Archiwum
09.11.2020

Bunt swój po ulicy nieś

Michał D. Wieczorek
Społeczeństwo Muzyka

Ubrana na czarno dziewczyna stoi w pojedynkę obok policyjnych furgonetek na krakowskim moście Dębnickim. Gra na akordeonie i drżącym głosem śpiewa własną interpretację tekstową pieśni włoskich partyzantów, „Bella Ciao”. (W tle słychać okrzyki tłumu.) Trwa to niecałą minutę, ale to jeden z najbardziej poruszających momentów trwających wciąż protestów. Protestów, które wreszcie mają własną ścieżkę dźwiękową i własne protest songi.

Siedem lat temu dla nieistniejącego już portalu T-Mobile Music pisałem, że współczesnych piosenek buntu trzeba szukać nie w muzyce anglosaskiej, ale poza nią. Podawałem przykłady z Portugalii, Brazylii, Egiptu. Aktualnych piosenek z Polski wtedy nie znalazłem. Teraz sytuacja się zmieniła. W przeciwieństwie do marszów w obronie wolnych sądów, Trybunału Konstytucyjnego czy wcześniejszych Czarnych Protestów, obecne manifestacje, które rozlały się po całym kraju w efekcie niesławnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, mają swoją własną muzykę. Organizowane przez młodych ludzi demonstracje nie opierają się już na „Murach” Jacka Kaczmarskiego czy „Jeszcze będzie przepięknie” Tiltu i innych hymnach sprzed kilkudziesięciu lat.

Możliwe, że po części to sprawka Taco Hemingwaya, który – jak się okazało przedwcześnie – zagrzał społeczeństwo do boju w trakcie wakacji. „Polskie Tango”, wypuszczone dwa dni przed wyborami prezydenckimi, to pierwszy utwór, w którym Szcześniak tak wyraziście zajął stanowisko w wojnie polsko-polskiej. Sięgał daleko, jeszcze do lat 90., wyrzucał „dziadersom”, że transformacja nie wyszła. W ciągu trzech miesięcy od premiery (do momentu, w którym piszę ten tekst), „Polskie Tango” wyświetlono 27 milionów razy na YouTube i odsłuchano kolejne 18 milionów razy na Spotify. Taco pomógł spopularyzować Osiem Gwiazd, pokazał, że piosenka o silnym zabarwieniu polityczno-publicystycznym trafia nie tylko do pokolenia KOD-u. Ale jednak to nie tę piosenkę słychać na protestach.

***** *** stało się jednym z naczelnych haseł trwających protestów. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by to hasło wpleść w „Call on Me”, eurohouse’owy hit Erica Prydza sprzed szeesnastu lat, ale był to przejaw spontanicznego geniuszu tłumu. Taneczno-śpiewny protest wygląda i brzmi dużo lepiej niż grobowe i żałobne w swojej naturze marsze ze światełkami i zbiorowe śpiewy. A tutaj okazało się, że protest to nie tylko wkruw, nie tyko złość, ale też karnawał. Szkoda tylko, że szybko podpiął się pod niego Cypis: typ, który karierę zrobił na piosenkach skrajnie uprzedmiatawiających kobiety, śpiewający o „ruchaniu kurwiszonów na imprezie”. Stworzył on własną przeróbkę przeróbki (a nawet przeróbkę przeróbki przeróbki, bo osią „Call on Me” jest sampel z „Valerie” Steve’a Winwooda; co daje już jakiś meta-metapoziom remiksu), w której oprócz jebania PiS-u wzywa do obrony „naszych kobiet”. To ona teraz wybrzmiewa najszerzej na protestach.

Czy można zastosować tutaj taryfę ulgową, uznać za przejaw karnawału, jak pisze Piotr Szwed w „Dwutygodniku”? Moim zdaniem nie: karnawałowa atmosfera protestów nie powinna być usprawiedliwieniem. Skoro każemy dziadersom uciekać szybko, tłumaczymy, dlaczego seksistowskie i homofobiczne hasła na transparentach nie są w porządku, to również naczelny seksista, przy którym Gang Albanii w najgorszych momentach to arbitrzy dobrego smaku i szacunku do kobiet, powinien zostać wykluczony. Niech na protesty chodzi, ale jego muzyka niech lepiej się na nich pojawia. Tym bardziej, że jego „JBĆ PIS” to po prostu koniunkturalne i cyniczne wykorzystanie cudzego pomysłu dla poklasku i własnego fejmu.

