Nr 15/2025 Na dłużej

Z Carmen Chaplin rozmawia Robert Siwczyk

W filmie „Charlie gra Carmen” z 1915 roku aktorka Edna Purviance gra tytułową Romkę, która uwodzi postać graną przez Twojego dziadka. Czy Twoje imię to nawiązanie do filmu, czy zwykły przypadek?

Bardzo ciekawy, ale jednak przypadek. Dostałam imię po aktorce Carmen Mirandzie, której szczyt popularności w Stanach Zjednoczonych przypadł na lata 40. ubiegłego wieku, a którą mój ojciec bardzo lubił oglądać w filmach. Słynęła z tego, że grała w fantazyjnych kapeluszach – między innymi z wczepionymi owocami.

W filmie opowiadasz rodzinną historię o prawdopodobnych romskich korzeniach Twojego dziadka, którą badał jego syn, a Twój ojciec, Michael. Wydaje mi się, że plotka o żydowskim pochodzeniu Charlesa, która była przyczynkiem do oskarżeń o rzekome sympatie komunistyczne przez ekipę McCarthy’ego, w świadomości społecznej zupełnie przyćmiła kwestię, którą przedstawiasz w filmie. Kiedy pierwszy raz zetknęłaś się z informacją, że w Twoich żyłach może płynąć romska krew? Jak ta wiadomość wpłynęła na Ciebie i Twój pełnometrażowy debiut filmowy?

Dowiedziałam się o tym od taty. Zawsze fascynowało go, że może mieć korzenie romskie. To bardzo pobudzało jego wyobraźnię. Dziadkowi o jego romskich korzeniach opowiedziała matka, Hannah, po której je odziedziczył. Na marginesie: sam Charles nie dowiedział się o podobnych powiązaniach od strony swojego ojca. To odkryto dopiero po jego śmierci. W każdym razie Charlie przekazał mojemu ojcu, gdy ten miał 11–12 lat to, co mu powiedziała Hannah. Już po opublikowaniu autobiografii Chaplina [premiera książki miała miejsce w 1964 roku – R.S.] Charlie otrzymał list od Jacka Hilla, mężczyzny, o którym wspominam w swoim filmie. Hill napisał, że Charlie urodził się nie w Londynie (tak jak to opisał w książce), lecz na terenie romskiego taboru niedaleko Birmingham. Ten list Charlie trzymał zamknięty w szufladzie w swojej sypialni. Musiał coś dla niego znaczyć – co roku otrzymywał tysiące listów od fanów, a jednak to jedyny list, który zatrzymał.

Pasja mojego ojca, który zawsze kochał romską kulturę, miał romskich przyjaciół, których gościł w swoim domu, zapoczątkowała myśl o filmie. Zanim przystąpiliśmy do realizacji, minęło kilka lat. Tak to już bywa z filmami: masz pomysły na wiele filmów, a potem nagle, z jakiegoś powodu nadchodzi ten właściwy czas, kiedy ekipa postanawia zacząć pracować nad którymś projektem. Po prostu wszystkie elementy spotkały się ze sobą we właściwym momencie. Mnie motywowało najbardziej pragnienie przeżycia wspólnej przygody z ojcem i dowiedzenia się więcej o jego relacjach z moim dziadkiem. Ten film nie był czymś, co jako reżyserka wyobrażałam sobie, że stanie się podstawą mojego debiutu. W pewnym momencie wydało mi się to po prostu właściwe. 

Czy Twój ojciec miał jakiś kontakt z Jackiem Hillem?

Gdy ojciec pierwszy raz przeczytał jego list i zaczął prowadzić własne śledztwo, Hill już nie żył. Natomiast udało mu się skontaktować z jego córką, Ivy Gill. Odbyli u niej w domu długą rozmowę, w trakcie której opowiedziała mu między innymi, że ojciec nigdy nie mówił o swoich romskich korzeniach. Nawet wspomniany list napisał w tajemnicy przed rodziną. Kiedy dorastał w Birmingham w latach 40. i 50., nigdzie nie dostałby pracy, gdyby na jaw wyszło jego pochodzenie. Dlatego ukrywał to nawet przed swoimi dziećmi. Jednak to, co mówiła Ivy – w jaki sposób żył, mieszkając w karawanie i żywiąc silną niechęć do życia w tradycyjnym mieszkaniu – mogło wskazywać na sposób, w jaki spędził swoje młodzieńcze lata, oraz na romskie korzenie. Niestety Ivy Gill odeszła, kiedy rozpoczęliśmy pracę nad filmem, chociaż zależało nam na włączeniu jej perspektywy. W filmie głos, który czyta ten list, należy do syna Ivy i wnuka Jacka Hillów.

