Opowieść o głębokim kryzysie egzystencjalnym, w jakim znajduje się tytułowa bohaterka i narratorka spektaklu „Buka” w reżyserii Olgi Turutii-Prasolovej, zaczyna się w toalecie. Buka to trzydziestotrzyletnia, niezamężna i bezdzietna kobieta, wykonująca nielubianą przez siebie, odległą od zainteresowań i źle płatną pracę poniżej posiadanych kwalifikacji – jest animatorką dziecięcych imprez urodzinowych. Zwyczajowo wiek, w którym się znajduje, nazywany jest „chrystusowym” – to moment w życiu, w którym, jak powszechnie się uważa, należy osiągnąć już dojrzałość i mieć pewne dokonania. Najczęściej pojęcie to odnoszone jest do mężczyzn. Wykorzystanie go w opisie postaci kobiecej zwraca uwagę na zależność społecznych oczekiwań od płci. Podsumowanie życia, którego dokonuje Buka, i jego wynik – bilans negatywny – wywołują u niej kryzys, który przeżywa w samotności. Kolejne odsłony jej intymnej opowieści rozgrywają się w prezentowanych umownie miejscach odosobnienia.
Napisany przez Lenę Laguszonkową i Katerynę Penkovą monolog sceniczny zrealizowany w Teatrze Polskim w Bydgoszczy prezentują dwie aktorki – Zhenia Doliak oraz Dagmara Mrowiec-Matuszak. W głębi podestu scenicznego leży wielki, czarny, pokryty brokatem pluszowy miś. Niemal pusta scena oraz humorystyczny tekst kojarzą się ze stand-upem, którego cechy wpływają na stylistykę spektaklu. Pojawiają się też sceny slapstickowej pantomimy, przypominające sekwencje z wczesnych filmów z Charliem Chaplinem. Jedna z aktorek odgrywa na przykład rozmowę telefoniczną z użyciem buta, który wciąż jest na nodze jej partnerki. Metaliczne ściany podestu scenicznego odbijają światło, nadając scenografii specyficzny, nowoczesny charakter. W pewnym momencie widzowie przenoszeni są na imprezę techno, gdzie muzyka i światła tworzą charakterystyczną atmosferę, a postaci tańczą w butach na wysokich obcasach i w krótkich sukienkach. Czy taka forma ekspresji może być zarazem formą ucieczki? Czy sytuacja Buki staje się tak przytłaczająca, że zostaje jej tylko płacz albo śmiech? Taniec można postrzegać jako znak szaleństwa, ale też jako sposób radzenia sobie z trudnościami. Wrażenie to doskonale wpisuje się w atmosferę spektaklu, w którym dowcip, czasem groteskowy, splata się z refleksją na temat życiowych trudności doświadczanych przez bohaterkę. Humor rodem z internetowych memów łączący się z wulgarnym językiem jest znakiem estetyki przesady, kiczu i cringe’u. Przyjemność, którą odczuwałam, oglądając przedstawienie Turutii-Prasolovej, łączyła się z wrażeniem spójności wszystkich jego elementów, tworzących harmonijną całość.
Spektakl opowiada o rozgrywających się przez kilka dni (a może tygodni?) zdarzeniach z życia Buki, które właśnie – choć nigdy nie było szczególnie łatwe – rozpada się na kawałki. Bohaterka jest przekonana (niesłusznie), że straci pracę, której wprawdzie nie ceni, ale uważa za konieczną. Kończy relację z chłopakiem, która – choć dominowała w niej wzajemna niechęć – dawała nadzieję na stabilizację ekonomiczną. Obawia się także, że straci mieszkanie, którego wprawdzie nie znosi, ale gdzieś przecież mieszkać musi. Każde z tych zdarzeń ukazywane jest na tle jej intensywnego życia towarzyskiego. Widzowie prowadzeni są od domu rodzinnego partnera Buki, poprzez spotkanie osób zaangażowanych w piramidę finansową typu MLM (Multi-Level Marketing) i wizyty w teatrze alternatywnym, do nocnego klubu. Najważniejsze momenty spektaklu dzieją się w toaletach w miejscach, które odwiedza jego bohaterka. Właśnie tam, w samotności, konfrontuje się ona z absurdami własnego położenia. Ustronne miejsca obrazowane są metaforycznie, ale to właśnie w nich widzowie mają wgląd w intymne aspekty jej życia: zyskują dostęp do jej nieocenzurowanych myśli i stają się świadkami jej prywatności, w której jest miejsce na nieocenzurowaną szczerość: wulgarność, słabość czy bezsilność.
