Badacze nie mają wątpliwości: aborcja jest zjawiskiem uniwersalnym i ponadkulturowym. Występowała w całej udokumentowanej historii, we wszystkich typach społeczeństw i w ramach wszystkich klas. Zmieniały się, co oczywiste, techniki oraz okoliczności, w których była praktykowana. Planowanie macierzyństwa i kontrola płodności jawią się jako odwieczne troski ludzkości, filtrowane przez zmienne koncepcje rodziny, małżeństwa, władzy, płci, wolności, a ostatecznie – dobra i zła. Jeden z fundatorów zachodniej cywilizacji, Arystoteles, w księdze VII swojej „Polityki” wyraźnie stwierdzał, że aborcja jest dopuszczalna, zwłaszcza w sytuacji, gdy na świat ma przyjść dziecko kalekie. Po Arystotelesie to samo powtarzał święty Tomasz, rybak i męczennik.
Podobnie jak to, że aborcja to zjawisko ogólnoludzkie, jasne jest także, iż jej zakaz – mniej albo bardziej restrykcyjny – wiązać należy z funkcjonowaniem społeczeństwa patriarchalnego i autorytarnego. Takiego, w ramach którego wyżej ceni się narzucane jednostkom normy niż owe jednostki.
Tyle wiemy. Resztę mogliśmy ostatnio obserwować w mediach i na ulicach. Wygląda na to, że czas argumentów się skończył, że pozostały tylko spiętrzone i gwałtowne emocje – znajdujące przy okazji graficzny wyraz w postaci bilbordów, plakatów czy wlepek. I wcale nie mam przekonania, że skuteczniejsza w tej walce na symbole jest strona antyrządowa. Czerwone błyskawice i kobiety z karabinami w ręku mniej kojarzą mi się z życiem/opieką/troską niż wizerunki ludzkich płodów w łonie mającym kształt serca. Sorry. Naprawdę doskwiera mi brak przemyślanej, ulicznej kampanii społecznej kojarzącej prawo do aborcji z dobrostanem kobiet i pomyślnością społeczeństwa. Uzbrojona Sigurney Weaver nie działa.
Skoro w debacie o aborcji w Polsce przestano dawać wiarę argumentom powtarzanym od lat, bazującym na raportach medycznych i psychologicznych, może warto sięgnąć po inny zestaw (nar)racji? Posłuchać opinii pochodzących z innego systemu, ale dzięki temu na nowo oświetlających sprawę?
Na początek posłuchajmy Mary Coon z ludu Kri z Quebecu, członkini Rady Kobiet swojej społeczności, przewodniczki duchowej, instruktorki w kwestiach przemocy seksualnej i mamę dwojga dzieci. W podręczniku „La sexualité dans le cercle de la vie” komentowała ona swoje podejście do aborcji:
Nie tak dawno jeszcze byłam całkowicie przeciwna aborcji. Nie potrafiłabym żyć z takim doświadczeniem. Dzięki mojej pracy, zaczęłam jednak poznawać życie innych. I zaczęłam rozumieć życie innych. Każdy ma własną świadomość i własną historię życia. Najlepiej jest, gdy testujemy swoje decyzje, rozmawiając z innymi ludźmi. Doskonale wiem, że wiele kobiet cierpi z powodu ciąży, widziałam też ciężarne, które były napastowane. Nauczyłam się rozumieć i szanować ich wybory. One po prostu nie chcą cierpieć.
Drugi głos należy do Douga George’a-Kanentiio. Ten wiceprezes Hiawatha Institute for Indigenous Knowledge, autor książek i negocjator w procesach o prawo do ziemi, reprezentował swój lud – Mohawków, żyjących obecnie po obu stronach amerykańsko-kanadyjskiej granicy nad rzeką świętego Wawrzyńca. W prasowym tekście z 2019 roku pisał:
W sytuacji, gdy warunki społeczne lub ekonomiczne nie są dla dziecka pomyślne albo gdy jest prawdopodobne, że dziecko urodzi się pośród cierpienia, matka może podjąć decyzję o zapobiegnięciu jego narodzinom. Takie działania podjęli rdzenni mieszkańcy Karaibów w obliczu morderczych działań hiszpańskich najeźdźców. Postanowili, że lepiej jest, by embrion pozostał nienarodzony, niż potem miał stawiać czoła gwałtom, okaleczeniom i niewolnictwu. Nasze kobiety wierzyły, że poddany aborcji embrion zostanie zwrócony Stwórcy, po czym może się odrodzić w innych okolicznościach.
Aktualne działania na rzecz zakazu aborcji w Stanach Zjednoczonych są postrzegane przez nas jako próba kontrolowania przez mężczyzn procesu narodzin i ponownego wepchnięcia kobiet w stan niewoli. W naszych społeczeństwach, w których kobiety cieszyły się najwyższym stopniem wolności, ten jawny akt ucisku byłby niemożliwy. Być może zamiast walki przeciw aborcji, jej przeciwnicy mogliby zająć się poprawą ogólnych warunków społecznych, które w obecnym, opresyjnym stanie zniechęcają wiele potencjalnych matek do posiadania dzieci?
