Choć zaginięcie i śmierć Sabriny elektryzują społeczeństwo jedynie do czasu kolejnej bestialskiej – a co za tym idzie: medialnej – zbrodni, to opowiadający o niej komiks Nicka Drnaso ma szansę zostać z czytelnikami i czytelniczkami znacznie dłużej.
Tajemnicze zaginięcie Sabriny wstrząsa jej bliskimi – siostrą, rodzicami, chłopakiem. Ten ostatni, Teddy, nie potrafiąc poradzić sobie z sytuacją, opuszcza Chicago i przenosi się do domu szkolnego kumpla w Kolorado – technika lotniczego w wojskowej bazie, Calvina. Gdy pod jednym dachem zamieszkują zamknięty w sobie Teddy oraz gnębiony własnymi problemami Calvin, możemy zacząć oczekiwać spektakularnego punktu kulminacyjnego, w którym emocje w końcu rozsadzają naszych bohaterów. Ale to nie jest ta historia. To historia cichego przeżywania życia, nawet jeśli ono kopie nas z całej siły.
Od samego początku autor skupia się na Calvinie. To na niego przeniesiony zostaje ciężar opowieści – co stanowi dość ciekawe rozwiązanie. Mimowolnie wplątany w tragedię obcej osoby, zmaga się jednocześnie z własnymi problemami – rutyna absorbującej pracy miesza się z dziwną apatią i rozłąką z najbliższymi: partnerką i córką. Pozostający na zarobkowej emigracji w innym stanie, Calvin prowadzi z kilkuletnią córeczką pięciominutowe small-talki na kamerce, dzwoniąc raz na dwa tygodnie; i to zawsze w nie w porę, Zaabsorbowany obecnością Teddy’ego i przytłoczony ważną zawodową decyzją, zaczyna zaniedbywać swoje relacje z córką. Lakonizm i migawkowość kontaktów z partnerką, widoczny z obu stron, to przykry do oglądania obraz rozpadu rodziny, dla której, jak zostaje nam zasugerowane, problemem jest odległość nie tyle geograficzna, ile emocjonalna, która zatruwała życie związku na długo przed przeprowadzką Calvina. Kiedy ten słyszy, że właściwie nie ma po co wracać, jest autentycznie zaskoczony, jakby wrzucony w nieznaną mu sytuację; my zaskoczeni jesteśmy mniej. „Pogadamy o tym później” – kwituje Calvin, lecz zastanawiać się możemy, czy owo „później” kiedykolwiek nastąpi.
Pojawienie się Teddy’ego i zaginięcie Sabriny niewiele zmieniają w nudnym życiu Calvina. Małomówny i otępiały wręcz Teddy nie wnosi nic poza silną potrzebą zagłuszenia wspólnej ciszy jałowym słowotokiem. Więcej ciepła i komfortu przynosi Calvinowi koc z rękawami, który zakłada po pracy, aby się zrelaksować, niż obecność drugiej osoby. Być może elementem nadającym Calvinowi kolorytu jest jego praca, ale nie jest nam dane tego zobaczyć (wiemy jedynie, że przełożeni i współpracownicy mówią, jak dobry jest w tym, co robi). A jednak pod koniec opowieści Calvin pozwala choć na chwilę, aby emocje wzięły nad nim górę. Impulsem dla sprzeciwu (którego się po bohaterze nie spodziewamy) wobec odgórnych nakazów i bezdusznych rozwiązań jest wspomnienie – przecież obcej dla bohatera – Sabriny. Ten intensywny wybuch emocji jest jednak niezwykle krótki. Wyśmiany przez kolegę z pracy, szybko przeprasza za swoje zachowanie. Mimo to czujemy, że wypowiadane przez Calvina: „Nie zniosę tego” wyraża ogólny stan bohatera, a nie chwilowe oburzenie. Przez krótką chwilę mogliśmy widzieć go takim, jakim jest – psychicznie wyczerpanego, przygwożdżonego ciężarem spraw i absolutnie bezsilnego.
