Archiwum
04.08.2014

Kino w czasach kryzysu – grecka nowa fala

Andrzej Marzec
Festiwale

Jedną z ciekawszych sekcji zaprezentowanych w tym roku na Nowych Horyzontach był bez wątpienia długo oczekiwany przegląd nowego kina greckiego, które od kilku lat nie tylko silnie zaznacza swoją obecność na światowych festiwalach, lecz również niezmiennie zaskakuje widzów swoim nowatorstwem. Dzisiaj z pewnością można już mówić o fenomenie greckiej Nowej Fali, czyli specyficznym charakterze kina zapoczątkowanym przez dość dobrze znanych polskiej publiczności reżyserów: Giorgosa Lanthimosa („Kinnetta”, „Kieł”, „Alpy”) oraz Athinę Rachel Tsangari („Attenberg”). Jednak filmy pokazane w ramach sekcji nie ograniczały się wyłącznie do kontynuacji wyznaczonego przez nich kierunku, lecz stanowiły różnorodną mieszankę, ukazując w ten sposób cały wachlarz możliwości greckiej kinematografii: od nerwowego i wybuchowego kina Yannisa Economidesa („Nożownik”), przez dokument Christosa Karakepelisa obrazujący dramatyczne losy zbieraczy złomu („Surowiec”), aż po „Xenię” (Panos H. Koutras), nowy film reżysera związanego z kinem LGBT („Strella”). Najbardziej interesującym oraz inspirującym tematem, przewijającym się właściwie przez wszystkie greckie filmy, jest wątek kryzysu ekonomicznego. Reżyserzy jednak nie przedstawili go dosłownie, tylko przetworzyli i potraktowali metaforycznie. Zła, niewygodna sytuacja ekonomiczna stanowi tutaj jedynie punkt wyjścia czy też pretekst do opowiadania o bardzo wielu różnorodnych kryzysach, które nieustannie wstrząsają społeczną rzeczywistością i zakłócają jej spokój. Właśnie takie potraktowanie tematu świadczy niewątpliwie o geniuszu kina greckiego zrodzonego z kryzysu, ukazującego destabilizację niemalże wszystkich dziedzin ludzkiego życia, które już dawno przestało być bezpieczną i stabilną przestrzenią.

Można powiedzieć, że jednym z filmów kluczy, ułatwiających nam odczytywanie pozostałych, coraz bardziej konceptualnych i surowych obrazów, jest „Ojczyzna” (Syllas Tzoumerkas), gdyż w zdecydowany sposób wiąże ze sobą kryzys społeczny i zakłócenia oraz konflikty w obrębie rodziny. Od tej pory to właśnie ta najmniejsza, a zarazem najbardziej duszna i zamknięta struktura zaczyna wprost obsesyjnie interesować greckich reżyserów, którzy z właściwą sobie dokładnością będą analizować jej opresyjność, przemoc, a także bezwzględność. Tzoumerkas nie jest jeszcze tak abstrakcyjny jak reżyserska para Lanthimos/Tsangari, dlatego widzowie bez większego trudu mogą odczytać jego przesłanie. Podobnego zabiegu podejmuje się Athanasios Karanikolas („W domu”), przedstawiając rodzinę jako metaforę rzeczywistości społecznej czy też społeczeństwo w skali mikro, jednak reżyser zwraca się w stronę kina bardziej konceptualnego. Główną bohaterką pokazanego w filmie rodzinnego dramatu staje się służąca Nadja, cudzoziemka (najsłabsze ogniwo), traktowana przez długi czas jak członek rodziny. Jednak jej nagła choroba całkowicie demaskuje iluzoryczność rodzinnych więzi – zostaje zwolniona, wydalona poza granice domu i zastąpiona nową osobą. Karanikolas dzięki swojemu minimalizmowi szkicuje obraz domu, w którym w żaden sposób nie można się zadomowić. Uprzywilejowana finansowo rodzina przedstawiona przez reżysera nie jest wstrząsana konfliktami, nie grożą jej rozkład czy destabilizacja, przeniknięta jest nieodłącznym chłodem, obcością i pustką. Niewątpliwą zaletą „W domu” jest to, że w udany sposób łączy w sobie kino społecznie zaangażowane (różnice klasowe, brak pracy i opieki medycznej) z wyrafinowanym, abstrakcyjnym formalizmem znanym między innymi z obrazów Lanthimosa. Jego niezwykły „Kieł” abstrahuje od społecznego zaangażowania, traktuje kryzys ekonomiczny całkowicie metaforycznie i wprowadza go w dziedzinę języka. Lanthimos destabilizuje przede wszystkim tkankę porządku symbolicznego, a jego rozważania dotykają samych podstaw, czyli języka umożliwiającego i wytwarzającego społeczny (bez)ład.

