Archiwum
07.03.2016

Ten dziwny stan zwany miłością

Andrzej Marzec
Film

„Lobster” to kolejny, tym razem nagrodzony na festiwalu w Cannes, zadziwiający efekt współpracy Yorgosa Lanthimosa z Efthymisem Filippou, scenarzystą stojącym w głównej mierze za sukcesem greckiej nowej fali. Filippou jest przede wszystkim odpowiedzialny za nagromadzenie absurdalnego humoru i bardzo specyficznego dowcipu, który z powodzeniem równoważy pesymizm reżysera, przedstawiającego zazwyczaj depresyjną, klaustrofobiczną rzeczywistość pozbawioną nadziei oraz możliwości ucieczki. Dzięki temu, że Lanthimos zdecydował się nakręcić film anglojęzyczny, widzowie zdecydowanie łatwiej mogą odczytać śmieszność niedorzecznych sytuacji, które wcześniej pozostawały hermetyczne, czytelne jedynie dla użytkowników języka greckiego. Reżyser „Kła” w swojej twórczości skupiał się do tej pory na demaskowaniu iluzji bezpieczeństwa społecznych struktur oraz na ukazywaniu przemocy, a nawet okrucieństwa w procesie wychowania i ludzkiej socjalizacji.

W swoim ostatnim filmie Lanthimos, jako niezwykle wnikliwy obserwator tkanki społecznej, obnaża mechanizmy powstawania związków i łączenia się w pary, tym razem koncentruje się na przymusie tworzenia relacji międzyludzkich. Wspomniany nacisk najczęściej wiąże się bezpośrednio z zewnętrznym oczekiwaniem społeczeństwa wobec jednostki i jest formułowany w postaci nakazu: „wyjdź za mąż / ożeń się”. Możemy mieć jednak do czynienia również z innym rodzajem przymusu, wynikającym raczej z wewnętrznego i niezwykle gwałtownego pragnienia zjednoczenia się z drugą osobą, czyli po prostu zakochaniem się. Grecki reżyser oscyluje wciąż pomiędzy tymi dwoma miłosnymi imperatywami, tworząc najdziwniejszy film o miłości, jaki do tej pory powstał. Jego najnowszy obraz można z powodzeniem uznać za pierwszą komedię romantyczną greckiej nowej fali, jednak jej specyficzny humor sprawia, że w każdym momencie będziemy jednocześnie chcieli śmiać się i płakać.

Lanthimos w „Kle” przedstawia rodzinę jako zniewalające i uzależniające, zamknięte społeczeństwo totalitarne, w „Alpach” stara się pokazać, że ludzka egzystencja jest jedynie odtwarzaniem żyć innych, a my sami właściwie już od naszych narodzin jesteśmy zawsze martwi. Tymczasem w „Lobsterze” reżyser dokonuje bezlitosnej krytyki związków międzyludzkich, wskazując na to, że większość z nich opiera się jedynie na fałszu, lęku i obłudzie. Romantyczna miłość zostaje przez niego zwichnięta i zaprezentowana w krzywym zwierciadle. Intensywne, miłosne uczucie sprowadzone jedynie do pragmatycznych ustaleń, okazuje się produktem instynktu przetrwania, staje się beznamiętnością typową dla wyrachowanego świata społecznych reguł i zasad rządzących ludzkim zachowaniem.

W pierwszej części filmu spotykamy się z prawdziwie Orwellowską wizją hotelu dla singli, czyli zorganizowanego niczym więzienie miejsca resocjalizacji, jakiej poddawani są porzuceni partnerzy czy też ludzie, którym z trudnością przychodzi odgrywanie ról w teatrze życia codziennego. Niezdarni i niezręczni goście hotelowi, nieustannie uświadamiani o korzyściach wynikających ze wspólnego życia, mają 45 dni na to, aby odnaleźć partnerów oraz prawdziwą miłość. Jeśli to zadanie im się nie powiedzie, zostają zamienieni w wybrane przez siebie uprzednio zwierzęta i odesłani do pobliskiego lasu. Życie w nieustannym zagrożeniu sprawia, że bohaterowie desperacko poszukują towarzysza życia, który jawi im się jako jedyny możliwy ratunek.

