Archiwum
26.03.2020

Wojna pozycyjna to budowanie okopów, szańców, tuneli, powolne przejmowanie terenu. Wymaga czasu, ogromnych zasobów, ale pozwala przejąć terytorium i utrwalić nad nim swoje panowanie. Wojna manewrowa z kolei toczona jest, gdy ruchliwe siły mobilizują się na chwilę, nie utrzymują na stałe terenu, atakują wroga i od niego odskakują, choć są w stanie zwyciężać w pojedynczych bitwach. Metafora wojny pozycyjnej i manewrowej, zaczerpnięta od Antonia Gramsciego, dobrze oddaje charakter wojen kulturowych, które zrekonstruowała Klementyna Suchanow w obszernej, ponad sześćsetstronicowej książce „To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze”. Terminologia Gramsciego dobrze opisuje rzeczywistość analizowaną w książce – wojna pozycyjna oznacza powolne przejmowanie społeczeństwa obywatelskiego, co jest początkowo niewidoczne, odbywa się w zaciszu gabinetów, mobilizuje pieniądze, prawo, dokumenty. Wojna pozycyjna to zatem przechwytywanie „aparatów państwa”, to wpisywanie swoich interesów w dokumenty rządowe i samorządowe; to tworzenie sieci sojuszy, uzyskiwanie pieniędzy, pozyskiwanie poparcia wpływowych i możnych osób. Z kolei wojna manewrowa symbolizowana jest tradycyjnie przez taczankę – charakterystyczny dla rewolucji październikowej karabin maszynowy zamontowany na powozie zaprzęgniętym w dwójkę lub trójkę koni. Początkowo używana była przez anarchistyczne oddziały Nestora Machno, później między innymi przez armię konną Budionnego. Wojna manewrowa wymaga szybkości, mobilizacji, przenoszenia się z miejsca na miejsce, szukania miejsc bezpiecznych do przeczekania nawały wroga, skutecznych kontrataków. Oczywiście żadna z owych strategii uprawiania wojny – czy to tej militarnej, czy kulturowej – nie wystarczy jako samodzielna propozycja. Do sukcesu prowadzi skuteczne połączenie obu taktyk.

Śledztwo i kronika

Książka Klementyny Suchanow jest raportem z wojen kulturowych. Na dwutorowo prowadzoną narrację składa się zapis „Kroniki feministycznej” oraz drobiazgowego śledztwa dziennikarskiego odsłaniającego sieć religijnych i politycznych fundamentalistów, pragnących zmiany prawa i porządku politycznego w Polsce i w Europie. „Kronika feministyczna” to zapis wojny manewrowej: mobilizacji kobiet, które walczą o swoje prawa i życie. Śledztwo dziennikarskie to odsłanianie „umocnień św. Trójcy” – złożonej sieci powiązań krajowych i międzynarodowych organizacji fundamentalistów religijnych, polityków, biznesmenów. Suchanow jest wiarygodna: zarówno jako świadkini i współtwórczyni Czarnego Protestu i Strajku Kobiet, jak i wtedy, gdy jako dziennikarka śledcza porusza się między Polską, Hiszpanią, Rosją czy Włochami, odsłaniając fundamentalistyczną sieć powiązań. „Kronika feministyczna” pokazuje ruch feministyczny skonfrontowany z realną groźbą uchwalenia (pod dyktando fundamentalistycznej wizji religijnej) restrykcyjnych „anty-praw”. Groźba ta zmobilizowała kobiety. Śledząc działania aktywistek, autorka pokazuje, jak uczyły się one działania, w jaki sposób splatały sojusze, wzmacniały się nawzajem. Historia opowiedziana w „Kronice feministycznej” to także historia krzepnięcia organizacyjnego, dialektyki wojny manewrowej i pozycyjnej. Cenne są uwagi o tym, że nie można być cały czas na „organizacyjnym haju”, że praca aktywistyczna kosztuje bardzo wiele, wypala. Organizowanie się wymaga stabilizowania instytucjonalnego, tworzenia instytucji, tak aby wysiłek rozkładał się na wiele osób, był zapośredniczony, aby aktywistki nie musiały być ciągle w biegu.