Calvin jest więc głównym bohaterem komiksu – ale postacią tytułową pozostaje Sabrina. Nie bez znaczenia – za jej sprawą Drnaso buduje jedną z ciekawszych części fabuły: opowieść o mediach. Sabrina-zaginiona jest świetnym pretekstem do nieustannego roztrząsania pytań dotyczących ewentualnych scenariuszy; Sabrina-zamordowana to źródło makabrycznych obrazów, przed którymi teoretycznie wszyscy się wzbraniają, aby następnie z zaciekawieniem oglądać zapis kasety z zarejestrowaną przez mordercę śmiercią dziewczyny. Kolejna wstrząsająca tragedia, kolejny psychopata do kolekcji zafascynowanej zbrodnią Ameryki. W końcu wątek Sabriny jako sprawa zamknięta to kolejny klocek teorii spiskowej, zgodnie z którą amerykański rząd symuluje tego typu historie, a zatem dziewczyna jest wielkim oszustwem. Uderzające w kształcie tego typu historii relacjonowanych przez media jest znaczenie ofiary jako figury – a zatem niewielkie znaczenie ofiary jako konkretnego człowieka, którego bliscy przeżywają tragedię. Dla tych ostatnich jedyne wyswobodzenie stanowi kolejna tragedia – która pozwoli uruchomić sensacyjną opowieść na nowo, przy pomocy tych samych elementów i chwytów, ale z innym bohaterem.
Historia Sabriny jest w znaczącej części zapośredniczona – przez media, rozmowy, jakie na jej temat prowadzą jej bliscy oraz całkiem obce jej osoby. Dziewczyna pojawia się jedynie na kilku pierwszych stronach komiksu, by chwilę później zniknąć (co jest chwytem znanym z wielu podobnych narracji serialowych czy powieściowych). Ani w niej samej, ani w jej śmierci nie ma nic nadzwyczajnego. Przypadkowa osoba mijana na ulicy, przypadkowa ofiara brutalnego mordercy. Jednak w świecie najbardziej absurdalnych teorii spiskowych i piętrzących się fake newsów nie ma miejsca na przypadki, a co za tym idzie –na prawdę. Bliscy Sabriny oraz ci, którzy nieoczekiwanie znaleźli się w orbicie jej śmierci, zderzają się więc z falą krzywdzących medialnych plotek. Nieważne, na jakim etapie znajduje się sprawa Sabriny, ktoś zawsze wypowiada „być może” – być może ona wcale nie zaginęła; być może domniemany sprawca wcale nim nie jest; być może jej śmierć jest jednym wielkim rządowym przedstawieniem, które, jak wszystkie inne masakry, ma trzymać nas, społeczeństwo, w ryzach. Złakniona sensacji i wierząca w spiskowe teorie anonimowa masa reaguje więc bardzo źle na próby studzenia nastrojów czy zdystansowania się poszczególnych bohaterów od tragedii. Bardzo szybko obok intensywnego, niemal prześladowczego towarzyszenia pojawiają się przykre pomówienia, a wkrótce potem groźby i oskarżenia (wiadomości świadczą o znajomości prywatnych aspektów życia bohaterów), a także wnioski o zdemaskowanie rodzinnych aktorów, którzy biorą współudział w spisku oraz tych, którzy za nim stoją. Zamiast w ciszy i spokoju przeżywać swój ból, bliscy Sabriny stawiani są w pozycji, gdy muszą uzasadniać jego prawdziwość. Tak jak w okrutny sposób morderca odbiera życie Sabriny, tak tłum odbiera opłakującym jej śmierć ich prawdę.
