Nr 15/2025 Na teraz

Stworzony przez Gipiego komiks, „Stacy”, funkcjonuje na dwóch płaszczyznach lekturowych. Czytany jako opowieść sama w sobie, w kiedyś modnym trybie close reading – to płaszczyzna pierwsza – jest intrygującym, przytrzymującym uwagę połączeniem psychologicznego thrillera i społecznej satyry. Druga płaszczyzna wymaga osadzenia komiksu w konkretnym kontekście i czytania w trybie autofikcyjnym – wówczas „Stacy” stanowi odpowiedź autora w dyskusji, którą sam rozpoczął.

Zacznijmy od opowieści. Główny bohater, Gianni, to będący w średnim wieku i mający udaną karierę pisarz i scenarzysta. Nie brakuje mu pieniędzy, projektów, branżowego uznania i zainteresowania mediów (przynajmniej tych środowiskowych). Od samego początku jawi się nam jako ktoś „nieszkodliwy” – uprzejmy, uśmiechnięty, spokojny. Osoba, którą wszyscy po prostu lubią. Ale Gianni chlapnął głupotę – i to akurat wtedy, kiedy był w trakcie prac nad serialem dla Netflixa. Zapytany podczas wywiadu o to, co mu się ostatnio śniło, opowiada historię uprowadzenia i uwięzienia dziewczyny, tytułowej Stacy. „Stacy jest mięciutka” – snuje charakterystykę z uśmiechem na ustach Ganni, a dziennikarz już wie, że ma prawdziwą bombę, niewiele tu wymaga podkoloryzowania. Konsekwencje przychodzą szybko – środowisko zawodowe izoluje Ganniego, w miejscu pracy czeka go ostracyzm i widmo zwolnienia z projektów, a prywatni znajomi dystansują się od niego w mediach społecznościowych. Równie szybko konsekwencje przemijają. Ludzka pamięć jest krótka – więc Gianni wraca do swojej pracy, najpierw po chichu, potem jawnie, aż ostatecznie świętuje kolejny zawodowy sukces. To mógłby być koniec, standardowa historia opowiedziana z perspektywy scancelowanego bohatera.

Tylko że po drodze coś się w Giannim psuje, a może inaczej – coś się zmienia. Nie jest już sam. Pojawia się w nim nowy lub drugi Gianni. Ten „demon”, jak sam siebie (lub: tę cząstkę siebie) określa, nie pozwala mu zapomnieć o tym, co się wydarzyło. „Twoim gniewem się żywię i wzmacniam go, czyniąc z niego udrękę i fantazję”. Wkrótce Gianni nie potrafi, a może nie chce, odróżnić rzeczywistości od fikcji. A my razem z nim. Kim jest Stacy i czy naprawdę istnieje? Do jakiej fantazji ostatecznie demon popchnie Gianniego?

Komiksowa narracja mniej się interesuje zatem narracją społeczną, a bardziej – psychologiczną. My jednak powinniśmy zwrócić się ku społecznemu kontekstowi. Umieśćmy zatem tę historię na ważnym tle biograficznym.

W 2021 roku Gipi na swoim (nieistniejącym już) koncie na Instagramie opublikował krótki komiks. Do inspektora policji Moderny przyprowadzona zostaje widocznie pobita kobieta, Marisa, która zgłasza gwałt i informuje, że sprawcą jest Andrea (co ważne, to imię we Włoszech genderowo neutralne). Inspektor Modern wygłasza tyradę, w której oskarża okropnych mężczyzn o wszystkie winy i podkreśla, że zawsze należy wierzyć kobietom. Chwilę później przed jego oblicze trafia Andrea – jak się okazuje, domniemana sprawczyni. I twierdzi, że to ona jest ofiarą Marisy. Inspektor wpada w stupor.