Równolegle Suchanow śledzi przeciwników – w Polsce jest nim głównie think tank Ordo Iuris. Praca, którą wykonuje pisarka, to ujawnianie hegemonii – czyli, jak wskazuje w swej recenzji Renata Lis: „wytrącanie fundamentalistom broni z ręki – efektu zaskoczenia”. To ważne wobec faktu, że cechą dominującą wojny pozycyjnej jest budowanie „umocnień”, przejmowanie terenu. Oświetlając ten proces, Suchanow daje nam możliwość kontrdziałania. W tym punkcie autorkę spotka jak dotąd największa krytyka. Ujawnienie zakulisowych działań, niejawnych sposobów wpływu jest łatwo skrytykować jako teorie spiskowe, nadinterpretację, stronniczość. Jest tak po części dlatego, że pokazanie tajnej strategii „Restoring the Natural Order: an Agenda for Europe” burzy nasze zadomowienie w świecie. Wygodny, liberalnie domyślny światopogląd zakłada, że świat się składa z jednostek, te zaś z kolei poddają się pewnemu uporządkowaniu na wzór krzywej dzwonowej: jej najgrubszą część stanowią osoby bliskie liberalnemu zdrowemu rozsądkowi, dużo cieńsze brzegi to domena poglądów skrajnych, prawicowych czy też lewicowych. Opowieść Suchanow, podobnie jak teoria Gramsciego, zakłada inny obraz rzeczywistości społecznej. W niej nie ma „naturalnego” zdrowego rozsądku, jest on (współ)tworzony przez siły polityczne. To, co będzie postrzegane jako „rozsądne”, „oczywiste”, „logiczne”, „naturalne” jest efektem działania. Dla Gramsciego rozsądek, podobnie jak kultura, to pole walki, „nadbudowa” nie jest jedynie emanacją stosunków ekonomicznych. Panować nad społeczeństwem może ten, kto jest w stanie rozpoznać uwarunkowania kulturowe, zrozumieć je, a następnie zacznie je kształtować w pożądanym kierunku. Gramsci kierował swe uwagi do działaczy lewicowych, komunistycznych. Tworząc swój program filozofii praxis, pragnął on, aby myśl lewicowa i emancypacyjna była swoistą pedagogiką – „podnosiła lud” na wyższy poziom. Dla Gramsciego owo podnoszenie oznaczało udostępnianie zdobyczy intelektualnych ludzkości w maksymalnie demokratycznej formie. Filozofia miała sens, o ile stawała się filozofią masową, świadomością powszechną. Równocześnie Gramsci nie stronił od podziwu dla swego rodaka – Machiavellego; wiedział, że nie tylko „dobre intencje” się liczą, ale i możliwość zwycięstwa. Trzeba być „lisem i lwem”, powtarzał za Machiavellim. Gramsci wielokrotnie analizował działalność kościoła katolickiego; instytucja ta była dla niego równocześnie adwersarzem i swoistym nauczycielem. To właśnie potęga instytucjonalna, ekonomiczna, zdolność do przenikania społeczeństwa obywatelskiego, jaką wykazywał Kościół katolicki, stanowiła dla Gramsciego wzór do naśladowania. Oczywiście owo naśladownictwo dotyczyło jedynie wymiaru pragmatycznego, nie zaś wartości:

Stanowisko filozofii praktyki jest antytezą stanowiska filozofii katolickiej: filozofia praktyki nie dąży do utrzymywania „prostaczków” w ich prymitywnej filozofii „potocznego rozsądku”, lecz przeciwnie – pragnie dać im wyższe pojęcie o życiu (Gramsci, s. 13-14).

Suchanow, odsłaniając złożone sieci ekonomiczne, polityczne, instytucjonalne prawicy w USA, Ameryce Łacińskiej i Rosji, pokazuje, że jak na razie to prawica, a nie lewica lepiej przeczytała Gramsciego.

