Nr 11/2022 Na teraz

W co wierzy Syzyf?

Michał Piepiórka
Seriale

Jack Torrance w kultowym „Lśnieniu” wystukiwał na maszynie do pisania: „All work and no play makes Jack a dull boy”. Pod tymi słowami mogliby się podpisać również bohaterowie znakomitego serialu produkcji Apple TV+ „Rozdzieleni”. Nie znają oni niczego poza pracą – a przynajmniej nie zna tego połowa ich świadomości. Druga funkcjonuje od 17 do 9 rano, nie wiedząc, co to znaczy pracować. Dość niejasne? Tylko pozornie. Serial jest zbudowany bowiem na bardzo prostym koncepcie, z którego twórcy wywiedli wyjątkowo złożone konsekwencje.

Wyobraźcie sobie, że słynny biurowy sitcom „The Office” jest horrorem. Na dodatek takim, w którym szefem jest Dwight, a reszta zespołu nie może opuszczać siedziby Dunder Mifflin. Tak na pierwszy rzut oka wygląda „Rozdzielenie”: jak dość ponury żart utrzymany w klimacie korpo-horroru. Ale dzieło Bena Stillera jest raczej filozoficznym science fiction z thrillerowym twistem. Jeśli szukać podobieństw, to znacznie bliżej mu do niepokojących antyutopii znanych z antologii „Black Mirror”. Tu również najważniejszy jest nietypowy punkt wyjścia, na pierwszy rzut oka wyglądający na całkiem kuszącą alternatywę dla naszej rzeczywistości, z którego twórcy wyciskają wybitnie nieprzyjazne konsekwencje.

Firma Lumon, w której pracują bohaterowie serialu, opracowała technologię tytułowego rozdzielenia. Polega ona na wszczepieniu chipu aktywującego się wtedy, gdy tylko pracownicy wjadą windą na poziom biura. W tym momencie zostają pozbawieni wszelkich wspomnień z tego, co działo się w ich czasie wolnym. Działa to też w drugą stronę – gdy tylko opuszczą miejsce pracy, zapominają, co robili przez ostatnie osiem godzin. Tak prosty fabularny pomysł pozwolił twórcom nie tylko postawić wiele frapujących pytań o współczesne relacje pracy, tajemnice ludzkiej osobowości, a nawet o religijność, ale także stworzyć wciągającą, niepokojącą fabułę pełną tajemnic, zagadek i znaczących niedopowiedzeń.

Podstawową konsekwencją procedury rozdzielenia jest na dobrą sprawę stworzenie dwóch różnych osób. Osoby poza biurem bowiem nic nie łączy z tą przebywającą w biurze korporacji Lumon – nic poza powierzchownością i organizmem. Pracownicy nie wiedzą, czy po godzinach pracy są szczęśliwi, czy mają rodziny, czy są ludźmi moralnymi. Rozdzielenie jest tak drastyczne, że o „tej drugiej” osobowości mówi się per „alter”. Fabularnych konsekwencji wyjściowego pomysłu jest znacznie więcej i wszystkie one mają odpowiednie rozwinięcie. Twórcy bardzo pieczołowicie przykładają się do konsekwentnego budowania spójnego i wiarygodnego świata, którym rządzi wprowadzony mechanizm, lecz na pierwszy plan wychodzą inne, istotniejsze kwestie.

Główny bohater, Mark, zdecydował się na zatrudnienie w Lumon, by choć przez osiem godzin nie pamiętać o niedawno zmarłej żonie. Jest zadowolony ze swojej kontrowersyjnej decyzji. W pracy również nieźle mu się wiedzie. Po odejściu jednego z pracowników właśnie awansował na kierownika małego, czteroosobowego zespołu zajmującego się rafinacją metadanych. Na czym polega ich praca? To jedna z tajemnic, których nie są w stanie zgłębić nawet oni sami. Na starodawnych komputerach śledzą ciągi liczb. Gdy któreś uznają za niepokojące, przyjazne lub wywołujące w nich inne emocje, mają za zadanie je wyizolować i przyporządkować do jednej z grup. Dziwne? Podobnych nietypowych pomysłów w serialu jest więcej. Ale jednocześnie świat przedstawiony na swój sposób wydaje się realistyczny.

Akcja zawiązuje się wtedy, gdy Marka nieoczekiwanie odwiedza po pracy kolega z zespołu – chce go ostrzec, mówiąc, że ich praca nie jest tym, czym się wydaje. Główny bohater, choć niechętnie, zaczyna interesować się tematem. Twórcy serialu wykorzystują głównie tajemnicę, przy czym wcale nie starają się jej przed widzami odsłaniać. Praktycznie przez cały pierwszy sezon nie poznajmy szczegółów profesji bohaterów serialu – bardziej interesująca jest eksploracja dziwacznego świata.

