Długo trwałem w przekonaniu, że z konfrontacji ze sztuczną inteligencją julek ploski wychodzi z tarczą, a jego polot kompozytorski i radość eksperymentowania biorą górę nad (zdawałoby się nieskończonymi) możliwościami maszyny. W dłuższej perspektywie jednak przestało być dla mnie klarowne, czym jest wartość w kontekście pracy z AI i co można uznać w tej relacji za sukces bądź porażkę.
Dyskusja o wykorzystaniu AI w muzyce dopiero się rozkręca. Na ten moment jest ona w fazie, w której zarówno zagrożenia, jak i możliwości sztucznej inteligencji są demonizowane. Do złudzenia przypomina to debaty o samplingu, empetrójkach, sieciach P2P, o streamingu. Uczucie déjà vu (nawet jeśli sprawa w przypadku AI wydaje się bardziej złożona) jest uderzające:
Sytuacja taka daje producentom ogromne prerogatywy w duchu punkowej zasady „zrób to sam”. Zarazem jednak odbiera w ogromnym stopniu prerogatywy zarówno wykonawcom, których odarto z ich własnych wykonań, jak i całemu środowisku zawodowych muzyków, ponieważ zainwestowali oni mnóstwo czasu i energii w nabycie swych umiejętności i raptem widzą, że są coraz mniej potrzebni[1].
Słowa, którymi Simon Reynolds opisywał w swojej „Retromanii” rewolucję samplingową, doskonale odzwierciedlają aktualne dylematy dotyczące wykorzystywania sztucznej inteligencji w produkcji muzyki. Nie jest trudno zauważyć, że idee związane z upowszechnianiem dostępu do nowych narzędzi kreacji są źródłem obaw głównie ze strony tych, którzy dobrze urządzili się w dotychczas obowiązującym porządku. W redefiniującej się wraz z kolejną technologiczną rewolucją hierarchii twórczej, w której instrumentalistę-wirtuoza najpierw zastąpić miał domorosły producent, a następnie maszyna AI, zagrożona wydaje się najbardziej twórczość użytkowa, która de facto nie spędza poszukującym słuchaczom snu z powiek – rzadko kiedy pretenduje ona do rangi czegoś więcej niż rzemiosła. Tymczasem ani sampling, ani inne technologie do produkcji czy też dystrybucji muzyki nie zatrzymały kreatywności twórców. Muzycy wciąż grają, a muzyki przybywa wykładniczo – i nie sposób zważyć, czy dokonała się jakakolwiek dewaluacja wartości artystycznych przez wpływ tych narzędzi.
Wobec ekspansji narzędzi opartych na nauczaniu maszynowym roztkliwianie się nad zagrożeniami wydaje się stratą czasu, który można wykorzystać do poznawania nowych możliwości kreacji. Opinie takie pojawiają się nawet wśród osób z branży kreatywnej, bezpośrednio narażonej na rynkową (nierówną) konfrontację swoich umiejętności z maszyną. Jedną z nich jest Wojtek Urbański – muzyk (m.in. Rysy), producent (m.in. Jerzyk Krzyżyk), wydawca (Dyspensa Records), autor ścieżek dźwiękowych do reklam i filmów. Urbański powołał do życia (co stanowi ewenement w polskiej branży muzycznej) projekt badawczo-kreatywny Dyspensa AI. Zespół złożony z muzyków, twórców kreatywnych i badaczy monitoruje rozwój i zastosowanie sztucznej inteligencji w dziedzinie dźwięku i muzyki. Pierwszym efektem ich działań jest cyfrowy album „Matcha Latte, Contemplation” z kompozycjami julka ploskiego. Został on nagrany z wykorzystaniem szerokiego spektrum muzycznego oprogramowania AI. Nie jest to jednak prezentacja software’u, ale pełnoprawny przemyślany album, w którym bez trudu usłyszymy autorską sygnaturę audio, rozwijaną od debiutanckiego albumu „Tesco” z 2018 roku.