Bez walki nie ma kołaczy

Książka Suchanow pozytywnie niepokoi czytelników i czytelniczki, gdyż zrywa z dwiema „umowami”. Pierwszą – wspomnianą wyżej, liberalną – Suchanow obala, przywracając lewicową, marksistowską perspektywę antagonistycznej rzeczywistości społecznej. Warto zauważyć, że nie robi tego jednak w wyniku wyrażonej wprost deklaracji ideowej; taki obraz po prostu wyłania się z prowadzonych analiz. Polityka, życie społeczne są walką. Kształt naszej rzeczywistości, sposób, w jaki poukładamy sobie relacje, zaprojektujemy instytucje, prawo, któremu będziemy podlegać – są wynikiem walki. Suchanow nie zawaha się powiedzieć: wojny. Druga „umowa” dotyczy najbardziej kontrowersyjnego wymiaru książki – czytania opowieści o Ordo Iuris, Światowym Kongresie Rodzin, sekcie El Yunque, Agendzie Europe jako historii spiskowej. W ostatnich trzydziestu latach analiza działań zakulisowych, agenturalnych, ukrytych przed opinią publiczną była częściej robiona po prawej stronie spektrum politycznego. Andrzej Zybertowicz, a wcześniej Jadwiga Staniszkis, wprowadzili ten typ dyskursu w obieg nie tylko publicystyczny, ale i akademicki. Brakowało jednak podobnych analiz po stronie lewicowej czy liberalnej. Zmieniło się to wraz z publikacjami Tomasza Piątka i Klementyny Suchanow. Perspektywa analizy określana jako „spiskowa” nie powinna być dezawuowana na wstępie, nie ma nic niepoprawnego w tym, aby podejmować się badania działań zakulisowych, śledzić przepływy finansowe czy powiązania instytucjonalne. Nie powinniśmy pytać, czy robić takie analizy – ale raczej: jak je robić poprawnie. Jak testować nasze hipotezy, jak tworzyć zabezpieczenia, aby wnioski nie zaprowadziły nas „na manowce”.

Rekonstrukcja dokonana przez Suchanow może się na polskim gruncie jawić jako kontrowersyjna tylko z tego powodu, że zbyt mało podobnych śledczych prac po polskiej stronie lewicowo-feministycznej powstało dotychczas. Pokazanie przejmowania polskiej i europejskiej sfery publicznej oraz aparatów państwa okazuje się dużo mniej kontrowersyjne, gdy znamy takie analizy, jak słynny tekst Susan George o prawicy gramscianskiej. Pokazuje w nim, w jaki sposób miliarderzy, fundowane przez nich think tanki doprowadzili do uznania przez wielu panującego dziś paradygmatu neoliberalnego za „zdrowy rozsądek”. Warto też w tym kontekście pamiętać o książce Conwaya i Oreskes pokazującej, w jaki sposób koncerny tytoniowe, naftowe wytwarzały „wątpliwości” jako strategię celowego podminowywania racjonalnej debaty w sferze publicznej. Technika ta, polegająca na fabrykowaniu kontrowersji, rozniecaniu jej, tworzeniu pozornych ekspertów, ma na celu wytworzenie w opinii publicznej wrażenia, że „naukowcy są podzieleni”, „nie ma pewnych dowodów”. Warto też wraz z książką Suchanow przeczytać „Dark Money” Jane Mayer, w której pokazano, w jaki sposób miliarderzy od kilkudziesięciu lat promują skrajną religijną prawicę, wykorzystując do tego między innymi strategię dobroczynności jako broni (weaponized philantropy). Od lat 70. w USA pojawiła się możliwość unikania podatków (w tym od dziedziczenia) poprzez przeznaczanie znacznych sum na działalność dobroczynną. Dzięki temu miliarderzy mają możliwość uniknięcia nałożonych na nich w imię solidarności społecznej zobowiązań w zamian za to, że samodzielnie zdecydują, na co chcą przeznaczyć pieniądze. Wytworzyło to mechanizm, w którym miliarderzy mogą unikać podatków, a dzięki temu sponsorują religijne, prawicowe think tanki, które – niespodzianka – w swym programie mają między innymi walkę z nadmiernymi ich zdaniem interwencjami państwa. Miliarderom udaje się wymigać od płacenia podatków między innymi dzięki temu, że sponsorują tych, którzy twierdzą, iż podatki to zło, kradzież i komunizm.

