„Lost Lost Lost” to – zgodnie z umieszczoną w tytule zapowiedzią – sekcja festiwalu Nowe Horyzonty, która w różny sposób eksploruje doświadczenie ginięcia oraz znikania. Jej kuratorzy starają się nie tylko prezentować obrazy kina alternatywnego, porzucone przez kulturę głównego nurtu, zagubione w odmętach oceanu produkcji filmowych, ale także pozwalają widzom zgubić się w gęstwinie interpretacji kontrowersyjnych wizualnych treści. W tym roku w ramach sekcji będziemy mogli obejrzeć filmy, które koncentrują się na krytyce nowoczesności i wpisanej w nią wizji nieograniczonego rozwoju. „Lost Lost Lost” tym razem skupia się na podstępnym charakterze postępu i ukazuje ofiary procesu modernizacji – tak zwanych ludzi zbędnych. Jednym słowem: upomina się o zguby nowoczesności – epoki, która na wielu poziomach sama okazała się zgubna.
Fabrizio Ferraro w filmie „Niechciani w Europie” (2018) skupia się na ostatnich dniach Waltera Benjamina, jednego z intelektualnych ojców nowoczesności. Śmierci filozofów, w przeciwieństwie do zbudowanych przez nich okazałych systemów teoretycznych, najczęściej wydają się absurdalne, miałkie lub po prostu pozbawione sensu. Heraklit nabawił się puchliny wodnej i w poszukiwaniu ratunku pokrył swoje ciało ciepłym krowim łajnem. Skazany na śmierć Sokrates wypija kielich cykuty w ateńskim więzieniu. Kartezjusz przeziębił się na dworze szwedzkiej królowej Katarzyny, po czym umarł na zapalenie płuc. Nietzsche po załamaniu nerwowym na dziesięć lat stracił kontakt z rzeczywistością i będąc pod opieką siostry, umarł w Weimarze. Z kolei Deleuze wyskakuje przez okno swojego paryskiego mieszkania i odbiera sobie życie. W przypadku Benjamina okoliczności śmierci nie są jasne. Włoski reżyser nie chce jednak koncentrować się na samej śmierci autora „Pasaży”, wręcz celowo usuwa nam ją sprzed oczu. Stara się raczej skupić na jej przyczynach – wobec tego postanawia rekonstruować drogę czyniącą z Benjamina myśliciela-uchodźcę.
Ferraro skupia się więc na strategicznej przeprawie, korytarzu (passage) wiodącym przez Pireneje, który w lutym 1939 roku służył uciekającym przed reżimem generała Franco do Francji. Rok później zupełnie inni niechciani uciekinierzy przemierzali tę samą trasę w odwrotnym kierunku, próbując opuścić współpracującą z nazistami Francję i przedostać się do Hiszpanii. Jednym z nich był czterdziestoośmioletni Benjamin. Na wieść o tym, że nie uda mu się opuścić Francji filozof popełnił samobójstwo. Ukazana przez włoskiego reżysera beznadziejna przeprawa autora „Pasaży” w kierunku hiszpańskiej granicy, przeplatana scenami uciekinierów z Hiszpanii, przypomina filmową realizację Benjaminowskiej figury anioła historii. Posuwając się razem z nim do przodu, spoglądamy jednocześnie w koszmar przeszłości, którego nie jesteśmy w stanie zmienić lub zatrzymać, lecz jedynie odtworzyć, gdyż tragedia tkwi w samym pojęciu rozwoju.
Film Ferraro rozpoczyna się odgłosem miarowych kroków, właściwie jeszcze zanim cokolwiek uda nam się zobaczyć, ich rytmiczny dźwięk zanurzony w całkowitej ciemności zdąży trwale utkwić w naszych głowach. Na ekranie obserwujemy, jak Benjamin, próbując ukryć swój niepokój, przechadza się w porcie tuż nad brzegiem wody. Właściwie tylko jeden krok dzieli go zarówno od przekroczenia granicy państwa (ku wolności), jak i od własnego końca, zbliżającej się nieuchronnie katastrofy (ku śmierci). Filozof w reżyserskiej wyobraźni staje się upiornym widmem flâneura, niezwykle dynamicznego człowieka nowoczesności, skąpanego w blasku ulicznych świateł, beztroskiego spacerowicza mijającego domy towarowe, przechodnia kontemplującego uroki miejskiego życia, zachwyconego próżnym światem barwnych wystaw sklepowych. Włoski reżyser w swoim filmie bsolutyzuje ruch, pokazuje go jako bezwzględną, ponadczasową, nieludzką siłę, która w całości nas pochłania. Ferraro zadaje pytanie o tych, których bezpowrotnie zgubiliśmy w drodze ku świetlanej przyszłości, jednocześnie sugerując, że prawdopodobnie my sami również jesteśmy lub będziemy zgubieni.