Czy w trakcie kręcenia doszło do jakichś ciekawych odkryć, nie tylko w kwestii pochodzenia Twojego dziadka, ale może zostały znalezione jakieś archiwalne nagrania, zdjęcia, a może zaistniało coś mniej materialnego jak wnioski czy przemyślenia?

Dla mnie najważniejszym efektem pracy nad tym filmem było głębsze zrozumienie relacji mojego ojca i jego ojca. Lepiej zrozumiałam tę dynamikę i to, jak duże trudności mieli z komunikowaniem się, ze względu na to, że urodzili się w zupełnie innych czasach. Dziadek był dzieckiem epoki wiktoriańskiej w Londynie, a ojciec należy do pokolenia bitników. Dziadek wychował się w ogromnej biedzie, z kolei mój ojciec doświadczył wielkiego przywileju dorastania w bogactwie. Charlie był performerem od piątego roku życia, a mój tata zawsze był wycofany…

Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, kiedy zobaczyłem w filmie, jakim spokojnym mężczyzną jest Twój tata. Kiedy oglądamy jego grę w „Królu w Nowym Jorku”, zupełnie tej nieśmiałości nie widać. Może to ręka reżysera, Charliego Chaplina, albo magia kamery, ale to zderzenie żarliwej gry Twojego ojca jako młodego chłopca z tym, co oglądamy w „Duchu włóczęgi”, było dla mnie zdumiewające.

Myślę, że wszystkie te kontrasty między moim dziadkiem i tatą sprawiały, że bardzo trudno im było się porozumieć. Dlatego dla mnie proces tworzenia tego filmu, był pośrednio eksplorowaniem dzieciństwa mojego ojca.

Odnoszę wrażenie, że z dużą pokorą podchodzisz do kwestii swojego pochodzenia. Losy Twojego ojca i jego rodzeństwa pełne są historii mniejszych i większych buntów, które są dowodem na to, jak wielkim obciążeniem mogło być nazwisko Chaplin. W wywiadach wspominasz, że masz kilka mglistych wspomnień z wizyt w posiadłości dziadka w Szwajcarii. Był już starszym człowiekiem i miał bardzo ograniczony kontakt ze światem zewnętrznym. Czy obserwujesz w rodzinie zmianę pokoleniową w odbiorze swojego nazwiska? Czy potrzeba buntu istnieje w pokoleniach wnuków Charlesa Chaplina? Czy był taki moment w Twoim życiu, że nazwisko stało się ciężarem?

To zupełnie różne doświadczenia – bycie dzieckiem oraz bycie wnuczką/wnukiem kogoś sławnego. Ten dystans pokoleniowy robi różnicę. Gdybym była córką wielkiej gwiazdy filmowej, może wtedy byłoby to trudniejsze. Mój ojciec zawsze żył w cieniu Charliego. Ciągle słyszał: „Ale z ciebie szczęściarz, że masz takiego tatę”. Nikt go nie zauważał, bo zawsze odnosili się do tego, kim był jego sławny ojciec. Projektowali na niego swoje oczekiwania, jak powinien się zachowywać, mając na uwadze swoje urodzenie. Z czasem stwierdził, że zupełnie przestał się czuć sobą. To był dla niego trudny czas, czuł się bardzo zagubiony. Chociaż wiedział, że nie potrafi śpiewać, wszyscy nalegali, by nagrał płytę, więc to zrobił. Podobnie było z napisaniem książki [płyta miała premierę w 1965, a książka w 1966 roku – R.S.]. Teraz myślę, że był nieśmiały w młodości, a obecnie po prostu czuje się komfortowo z sobą jako introwertykiem. Uwielbia czytać książki i może cały czas po prostu czytać. Tak naprawdę nigdy nie chciał być gwiazdą.

Na początku bardzo nie chciał, żeby ten film się wydarzył. Szukaliśmy różnych sposobów, żeby wpłynąć na zmianę jego zdania. Ostatecznie poddał się temu. Dobrze się razem bawiliśmy, miło było podróżować i rozmawiać z ludźmi, a sama historia, jak wspomniałam, zawsze go fascynowała.

