Miniony rok w kinie europejskim upłynął pod znakiem migracji. Międzynarodowe festiwale zainteresowane były przede wszystkim tym, w jaki sposób losy imigrantów inspirują reżyserów i jednocześnie poruszają widzów. Jeśli Berlinale w pewien sposób zakreśla filmowy horyzont czy wyznacza kinematograficzną ścieżkę, z której trudno już później zejść w ciągu całego roku, to można być pewnym, że w najbliższej przyszłości w kinach będziemy mogli oglądać obrazy traktujące o relacjach między zwierzętami i ludźmi (ukazujące ludzi jako zwierzęta bądź zwierzęta jako ludzi).
Jury pod przewodnictwem Paula Verhoevena Złotym Niedźwiedziem postanowiło nagrodzić węgierski „Testről és lélekről” (Ciało i dusza) w reżyserii Ildikó Enyedi. Mimo silnej konkurencji (Aki Kaurismaki, Sally Potter – najbardziej niedoceniona reżyserka festiwalu), werdykt nie zaskakuje. Enyedi bowiem w bardzo sprawny i jednocześnie prosty sposób opowiada wzruszającą historię miłosną, która rozgrywa się w dość niesprzyjających uczuciom warunkach – w rzeźni. Wyjątkowość tego obrazu polega przede wszystkim na ukazaniu kontrastu gorącego, spontanicznego uczucia i surowego świata konwencji i oficjalności.
Węgierska reżyserka skupia się na problemach z okazywaniem bliskości i jednoczesnym jej silnym pragnieniu. Enyedi pokazuje klęskę separacji, współistnienia ze sobą dwóch odrębnych światów (ludzkiego/zwierzęcego, umysłowego/cielesnego, kobiecego/męskiego), które następnie próbuje ze sobą połączyć. Jeśli zwierzęcość utożsamimy z bezmyślnym, pozbawionym uczuć ciałem, otrzymamy w wyniku takiego myślenia rzeźnię – miejsce, w którym ciało jest jedynie mięsem i właśnie dlatego można je zabić. Z kolei wyparcie własnej cielesności przez ludzi oraz uznanie intelektu za jedyną wartość skutkuje osamotnieniem, izolacją i nieumiejętnością nawiązywania bliskości. Kluczem do miłości i radości życia okazuje się ludzki sen, marzenie o byciu zwierzęciem, czyli zaproszenie cielesności do świata, które postanowiło się go pozbyć. Enyedi, prezentując dwie ślepe uliczki –ucieleśnianie zwierzęcia i odcieleśnianie człowieka – proponuje jedność psychofizyczną, która sprawia, że ani zwierzę, ani człowiek nie stają się nigdy bezduszni.
W tym roku festiwal obfitował w wiele polskich, nie tylko twórczych akcentów, ale przede wszystkim radosnych uniesień i kinematograficznych sukcesów. Najważniejszym z nich jest bez wątpienia Srebrny Niedźwiedź dla „Pokotu” Agnieszki Holland, która w mistrzowskim stylu zaadaptowała powieść Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Warto przy tym podkreślić, że nagroda Alfreda Bauera przyznawana jest filmom, które wyznaczają nowe perspektywy w sztuce filmowej; w 2009 roku (kiedy ukazała się książka Tokarczuk) tę nagrodę otrzymał Andrzej Wajda za „Tatarak”.
„Pokot” w doskonały sposób pokazuje miejsca przecięcia pomiędzy przenikającymi się światami ludzkim i zwierzęcym, jednak to nie ostatni film na Berlinale wysuwający na pierwszy plan zwierzęcość. W równie zaskakujący sposób robi to obraz innego polskiego reżysera obecnego na festiwalu, Grega Zglińskiego, pod tytułem „Zwierzęta” (Tiere). Trzeba przyznać, że jest to zdecydowanie najlepszy film w karierze Zglińskiego, który od czasu „Wymyku” przeskoczył do pierwszej ligi filmowej. Widać bardzo mocny wpływ współczesnego, nowego kina niemieckiego i bardzo ciekawy pomysł na zwierzęce interwencje, które efektownie rozbijają symboliczną tkankę filmu, stają się źródłem tajemniczości oraz niepokoju.
Tradycyjnie już na Berlinale pojawił się również nowy film twórcy żywotów polskich artystów współczesnych, czyli Łukasza Rondudy. „Serce miłości” inaczej niż jego ostatni film („Performer”) nie jest jedynie filmowym, fabularyzowanym zapisem artystycznych performansów, lecz staje się raczej mniej lub bardziej uniwersalną opowieścią o miłości skażonej rywalizacją. Reżyser przypatruje się dynamicznemu związkowi artystycznej pary Zuzanny Bartoszek i Wojciecha Bąkowskiego, którzy w domach z betonu, ciasnych, dusznych pomieszczeniach celebrują jednocześnie miłość, namiętność i nienawiść. Klaustrofobiczny obraz Rondudy pozwala chociaż w pewnym stopniu zrozumieć i poznać hermetyczny świat Bąkowskiego oraz spojrzeć na źródła inspiracji niepokojących utworów grupy NIWEA.