Wymieniłem powyższe przykłady „teorii spiskowych” nieprzypadkowo. Po pierwsze, każdy z nich oparty jest na wieloletnich śledztwach, badaniach, podparty zebranymi dowodami, często (jak w przypadku Conwaya i Oreskes) uzyskanymi w ramach śledztw sądowych. Po drugie, ujawnione sieci wpływów, zakulisowe działania, spiski okazały się prawdziwe. I wreszcie po trzecie, wszystkie one tworzą kontekst dla analizy, którą przeprowadziła Suchanow.

W niniejszym tekście nie będę szczegółowo rekonstruował treści książki Suchanow, zrobiły i zrobili to między innymi Renata Lis oraz Witold Mrozek. Naszkicuję jedynie podstawowe węzły fundamentalistycznej sieci, wskażę ośrodki władzy odpowiedzialne za globalizowanie wojen kulturowych. Warto jednak pamiętać, aby równocześnie nie pominąć rosnącego, budującego się feministycznego ruchu oporu. Bez rekonstrukcji feministycznej, kobiecej walki, koncentrując się jedynie na fundamentalistach, nie tylko zubożymy odczytanie książki Suchanow, ale i staniemy się nieświadomymi sojusznikami strony fundamentalistycznej.

Rozpoczynając analizę siatki organizacji, think tanków, osób stojących za Agendą Europe, Światowymi Kongresami Rodzin, warto zauważyć, że książce Suchanow bardzo pomogło usytuowanie biograficzne i zawodowe autorki. Dla tropów z Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej istotne okazało się wykształcenie autorki: jako filolożka hiszpańska mogła ona bezspośrednio dotrzeć do kluczowych materiałów, książek, przeprowadzić wywiady. Dzięki temu ważny trop został dobrze i rzetelnie udokumentowany. Dla wątków rosyjskich z kolei istotne było, że urodzona w 1974 roku Suchanow wciąż na tyle pamięta doświadczenie PRL i wczesnej transformacji, by móc tej wiedzy użyć podczas nawiązywania kontaktów. Ponadto doświadczenie aktywistyczne autorki (demonstracje uliczne, batalie sądowe) pozwoliło jej z jednej strony zrozumieć sytuację poddanych dużo poważniejszym szykanom aktywistek w Rosji, z drugiej przekazać owe doświadczenia Amerykankom. Jak widać, pomimo formalnego odseparowania obu torów narracji, są one ze sobą splecione.

