najbardziej wyrazistych nurtów współczesnej muzyki klubowej: gqom, batida, kuduro, afrohouse. Gatunki zanurzone w głębokich basowych pasmach, oszczędne w melodie, posiadające zdecydowaną motorykę zbudowaną na potężnych brzmieniach perkusyjnych sampli, o podziałach rytmicznych niespotykanych w zachodniej muzyce tanecznej. Repertuar Brutality Garden może zatem wprowadzić w konsternację niektórych fanów dotychczasowych eksperymentów Ziołka i jego ekipy.
Erva, solowy projekt artysty, który porzucił melancholijno-dronowe peregrynacje Starej Rzeki, to kwintesencja ekstatycznego tanecznego eskapizmu. „Virtual P. 02”, które ukazało się na początku roku, to propozycja niezwykle wyrazista rytmicznie, wysmakowana brzmieniowo, o porywającej dynamice, klubowej dramaturgii i przestrzennej wyobraźni. Trudno byłoby doszukać się jakichkolwiek wątków łączących stare i nowe wcielenie Ziołka. Równie niemożliwe wydaje się ustanie w miejscu, słuchając jego nowej muzyki. Podobnie zresztą działa odsłuch „Natury 02” duetu T’ien Lai (Ziołek-Jędrzejczak), będącego od niedawna nadwiślańską inkarnacją gqom. Szkoda, że obie te propozycje wydają się zbyt radykalne dla bywalców rodzimych klubów, zaklętych w chocholim metrum 4/4.
Obszar nowych muzycznych poszukiwań wyznaczony przez Ziołka, Jędrzejczaka i Brutality Garden objął także ich flagowy zespół – Alamedę. Zmiana muzycznego paradygmatu nie była oczywista. Wymagała zapewne od muzyków, osadzonych dotąd w diametralnie innych kontrkulturowych kontekstach, dużej odwagi artystycznej. Zwłaszcza sekcja bębniarska, czyli Jacek Buhl (perkusista) i Rafał Iwański (perkusjonalista), trzymała dotąd na dystans muzykę taneczną. Tymczasem od niej w dużej mierze zależało powodzenie całego przedsięwzięcia. Ostatecznie postpunkowe, postindustrialne, etnomuzykologiczne czy impro-jazzowe inklinacje nie okazały się ciężarem dla tak ogranych muzyków. Doświadczenia z awangardą i improwizacją przydały się w warunkach kolektywnego grania, zwłaszcza podczas budowania motorycznych i intensywnych kulminacji czy prowadzenia długich polirytmicznych przebiegów perkusyjnych, którymi wypełnione są obie części „Spectr” (o pierwszej, z 2022 roku, pisał Michał Wieczorek).
W przypadku ||ALA|MEDY|| stylistyczna ewolucja nie jest tożsama z rozbiciem fundamentów. Intensywność wspólnego grania, rozmach aranżacyjny, nasycenie kompozycji pomysłami, brzmieniami, detalami, pozostają cały czas mocną stroną zespołu. Ale zamiast gęstego kolażu tekstur, ambientowych plam podanych w pełzających tempach, mamy do czynienia z dominacją rytmu. Perkusja (Buhl), zestaw perkusjonaliów (Iwański), elektroniczne pady i automat perkusyjny (Ziołek, Jędrzejczak) oraz gitara basowa (niewymieniony wcześniej Piotr Michalski) dają muzykom niespotykaną siłę rażenia. Jest ona wyraźnie odczuwalna, jako że w większości partii „Spectra 02” wszyscy grają razem. Aby w takim ścisku uniknąć kakofonii, nie wystarczą jedynie instrumentalne umiejętności czy uważne nasłuchiwanie. ||ALA|MEDA|| korzysta z czegoś, co określiłbym mianem zespołowego instynktu. Pozwala on ze swobodą poruszać się w obrębie spektakularnie rozbudowanych struktur rytmicznych. Performatywny charakter tego zjawiska można obserwować podczas widowiskowych koncertów grupy.
O ile partie rytmiczne oparte są na podziałach rodem z globalnego południa, o tyle fragmenty melodyczne, generowane głównie przez syntezatory, ewidentnie nawiązują do europejskiej tradycji rave. Masywne, świdrujące uszy partie klawiszy, dodatkowo eksponują euforyczną atmosferę transowego karnawału. Słyszalne jest to zwłaszcza w ultrażywiołowym „wirze”. Z kolei w następującym po nim i dającym nieco oddechu „uchoko” główny motyw melodyczny brzmi, jakby był wysłyszany wcześniej gdzieś na „Future Shock” Herbie Hancocka.
Odniesienia do zachodniej kultury muzycznej czerpią tym razem bardziej z nurtów rozrywkowych (pop, muzyka klubowa) niż z awangardy, choć nie zawsze jest to oczywiste. Występujący jako gość w otwierającej album kompozycji „dom os” Marek Pospieszalski, wydobywa ze swojego saksofonu motywy, które przywodzą na myśl brzmienie oraz frazowanie rodem raczej z północnych rejonów Afryki niż z zachodniocentrycznego kręgu muzycznego.
Aby zaś podkreślić globalny charakter wydawnictwa i bezpośrednio odwołać się do inspiracji współczesną sceną taneczną Afryki, zespół zaprosił do współpracy pochodzące z RPA raperskie trio Phelimuncasi. W tym roku wydało ono dla Nyge Nyge Tapes (jeden z najciekawszych od kilku lat labeli prezentujących współczesną muzykę klubową, mający duży udział we wprowadzeniu afrykańskich twórców i gatunków w globalny obieg muzyczny) kolejną doskonale przyjętą płytę. Mimo że nagranie z muzykami Alamedy nastąpiło korespondencyjnie, zuluski flow Phelimuncasi wypada niezwykle charyzmatycznie wśród gęstych partii perkusjonaliów. Wszystko wybrzmiewa tak, jakby było dziełem jednego, wielokomórkowego organizmu.
||ALA|MEDA|| sięgając po inspiracje z różnych, bardzo odległych kulturowo i geograficznie zakątków świata, splata je nie w kolaż, remiks czy patchwork, ale w jeden panglobalny głos. Unikalność tego współgłosu polega, wbrew globalistycznym mechanizmom kulturowej homogenizacji i kulturowego przywłaszczenia, na wyeksponowaniu lokalnych idiomów.
„Spectra 02” jest manifestem wspólnotowych fundamentów kultury tanecznej. W kontekście współczesnej sceny klubowej – zdominowanej przez dekonstrukcje, multiplikację i gatunkowe podziały – rekonstruuje jej fundamenty. Transowa, żywiołowa, pozbawiona intelektualnego dystansu płyta odwołuje się do tradycji współuczestniczenia w muzyce: zarówno kolektywnego grania, jak i egalitarnego odbioru (tak charakterystycznego dla początków sceny rave i house).
Muzyka, którą tworzy dziś ||ALA|MEDA||, zaciera granice i podziały – staje na przekór społecznym tendencjom do okopywania się w bezpiecznych bańkach. Intuicja, chęć poszukiwań, otwartość na zmieniający się świat, a także wrażliwość kulturowa pozwoliły muzykom o imponującym doświadczeniu i ugruntowanej w swoich niszach pozycji twórczo przewartościować swój artystyczny paradygmat. Zarówno sam proces ewolucji, jak i jej muzyczny efekt, warto docenić.