Kolejne głosy pochodzą z prywatnej korespondencji. Pierwszy z nich – od Geraldine Shingoose. Jej duchowe imię to Niebiańska Kobieta. Geraldine pochodzi z rodu Niedźwiedzia, będącego częścią ludu Saulteaux z kanadyjskiej prowincji Manitoba. Traktowana jest jako kobieta wiedzy, tradycjonalistka i nauczycielka młodych. Napisała tak:
Miigwetch! Twoje pytanie o aborcję jest bardzo ciekawe. Mogę się podzielić swoją opinią, ale moje stanowisko nie polega na tym, by się z czymś zgadzać albo nie zgadzać. Mówię, co wiem, z miejsca, które znam.
Gdy rozmyślam nad sensem życia, spoglądam w przeszłość, teraźniejszość i w przyszłość. W przeszłości, w epoce naszych kontaktów z osadnikami europejskimi, tubylcza ludność stawała się coraz mniej liczna. Był to skutek wymuszonej przez rząd polityki asymilacyjnej, a jeden z jej elementów stanowiła przymusowa sterylizacja tubylczych kobiet. Dokonywano tego w szpitalach, bez ich zgody. Znamy też historie dzieci, które po urodzeniu były przekazywane komuś innemu.
Rdzenni mieszkańcy Kanady mają głęboki szacunek dla życia. Ja także mam szacunek dla życia – jest ono dla mnie święte. Kobiety są nosicielami wody, co oznacza, że dają życie. Kobiety noszą wodę przez dziewięć miesięcy, a potem, dzięki narodzinom, przynoszą życie. Jako babcia szanuję wybór matki, która nie chce rodzić i wybiera aborcję. Przedtem jednak zawsze powinno się sprawdzić, czy tym konkretnym dzieckiem nie może zająć się rodzina albo lokalna społeczność. Ważne jest i to, by przyjrzeć się intencjom matki. Przyjrzeć się wszystkim jej wymiarom: duchowości, psychice, ciału i emocjom. Wybór kobiety jest szanowany, to ona decyduje czy chce zachować dziecko czy zakończyć ciążę.
Swoją opinią postanowił się podzielić również Dennis Shorty, muzyk, rękodzielnik i aktywista z ludu Kaska Dena, którego ojczyzną jest dzisiejsze Terytorium Północne Yukon oraz Kolumbia Brytyjska. Oto jego słowa:
Ciało należy do kobiety i to ona o nim decyduje. Nikt nie ustanawiał tego prawa, ono jest święte. W przeszłości żyliśmy w systemie matriarchalnym, w którym kobiety były przywódczyniami, a ich ciała były święte. Nikt poza nimi samymi nie ma w tej materii nic do powiedzenia.
W dawnych czasach traktowaliśmy nasze kobiety z szacunkiem, ale to się, niestety, zmieniło. Stało się tak za sprawą kościoła i misjonarzy, którzy najpierw gnębili ludzi przez tysiące lat w Europie, a potem robili to samo także na naszej ziemi, pozbawiając ludzi praw, kultur, tradycji i duchowych przekonań. Uzdrowicielki i uzdrowiciele byli karani za swoje praktyki i duchowe wierzenia. Ludobójstwo powodowane religią trwa i trwa już od tysięcy lat… Jeśli idzie o nasze ciała, powinniśmy być wolni.
Na koniec jeszcze Jacquie Black, mieszkająca w Winnipeg aktywistka i specjalistka branży muzycznej z ludu Anishinabe:
Gdy przysłałeś swoje pytanie, byłam akurat u mojej mamy. Obie byłyśmy bardzo zaskoczone tym, że rząd polski nie zezwala na aborcję, a nawet że odbywa się na ten temat jakaś debata. Z perspektywy rdzennych mieszkańców – i z perspektywy osoby ludzkiej po prostu – jest to bardzo osobisty wybór. W naszej kulturze ciało, umysł i duch są połączone ze Stwórcą. Ani Stwórca, ani wszechświat nie dyktują nam jednak żadnych wyborów. Jeśli jako kobieta zdecyduję się na uwolnienie ducha z powrotem do Stwórcy, to jest to mój wybór.
Jesteśmy społeczeństwem matriarchalnym. To kolonizatorzy zaburzyli naszą równowagę poprzez surowe egzekwowanie praw «cywilizowanych» mężczyzn, którzy starają się kontrolować decyzje kobiet. Nasze ciało należy do nas i nikt nie może w związku z tym oceniać twojego osobistego wyboru. Kobiety posiadają swoje ciała: jakie to obraźliwe, że ktokolwiek może pomyśleć, że ma władzę nad tą świętością.