Damska toaleta to zamknięta, intymna przestrzeń, w której zaznać można chwili prywatności. To kryjówka i enklawa intymności, gdzie można ujawnić własną słabość i gdzie jest miejsce na ludzką solidarność. W toalecie można poprosić o pomoc inną kobietę: czasem chodzi o pożyczenie podpaski lub grzebienia, a czasem – wsparcie. Ciała kobiet często wystawione są na widok publiczny. Stają się przedmiotem dyskusji dotykających spraw tak delikatnych, jak aborcja czy publiczne karmienie piersią, a równocześnie narzuca się im nieracjonalne nakazy, dotyczące zakrywania ciała (czego przykładem są nadużycia w interpretacji zapisów szkolnych regulaminów, zabraniające uczennicom noszenia koszulek na ramiączkach, podczas gdy chłopcy mają w tej kwestii dowolność). Toaleta to ostoja, w której kobiety mogą odrzucić wmuszane im normy i nie przejmować się własnymi niedoskonałościami. Buka kilkukrotnie zamyka się w toalecie, żeby płakać. Ale to też miejsce, w którym uprawia seks z kolegą z pracy. W toalecie spotyka dziewczynkę, która doświadcza pierwszej miesiączki. Pokazuje jej, jak korzystać z podpaski i tłumaczy, co dzieje się w jej ciele. Nawet w mieszkaniu Buki łazienka jest miejscem szczególnym: to przestrzeń, w której razem ze współlokatorką szykują się do randki, a następnie – miejscem przejmujących wyznań po tym spotkaniu, podczas którego Irka zostaje zgwałcona.
Bydgoski spektakl eksploruje tematy feministyczne i odnosi się do codziennego życia kobiet. Jej tytułowej bohaterki nie można utożsamiać ze stereotypowymi cechami tradycyjnie przypisywanymi jej płci, ale wymyka się także nowoczesnym wzorcom kobiecości. To kobieta nieidealna, która w poszukiwaniu własnej drogi popełnia błędy, bywa egoistyczna, zmienia zdanie i doświadcza porażek, ale po każdym takim doświadczeniu potrafi się podnieść. Jest pełnowymiarowym człowiekiem, a własną kobiecość definiuje sama, nie pozwalając na determinowanie siebie przez odbicie w oczach mężczyzn czy patriarchalne ramy. Ta kobieta zaskakuje i irytuje, ponieważ robi wszystko po swojemu, nie zważając na polityczne czy społeczne konwenanse. Jej najważniejszym celem jest ona sama i jej własne przetrwanie. Przypomina tym bohaterkę serialu „Fleabag” czy Julię – protagonistkę norweskiego filmu „Najgorszy Człowiek na Świecie”.
Buka przypomina też bezdzietną lambadziarę. Wyrażenie to używane jest jako obelga opisująca kobiety, które imprezują, chodzą w skąpych strojach i zawiązują niezobowiązujące relacje seksualne. Krytyczna opinia, wybrzmiewająca w głosach internetowych krytyczek i krytyków takiej postawy, opisuje je jako egoistki, którym zależy wyłącznie na przyjemnościach, podczas gdy obowiązkiem kobiety powinno być rodzenie i wychowywanie dzieci. Doceniam bunt bohaterki bydgoskiego spektaklu, sprzeciwiającej się próbom narzucenia jej wartości, których sama nie wyznaje – dlatego zgadzam się określać ją mianem lambadziary jedynie ironicznie. Buka to nonkonformistka, która szuka spełniania w niezależności. Idzie przed siebie, choć jej drogi bywają kręte, a cel – niejasny.
Estetyka spektaklu Turutii-Prasolovej stanowi odbicie cech jego bohaterki: jest brokatowa, klubowa, chwilami obsceniczna i wulgarna, ale też cyniczna, nieprzewidywalna i zabawna. Jak Buka chodzi własnymi drogami. Zachęca do refleksji, a równocześnie – bulwersuje. Lekko mówi o trudnych sprawach, ale ich nie bagatelizuje. Krytycznie ukazuje kapitalistyczne oraz patriarchalne mechanizmy społeczne, nie czyniąc ich swoim najważniejszym tematem. „Buka” to afirmacja kobiecej niezależności: surowej, szarej i męczącej; niezdolnej może, by zagwarantować wysoki standard życia, ale i tak wartej ceny, którą trzeba za nią płacić.