„Made in Germany” – tak mówią o sobie Mozambijczycy, których w latach 70. XX wieku wysłano w roli kontraktowych robotników do NRD. Birgit Weyhe w komiksie „Madgermanes” opowiada ich historię, na którą składają się ciężka praca, ambicja, chęć odmiany swojego losu oraz poszukiwanie przestrzeni dającej poczucie przynależności. Poszukiwanie niemające końca, nawet po wielu latach od upadku muru berlińskiego.
Jose Antonio to imię zbyt trudne do wymówienia dla Niemców, więc szybko przywiera do niego przydomek Toni. W Berlinie Wschodnim ląduje tuż po swoich osiemnastych urodzinach. Jest naprawdę zimno – brak rękawiczek i ciepłych ubrań sprawia, że Toni niemalże odmraża sobie dłonie i stopy. Nie jest typem „rozrywkowej” osoby – swoje miejsce odnajduje raczej w publicznej bibliotece, na wieczorowych kursach czy też w kinie. Pochłania go świat kultury i oddolnych działań. Jednak dramatyczne okoliczności rozstania z ukochaną sprawiają, że Toni porzuca Berlin dla peryferyjnych Niemiec, a gdy w latach 90. dochodzi do zaostrzenia nastrojów, ostatecznie postanawia powrócić do domu. Do domu, w którym nie tylko nie ma kina czy telewizji, ale i bieżącej wody. Jednak, jak twierdzi, do nikogo nie ma pretensji – wiedzie spokojne życie w Mozambiku.
Basilio z odwagą spogląda w przyszłość, kiedy więc poszukiwani są ochotnicy do pracy w NRD, nie waha się. Na miejscu szybko odkrywa, że nie ma takiego zakazu, którego nie dałoby się obejść. Poznaje smak zabawy, nocnych wyjść, kolejnych partnerek. Choć otrzymuje jedynie część wynagrodzenia – jak każdy robotnik z Mozambiku, bo druga część ma zostać wypłacona dopiero po powrocie do kraju – bardzo mu zależy na wrażeniu luksusu i dostatku, jaki prezentuje na zdjęciach wysyłanych rodzinie. Kiedy myślimy, że ostatecznie swoje miejsce w Niemczech odnajduje u boku ukochanej kobiety, zderza się z falą rasizmu. Kiedy natomiast wraca do Mozambiku, myślami wciąż krąży wokół swojego życia w Niemczech… i pieniędzy, z których został okradziony. Jak twierdzi, w imię swoich praw będzie demonstrował na ulicach miasta wraz z innymi Madgermanes tak długo, jak starczy mu na to sił.
Anabelle nie lubi rozmyślać o przeszłości – zbyt wiele w niej krwi, cierpienia i śmierci. Wyjazd do NRD to okazja do ucieczki przed wojną, ale i szansa na lepsze życie dla jej rodziny w Mozambiku. Na miejscu szybko odkrywa, że mało rozwijająca praca ją irytuje –widzi siebie raczej w szpitalu, w roli lekarki, a nie w fabryce termoforów. Jej życie szybko zamienia się w mechaniczny rytm aktywności: praca–nauka–sen. I chociaż dramatyczne wydarzenia niemal przerywają marzenia Anabelle o maturze i studiach, ostatecznie bohaterka zostaje w Niemczech i konsekwentnie dąży do osiągnięcia celu. Starając się wtopić w lokalne tło, nigdy jednak do końca nie może poczuć się jak „u siebie”.
Toni, Basillio i Anabelle nie istnieli w rzeczywistości. Birgit Weyhe na podstawie wywiadów z mozambickimi robotnikami ulepiła te trzy postaci z historii, doświadczeń i emocji swoich rozmówców. Wśród nich na pierwszy plan wychodzą próby zapewnienia lepszej przyszłości, szok kulturowy i problemy z rasizmem, ucieczka przed demonami wojny, konieczność podejmowania trudnych decyzji i wyboru priorytetów, poczucie zawodu – gdy każdy z bohaterów dowiaduje się, że obiecane im pieniądze przepadły – oraz nieustanne poszukiwanie domu i ogromna potrzeba przynależności.