Również zachowanie osób organizujących pracę w biurze wydaje się enigmatyczne. Bardziej niż szefami zdają się strażnikami więziennymi, a swoich podopiecznych traktują niczym niewolników, którymi za wszelką cenę chcą sterować, tworząc parareligijny system przypominający parodię wielkich religii zorganizowanych wokół świętej księgi. Tym razem jest nią kilkutomowy regulamin. Konsekwencją rozdzielenia jest to, że pracownicy są wyjątkowo podatni na manipulacje, na dodatek nie znają innej rzeczywistości poza pracą – szefostwo musi więc ich egzystencji nadać wyższy cel: praca staje się religią.

fot. materiały prasowe

Można tu dostrzec mocną krytykę systemów religijnych i praktyk służących podporządkowywaniu naiwnych, starających się w ten desperacki sposób nadać sens jałowej egzystencji – sterowanej na dobrą sprawę przez enigmatycznych prawodawców, którzy rozdzielają obowiązki podług absurdalnych zaleceń wielkiej księgi. Ale wątków krytycznych w serialu jest znacznie więcej. Przede wszystkim na celowniku znalazły się wielkie korporacje, które alienują pracowników od ich życia prywatnego. „Rozdzielenie” za pomocą fantastycznego fortelu pokazuje, że człowiek traktowany jedynie jako pracownik zostaje pozbawiony człowieczeństwa, a praca bez życia prywatnego może być tylko zniewalającym piekłem.

Twórcy szczególnie chętnie eksplorują także motyw zaświatów. Bo biuro to nie tyle przestrzeń, ile stan ducha – materializacja zagłuszanej pracą depresji, na którą zdają się cierpieć wszyscy pracownicy tego przybytku. Tę atmosferę podkreśla scenografia: korytarze biurowca są wielkim, białym, pozbawionym charakteru labiryntem. Całość składa się z wysokich, całkowicie pustych ścian, sprawiających wrażenie przestrzeni nie z tego świata. Swoją drogą minimalistyczny design – bezpłciowa korpobiel plastikowych ścianek i retrotechnologia oldschoolowych komputerów z lat 80. – to jeden z najlepszych elementów serialu. Pustka i nijakość biurowego świata w dziwaczny sposób wywołuje niepokój – przywołuje bowiem na myśl dręczącą nudę, niekończący się wyrok, pozbawiony właściwości czyściec, z którego nie da się wyjść. Bohaterowie mają wrażenie, że nigdy nie opuszczają miejsca pracy – niczym współcześni Syzyfowie.

Przy mnogości kontekstów generowanych przez świat przedstawiony serialu, jego krytycyzmie względem zinstytucjonalizowanej religijności i zniewalających korpopraktyk, „Rozdzielenie” jest również – po prostu – niezwykle wciągającym thrillerem, który trzyma widza na brzegu fotela. Napięcia nie wywołuje jednak z pomocą przerażających antagonistów – choć i tych nie brakuje – ani dzięki klasycznie rozpisanej dramaturgii, zwiastującej nadciągające zagrożenie. Niepokój wynika tu raczej z zasad rządzących fabularną rzeczywistością – ze zgody zapełniających świat przedstawiony postaci na taki, a nie inny stan rzeczy.

Odkrywanie meandrów tego świata jest jednocześnie fascynujące i przeraźliwie szokujące. Nie ma tu jednak klasycznej grozy, są raczej dreszcze poczucia zadziwienia, na dodatek pożenione ze sporą i dość nieoczekiwaną dawką humoru. Ekranowy świat jest bowiem na tyle pokraczny, że aż śmieszny. Jak inaczej można zareagować, jeśli nie śmiechem, na sposób gratyfikacji pracowników motywowanych niezwykle kuszącą perspektywą otrzymania pułapki na palce, grawerowanej plastikowej rzeźby czy imprezy z goframi? Ale jest w tym prosta logika: wynagrodzenie pieniężne nie jest dla pracujących wystarczającym honorarium, bo przecież spożytkują je lub przetrwonią raczej alterzy.

„Rozdzielenie” to serial, który nieustannie zaskakuje, mimo że rozgrywa się w niemal pustej przestrzeni. Jednak za każdym zakrętem labiryntowego biura może skrywać się kolejna tajemnica. Być może największym sekretem sukcesu tego serialu jest fakt, że fabuła wciąż obiecuje kolejne atrakcje – odkrycia, przełomy, wyjaśnienia – ale bardzo rzadko ich nam dostarcza. Dzięki temu niezmiennie czekamy na to, co będzie dalej, by ostatecznie stwierdzić, że tak jak nic nie wiedzieliśmy, tak nadal nic nie wiemy. Czy nie jest to zbieżne z próbami przeniknięcia tajemnicy boskości?

 

„Rozdzielenie”
twórca: Dan Erickson
dostępny na Apple TV+