Trudno wyobrazić sobie lepszy dobór artysty na inaugurację projektu związanego ze sztuczną inteligencją. Ploski to jeden z najciekawszych młodych twórców muzyki elektronicznej w Polsce. Dla urodzonego pod koniec lat 90. artysty nowe technologie i płynne poruszanie się między środowiskiem cyfrowym a materialną rzeczywistością są naturalnym ekosystemem, podobnie zresztą jak nieograniczony dostęp do informacji, dóbr kultury i technologii (w tym muzyki i narzędzi do jej tworzenia). Ploski to ambasador pokolenia, dla którego system hierarchii kulturowej wartościującej sztukę na wysoką, niską czy użytkową nie ma racji bytu.
Nie mam problemu z tym, że treści zalewają nas z każdej strony i że większość z nich to raczej przeciętne lub słabe rzeczy. Nawet one biorą udział w dyskusji i przyczyniają się do rozwoju[2]
– mówił mi w 2019 roku w wywiadzie dla „Gazety Magnetofonowej”. Ten kulturowy mashup w najlepszy z możliwych sposobów ilustruje jego własne nagrania, mające strukturę interfejsu smartfona, w którym na wyciągnięcie kciuka w otwartych oknach sąsiadują ze sobą rolki z Instagrama, poradniki z YouTube’a, śmieszne filmiki na TikToku, aplikacje do robienia muzyki, gierki, artykuły z „Glissando”, muzyczka ze streamingu, serial z Netflixa czy dokument z VOD. Kierowanie uwagi na kulturowy background Ploskiego jako jedyny fundament jego zeitgeistowej twórczości byłoby jednak tendencyjne; ot, kolejny młody człowiek, mający dostęp do wszystkiego, co jest potrzebne do nagrywania, ma kaprys „robienia muzyczki”. Nic bardziej mylnego.
Mimo że nagrania Ploskiego w większości kojarzone są jako pochodzące ze stricte cyfrowego warsztatu, to ich autor od początku nie wpisywał się w kliszę komputerowego nerda. Najistotniejszym elementem jego twórczości był i pozostaje eksperyment.
Najpierw padł komputer stacjonarny, potem laptop mamy, któremu przestała działać klawiatura i touchpad, następnie pożyczony laptop babci – on także sprawiał duże opory. Mój własny działał cudownie, aż do momentu kiedy został złamany i zaczęła psuć się matryca. Nie byłby to jednak duży problem, gdyby nie to, że zaczął samoczynnie wyłączać się co 5 minut. Kończyłem „Tesco” tak, że włączałem komputer, robiłem szybko jakąś linię melodyczną i eksportowałem utwór. W tym czasie laptop często wyłączał się, więc włączałem go na nowo, eksportowałem drugą połowę, przenosiłem na komputer mojego taty, sklejałem w jeden utwór i… gotowe[3]
– zdradzał Julek w tym samym wywiadzie. To pełnokrwisty opis eksperymentu muzycznego i działalności w duchu DIY. Manualne tarcia z materią, niedostatki sprzętowe i wynikająca z nich umiejętność kreatywnego radzenia sobie z ograniczeniami, rola przypadku, a także towarzyszące temu spontaniczność i upór uformowały Ploskiego bardziej nawet jako kompozytora niż producenta.
Podobne kombinacje, choć tym razem już na w pełni cyfrowym interfejsie, towarzyszą Ploskiemu na „Matcha Latte, Contemplation”. Obszernie opisuje je (wymieniając tuż obok narzędzi AI, z których skorzystał) w załączonym do materiału pliku tekstowym. Autor chętnie odsłania kulisy swojego warsztatu, ujawnia inspiracje będące jednocześnie punktami odniesienia podczas kreatywnej pracy z oprogramowaniem AI (m.in. Enya, Oneohtrix Point Never, Mr. Oizo, Danny L. Harle, Jimmy Edgar czy Henry Purcell). Praktyka ta wydaje się etycznie nieodzowna dla kogoś, kto korzysta z otwartych zasobów. Ploski czyni to z charakterystycznym dla siebie dystansem.
do panelu „influences” aivy wrzuciłem plik .mid klasyka – Henry Purcell – March from „Music for the funeral of Queen Mary”
kazałem mu wypluć trzy 30-sekundowe melodie na paru różnych ustawieniach.