Czy myślisz, że proces tworzenia tego filmu mógł być w jakimś sensie terapeutycznie uwalniający dla Twojego ojca?

W trakcie kręcenia filmu myślałam nad zadaniem mu osobistych pytań. Ostatecznie stwierdziłam, że wolę nie naruszać prywatności: jego lub jego rodzeństwa ani robić z tego sensacji. Bez względu na to, z kim robiłam wywiad, zawsze chciałam to robić z miłością i szacunkiem. Postawiłam na minimalizm i rodzinną atmosferę w trakcie rozmowy, a nie na sensacyjną formę. Na pewno pomogło to, że wpadliśmy w pomocną w tej sytuacji rutynę kolejnych rozmów, w których można się było zatracić. Z czasem tata stał się bardziej wyluzowany.

Po premierze filmu na festiwalu w San Sebastian w zeszłym roku, ktoś zadał mu podobne pytanie co ty – ojciec odpowiedział, że seans tego filmu był dla niego bardzo kojący. Dla mnie wspólne spotkanie na ekranie jego i Charliego Chaplina to już było niebo.

Kadr z filmu „Charlie Chaplin: duch włóczęgi”, reż. Carmen Chaplin, 2024

W filmie wielokrotnie pojawiają się piękne artystyczne fragmenty łączące bodypainting i malarstwo. Ich autorką jest Lita Cabellut, multidyscyplinarna artystka z Hiszpanii, z romskimi korzeniami. W 2012 roku stworzyła serię portretów z postacią Charliego-Trampa w roli głównej, więc wybór na pewno nie jest przypadkowy. Jak zawiązała się Wasza współpraca?

Mój mąż, który również jest producentem tego filmu, zwrócił moją uwagę na Litę, pokazując mi serię portretów z Charliem, o której wspomniałeś. Jej sztuka ma w sobie coś wiktoriańskiego, jest piękna i brzydka jednocześnie. Jest w niej napięcie, które dostarcza mi dużo emocji, często trudnych. Pomysł polegał na tym, aby najpierw wykonać portret Hannah Chaplin, matki Charliego, a potem stworzyć wokół niego warstwę wizualno-dźwiękową.

Z jednej strony, czytając o życiu Hannah, miałam wrażenia podobne do czytania jakiejś powieści Karola Dickensa, tak bardzo było ono dramatyczne. Z drugiej strony nie jest to przecież film tylko o Hannah. Jej postać występuje zaledwie w kilku scenach. Nie było czasu, by opowiedzieć całą jej historię, ale trzeba było spróbować ją dowieźć na poziomie emocjonalnym. „Jak to zaznaczyć w filmie?” – to było dla mnie prawdziwym wyzwaniem.

W pewnym momencie okazało się, że włączenie tradycyjnej animacji do filmu jest za drogie w stosunku do budżetu, jakim dysponujemy. Dlatego zdecydowaliśmy się zrealizować w jego ramach wizję Lity. Swoje obrazy zaczynała od pokrycia ciał modeli farbą, potem robiła zdjęcia. Ostatnim etapem było odwzorowanie zdjęć na bardzo, bardzo dużych płótnach. Kiedy część malarska była gotowa, dodaliśmy animację zrobioną w holenderskim studiu Submarine, wykonaną w oparciu o dotychczasowe efekty pracy Lity.

W roli twojej prababci, Hannah Chaplin, wystąpiła aktorka i Twoja krewna, Aurélia Thiérrée. Przyznam, że w pierwszej chwili pomyślałem, że widzę Ciebie. Jesteś również aktorką, stąd ciekawi mnie, czy miałaś pokusę przyjąć tę rolę na wzór Twojej ciotki, Geraldine, która zagrała Hannah w filmie „Chaplin” Richarda Attenbourougha?

Aurelia nie jest artystką muzyczną jak nasza prababcia, ale podobnie jak ona występuje na scenie. Ma własny cyrk, gdzie jest akrobatką i uprawia magię. Organizuje niesamowicie piękne spektakle na całym świecie.

Kiedy jesteś reżyserem, musisz zrobić to, co najlepsze dla filmu, a nie to, co najlepsze dla twojego ego. Aurelia była pierwszą osobą, o której pomyślałam w kontekście tej roli, również dlatego, że jest fizycznie bardzo podobna do Hannah.