***** *** można wykorzystać w inny sposób. Chcąca pozostać anonimową Zwykła Polka wrzuca na YouTube krótkie utwory na ukulele. Jeden trwa trochę ponad dwie minuty, inny trochę ponad minutę – obydwa są bardzo spokojne, delikatne, po prostu miłe, lecz z melodią kontrastują teksty. W „Piosence patriotycznej” artystka słodkim głosem każe PiS-owi oddalać się szybkim tempem, Krzysztofa Bosaka przywołuje do porządku, a najbardziej dostaje się (wtedy jeszcze milczącemu) Andrzejowi Dudzie. Efekt? Osiemset tysięcy wyświetleń w kilka dni. Ale fakt, trudno to zaśpiewać na ulicach. Faktycznym hymnem ulic może stać się „Osiem gwiazd” Karola Krupiaka, osiemnastoletniego rapera z Tychów. Choć może się mylę, bo to bardzo mocna, konkretna i emocjonalna wypowiedź: Krupiak publicystycznie rozprawia się z rządem, milionami Jacka Sasina, prezydentem oposem, cytuje Zbigniewa Stonogę – do memowego bingo brakuje tylko papieża Polaka. Krupiak robi to na tyle skutecznie, że już dostaje zaproszenia do mediów, a jeszcze niedawno nie miał jeszcze nawet własnej strony na Facebooku. Za ***** *** w bezpardonowy sposób zabrał się też związany z kolektywem Polonia Disco Eurodanek. Niewiele starszy od Krupiaka Ronnie Ferrari, karkołomnie łączący trap i disco polo, dwa dni przed piątkowymi największymi manifestacjami wypuścił wspierający utwór – na tytułowej „Szubienicy” wisi nie władza, lecz całe społeczeństwo.

Gdzieś w tym zamęcie wydarzeń ginie pierwotny przekaz protestów: żądania dostępu do legalnej i bezpiecznej aborcji, sprzeciwu wobec kupczenia ciałami kobiet. O tym jest „Bella Ciao” w wykonaniu Di Libe brent wi a nase Szmate, o którym pisałem na początku tego tekstu: „Więc jeśli nie chcesz / swojemu ciału / powiedzieć ciao, ciało, ciao, ciao, ciało ciao, ciao! / To bierz transparent / jak inne siostry / i bunt swój po ulicy nieś”. Jest w tym wykonaniu moc i wściekłość, jest podwórkowość czy wręcz nawet nowiniarskość. Śpiewa Maja Luxenberg, tekst napisała Łaja Szkło – dziewczyny same o sobie mówią, że są queerową kapelą podwórkową.

Dzięki protestom wspólny utwór Kayah i Viki Gabor „Ramię w ramię”, wydany dziewięć miesięcy temu, zyskał na aktualności. Miał być tylko karnawałowym hitem, ale w swojej afirmacji siostrzeństwa okazał się proroczy. Na relacjach z różnych miast słychać refren, który został zaktualizowany, dostosowany do bojowej atmosfery ostatnich dni października. Żadna dama nie „nie będzie tańczyć”, ale już „nie będzie walczyć sama”. Na YouTube zaroiło się od komentarzy, że to prawdziwy hymn protestów.

W ostatnich protestach zachwycają spontaniczne wykorzystania utworów i swoisty dialog między nimi. To nie tylko żelazne feministyczne i queerowe utwory znane z Parad Równości: na początkowych protestach wybrzmiewał „Marsz imperialny” Johna Williamsa, w Warszawie podczas największego piątkowego protestu na dudach odegrano główny motyw gwiezdnowojennej sagi, z kolei na Instagramie mignęła mi kapela bębniarska. Cieszy, że wreszcie jest dużo muzyki tak po prostu, że pojawia się w niespodziewany sposób. Nie wiem, czy te protesty odniosą sukces, czy ich energia nie rozpłynie się po kilku tygodniach słoty. Nawet jeśli, to już uwolniły one ukryte wcześniej pokłady emocji i kreatywności. Możemy spodziewać się kolejnych piosenek buntu – bo chyba każde pokolenie musi mieć własne.

źródło: YouTube