Na szczególną uwagę zasługują dwa filmy: „Chłopiec jedzący ziarno” (Ektoras Lygizos) i „Luton” (Michalis Konstantatos), które w doskonały sposób kontynuują przedsięwzięcie reżyserskiej pary Lanthimos/Tsangari. Pierwszy z nich przedstawia losy młodego mężczyzny, utalentowanego, wrażliwego śpiewaka, który mdleje na próbach śpiewu nie ze względu na nadmiar wrażeń, lecz z braku pożywienia. Tematem tego filmu jest głód, wyobcowanie i niedostateczne środki do życia, które pozwalają zaledwie na wegetację, mizerną egzystencję. Główny bohater nie jest w stanie realizować swoich najbardziej podstawowych potrzeb; wyrazem jego skrajnego ubóstwa jest fakt, że żywi się pokarmem dla ptaków. Trudno odczytywać „Chłopca jedzącego ziarno” inaczej niż jako wysublimowany, artystyczny manifest twórców, którzy pozbawieni są środków do życia oraz tworzenia, jednak wciąż podejmują się wysiłku przetrwania. Lygizos ukazuje okrutny świat, gdzie nie ma już miejsca dla pięknoduchów, którzy zostali skazani na powolne wymieranie, śmierć głodową. Natomiast „Luton” zdecydowanie bardziej przypomina rodzinne, dziwaczne rytuały, znane nam przede wszystkim z „Kła” Lanthimosa. Jego bohaterowie (starzejący się 50-letni sprzedawca, 30-letnia prawniczka i nastolatek) są w dziwny sposób niezręczni, pogrążeni w rutynie, łączy ich zdecydowana niechęć do życia oraz rosnąca z dnia na dzień frustracja. Ich zachowanie przywodzi na myśl obłąkane, monotonne ruchy zwierząt w zoo, które zbyt długo przebywały w niewoli, zostały poddane przemocy. Rodzinne więzi przepełnione są agresją, przyjmującą często postać beznamiętności, ludzkie relacje i międzyludzka komunikacja praktycznie nie istnieją, wszyscy są pogrążeni w społecznej demencji, niezdolni do współodczuwania. Świat szkicowany przez Konstantatosa jest sterylny jedynie powierzchownie, jego czystość zakłócają co jakiś czas dające o sobie znać, wykluczone wcześniej, fizjologiczne wydzieliny, organiczne płyny nie poddające się kontroli: krew menstruacyjna, pot, krew płynąca z nosa. „Luton” w niezwykły sposób ukazuje konsekwencje długotrwałego poczucia bycia wykorzystanym, upokarzanym oraz wskazuje na zjawisko eskalującej frustracji. Film w swoim sterylnym okrucieństwie przypomina nie tylko wcześniejsze dokonania Lanthimosa, ale również Michaela Hanekego. Tytułowy „Luton” oznacza iluzję wyzwolenia w sytuacji bez wyjścia, nawiązując do „University of Luton” w Wielkiej Brytanii, gdzie ma studiować najmłodszy ze sfrustrowanych bohaterów. Nie wiemy jednak, czy nastolatek w końcu wyjeżdża z krainy frustracji, gdyż reżyser odprowadza go jedynie na lotnisko – miejsce nadziei, które w kinie greckim zawsze pozostają niespełnione i sfrustrowane.

Ogromnie szkoda, że nie udało się włączyć do programu Nowych Horyzontów filmu Babisa Makridisa „L”, który w sposób całkowicie abstrakcyjny zastanawia się nad życiem pękniętym, niemożliwością odnalezienia się w języku oraz nad desperackimi próbami zadomowienia się i nauczenia się życia. Stanowi przede wszystkim wyraz kryzysu egzystencjalnego, którego nie da się (w przeciwieństwie do ekonomicznego) w żaden sposób pokonać.

Sekcja nowego kina greckiego udowodniła, że nie można już mówić o współczesnej kinematografii bez Grecji, a jej filmy stanowią niezwykle silny i inspirujący głos. Kolejni reżyserzy na swój sposób podążają ścieżką wyznaczoną przez Lanthimosa i Tsangari, udało im się razem wypracować własny, rozpoznawalny styl. W tym momencie pozostaje jedynie czekać na premierę nowego filmu Lanthimosa „The Lobster” (2015), czyli romantycznego thrillera science fiction, połączenia greckiego scenariusza z międzynarodową obsadą aktorską. Opowiada on historię społeczeństwa niedalekiej przyszłości, gdzie aresztuje się ludzi będących singlami. Uwięzieni mają 45 dni na znalezienie swoich partnerów; jeśli im się nie uda, zostają zamienieni w zwierzęta i wygnani do lasu. Jeden z bohaterów próbuje przeciwstawić się obowiązującym regułom. Trzeba przyznać, że „The Lobster” i przygoda Lanthimosa z anglojęzycznym kinem budzi w pierwszym rzędzie obawy, lecz miejmy nadzieję, że powstanie kolejny dobry, wciąż „grecki” film, gdyż jego scenariusz został nagrodzony na 42. Festiwalu w Rotterdamie w 2013 roku.

 

alt