Kolejny polski sukces na Berlinale to nagroda dla Kuby Czekaja za scenariusz (nagroda Karla „Baumi” Baumgartnera) pod tytułem „Sorry, Polsko”. To historia niepowodzeń scenicznych 40-letniego tancerza ludowego, dla którego wyjazd z zespołem tanecznym do Tajwanu staje się szansą na życiowe zmiany. W tym roku do jury zaproszono fińskiego reżysera Akiego Kaurismakiego, który w uzasadnieniu przyznania nagrody stwierdził, że bardzo lubi styl Czekaja, a proponowana przez niego opowieść posiada subtelny wydźwięk polityczny, który go ujął. Tymczasem w tym roku mogliśmy obejrzeć w Berlinie „Królewicza Olch” – drugi, bardzo dobry film tego polskiego reżysera. Z jednej strony widać mocny wpływ kina Xaviera Dolana („Zabiłem moją matkę”), z drugiej – estetyczne inspiracje „Zagubioną autostradą” Davida Lyncha i resztą jego filmografii. W filmie Czekaja oglądamy również las wabiący i kuszący swoim pradawnym, metafizycznym złem, a także dojrzewającego bohatera, który poznaje smak śmierci i przemocy („Twin Peaks”). Królewicz Olch miota się pomiędzy dziecięcą impotencją (wspaniała scena z niezapalonym papierosem na stacji benzynowej) a męską fantazją o omnipotencji, która zawsze uwikłana jest w przemoc i niesie ze sobą ofiary. Jak zwykle u Czekaja znajdziemy wiele ekscesów językowych i sporo kazirodczych interwencji. Należy docenić również wykorzystanie estetyki glitch, która dobrze pokazuje przenikanie się paralelnych, możliwych światów.
Jednym z najbardziej interesujących filmów festiwalowej sekcji Panorama były „Skóry” („Pieles”) w reżyserii Eduardo Casanovy. Ten niepokojący, hiszpański obraz mówi przede wszystkim o braku akceptacji głównych bohaterów oraz iluzorycznym remedium, które odnajdują w operacjach plastycznych. Problem w tym, że pokazywani przez Casanovę ludzie rzeczywiście są szpetni, jedna z bohaterek ma zarośnięte oczodoły, inna posiada odbyt zamiast ust. Te deformacje nie czynią ich jednak nieatrakcyjnymi, paradoksalnie wzmagają kłopotliwe zainteresowanie nimi. Film hiszpańskiego reżysera przypomina w pewnym stopniu „Skórę, w której żyję” Pedra Almodovara, jednak chyba najbardziej trafnie opisuje go twierdzenie, że „Skóry” powstałyby, gdyby Lars von Trier zdecydował się nakręcić telenowelę. Obraz Casanovy to po prostu piękna potworność albo potworna piękność.
Jeszcze jednym obrazem wartym zainteresowania jest fabularyzowany dokument „Investigating Paradise”, który zasłużenie otrzymał nagrodę za najlepszy film sekcji. Film w reżyserii Merzaka Allouache przypatruje się szowinistycznej wizji raju nakreślonej w islamskiej Algierii i udowadnia, że patriarchat nie jest jedynie ziemskim tworem, lecz może trwać nawet po naszej śmierci w wieczności. Na każdego muzułmanina po śmierci czeka nagroda: siedemdziesiąt dwie dziewice, które aby zachęcić męskich wyznawców do gorliwej wiary, opisywane są przez islamskich kaznodziejów w prawdziwie erotyczny sposób (porno-teologia). Bohaterowie filmu zastanawiają się nad tym, co czeka w raju na kobiety? Okazuje się, że nic, gdyż raj nie jest przeznaczony dla muzułmańskiej kobiety, która w nim po prostu nie istnieje (la femme n’existe pas). Jak zatem wygląda raj, na który sami czekamy?
Najbardziej eksperymentalnym, nowatorskim i przede wszystkim alternatywnym filmem sekcji Forum okazał się w tym roku nowy obraz pary reżyserskiej Lucien Castaing-Taylor i Véréna Paravel znanej już polskim widzom z „Lewiatana” (2012). Ich najnowsza produkcja, „Somniloquies”, to senny, nawiedzony obraz prezentujący historie opowiadane w trakcie snu i przez sen. Reżyserzy nawiązują do postaci amerykańskiego tekściarza Diona McGregora, marzącego o karierze na Broadwayu, który bardzo często mówił przez sen, a jego opowieści przez 7 lat nagrywał mieszkający z nim współlokator. W filmie niezwykle śmieszne i dziwne teksty McGregora są połączone z rozmazanymi obrazami przedstawiającymi nagie, pogrążone we śnie i bezbronne nagie ciała. „Somniloquies” to przede wszystkim voyerystyczna filmowa wyprawa do ukrytego w świetle dziennym świata nieświadomości, sennych pragnień, cielesności i fantazji.
67th Berlin International Film Festival
Berlin
9–19.02.2017