Rozpoznanie walką

Suchanow zaczyna rozpoznawać i odsłaniać sieć fundamentalistycznych powiązań wraz z rozpoznawaniem „oporu”, przeciwników i miejsc władzy, które ujawniły Czarny Protest oraz Strajk Kobiet. Lektura Suchanow to raport z „rozpoznania walką” (pазведка боем). To ostatnie jest kontrowersyjną strategią wywiadowczą, w której wysyła się oddział na teren wroga i wystawia go na ostrzał, gdyż dzięki temu wróg się ujawnia. Pisząc swoją książkę, Suchanow stosuje dziennikarsko-etnologiczną metodę, którą spopularyzował w wersji filozoficznej Bruno Latour – podąża za aktorem. Podąża tam, gdzie są siły, osoby, instytucje tworzące rzeczywistość, w której przyszło jej żyć i z którymi się zmaga. Pierwsze kroki kieruje do Hiszpanii, opisując działania organizacji Hazte Oir oraz blisko z nią związanej partii VOX. Analizując Hazte Oir, nie tylko odsłania związki tej organizacji ze znanym w Polsce think tankiem Ordo Iuris, ale także pokazuje, w jaki sposób tak odległe wydarzenia jak Światowe Dni Młodzieży w Częstochowie stały się ważnym węzłem łączącym postkomunistyczną Europę Środkowowschodnią z postfrankistowską Hiszpanią. Ten wątek jest szczególnie ważny, gdyż jak wskazują tropy wiodące do Ameryki Łacińskiej, zimna wojna skończyła się tylko dla strony przegranej: „komunistycznej”. Jej adwersarze – prawicowe junty wojskowe, fundamentaliści religijni, wpływowi miliarderzy – nie złożyli broni, nadal podsycali lęk przed Czerwonym Zagrożeniem (Red Scare), tyle tylko, że według nich przybiera ono teraz inną postać: feminizmu, gender, LGBT et cetera. Świat liberalny, świętując „koniec historii”, tego nie dostrzegał; zaś ruchy lewicowe, nawet jeśli dostrzegały i o tym mówiły, w wyniku zmian w geokulturze światowej po upadku ZSRR były w zbyt poważnej defensywie, by ich głos był słyszalny. W książce Suchanow ważnym zimnowojennym tropem jest rekonstrukcja sekty El Yunque, paramilitarnego, antykomunistycznego, ultrakatolickiego i prawicowego think tanku działającego w Meksyku od lat 50. Działalność tej organizacji przypominała inną, Los Halcones, odpowiedzialną za masakrę demonstrujących studentów w Meksyku 10 czerwca 1971 roku, w święto Bożego Ciała (znaną szerzej dzięki przedstawieniu jej w oscarowym filmie „Roma”). Powiązania pomiędzy Legionistami Chrystusa księdza Marciala Maciela (znanego z przestępstw seksualnych, w tym pedofilii) a „Solidarnością” w Polsce śledził między innymi Frederic Martel, autor głośnej „Sodomy”. Drobiazgowe analizy Suchanow pokazujące relacje pomiędzy antykomunistycznymi organizacjami w Ameryce Łacińskiej a europejską, religijną prawicą pomagają uporządkować i uzupełnić wątki, które przejawiały się dotąd rozproszone w debatach publicznych i analizach. Wątek ten też pojawia się przy omawianiu Ordo Iuris i brazylijskiej organizacji TFP (Tradycja, Własność, Rodzina) opisanej wcześniej między innymi. przez Tomasza Piątka. Ważnym tropem w śledztwie Suchanow jest pokazanie amerykańsko-rosyjskiego sojuszu konserwatystów, gdzie ręka w rękę współpracują ze sobą amerykańscy milionerzy, rosyjscy oligarchowie i organizacje anti-choice. Ten ostatni wątek wymaga bardzo ostrożnego czytania, aby nie wpaść w dość rutynową w Polsce rusofobię. Zbyt łatwo możemy bowiem opaść w proste redukcyjne tłumaczenie, że wszystko to wina „złego Putina”. Owszem, od około 2013 roku putinowska Rosja stała się ważnym graczem w tej kontrrewolucyjnej, antykobiecej krucjacie, trzeba jednak pamiętać, że jest ona efektem działań USA i antykomunistycznej polityki tego kraju prowadzonej od czasów zimnej wojny. Jako przykład amerykańsko-rosyjskiego sojuszu można wskazać taką ważną postać jak Igor Biełobrodow, zaangażowany w walkę z aborcją (s. 125), która zaowocowała pielgrzymką polskiej Ikony Matki Bożej Częstochowskiej. Potężny symbol religijny pielgrzymował od „oceanu do oceanu”, łącząc większość krajów postradzieckich. Wykorzystując powiązania powstałe od samego początku upadku komunizmu, zainspirowana przez Amerykanów globalna „wojna kulturowa” przeciwko prawom kobiet i osób LGBT+ mniej więcej od roku 2013 via Kreml zaczęła się intensywniej rozlewać w Europie Środkowej. Choć trzeba zauważyć, że obszar ten był penetrowany przez fundamentalistyczną prawicę amerykańską od początku upadku „realnego socjalizmu” – a jak pokazuje przykład nakręconego pod auspicjami Reagana propagandowego filmu „Niemy krzyk”, także wcześniej. Ważnym jej ośrodkiem instytucjonalnym, który zgromadził w ostatnich latach swoistą prawicową „anty-Międzynarodówkę był Światowy Kongres Rodzin (WCF), zorganizowany po raz pierwszy w Pradze w 1997 roku” (s. 177–205). Współtworzył go Allan Carlson, czołowy i kontrowersyjny amerykański antyaborcjonista i ultrakonserwatysta, którego relacje z Rosją, gdzie narodziła się idea WCF, zaczęły się w 1995 roku. Poza Pragą (1997), w Europie Środkowej i Wschodniej zorganizowano Światowy Kongres Rodzin w Warszawie (2007), Tbilisi (2016), Budapeszcie (2017), Kiszyniowie (2018). Warto zauważyć, że w 2014 roku WCF w Moskwie został odwołany z powodu sankcji po inwazji Rosji na Ukrainę, ale zamiast tego odbyło się alternatywne spotkanie pod nazwą Large Families: The Future of Humanity (s. 190). Spotkanie to było ważne także dlatego, że był to moment, w którym rosyjska religijna prawica nawiązała ściślejsze relacje z The Family czy The Fellowship – amerykańską organizacją prawicową, rozsławioną ostatnio dokumentem zrealizowanym przez Netflix i znaną z organizowania The National Prayer Breakfast. To ostatnie wydarzenie odbywa się od czasu pierwszego spotkania modlitewnego zorganizowanego przez Abrahama Vereide’a w latach 30. XX wieku w celu zebrania antykomunistycznie nastawionych biznesmenów; a od 1953 roku ma miejsce regularnie jako potężny ośrodek politycznego lobbingu w Waszyngtonie. W zrekonstruowanej powyżej historii fundamentalizm religijny był najbardziej widoczny. Mniej widoczny był fundamentalizm rynkowy, o którym wspominałem na początku tego tekstu. Przedstawiciele obu fundamentalizmów spotykali się regularnie na The National Prayer Breakfast. Uzupełniają się wzajemnie, tworząc neokonserwatywny autorytarny neoliberalny porządek.