Jeden z pensjonariuszy, David (w tej roli znakomity Colin Farrell) po wielu nieskutecznych próbach znalezienia partnerki, decyduje się uciec z hotelowej niewoli do lasu, zamieszkiwanego nie tylko przez zwierzęta, lecz w głównej mierze przez zbuntowanych samotników. Problem w tym, że obiecująca wolność i funkcjonująca poza społeczeństwem wspólnota rebeliantów żyje według własnego, surowego prawa, zakazującego flirtu oraz wszelkich kontaktów seksualnych. W ten sposób moment niemożliwej ucieczki z systemu społecznego, ulubiony przez Lanthimosa filmowy motyw, zostaje zintensyfikowany w „Lobsterze”, obrazie zderzającym ze sobą silne, euforyczne poczucie nadziei oraz gorzki i cierpki smak rozczarowania.

Reżyser przedstawia dwie konkurujące ze sobą utopijne wizje rzeczywistości. Pierwsza z nich to świat pozbawionych uczuć, wydrążonych od środka ludzi, desperacko szukających związku, którzy nie potrafią nie tylko czuć, ale również nie umieją żyć w samotności. Natomiast druga wizja jest oparta na wspólnocie złożonej z samowystarczalnych samotników, antysystemowych i świadomych swego losu singli, którzy nie pozwalają sobie się zakochać, gdyż to radykalnie podważyłoby sens ich osobnego istnienia. Opróżnieni z emocji hotelowi goście są w stanie jedynie powtarzać frazesy, beznamiętne miłosne zaklęcia czy puste formuły i rytuały w nadziei, że te wydobędą z nich choć namiastkę uczucia. Natomiast zbuntowane, leśne oddziały singli wiodą podobnie paradoksalny żywot, gdyż funkcjonują we wspólnocie, jednak każdy z jej członków musi żyć osobno, pogrążony w całkowitej izolacji i samotności. Pierwsi dążą do miłości, lecz ta może się pojawić jedynie jako nieosiągalne pragnienie. Drudzy zaś uciekają od niej, gdyż jest ona dla nich największym zagrożeniem, upadkiem w konwencjonalizm i konformizm.

Prawdziwe, szczere uczucie, związane w kulturze zazwyczaj z wyzwoleniem i osiągnięciem nieśmiertelności, znajduje się poza doświadczeniem bohaterów tych dwóch światów. Lanthimosowi udało się zrobić film o miłości bez miłości i to ona jest wielkim nieobecnym nowofalowego obrazu prawdopodobnie dlatego, że zostaje unicestwiona przez obowiązujący język, przytłoczona przez zestaw norm, stłamszona przez porządek symboliczny – będąc fenomenem pozajęzykowym, po prostu nie może się w nim wydarzyć i uobecnić.

Grecki reżyser doskonale znany jest z tego, że w swych filmach podkreśla sztuczność języka oraz umowność zastanych reguł, a uświadomienie sobie tego stanu rzeczy jest źródłem wolności i równocześnie dramatem bohaterów. To właśnie nienaturalność języka doprowadzona do skrajności stanowi w jego filmach źródło absurdu i komizmu. Wykreowane przez Lanthimosa postaci są zawsze oderwane od językowego świata, nie potrafią z niego korzystać, są biologicznym ciałem, na które nałożona jest kultura, porządek symboliczny – stąd pochodzi dystans i poczucie obcości wobec niego. Dlatego też bohaterowie Lanthimosa mówią jak marionetki, maszyny czy opóźnieni umysłowo; można powiedzieć, że wręcz kaleczą język. Są nieporadni, gdyż nie tworzą w żaden sposób języka i czują się w nim niekomfortowo. Okazują się najczęściej nieudacznikami, gdyż poświęcają zbyt wiele wysiłku nieudanym, niepoprawnym próbom odtworzenia jakiegoś modelu działania czy językowego kodu. Jeden z bohaterów „Lobstera” sepleni (lisp), inny kuleje (limp), co doskonale oddaje ich niezręczny sposób bycia w świecie. Przemiana w nieme z perspektywy człowieka zwierzę byłaby zatem równoznaczna z całkowitą niezdolnością do istnienia w języku oraz wiązałaby się ze znalezieniem się poza porządkiem symbolicznym i jednocześnie po stronie życia. To właśnie w „Alpach” grecki reżyser wskazuje na to, że język jest związany bezpośrednio ze śmiercią i językiem, posługując się nim, jesteśmy martwi. Dlatego też w świecie Lanthimosa nie da się wyrazić czystej miłości w sposób językowy, gdyż już w momencie jej wypowiadania okazuje się ona zniekształcona, uboższa i wreszcie martwa.

