Nr 15/2025 Na teraz

Z Małgorzatą Szymankiewicz przy okazji ekspozycji „Podzielone przez dzielenie” rozmawia kuratorka wystawy Bogna Błażewicz

Bogna Błażewicz: Zapytam wprost, tak jak może to uczynić ktoś, kto przyjdzie do Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu: co na Twojej wystawie zostaje podzielone przez dzielenie?

Małgorzata Szymankiewicz: Sztuka, w tym przypadku malarstwo, jest dla mnie przede wszystkim aktem dzielenia się pewną ideą z publicznością. Może jednak tworzyć podziały na wielu poziomach, na przykład interpretacyjnym – dając możliwość niezgadzania się w wielu kwestiach, różnienia się między sobą w opiniach, sposobie odbioru, preferencjach formalnych. Sztuka może decydować także o sprawach tożsamościowych – za jej pomocą możemy identyfikować się z pewnymi postawami lub ideami, określać własną przynależność do grup lub środowisk. Te postawy mogą być rozumiane nie tylko jako wspólnoty pewnych idei, ale także jako funkcjonowanie w określonych systemach ekonomicznych lub porządkach społecznych. Wychodząc od zasad konstrukcyjnych obrazu i założeń formalnych, które w moim przypadku polegają na dzieleniu płaszczyzny obrazu, komponowaniu jej z mniejszych fragmentów lub modułów albo też ujmowaniu prac w serie, chciałabym zwrócić uwagę na to, że obraz ma zawsze potencjał relacyjny i staje się przestrzenią wielowymiarowej negocjacji. Tytuł wystawy można rozumieć zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie – jako potrzebę dzielenia się, prowadzącą do bliskości lub wspólnoty (także jako akceptację dla różnorodności), jak również jako wskazanie na istniejące już podziały czy nierówności, izolację, brak dialogu, zamknięcie na to, co odmienne.

Od lat twórczo badasz abstrakcję jako formę malarskiej wypowiedzi. Interesują Cię zarówno montażowe strategie obrazowania, jak i demokratyczny charakter tego rodzaju malarstwa…

Myślę, że podstawowym błędem jest dość powszechne przeświadczenie, iż o abstrakcji należy myśleć jako o formie, która unieważnia wszelką treść. Tymczasem sztuka niefiguratywna wydaje mi się właśnie najbardziej demokratyczna – już na wstępie daje każdemu podobne szanse, zmuszając do zmysłowego odbioru. Sprowadza wszystko do poziomu, na którym nie istnieją żadne obowiązujące schematy odbierania tego, co się widzi. Trzeba zaufać swoim zmysłom, poddać się wrażeniu, jakie powstaje w relacji z obiektem sztuki. Obraz jest jak wydarzenie, na które nigdy nie jesteśmy do końca przygotowani – tak w momencie tworzenia, jak i odbioru. W związku z prostymi formami, jakimi zazwyczaj operuje abstrakcja, czy też ze zwróceniem uwagi na podstawowe środki malarskie, takie jak kolor, plama, gest, linia bądź kontrasty, pojawia się możliwość dowolnej interpretacji, dopuszczającej właściwie każdy sposób rozumienia jako właściwy. To właśnie z różnorodności tych sądów i doświadczeń tworzą się dialog, wymiana myśli, ale i podział. Zresztą prostota czy minimalizm środków malarskich nie są tożsame z prostotą przekazu, podobnie jak w alfabecie – z zawężonej liczby znaków powstają bardzo różnorodne, często skomplikowane komunikaty i sensy.