Antykomunistyczny sojusz krzyża z dolarem

Tutaj dochodzimy do ważnego momentu książki Suchanow, który odsłania moim zdaniem główną słabość tej – w innych aspektach świetnej! –publikacji. W analizie Suchanow właściwie nieobecny jest wolnorynkowy kapitalizm jako sojusznik i sponsor religijnej fundamentalistycznej prawicy. Słabo także wybrzmiewa antykomunistyczna motywacja większości przedstawicieli obu fundamentalizmów – rynkowego i religijnego. Analiza Suchanow niewystarczająco poradziła sobie, w mojej opinii, z przepracowaniem lewicowego, postkomunistycznego dziedzictwa. Jej książka odwołuje się głównie do liberalnego i demokratycznego słownika. Aktywizm autorki w KOD-zie wciąż operuje w ramach pojęć takich jak społeczeństwo obywatelskie, prawa, konstytucja. Pomimo że (jak zauważa) liczy się dla niej masowy, aktywistyczny ruch kobiecy – feminizm „czwartej fali” – sama zdaje się zbyt mocno przywiązana do feminizmu liberalnego. To z nim dyskutuje, jego słabości stara się przekroczyć.

Kiedy Suchanow tropi prawicowych, religijnych fundamentalistów, sięga aż do czasów PRL – szkicuje działania Kosseckiego i Ruchu Obrony Życia Nienarodzonych od lat 70. Pozwala to pokazać, że przynajmniej od 1968 roku PRL coraz silniej przeniknięty był przez endekokomunę, prawicowe nurty dążące do ustanowienia swoistego narodowego komunizmu. Przy tak przyjętej optyce bycie antypatriarchalną i antykomunistyczną uzupełniają się. Tyle tylko, że nie jest to cała prawda o PRL i dziedzictwie „realnego socjalizmu”. Opisywani przez Suchanow fundamentaliści w czasach zimnej wojny nie walczyli z demokracją, wolnością czy prawami kobiet, tylko z komunizmem i socjalizmem. To te hasła spędzały sen z powiek południowoamerykańskim latyfundystom i generałom, agentom CIA; to antykomunizm połączył sojuszem Jana Pawła II i Ronalda Reagana. To socjalizm i komunizm nadawały ramę wielu zimnowojennym ruchom protestu. Bez nich nie da się nie tylko zrozumieć Czarnych Panter i Angeli Davis, ale i Martina Luthera Kinga. Rewolta studencka 1968 roku, radykalne żądania wolnościowe, walka o prawa kobiet toczyły się równolegle do walki o wyzwolenie z kolonializmu, walki z imperializmem i kapitalizmem. Dzisiejsze piekło kobiet w Nikaragui to wynik przegranej batalii, w której lewicowi sandiniści ulegli sponsorowanym przez USA Contras.

