Archiwum
26.12.2019

Nie jestem cudem

Piotr Dobrowolski
Teatr

8 grudnia 2019 roku na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie pojawił się Kaspar Hauser. Spotkanie człowieka, na temat którego krążyło wiele sprzecznych informacji i pogłosek, nie rozwiało towarzyszących mu od początku wątpliwości, które przez kolejne wieczory nie opuszczały obserwujących go ludzi. Zagubiony, niemal niezdolny do posługiwania się językiem chłopak zmienia się niczym Proteusz, przyjmując sugestie i ulegając wywieranej na nim presji. Raz to jawi się jako kobieta, to znów – jako mężczyzna. Niektórzy uważają go za ofiarę, inni – za zręcznego mistyfikatora i manipulanta. Mówi niewiele, ale słowa i tak nie byłyby w stanie oddać jego istoty ani wyrazić pełni doświadczanych przez niego wrażeń. Wyróżniając się pośród otaczających go osób posturą, skąpym strojem i sposobem bycia, budzi powszechne zainteresowanie podsycane przez domysły, które w trakcie spektaklu pojawiają się coraz liczniej. Nieznający świata podrzutek na progu dorosłości prowokuje ciekawość, łączącą się z uczuciem niepewności i lęku, którego źródła niełatwo wytłumaczyć. W jego obecności mieszczanie podkreślają swoją wyższość, jakby kulturalne obycie, pozycja ekonomiczna oraz siła wpływów były jedynym sposobem na zapewnienie im przewagi nad opuszczonym i zdezorientowanym chłopcem. Kiedy najsłynniejsze z „dzikich dzieci” Europy staje w świetle reflektorów jako „dwugłowe zwierzę” – mężczyzna i kobieta połączeni niewidzialną nicią zależności – ludzie znajdujący się po obu stronach teatralnej rampy tracą poczucie pewności siebie, samozadowolenia i wewnętrznego spokoju. Podważanie podstawy, na której zbudowaliśmy pozory własnego bezpieczeństwa, odgradzając się murem mającym chronić nas przed innymi (nieznajomymi, obcymi i odrzuconymi), to najważniejszy efekt stonowanej, wyestetyzowanej, oddziałującej przede wszystkim na intelekt, teatralnej inscenizacji „Kaspara Hausera” w reżyserii Jakuba Skrzywanka.

Zrealizowany w Teatrze Współczesnym spektakl jest sceniczną adaptacją napisanej w roku 1908 powieści Jakuba Wassermanna. Chociaż za dramaturgię odpowiada jeden z najciekawiej piszących fachowców zajmujących się polskimi i europejskimi sumieniami – profesor Grzegorz Niziołek (autor książki „Polski teatr Zagłady”) – scenariusz, pozostający w ścisłej relacji z prozatorskim pierwowzorem, ograniczył przejrzystość fabuły przedstawienia. Nie pomogły skróty, dopisane fragmenty tekstu ani odwrócenie chronologii prezentacji zdarzeń. Akcja przedstawienia inicjowana jest po zabójstwie Kaspara Hausera, a przebieg wydarzeń prowadzi do jego ponownego „pogrzebania żywcem”, sugerując powrót chłopca w miejsce odosobnienia, w którym spędził kilkanaście pierwszych lat swojego życia. Kaspar wyróżnia się pośród innych postaci scenicznych – pozostali uczestnicy zdarzeń są do siebie podobni. Wprawdzie aktorzy starają się akcentować cechy charakterystyczne swoich bohaterów, ale większość tych wysiłków ginie w potokach wypowiadanych przez nich słów i pod falbanami szaroburych strojów. Ich projekty na tle innych prac Tomasza Armady (zwykle odważnie eksperymentującego nie tylko krojem, ale też nietypową fakturą i jaskrawymi kolorami) zaskakują monotonią.

Unifikacja wizerunku bawarskich mieszczan mogła być celowym działaniem realizatorów, dopełniających w ten sposób tekst scenariusza, w którym wypowiedzi poszczególnych osób sprawiają wrażenie tkanych w spójny monolog podmiotu zbiorowego. Chociaż często pojawiają się w nim odnośniki identyfikacyjne – nazwiska, tytuły i stanowiska postaci – teatralny widz może mieć trudności z przyporządkowaniem ich do konkretnych osób. W rezultacie działania i wypowiedzi podejmowane bez bezpośredniego udziału Hausera, zlewają się, funkcjonując jako powszechna opinia na jego temat. Poczucie zagubienia widzów potęgują głosy kobiet mówiących o sobie w rodzaju męskim (Ewa Sobiech i Beata Zygarlicka) oraz postać kobiety grana przez mężczyznę (pełen wdzięku Konrad Beta w roli bezwzględnej Henrietty). Efekt jest ciekawy: monotonny – charakterystyczny raczej dla narracji, a nie dla dramatu – tryb wypowiedzi podsyca oczekiwanie nadchodzącego przesilenia. Widzowie chcieliby przełomu. Spodziewają się, że mógłby dokonać go Kaspar Hauser – wypatrywany jak mesjasz, którego nadejście przynosi zarówno nadzieje, jak i obawy.