Zbliżone możliwości, ukazujące szeroko rozumianą relacyjność, odnalazłam w montażowych strategiach obrazowania, które badałam w trakcie mojego doktoratu. W zabiegach postprodukcyjnych, ale także w tradycyjnej estetyce kolażu, umożliwiającej łączenie sprzeczności i opierającej się na poetyce fragmentu. Właśnie fragmentacja i rekombinacja są dla mnie narzędziami do kwestionowania malarskiego status quo, stają się sposobem proponowania nowych sposobów oglądu, rozbieraniem ,,tego, co jest” na rzecz ,,tego, co mogłoby być”. Z pozoru czysto techniczne lub ,,zaledwie” formalne zabiegi montażowe lub postprodukcyjne (np. cięcie, dzielenie i łączenie według nowego porządku), które zawłaszczam na potrzeby obrazu malarskiego, stają się wystarczającym i w pełni kompletnym komunikatem, wyrazem pewnego stanowiska lub idei. Są wręcz polityką lub filozofią ujętą w konkretną wizualną formę. Płaszczyzna obrazu staje się przestrzenią symboliczną, gdzie każdy gest, każdy zabieg malarski zyskuje dla mnie istotne znaczenie.

Postrzegasz sztukę abstrakcyjną przede wszystkim jako sztukę relacji, co potwierdzają Twoje przemyślane kompozycje. Są one jednak tak precyzyjne i tak szczegółowo formalnie dopracowane, że nasuwa się pytanie, czy nad relacjami można tak perfekcyjnie zapanować?

Zdecydowanie nie! Relacje zawsze jawiły mi się jako bardzo skomplikowane, nieprzewidywalne. Być może dla uwydatnienia przeciwieństw wprowadzam więc przypadek, formy organiczne, swobodnie rozpływające się plamy farby żyjące własnym życiem, wręcz negujące rygor podziałów kompozycyjnych lub sugerujące zupełnie inny porządek. Moje obrazy starają się łączyć sprzeczności, różnice, redefiniować granice i relacje między poszczególnymi elementami. Wartości takie jak geometryczność/organiczność, intencjonalność/przypadkowość zaczynają się ze sobą zderzać, ścierać lub kolidować. Także optyczne złudzenie ruchu, płynności, niestałości w statycznym obrazie jest dla mnie pełne sensu. Jak pewnie zauważyłaś, bardzo często kompozycje sprawiają wrażenie pulsacji, przemieszczenia, deformacji siatek lub układów, przez co kwestionują własną statykę i niezmienność, stając się polem permanentnej oraz ,,żywej” negocjacji. W ten sposób obraz staje się wyrazem wszelkiej interakcji – między różnymi elementami, systemami, wartościami, sposobami oglądu… Jednocześnie można powiedzieć, że już sam proces powstawania obrazu jest dość ,,demokratyczny” i ,,równościowy”, w takim sensie, że każdemu fragmentowi poświęcam taką samą ilość uwagi, każdy jest istotny dla kompozycji, wnosi swoją energię i buduje jakieś napięcie.

Podzielone przez dzielenie | Małgorzata Szymankiewicz, fot. Michał Adamski, dzięki uprzejmości Galerii Miejskiej Arsenał

Zajmujesz się też tematem obrazu jako pisma 2.0 – do tego zagadnienia odnosisz się nawet w swojej rozprawie doktorskiej. Czy mogłabyś o tym opowiedzieć?

Koncepcja obrazu jako następstwa pisma, czyli formy łączącej potencjał wizualny i językowy, wydaje mi się bardzo ciekawa, wyznaczająca kierunek rozwoju dla obrazowości, także dla malarstwa. Pokazuje ona możliwość jego transformacji, jednocześnie zaznaczając jego konceptualną podstawę. U Catherine Malabou lub Viléma Flussera znajdziemy podobne w wielu aspektach spojrzenie na obraz, proponujące postrzeganie go nie jako biernego odbicia rzeczywistości, lecz jako dynamicznego narzędzia komunikacji, kodującego abstrakcyjne pojęcia czy stanowiącego źródło i głębię wszelkiego dyskursu. Choć wywodzą je z nieco odmiennych perspektyw – Malabou z filozofii neuronauki, a Flusser raczej z teorii mediów – ich koncepcje splatają się dla mnie w wizji obrazu jako nowego ,,alfabetu” złożonych znaczeń. Gdy myśli się o obrazie w ten sposób, okazuje się, że może on być równie komunikatywny, co język – choć przecież czyni to na własnych zasadach, bardziej bezpośrednio i za pomocą zupełnie odmiennych środków. Dla Malabou obraz może być ,,śladem” pisma, a ślady są przede wszystkim formami wizualnymi. W ten sposób malowanie to nie tworzenie opozycji wobec słowa, a początek polemiki czy dialogu.