Komiks ten mógłby wprowadzić obserwujących w podobny stan osłupienia. Ale został opublikowany w określonym momencie – gdy do końca zbliżało się śledztwo w sprawie zbiorowego gwałtu, o udział w którym oskarżony został syn jednego z założycieli partii Ruch Pięciu Gwiazd. Przed zakończeniem śledztwa, które toczyło się w oparciu o nagrania zajścia, o sprawie zrobiło się zatem ponownie głośno. Populistyczny polityk nagrał wówczas wideo, w którym bronił syna standardowymi argumentami: ofiara „sama tego chciała”, dobrowolnie uczestniczyła w orgii, czerpiąc z tego przyjemność, a tygodniowe opóźnienie złożenia zawiadomienia na policję w stosunku do wydarzenia świadczy o kłamstwie. Wypowiedź była obelżywa. Większość komentarzy do niej ograniczała się jednak do wyrazów współczucia dla „ojcowskiego bólu” polityka – niemal nikt z publicystów nie stanął w obronie dziewczyny. Nikt nie wyraził współczucia ani nie wspomniał o dowodach winy, które zaprzeczały wersji wydarzeń przedstawionej przez polityka.

Sprawa ujawniła, że przemoc wobec kobiet we Włoszech jest wciąż na porządku dziennym. Relacjonujący ją zagraniczni publicyści przypominali, że według statystyk pod koniec drugiej dekady XXI wieku liczba Włoszek, które padły ofiarą gwałtu, wynosiła prawie 1,2 mln. Silnie zakorzeniona tradycyjna obyczajowość sprawiła, że we Włoszech ruch #MeToo traktowano dość sceptycznie, nigdy nie wierząc zeznaniom ofiary.

Tworząc wspomniany internetowy komiks, Gipi miał świadomość toczącej się debaty. Przez ten kontekst konfuzja wobec instagramowego dzieła ustąpiła gwałtownym reakcjom: Gipi spotykał się z krytyką i głosami oburzenia, że przyczynia się do umocnienia status quo i umniejsza ofiarom, które i tak nie znajdują zrozumienia w społeczeństwie. Autor bronił się, argumentując, że komiks jest wyrazem artystycznej wolności, że to tylko „zabawna historyjka”. Po prostu mnie nie rozumiecie, czy dzisiaj już naprawdę nic nie można powiedzieć? Ostatecznie usunął komiks i całe konto w social mediach, pozostawiając środowisko podzielone. Jedni uważali, że decyzja autora była słuszna ze względu na wpływ na debatę publiczną, inni – że cancellowanie i jego skutki zaszły w tym wypadku za daleko.

Czytana na tym tle „Stacy” jawi się jako rozbudowana, odsunięta w czasie odpowiedź na zamieszanie wynikłe wokół najpierw krótkiego komiksu Gipiego, a potem jego prób tłumaczenia się. Odpowiedź ta nie jest jednak ani ponowną obroną, ani próbą odgryzienia się oponentom. Nie ma tu tonu moralizatorskiego – jest sprawnie snuta i złożona historia. Nie można traktować jej w kategoriach manifestu czy oświadczenia – mamy do czynienia z autofikcją, gdzie równy nacisk zostaje położony na biograficzne doświadczenie i na fikcję.

Już proste nałożenie postaci Gianniego na autora daje co najmniej niejednoznaczne wyniki. Trudno nie zauważyć, że początkowo Gipi umniejsza winie bohatera: ot, chlapnął coś głupiego, bez zastanowienia, bez autoryzacji. Nie wiedział, jak to zostanie wykorzystane. Gipi nigdy się w takiej sytuacji nie znalazł: poświęcił czas na stworzenie dyskusyjnego komiksu, umieścił go w konkretnych okolicznościach, których miał świadomość, w sieci, a potem toczył długie internetowe dysputy, załamując ręce nad tym, że nikt go nie rozumie. To nie jest kwestia braku rozgarnięcia, kilku chwil nieuwagi. Gipi od początku budował swoja obronę o artystyczną wolność – zapominając nie tylko o społecznej odpowiedzialności artysty, ale także o wolności do interpretacji i oceny artystycznego dzieła. Myślę, że ta rozbieżności pomiędzy autorem i bohaterem jest kluczem do lektury „Stacy”. Nawet przez moment Gianni nie powinien być dla nas Gipim, ale jego alternatywą.