finalnie stanęło na:
big room ensamble, smutna emotka, <0’30przerzuciłem właściwie zupełnie gotowy do aranżacji plik midi do FL Studio i na bazie wyplutych melodii zrobiłem taki drapieżny, trapowo-neoklasyczno-transowy traczek
– czytamy w opisie utworu „Car boy”. Efektem podobnych zabiegów, reprezentatywnych dla całego albumu, jest dynamiczny mashup wiksiarskiego rave’u, klasycznych instrumentów, filmowej dramaturgii, poszatkowanego idm’u, tekstów napisanych przez ChatGPT i zarapowanych przez symulator mowy AI, drapieżnych gitarowych riffów czy masywnego brzmienia basu, wplecionych w kawalkady euforycznych kulminacji. Podczas słuchania „Matcha Latte, Contemplation” na myśl przychodzą skojarzenia z futurystycznie brzmiącą muzyką Amnesia Scanner – duetu, który również intensywnie korzysta z możliwości kreacji, jakie stwarza sztuczna inteligencja.
Czytając opis realizacji albumu, możemy się domyślić, że dostęp do technologii ułatwił Ploskiemu wiele procesów twórczych, jednak odsłuchując „Matcha Latte, Contemplation”, trudno z perspektywy słuchacza określić rolę AI w nagraniu. To nadal muzyka Ploskiego – wynikająca z wcześniejszych doświadczeń i poszukiwań autora. Bez znajomości kontekstu nie moglibyśmy nawet odgadnąć, czy sztuczna inteligencja została użyta w tych nagraniach – Ploski korzystający z technologii AI brzmi bowiem tak, jak Ploski bez dostępu do niej („***** Hotel”). Nie do końca jestem w stanie rozszyfrować znaczenia i konsekwencje tego stanu rzeczy. Zamiast diagnozy stawiam pytania. Czy to triumf artysty (nad technologią), który zachowuje swój własny styl mimo korzystania z AI? Czy też może porażka – skoro narzędzia sztucznej inteligencji na podstawie instrukcji samego autora tak dobrze zdekodowały jego własną wrażliwość? Czy w rękach artysty mającego swoją własną unikatową estetykę AI jest technologią przezroczystą, niemającą zauważalnego wpływu na język twórcy i jego repertuar? A może Ploski i jego elektroniczne nagrania wcale nie są najlepszą opcją do badania wpływu AI na twórczość i kreatywność? Jak w takim zestawieniu wypadłby wirtuoz akustycznego instrumentu? Czy w jego rękach i pod jego dyktando obecność AI również pozostawałaby niezauważalna? Czy AI ujawniłoby swoje słabości i mankamenty dopiero w konfrontacji z tradycyjnym instrumentem, jego brzmieniem i artykulacją? A może po prostu zadaję złe pytania i zastanawianie się, co jest wartością, a co nie, w kontekście obecności sztucznej inteligencji w muzyce jest z gruntu bezzasadne? Być może sam ulegam mitowi sztucznej inteligencji, która ma zrewolucjonizować kolejne dziedziny życia i sztuki, wypatrując jej owoców zupełnie nie tam, gdzie faktycznie się pojawiają.
Demokratyzacja dostępu do technologii AI z dużym prawdopodobieństwem zaowocuje falą generycznej muzyki – modnej, często atrakcyjnej, ale wciąż jednak pozostającej imitacją. Technologie muzyczne oparte na AI mogą generować nam kolejne płyty żyjących, nieżyjących, a nawet nigdy nieistniejących artystów. Jednak to wciąż kopie bądź wariacje na temat tej samej sztancy, które nie przesuną muzyki choćby o cal dalej. W nowej technologii wolę upatrywać jednak szansy: liczę na to, że znajdą się artyści twórczo wykorzystujący nowe możliwości do rozwoju autorskich wizji, którzy na tle kultury reprodukcji lśnić będą największą wyrazistością. AI otwiera możliwości (może stanowić gigantyczne ułatwienie zarówno dla amatorów, jak i profesjonalistów) i zarazem stanowi zagrożenie (szczególnie dla tych, którzy przeoczą lub zlekceważą jej możliwości, zwłaszcza dla szerokiej rzeszy dzisiejszych rzemieślników). Na razie nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłaby zastąpić sztukę, dla której kryterium pozostają artyzm, jednostkowość i nowatorstwo. Technologia sama nie posunie muzyki naprzód, stanowi jednak doskonałe narzędzie dla artysty, który może tego dokonać za jej pomocą.