Malabou jest przekonana o zmierzchu pisma – wpisała to pojęcie nawet w tytuł swojej książki: „Plastyczność u zmierzchu pisma. Dialektyka, destrukcja, dekonstrukcja”. Czy obraz, choć istniał wcześniej niż pismo, może rzeczywiście okazać się lepszą bądź też pełniejszą formą komunikacji? Czy Twoim zdaniem w przyszłości będzie to również miało związek z samym odbiorem sztuk wizualnych, a szczególnie abstrakcji?

Myślę, że proces, o którym mówisz, trwa już od jakiegoś czasu, chociażby w środowisku cyfrowym, a zwłaszcza w przestrzeni internetu czy mediów społecznościowych. W podstawowej komunikacji obrazy niejednokrotnie dostarczają więcej informacji, zastępując całkowicie tekst pisany – przesłane zdjęcie mówi znacznie więcej i szybciej, obrazy są bardziej bezpośrednie. Wyeliminowanie tradycyjnego tekstu nie jest celem. Chodzi raczej o uczynienie go bardziej przystępnym i wyobrażalnym. W tym kontekście obrazy mogą działać jak pewnego rodzaju ,,wyzwalacze” dla pojęć, wiedzy, znaczeń lub określonych kontekstów oraz sieci związków, jakie między nimi powstają. Kodują wiele informacji, ale mogą też tworzyć nowe treści, które być może nigdy nie byłyby pomyślane, gdyby nie inspiracja formą wizualną. Sztuka jest pretekstem do odkrywania tych treści. Dla mnie sens obrazów tkwi w nieustannym procesie wymiany, w ,,cyrkulacji” pomiędzy tekstem a obrazem. Takie chyba jest obecnie zadanie dla sztuki, także malarstwa abstrakcyjnego, które staje się wezwaniem do dialogu i interpretacji – nie tylko dla jednostki, ale w szerszym kontekście historycznym, kulturowym, społecznym.

Naukowe badanie abstrakcji, a co za tym idzie zgłębianie wiedzy teoretycznej na temat malarstwa abstrakcyjnego, ułatwia Ci tworzenie obrazów, czy raczej w jakiś sposób blokuje i zmusza do ciągłej weryfikacji tego, co malujesz?

Tworzenie obrazów to raczej podążanie za pewnymi sensami, które są dla mnie istotne. Wiedza teoretyczna na pewno pomaga określić kierunek, ale sam proces malowania często wymaga pewnego zdystansowania się wobec pierwotnych założeń czy planów, reagowania na to, co dzieje się podczas pracy, akceptacji dla nieprzewidzianego rozwoju zdarzeń. Fizyczna praca z obrazem jest równie pochłaniająca, co konceptualne założenia, a gotowy obraz staje się miejscem, w którym myślenie i działanie w jakiś sposób się splatają. To właśnie takie balansowanie między ideą, wyobrażeniem a rzeczywistością jest dla mnie intrygujące i mobilizujące do pracy. Tego nie można sprowadzić do ciągłej weryfikacji efektów. Jadąc do pracowni, wewnętrznego krytyka zostawiam raczej w domu, bo on nie sprzyja procesowi artystycznemu.

Co może na Twojej wystawie znaleźć dla siebie osoba, która nie jest wyposażona w zaawansowane kompetencje odbioru sztuki?

Myślę, że każda osoba posiada kompetencje i wrażliwość do odbioru sztuki. Często to jedynie nasze przesądy i uprzedzenia stanowią największą przeszkodę, aby coś zobaczyć. I o tym także jest ta wystawa.

Małgorzata Szymankiewicz
„Podzielone przez dzielenie”

kuratorka: Bogna Błażewicz

Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu
27.06–31.08.2025