Drnaso umiejętnie opowiada o problemach dręczących całe społeczeństwo (fake newsy, fascynacja teoriami spiskowymi). W sprawny sposób łączy wielkoformatowe, medialne dramaty z tymi mniej efektownymi, lecz może bardziej przejmującymi, prywatnymi – rozpadem więzi rodzinnych, alienacją jednostki w społeczeństwie, przytłaczającym ciężarem pracy i obowiązków, który nie pozwala w pełni uczestniczyć we własnym życiu. Faktyczny dramat rozgrywa się więc w węższej przestrzeni niż medialne sieci. Na napięciu pomiędzy dramatem osobistym, cichym i emocjonalnie szczerym a publiczną tragedią, głośną, lecz emocjonalnie pustą (wobec czego trzeba napędzać ją kolejnymi zwrotami akcji) autor opiera swoją opowieść.
Największe wrażenie wywarł na mnie fakt, że Drnaso nie chce nas do niczego przekonać. Nie orzeka: „to jest złe, a to szczere” albo „to jest straszne” – nie musi, bo ufa czytelnikom. A jednocześnie rzadko cokolwiek bywa w tym komiksie jednoznaczne. W tym sensie historie Sabriny, Teddy’ego i Calvina to absolutna esencja życia, z wszystkimi najtrudniejszymi, najokrutniejszymi i najbardziej przygnębiającymi, ale też najzwyklejszymi, najbardziej przyziemnymi elementami. Dlatego kiedy na planie akcji w „Sabrinie” dzieje się niewiele, to na planie emocji dzieje się wszystko – nie na papierze, ale w naszych głowach.
Drnaso nie ugasi naszego voyeurystycznego głodu. Nie pokazał zmasakrowanych zwłok Sabriny, nie narysował scen z kontrowersyjnego filmu, którego wszyscy szukają w sieci, nie pozwolił oglądać wpadających w histerię bliskich Sabriny, fizycznie przygniecionych emocjonalnym bagażem doświadczeń. Nie znaczy to wcale, że te rzeczy nie mają miejsca. Ale nie są one przeznaczone dla naszych oczu. Tym samym Drnaso unika pułapki: nie robi tego, co robią media w opowiadanej przez niego fabule. Kiedy krytykuje postępowanie mediów, nie można posądzić go o hipokryzję. Autor z ogromną uwagą dba o to, aby nie popełnić tego samego błędu, aby nie przykryć osobistej tragedii kolektywną histerią. Jakby chciał udowodnić, że można opowiadać poruszające emocjonalnie historie inaczej, poprzez mocne, ale niewywołujące sensacji obrazy. Twarzy na planszach nie wykrzywiają grymasy bólu – są one niemal zastygłe jak twarze lalek stworzone z dwóch czarnych kropek i kresek: oczu, nosa i ust. Emocje i odczucia bohaterów przez zdecydowaną część komiksu pozostają ich prywatną sprawą. Czy trudniej czytelnikom przez to nawiązać z postaciami jakąś więź? Być może – ale to nie jest historia do współczucia i uronienia łez. To jest historia, która sprawia, że przestajemy czuć się komfortowo.
Gdybym miała obstawiać, co stało w zamyśle „Sabriny”, postawiłabym na to, że Drnaso zapragnął stworzyć historię, której absolutnie nikt nie chce przeczytać. Po co? Żeby utwierdzić się w przekonaniu, że ludzie potrafią być bezmyślni i okrutni? To już wiemy, znamy to, doświadczamy tego codziennie. Żeby pokazać nam, jak media żerują na ludzkich tragediach? Widzimy to codziennie w telewizji i internecie. Żeby udowodnić nam, że życie potrafi być nudne i przytłaczające? To chyba również wiemy z własnego doświadczenia…
A jednak z jakichś powodów Drnaso uznał, że warto tę historię opowiedzieć. A czytelnicy, że chcą ją poznać. Chociaż przecież tak dobrze już ją znają.
Nick Drnaso, „Sabrina”
tłumaczenie: Marceli Szpak
Kultura Gniewu
Warszawa 2020