Miłość w tym wypadku nie byłaby związana z językiem, lecz z ekscesem, nadmiarem i ekstazą, której w żaden sposób nie jesteśmy w stanie uchwycić, a jedynie sami przeżyć. To niezmiernie wciągające i fascynujące uczucie funkcjonuje poza porządkiem symbolicznym, ma swoje miejsce tam, gdzie film się urywa, gdy obraz znika. Właściwie tylko poza obrazem, symbolem i zrozumiałym komunikatem możemy odnaleźć ten nieuchwytny stan. Miłość jako coś całkowicie nieprzewidywalnego rozsadza struktury symboliczne, zaburza zastany porządek i go zmienia – właśnie dlatego jest niebezpieczna i niemożliwa do przedstawienia, wobec tego miłość w świecie filmowym Lanthimosa jest związana raczej z wytworzeniem własnego, prywatnego języka oraz dokonywaniem szeregu nadużyć w jego strukturze. Jednak nie jest to po prostu zwykła zabawa słowami, ale ciągłe zagrażanie i nastawanie na zestaw przyjętych przez społeczeństwo reguł. Być może żeby kochać naprawdę, musimy uwolnić się od rzeczywistości symbolicznej, wyjść poza nią i stać się ślepi, podobnie jak główna bohaterka filmu. W tym kontekście „Lobster” okazuje się ciekawym manifestem, który podważa autentyczność przeżycia zapośredniczonego przez filmowy obraz i zadaje pytanie, czy jesteśmy w stanie dotrzeć do rzeczywistości poza nim.

Zakończenie opowiadanej w „Lobsterze” historii jest otwarte, a decyzja o jego zamknięciu należy przede wszystkim do widza. To on będzie musiał wybrać, w zależności od własnego doświadczenia i usposobienia, bardziej romantyczną lub cyniczną wersję wydarzeń. Lanthimos jednak ukrył w swoim obrazie pewne wskazówki, które mogą pomóc w rozwiązaniu tej filmowej łamigłówki. Mowa o dwóch greckich piosenkach, jedna z nich pojawia się w połowie filmu, a druga z nich na zakończenie. Są to dwa stare utwory, nawiązujące między innymi do klasycznych greckich filmów o miłości (np. „Stella”, opowiadająca historię zmuszania głównej bohaterki do małżeństwa – reż. M. Cacoyannis, 1955). Poza tym tekst grecki, który pozostaje nieprzetłumaczony i jednocześnie niezrozumiały dla widzów, może odgrywać rolę języka miłości albo stanowić po prostu przemyślany przez reżysera komentarz do oglądanych na ekranie obrazów. Gdy zdecydujemy się je przetłumaczyć, wówczas okazuje się, że są to rzewne i przede wszystkim wzruszające piosenki. Pierwsza z nich „Martwy od wewnątrz” (Από μέσα πεθαμένος) opowiada o kobiecie, która na pytanie mężczyzny: „co jest najważniejsze w życiu?” odpowiada: „dla niektórych będzie to wino, dla innych sława, pieniądze, a dla mnie najważniejszy jesteś Ty”. Z kolei na koniec filmu Lanthimos konfrontuje nas z niezwykle romantyczną piosenką pod tytułem „Czym jest to coś zwane miłością?” (Τι είν’ αυτό που το λένε αγάπη), która w zasadzie naprowadza nas na interpretację, że wszystko co do tej pory oglądaliśmy, było właśnie szukaniem tej niesamowitej, trudnej do określenia, fascynującej siły. Jeśli więc zdecydujemy się spróbować odnaleźć miłość w „Lobsterze”, należałoby szukać jej raczej poza dostępnym widzom obrazem i językiem, gdzieś na marginesie albo na zewnątrz. Dlatego pewnie najlepiej zrobić to tuż po zakończeniu filmu, gdy wyjdziemy już z kina.

„Lobster”
reż. Yorgos Lanthimos
premiera: 26.02.2016