Podstępne oblicze postępu w całej okazałości ujawnia również film „Od jutra”, w którym dwoje reżyserów (Wu Linfeng, Ivan Marković) przygląda się niesamowicie dynamicznej i jednocześnie problematycznej modernizacji współczesnych Chin. Marković dał się już poznać nowohoryzontowej publiczności między innymi jako autor wyśmienitych zdjęć do ostatniego filmu Angeli Schanelec („Byłam w domu, ale…”, 2019).Widzowie również tym razem nie będą rozczarowani stroną wizualną. Tytuł filmu został zaczerpnięty z wiersza chińskiego poety Hai Zi. Dwa miesiące po jego napisaniu, kładąc się na torach kolejowych, poeta popełnił samobójstwo. Pierwszy wers utworu –„Począwszy od jutra, będę szczęśliwą osobą” – staje się w tym kontekście pesymistycznym manifestem frustracji ideą rozwoju: tym, że nie spełniając swoich obietnic, wymaga od nas ofiar i wyrzeczeń.
Główni bohaterowie filmu, dwaj młodzi mężczyźni Li i Ma, podobnie jak miliony innych Chińczyków, w poszukiwaniu lepszej przyszłości przenieśli się z terenów wiejskich do ogromnej i potwornej aglomeracji miejskiej. Większość z migrantów żyje w podziemiach centrum Pekinu, gdzie przestrzenie pierwotnie przeznaczone na piwnice i schrony zostały zamienione w małe, robotnicze pokoiki. Mieści się w nich tylko jedno łóżko, dzielone zazwyczaj przez dwójkę zapracowanych mieszkańców. W filmie Li pracuje jako nocny stróż, a gdy wraca nad ranem do ciasnego, podziemnego pokoju, jego współlokator szykuje się do pracy. Dzielą ze sobą nie tylko łóżko, ale także niepokój, brak prywatności, obawy, niepewność jutra oraz mroczną tajemnicę dotyczącą miejsca zamieszkania, do którego nigdy nie zagląda światło słoneczne.
„Od jutra” nie skupia się wyłącznie na prekarnej egzystencji chińskiego społeczeństwa, ale koncentruje swoją uwagę również na nieustannie zmieniającej się przestrzeni. Ta staje się równoprawną, jeśli nie najważniejszą bohaterką filmu. Monstrualnych rozmiarów Pekin okazuje się wiecznym placem budowy, który nigdy nie zasypia. Przypomina nieśmiertelny, złowieszczy organizm, który wciąż rozrasta się i pęcznieje, wchłaniając w siebie ludzkie jednostki ginące bez śladu w jego przepastnych wnętrznościach. Reżyserzy podążają za głównym bohaterem, którego obserwujemy najczęściej na tle murów, w labiryncie ścian symbolizujących sytuację bez wyjścia. Flâneur – romantyczna figura nowoczesności wynikająca z zachwytu mobilnością – przemienia się w ten sposób w migranta, który nie jest w stanie zadomowić się w rzeczywistości kierowanej logiką ciągłego wzrostu gospodarczego. Jego pozbawiony nadziei, lecz niezwykle pracowity, konsekwentny ruch nie jest rewolucyjnym dążeniem do społecznej zmiany, lecz raczej ruchem drżenia o jutro, wiąże się z utratą gruntu pod nogami, osuwaniem się w przepaść i znikaniem.
Twórcy obu filmów prezentowanych w tym roku w ramach sekcji „Lost Lost Lost” zgodnie twierdzą, że jedną z przyczyn naszej zguby jest niczym nieograniczone pragnienie wzrostu i rozwoju. Fatalna niejednoznaczność modernizacji polega na tym, że każde tworzenie jest nieodłącznie związane z niszczeniem, wymaga ofiar, podejmowania nieustannego ryzyka związanego z transformacją oraz przekraczaniem kolejnych granic. Do najbardziej wizualnych metafor nowoczesności należą płynność i lotność, obrazujące szybkość zmian oraz tworzenie zupełnie nowych, odważnych wizji światów przyszłości. Nowohoryzontowi reżyserzy zgodnie zwracają uwagę na ukryte koszty rozwoju społeczeństw, podkreślając tym samym, że postęp wiąże się przede wszystkim z utratą. Ich posępne diagnozy okazują się bardziej niż aktualne, zwłaszcza w rzeczywistości pandemii Covid-19, gdy część społeczeństwa kolejny raz zadaje sobie znane z przeszłości pytanie o „ludzi zbędnych”: czyje życia jesteśmy w stanie poświęcić, aby uratować dotychczasową wizję rozwoju?
sekcja „Lost Lost Lost”
20. MFF Nowe Horyzonty i 11. American Film Festival
5–15.11.2020
online