Kim mógłby być dzisiaj Kaspar Hauser – pozbawiony dzieciństwa, „pogrzebany za życia” chłopiec, który pojawił się na ulicy Norymbergi 26 maja 1828 roku? Co postać tego zdezorientowanego i lękliwego, znającego jedynie kilka słów nastolatka, którym w ciągu kolejnych kilku lat zainteresowała się cała Europa, może powiedzieć o nas samych? Jakie znaczenie ma dla nas jego niezwykła, ponadzmysłowa wrażliwość, zaskakujące umiejętności i otwartość traktowana jak naiwność? Czy ciągłe zainteresowanie innych, nierozerwalnie połączone z ich nieufnością i lekceważeniem, rzeczywiście wydawało mu się gorsze niż los, którego doświadczał przez kilkanaście lat życia w ciemności i w odosobnieniu od świata? Tytułowy bohater szczecińskiego spektaklu przedstawiony został równocześnie jako kobieta i mężczyzna – dwie wersje tej samej osoby. Grany przez dwoje artystów muzyczno-performerskiego duetu SIKSA, którzy są parą nie tylko na estradzie, ale też w życiu, jawi się jako istota łagodna (milczący Piotr Buratyński) i zarazem gniewna, zdolna jednym zdaniem miażdżyć ludzki egoizm, zaniedbanie i pychę (wyraziste, buntownicze emploi Alex Freiheit). Rozpoznawalność SIKSY, połączona ze sceniczną charyzmą obojga jej członków – której Freiheit dowiodła zarówno w swoich performansach, jak i w znakomitym debiucie aktorskim na scenie w „Kordianie” Skrzywanka – potęguje niecierpliwość publiczności czekającej na przełamanie wyważonego nastroju opowieści. W mojej świadomości raz po raz powracało pytanie: kiedy nastąpi wybuch; dramatyczny przełom na miarę katastrofy, której przeczucie wisi w ciężkim powietrzu pierwszej – i każdej kolejnej – sceny spektaklu dopełnianego niepokojącą, autorską muzyką SIKSY i Konstantego Usenko?

Szczeciński Kaspar Hauser to nie tylko figura „sieroty Europy”, ale też reprezentacja nieczystego sumienia Starego Kontynentu, utwardzonego przez wieki wojen i najazdów; przez krucjaty, podboje kolonialne, kolejne fale wyzysku, pogardy i „kryzysów humanitarnych”. Ten Kaspar to współczesny Chrystus, którego nie chcemy znać i o którym nie chcemy pamiętać: Inny, dla którego nie ma miejsca przy wigilijnym stole. Opowiadając jego historię jako drugą część teatralnego tryptyku o przemocy – po warszawskim „Mein Kampf” w Teatrze Powszechnym, a przed zaplanowaną jako produkcja międzynarodowa adaptacją „Palacza zwłok” Ladislava Fuksa – Jakub Skrzywanek próbuje opisać i diagnozować głębokie źródła zła, które prowadzi do faszyzmu. Podobnie jak Michael Haneke w „Białej wstążce”, dostrzega je w mieszczańskim zamiłowaniu do regulacji, biurokracji, porządku i dyscypliny. Hauser to ofiara społeczeństwa, które nie było w stanie znieść jego obecności. Jego bezkształtne zwłoki leżące w snopie światła szarpane są przez kanibali, w tym samym czasie prowadzących między sobą wysublimowany dialog. Z ich ust wylewa się krew, wymownie malując na pobielonych twarzach polskie barwy narodowe.

„Kaspar Hauser” nie dostarcza swoim widzom łatwej satysfakcji. Reżyser i dramaturg ukazują „sierotę Europy” na tle jej sytych mieszkańców, celowo wykorzystując zawiedzione nadzieje swoich widzów i skutecznie rozbrajając ich oczekiwania. Niejednoznaczny formalnie i nie zawsze przejrzysty w wymiarze opowiadanej historii spektakl pozostawia publiczność w stanie estetycznej konfuzji. Efekt przypomina wrażenia płynące z prezentowanego w Polsce w roku 2013 widowiska „Four Season Restaurant” Socìetas Raffaello Sanzio w reżyserii Romea Castellucciego. O ile jednak w monumentalnej wizji włoskiego twórcy opowiadającego o kryzysie komunikacji i pustce maskowanej pięknem sztuki pojawiały się odniesienia do rewolucji, wprowadzającej nowy porządek i nadzieję odrodzenia, Skrzywanek idzie o krok dalej. Pozostawia widzów w Europie, której pomniki, pałace i świątynie nigdy nie zostały zburzone, a zapełniły się stosami ludzkich ciał. W pomysłowej, nawiązującej do kulturowego dziedzictwa naszego kontynentu scenografii Agaty Skwarczyńskiej powracają koszmary pełne lęków i upiorów. Zrealizowany w Teatrze Współczesnym w Szczecinie spektakl jest kolejnym dowodem, że Jakub Skrzywanek potrafi podjąć ryzyko przełamywania obowiązujących norm oraz podważania popularnych sposobów teatralnej komunikacji. „Kaspar Hauser” to ciekawy, inspirujący intelektualnie eksperyment teatralny proponujący dyskusję na temat cywilizacyjnych podstaw europejskiej kultury.

 

„Kaspar Hauser”
na podstawie powieści „Kasper Hauser” Jakuba Wassermanna

reżyseria: Jakub Skrzywanek
tłumaczenie: Danuta Sochacka-Csató
scenariusz i dramaturgia: Grzegorz Niziołek
scenografia: Agata Skwarczyńska
choreografia: Agnieszka Kryst
muzyka: Alex Freiheit i Piotr Buratyński (SIKSA), Konstanty Usenko
kostiumy: Tomasz Armada
Teatr Współczesny w Szczecinie
premiera: 8.12.2019

fot. Piotr Nykowski | źródło: wspolczesny.szczecin.pl