Nr 7/2022 Na teraz

Droga do zmiany

Michał D. Wieczorek
Muzyka

Kuba Ziołek przeszedł długą drogę, podobnie jak środowisko, którego jest częścią. Zaczynał od wściekłego punku, potem grał alternatywę w George Dorn Screams (wówczas zetknąłem się z nim po raz pierwszy – to było w 2008 roku), równolegle rozwijał z Łukaszem Jędrzejczakiem piosenkowe Tin Pan Alley, a z Tomkiem Popowskim przerysowany, hardcore’owy duet Ed Wood. Nieustannie powoływał do życia kolejne projekty – a zwieńczeniem tej aktywności był rok 2013. Ziołek wydał wówczas trzy albumy: przełomowy „Cień chmury nad ukrytym polem” pod szyldem Stara Rzeka, „Późne królestwo” Alamedy 3 (z Tomkiem Popowskim i Mikołajem Zielińskim) oraz „Da’at” Ti’en Lai (duetu tworzonego z Jędrzejczakiem). To wtedy pojawiło się (trochę prześmiewcze) określenie Ziołka jako „tytana niezalu”.

Trzy wymienione albumy to nie tylko nowa era w twórczości bydgoszczanina, nowa jakość w polskiej muzyce niezależnej, ale też podwaliny pod Milieu L’Acephale i brutalizm magiczny – środowisko skupione wokół muzyków z Bydgoszczy i Torunia. Zespoły takie jak Kapital czy Innercity Ensemble stały się stałymi elementami polskiej muzyki niezależnej, a ich domem był bydgoski Mózg. Milieu L’Acephale stało się miejscem dla muzyki gitarowej, improwizowanej, poszukującej, mocno zanurzonej w transie, odnoszącej się do krautrocka. Konstelacje zespołowe zmieniały się, poszczególne projekty pojawiały się i znikały. Flagowym przykładem tego mechanizmu jest wspomniana już Alameda – we wszystkich jej wcieleniach oprócz Ziołka stałym członkiem był Mikołaj Zieliński, pozostałe osoby rotowały. Ewoluowały też nazwy i styl: najpierw zespół funkcjonował pod nazwą Alameda Country Death Club, później jako Alameda Duo grał muzykę akustyczną luźno inspirowaną greckim folklorem, następnie – jako Alameda 3 i 4 – ekstremalny rock, sięgający i po black metal, folk, i po muzykę tajską. Wraz z Alamedą 5 – najtrwalszym wcieleniem – muzycy zdecydowali się obrać drogę plemiennego, opartego na perkusjonaliach transu. Taki był album „Duch tornada”. Na kolejnym – „Eurodrome” – do tej układanki doszły odniesienia do rocka progresywnego z lat 80. i syntezatory.

Kilka lat temu Ziołek postanowił porzucić gitarową muzykę improwizowaną wywodzącą się z anglosaskiej alternatywy. Jest to odejście radykalne. Milieu L’Acephale przestało istnieć, na jego zgliszczach powstał Brutality Garden. Choć skład osobowy nie różni się zbytnio, a część zespołów (jak chociażby T’ien Lai) wypuściła już nową muzykę pod tym szyldem, to muzycznie jest to diametralnie inna sprawa. Nowych inspiracji szukają na niezachodnich, nieanglosaskich parkietach. O motywacji do zmiany Ziołek opowiedział Jakubowi Knerze w „Dwutygodniku”. Przytoczę z tej rozmowy tylko jeden krótki, ale moim zdaniem najważniejszy fragment:

Gdy zacząłem rozumieć teksty po portugalsku, muzyka amerykańska i angielska zaczęły brzmieć w moich uszach sztucznie, jako coś narzuconego mi wbrew mojej woli, co wynika też z prymatu języka angielskiego – niejako nowej łaciny, naszego drugiego języka. I rzeczywiście czasem łatwiej jest mi sformułować w nim myśl niż po polsku, bo cała kultura, z jaką dotychczas obcowałem, była nim przesiąknięta. A tak się składa, że w narracji krajów anglosaskich inne kultury były przedstawiane w sposób zdeformowany i często protekcjonalny. Inny język sprawił, że tej dominującej kulturze mogłem powiedzieć „do widzenia”; przestała mnie bawić, a zaczęła drażnić. Odkryłem nowe miejsca, które są bardziej inspirujące.

Wydaje mi się, że to droga, którą podąża wielu słuchaczy. Nie chcę przez to powiedzieć, że muzyka anglosaska jest w odwrocie, ale chciałbym zwrócić uwagę, że w ciągu ostatnich kilku lat widać postępującą globalizację popu i otwarcia go na idiomy z innych kręgów kulturowych – od k-popu, przez reggaeton, po rosnącą popularność tureckiej muzyki psychodelicznej i hitów Bollywoodu. Sam mam za sobą podobną drogę. Może nie zerwałem z muzyką anglosaską tak jednoznacznie jak Ziołek, ale dziś stanowi ona zdecydowaną mniejszość w moich głośnikach. Bardziej czekam na nowe nagrania z Nyege Nyege Tapes, Glitterbeat, Fertil Discos niż na głośne premiery z Wielkiej Brytanii. Dzisiaj Kuba Ziołek najbardziej inspiruje się muzyką portugalskojęzyczną. W ramach projektu Jantar z Grzegorzem Tarwidem, Tomkiem Popowskim i Krzysztofem Kaliskim grają piosenki w duchu brazylijskiej bossa novy i MPB.

Alameda też się zmienia – nie ma już w składzie Zielińskiego, zastąpił go Piotr Michalski. Zespół występuje teraz jako ||ALA|MEDA||. To nadal muzyka charakterystyczna dla Ziołka w samych fundamentach, z typowymi dla jego stylu rozwiązaniami melodycznymi i sposobem budowania narracji. Zmieniła się natomiast forma. Głównym punktem odniesienia są parkiety Lizbony, Rio de Janeiro, Luandy, Kampali. Synkopowane rytmy, karkołomne partie syntezatorów, polirytmie, taneczna ekstaza. Sięgają po batidę, singeli, gqom, kuduro – tę mieszankę południowych stylów przefiltrowanych przez bydgosko-toruńską rzeczywistość nazwali konkk. To określenie stanowi także tytuł jednej z piosenek na „Spectra vol. 1”.

Czy to najlepszy album Alamedy? Nadal mam ogromny sentyment do „Późnego królestwa” i „Czarnej wody”, uznaję je za najlepsze „rockowe” płyty ostatnich 10 lat. Jednak na „Spectra vol. 1” ||ALA|MEDA|| osiąga nowy poziom. Wychodzi poza utarte schematy rządzące muzyką alternatywną, po raz kolejny staje w awangardzie polskiej sceny. Jednocześnie artyści nie udają, że są z Kampali czy Luandy; to muzyka… nie do końca stąd, bo jest jednocześnie bardzo globalna i bardzo lokalna, a do tego mocno futurystyczna. Co pocieszające w obecnej sytuacji – zespół nie kreśli dystopii. Wprost przeciwnie: wizja przyszłości wyłaniająca się z muzyki Alamedy jest pokrzepiająca.

 

||ALA|MEDA||, „Spectra vol. 1”
Brutality Garden
2022