Ze względu na podejmowane przez siebie decyzje bohaterowie „Madgermanes” w żadnym miejscu nie będą się czuć jak „domownicy”. Sam pobyt w Niemczech naznaczony jest piętnem obcości i rasizmu – od najbardziej ekstremalnych sytuacji, takich jak podpalenia i groźby, przez jawną dyskryminację (obraźliwe wyzwiska, ignorowanie w barach i restauracjach przez obsługę), po rasistowskie motywacje skrywane pod płaszczykami najróżniejszych wymówek. Anabelle szybko się uczy, że aby być lepiej traktowana (mieć szansę na studenckie praktyki, wynajem mieszkania czy pracę), musi zdjąć z głowy swoją tradycyjną chustę, wyprostować włosy i włożyć garsonkę; stać się na tyle podobna do innych (białych), jak to tylko możliwe. Ale, mimo upływu lat, poczucie przynależności ani nie zostaje przywrócone (przypadek Toniego i Basilio, którzy opuścili Niemcy), ani nie tworzy się na nowo, jak w przypadku Anabelle, która do Mozambiku nigdy nie wróciła. Zarówno Toni, jak i Basilio, poszukują kontaktu z „takimi, jak oni” – innymi Mozambijczykami o podobnych doświadczeniach. Toni tęskni za językiem, kulturą czy poziomem życia. Nie potrafi żyć ponownie w domu bez bieżącej wody i bez dostępu do kina czy bibliotek. Basilio nie potrafi natomiast zapomnieć o tym, co mu się należy, a więc o zaginionej części wypłaty – gnany złością, rozczarowaniem, ale i wspólnotą doświadczeń z innymi Madgermanes, każdego tygodnia demonstruje na ulicach. Jednocześnie Madgermanes nie czują się w pełni zrozumiani także przez swoich rodaków. Nie chodzi jedynie o kwestię odmiennych doświadczeń, ale i swego rodzaju zazdrość i nieufność względem pieniędzy, jakie każdy z robotników miał ze sobą przywieźć.
Zdecydowaną zaletą komiksu jest bez wątpienia siła trzech historii – osobnych, ale i w pewien sposób ze sobą połączonych. Dzięki stworzeniu punktów przecięcia między opowieściami Toniego, Basilia i Anabelle autorka tworzy historię wielowymiarową i bardzo nieoczywistą. Subtelne przesunięcia perspektyw pozwalają zrozumieć decyzje każdej postaci. Co więcej, Weyhe nie ocenia wykreowanych przez siebie bohaterów i daje każdej historii wybrzmieć w pełni. Doceniam także kolejność, w jakiej bohaterowie są nam przedstawiani. W wykonaniu autorki działa to właściwie jak odkrywanie przed nami kolejnych elementów układanki: pozwala nie uprzedzać faktów i jednocześnie stopniować poziomy emocjonalności samej opowieści.
Historia Anabelle, opowiedziana jako ostatnia, jest najbardziej dramatyczna. Powody, dla których opuściła Mozambik, są zdecydowanie bardziej tragiczne niż w przypadku Toniego i Basilia. Również zasady – te oficjalne i te mniej oficjalne – jakie NRD narzucało na robotnice, były niepomiernie surowsze. O ile oficjalnie kontakty z płcią przeciwną były zakazane dla wszystkich, o tyle realne konsekwencje ponosiły jedynie kobiety. Ciąża oznaczała bowiem automatyczny powrót do Mozambiku. Opowieść Anabelle przynosi nam chyba także najbardziej wstrząsające strony komiksu związane z dalszym losem jej rodziny.
W tym miejscu Weyhe ukazuje zresztą swój kunszt, operując z niezwykłą wprawą kolejnymi planszami – wiedząc, jak stopniować napięcie, jak wykorzystywać czerń, czy też sięgając po pojawiającą się od czasu do czasu w komiksie i o wiele bardziej ekspresyjną kreskę. Zdecydowana większość komiksu rysowana jest bowiem dość prostą i oszczędną kreską, a same kadry często bądź to pozbawione są tła, bądź też jest ono jedynie szczątkowe. Ale Weyhe serwuje nam także od czasu do czasu rysunki, w których sięga po mariaż sztuki afrykańskiej z socjalistyczną, propagandową sztuką NRD.
Zdarza się, że autorzy skupieni na konkretnym temacie, chcąc w pełni oddać „sprawiedliwość” przedstawianej historii, zaniedbują warstwę wizualną narracji i opowiadanie słowem stawiają nad opowiadanie obrazem. Jednak to nie ten przypadek. Co prawda „Madgermanes” nie jest komiksem oszałamiającym pod względem formy. Mimo to Weyhe udowadnia, że nawet z nieco usztywniającą łatką „temat społecznie ważny” można z powodzeniem wykorzystać możliwości, jakie daje medium komiksu, mieszając ze sobą różne kreski i style, podkreślając tym samym wielowymiarowość zarówno samej historii, jak i postaci. Połączenie prawdziwych historii różnych osób i utkanie z nich bohaterów fikcyjnych, ale jak najbardziej wiarygodnych pozwoliło autorce na zbudowanie narracji zarówno sprawnie i atrakcyjnie opowiedzianej, jak i przejmującej, oddającej sprawiedliwość historii. Poruszającą opowieść wszystkich Madgermanes Weyhe zamknęła w harmonijnie splatającym się trójgłosie. Warto posłuchać, co ma nam do przekazania.