Wprowadzane przez Agendę Europe „nowe średniowiecze” jest kontynuacją antykomunistycznej walki z okresu zimnej wojny. Dopiero ta rama pozwala zrozumieć stawkę walki i jej genezę. Perspektywa liberalna nie wystarczy, gdyż nie pozwala ona na stosowną mobilizację polityczną. Odtwarzając „Kronikę Feministyczną”, Suchanow dochodzi do tych wniosków, choć nie stawia kropki nad i. Zatrzymuje się w momencie, w którym feministyczna wojna manewrowa powinna zacząć przekształcać się w feministyczno-lewicową wojnę pozycyjną o odzyskanie prawa i aparatów państwa. Książka kończy się w momencie, w którym należałoby zadać praktyczne pytanie, jak stworzyć, używając określenia blogera Galopującego Majora, Progresso Iuris. Suchanow doprowadza nas do granicy możliwości demokratyczno-liberalnego słownika. Choć sama w swym aktywizmie często ukazuje słabości liberalno-demokratycznych reguł walki, w swej książce nie stawia ważnego pytania: jeżeli przeciwnikami demokratyczno-liberalnego porządku są spadkobiercy zimnowojennych antykomunistów, to czy do pokonania ich nie jest potrzebne także zaistnienie bardziej radykalnego skrzydła politycznego, tak aby demokratyczno-liberalny aktywizm miał pomiędzy czym mediować? Wymaga to jednak równoczesnej walki zarówno z „neośredniowiecznym”, religijnym fundamentalizmem, jak i ze ściśle z nim skorelowanym fundamentalizmem rynkowym. Nieprzypadkowo nazwa organizacji-matki Ordo Iuris, czyli TFP, składa się z trzech słów: Tradycja, Rodzina, Własność. To właśnie w obronie własności bracia Koch i inni milionerzy wytoczyli wojnę idei kontroli państwowej, prawom kobiet, ochronie środowiska. Fundamentaliści religijni, promując „porządek naturalny”, dbają najpierw o swobody dla biznesu, „zbawienie dusz” jest tylko środkiem do tego celu.

Poza liberalizm?

Książka Suchanow wymaga w przyszłości dopełnienia, pójścia o krok dalej, zapytania o możliwości odnowienia pełnego spektrum walczących stron. Nie zwalczymy fundamentalizmu religijnego i kontroświecenia bez oświecenia, nie zwalczymy fundamentalizmu rynkowego bez głosów ze strony odnawiających obietnice socjalizmu i komunizmu. „To jest wojna” to książka cenna, ukazująca koniec „końca historii”, dojście feministyczno-liberalno-demokratycznej polityki do kresu możliwości. Jeżeli, zgodnie z tytułem książki, stanęłyśmy i stanęliśmy do wojny w obronie praw kobiet, podstawowych wolności, może okazać się, że liberalizm i „uliczna polityka protestu” nie wystarczą. Trzeba pójść o krok dalej i zawalczyć o to, aby na nowo otworzyć przyszłość.

To będzie trudne; szczególnie w Polsce, gdzie wciąż ciąży nam niezrealizowana obietnica „realnego socjalizmu”. Marsz irracjonalizmu sponsorowany przez miliarderów, który w imię zysku niszczył sojusz państwa i nauki, podkopywał sferę publiczną i zaufanie, był dla bloku wschodniego jeszcze bardziej katastrofalny niż dla Zachodu. Jest tak dlatego, że obietnica realnego socjalizmu była ściśle związana z nauką i postępem. Lewicowa obietnica godności i uznania urzeczywistniała świecką realizację religijnych obietnic. Nie robiła tego oczywiście doskonale, ale robiła to z myślą o celu symbolizowanym przez znajdujący się na jednym z radzieckich wieżowców neon: „Мы будем лучше” (Będziemy lepsi). Było to hasło, które organizowało codzienne życie. „Грамота — путь к коммунизму” (Piśmienność – drogą do komunizmu) głosiło hasło ze słynnego plakatu. Kraje „realnego socjalizmu” na dobre i na złe związały obietnice modernizacji i oświecenia z realiami życia w monopartyjnych, autokratycznych państwach. Realne niedostatki wolności politycznej, niedobory gospodarcze splatały się z pozytywnymi osiągnięciami, tak jak masowa edukacja, prawa kobiet, świeckie państwo. Rok 1989, a następnie upadek ZSRR powodują, że antykomunistyczna narracja staje się dominująca. Rozpad „maszyny hegemonicznej” realnego socjalizmu powoduje, że liberalny „koniec historii” wydawał się bezalternatywny. Ruchy feministyczne, ruchy walki o prawa obywatelskie długo pozostawały zakładnikami tej wizji. Książka Suchanow ukazuje jej kres – aby ocalić demokracje i liberalne wolności, trzeba zerwać z tym demokratyczno-liberalnym złudzeniem. Jestem świadom, że sama Suchanow wprost nie formułuje takich wniosków, to moja konkluzja z lektury.