Muszę dodać, że pomyłka, o której mówiłeś, jest dość częsta. Nierzadko bywałyśmy z Aurelią mylone jako siostry.

Charles Chaplin był niezwykle wpływową postacią w świecie filmu, ale zarówno sposób jego pracy na planie filmowym jak i jego życie prywatne często budziły kontrowersje. W kontekście współczesnych ruchów społecznych, które zwracają uwagę na nadużycia w branży rozrywkowej, chciałbym poruszyć temat ciemniejszych stron biografii Twojego dziadka. Wyobrażam sobie, że mierzenie się z takimi sprawami w twojej sytuacji musi być szczególnie trudne. Jak podchodzisz do tych aspektów biografii Charlesa Chaplina?

Jestem oczywiście świadoma tych historii od dawna. Nie chcę tego w żaden sposób usprawiedliwiać, ale myślę, że były to zupełnie inne czasy. W 1924 roku Charlie wziął ślub z szesnastoletnią wówczas Litą Grey [która była już wtedy w ciąży – R.S.]. Innym przykładem jest historia rodziny mojego męża. Jest Indusem i jego babcia wyszła za mąż w wieku czternastu lat. Dzisiaj, kiedy moja córka ma dwanaście lat, mamy już inną rzeczywistość. Sama zaczynałam w branży filmowej jako szesnastolatka i mogłabym opowiedzieć o spotkaniach z kilkoma gwiazdami filmowymi, które w jakiś sposób próbowały naruszyć moje bezpieczeństwo. Nikt wtedy nie myślał, że to było złe. Podobnie jak mój ojciec, który był bardzo obecny w moim życiu. Niespecjalnie interesuje mnie ujawnianie tych nazwisk, ponieważ czuję, że w tamtych czasach to było znormalizowane. Dzisiaj mamy nową normalność, która jest zdrowsza. Ludzie byliby zszokowani wieścią, że starszy reżyser podrywał szesnasto- lub siedemnastoletnią kobietę, ale w epoce Charliego nie byli takimi sytuacjami aż tak poruszeni.

Nie mogę mówić za mojego dziadka, ponieważ nie ma go z nami i nie może się wypowiedzieć, ale to bardzo skomplikowane, gdy mówimy o kimś, kto urodził się w 1889 roku i był tak złożoną osobą. Dziadek z babcią Ooną byli małżeństwem 34 lata, do jego śmierci. To jest ojciec, którego zna mój ojciec. Mężczyznę, który był jej bardzo oddany, szaleńczo zakochany. W takiej atmosferze dorastał Michael Chaplin.

Twój dotychczasowy dorobek reżyserski to fabuły przeplatające się z filmami dokumentalnymi. Zadebiutowałaś impresyjnym, melancholijnym krótkim metrażem „A Time For Everything” (2013). Tę czterominutową reklamę, która nie jest ani dokumentem, ani fabułą, nakręciłaś z okazji rocznicy powstania firmy Jaeger-LeCoultre, producenta zegarków. Kolejne dwa filmy to krótkie metraże fabularne. Teraz powracasz dokumentem. Czy szukasz swojej formy, czy płyniesz z prądem i nie czujesz potrzeby określenia się w kwestii tego, czy wolisz kręcić fabuły, czy dokumenty?

To ze względu na to, że reżyserowanie jest bardzo czasochłonne – mówi się, że powinno się mieć trzy projekty: dwa gotowe i jeden, nad którym pracujesz. „Ducha włóczęgi” nakręciłam przed filmem fabularnym, nad którem właśnie zaczynam pracę. Nie planowałam kręcenia tego dokumentu, ale bardzo się cieszę, że udało się go zrealizować. Aktualnie bardzo chciałabym nakręcić film fabularny, mam nadzieję, że uda się tego dokonać latem przyszłego roku. Będzie to historia o malarce, z użyciem obrazów autorstwa mojej matki, którą uważam za niesamowitą artystkę i kocham jej twórczość. Piszę również scenariusz do pięcioczęściowego serialu, którego akcja rozgrywa się w latach 30. i 40.

W procesie tworzenia filmu uwielbiam etap pisania scenariusza. Uwielbiam pisać, bo jest to czynność bardzo introspektywna. Fascynujące jest również mieć możliwość reżyserowania swoich scenariuszy i patrzeć, jak przeradzają się w film. To całkiem przyjemne uczucie.