Komiks to przede wszystkim satyra na świat mediów, w której upatrywałabym wylewającej się z autora goryczy. Gipi ośmiesza ekipę scenarzystów – są konformistami, tchórzami, pełnymi fałszu i strachu o swoją pozycję. Nie kierują się faktycznymi zasadami etycznymi, ale obawą o swój prestiż – stąd ich obawa o urażenie kogoś ociera się o absolutne głupoty – czy pod papugę można podłożyć głos człowieka?; czy nie jest to międzygatunkowa inwazja, kradzież tożsamości i wystarczający powód do bycia scancelowanym? Echem pobrzmiewa tu absurdalna pretensja do świata, do odbiorców, którzy gotowi są wyolbrzymiać każdy nieznaczący element i cancelować za każdą, według autora, błahostkę. To właśnie owa odpowiedź Gipiego.

Niejednoznaczność polega jednak na tym, że równo mocną krytykę ze strony autora otrzymuje bohater, jego alter ego. Ostatecznie Gianni – narcystyczna osobowość, która załamuje się całkowicie pod ciężarem krytyki – okazuje się najgorszym spośród portretowanych scenarzystów. Jego zawodowe losy podporządkowane są powszechnemu w przypadku mężczyzn wywołujących obyczajowy skandal mechanizmowi krótkotrwałych i nieznaczących reperkusji. Bohater nie ponosi żadnych poważnych konsekwencji, niemal natychmiast wraca do pracy, szybko odzyskuje swoją pozycję i szacunek współpracowników. W całym jego życiu skandal był krótkim epizodem – a i tak powoduje całkowitą destrukcję ego i spycha go na ścieżkę radykalnych rozwiązań. Kiedy na zewnątrz Gianni wciąż serwuje otoczeniu jowialny uśmiech, w środku dzieją się rzeczy niepokojące.

Autor nie daje podpowiedzi, czy Stacy była prawdziwa – czy we wnętrzu bohatera już wcześniej tkwił demon, który popchnął go do porwania i uwięzienia kobiety, a Gianni, jakby zdysocjowany, opowiadał o rzeczywistości, jakby była jedynie snem – czy też Stacy zaistniała jedynie jako pewna wizualizacja społecznego blamażu bohatera. Tej niejednoznaczności pomaga sposób przedstawienia demonicznego bytu, który wygląda niemal dokładnie jak bohater (z tą różnicą, że jest łysy). Zacieranie granic między dwiema głównymi postaciami (lub wariantami tej samej postaci) jest najbardziej widoczne jest we fragmentach pisanych – komiks przetykany jest stronami scenariusza oraz fragmentami zapisków Gianniego.

„Stacy”, jak pisze autor, zrodziła się z gniewu. Gniew to niepewny katalizator – może popchnąć do skutecznego działania, do zyskania sprawstwa, do odzyskania utraconej pozycji, ale może także całkowicie zaślepić, uniemożliwić przepracowanie pewnych doświadczeń i pójście dalej. Czy Gipiego zaprowadził w nowe miejsce, czy posłużył mu do pielęgnowanej poczuciem krzywdy opowieści? Nie do końca wiadomo. Z jednej strony autor „wymierza karę” tym, którzy go, w jego optyce, skrzywdzili. Z drugiej jednak, podobne ostrze krytyki wymierza w swoje alter ego – wersję siebie, którą mógł się stać, gdyby inaczej przeżył tamtą aferę. W krytyce intelektualnych elit Gipi jest oczywisty i mało odkrywczy, choć czasem zabawny. W eksploracji psychiki kogoś, kto czuje się niesłusznie scancelowany – diabelnie intrygujący.

A jaki jest jego stosunek do kultury gwałtu, która we Włoszech wciąż ma się silnie? Tego z komiksu „Stacy” nie wyczytamy.

„Stacy”
Scenariusz i rysunki: Gipi
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Timof Comics
Warszawa 2025