Czy SARS-CoV-2 otworzy przyszłość?

Uważam, że powyższe wnioski, stają się bardziej uzasadnione w obliczu wyzwań, jakie stawia przed nami globalna pandemia wirusa SARS-CoV-2, powodującego chorobę COVID-19. Mobilizacja państw, służb cywilnych, zwrócenie się o pomoc do świata nauki i opartej o fakty medycyny przypomniały pewne zapomniane, zdawało się, prawdy: że wolny rynek nie wystarcza, że zdrowie publiczne jest ważne, że warto opierać politykę zdrowotną na racjonalnych, naukowych podstawach. To wszystko przyczynia się do końca „końca historii”. Może czas na powstanie nowych projektów demokratycznych, wspartych impulsami czerpanymi z socjalizmu i jego naukowych marzeń. Dziś wydaje się to pojawiać jako nikła, ale wciąż szansa. Na przykład wtedy, gdy w obliczu pandemii w USA jedyną rozsądną propozycję polityczną w dziedzinie zdrowia publicznego formułuje kandydat na prezydenta, demokratyczny socjalista Bernie Sanders.

Opisywane przez Suchanow „nowe średniowiecze” to mariaż religijnego i rynkowego fundamentalizmu, dla których funkcjonalny jest świat strachu, wątpliwości i irracjonalizmu. Jego przeciwieństwem nie jest liberalny „zdrowy rozsądek”, ale prometejskie marzenia. Symbolem takich marzeń jest postać Ułany Chomiuk z serialu „Czarnobyl” – zbiorowy portret idealistycznych radzieckich naukowców. Kraje „realnego socjalizmu” nie wypełniły swej obietnicy, zawiodły nadzieje; należy jednak pamiętać, że ich krytykę można przedstawiać jako symboliczny pojedynek dwóch strategii antykomunistycznych: Sacharowa i Sołżenicyna. Pierwsza z nich chciała zreformować komunizm w imię demokratycznej, humanistycznej utopii naukowej, druga krytykowała ZSRR z pozycji narodowo-religijnych. „To jest wojna” dowodzi, że wygrał wariant Sołżenicyna. Pytanie, czy dzięki walce kobiet możemy odnowić „akceleracjonistyczne” marzenie Sacharowa, pozostaje otwarte. Książka Suchanow pokazuje feministyczne rozpoznanie walką, chwilowe powtrzymanie fundamentalistycznej, rynkowo-religijnej ofensywy. Ta sama książka pokazuje, że wojna manewrowa, uliczna polityka protestu jest męcząca, wypala, wyczerpuje. Zapis „Kroniki feministycznej” stanowi dokument ukazujący odzyskiwanie pola, robienie wyłomów w „okopach św. Trójcy”. To jednak nie wystarczy. Ostateczne pytanie powinno bowiem brzmieć w ten sposób: jaki świat chcemy budować, aby nie tylko obronić teraźniejszość, ale otworzyć przyszłość?

 

Klementyna Suchanow, „To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze”
Agora
Warszawa 2020

Przeczytaj także recenzję Macieja Dudy „Emisariuszka rewolucji”, która ukazała się w CzasieKultury.pl 27 marca 2020.