„Kruche sny” Justyny Smoleń i „Cząstki elementarne” Marty Antoniak to dwie wystawy, które można obecnie oglądać w krakowskim Bunkrze Sztuki. Pomimo formalnych różnic wzajemnie się uzupełniają i wchodzą ze sobą w dialog, dlatego też wydaje się, że warto przyjrzeć im się równolegle. Obie artystki sięgają po przedmioty – zarówno znane nam z codziennych rytuałów, jak i będące artefaktami minionych dekad – aby krytycznym głosem mówić o otaczającej rzeczywistości. Smoleń i Antoniak z rzeczy pozornie nieposiadających żadnego znaczenia, wydobywają mechanizmy przestarzałych struktur, jednocześnie zauważając ich nieprzemijalną obecność we współczesnym porządku. Podkreślają nasączenie dzisiejszych dyskursów widmami przeszłości i zwracają uwagę również na to, w jaki sposób warunkuje to nasze doświadczenie oraz konstruowanie tożsamości (tak indywidualnej, jak i zbiorowej). Artystki jednak nie poprzestają jedynie na wywoływaniu duchów przeszłości schowanych w przedmiotach czy ich krytycznej analizie. Posuwają się dalej, dekonstruując idące za nimi znaczenia, rozbijając historyczne i kulturowe ramy, pozostawiając przestrzeń na reinterpretację.
W efekcie, obie wystawy stają się pewnego rodzaju laboratorium nowych sensów, w którym konfrontujemy się z koniecznością krytycznego spojrzenia na dziedziczone narracje i możliwościami przepisania ich na nowo. Istotnym jest, że artystki wykorzystują do tego różne materie. W przypadku Smoleń mamy do czynienia z ceramicznymi i porcelanowymi przedmiotami, które poddane są wielu zniekształceniom i rozszczepieniom. Artystka wykorzystuje ich fragmenty, skleja je na nowo, tworząc tym samym autonomiczne obiekty, posiadające nowe, nadane znaczenia. Antoniak z kolei pracuje z popkulturowym mariażem motywów charakterystycznych dla lat 90. XX wieku, zaczerpniętych z bajek, animacji i ówcześnie produkowanych zabawek. Zestawia je ze sobą, tworząc obfite kompozycje, będące mozaikami kwitnącego kapitalizmu.
„Kruche sny” Smoleń podzielone są na dwie części. W pierwszej królują prace wykonane z porcelany produkowanej w krajach postkomunistycznych w okresie transformacji. Już samo pochodzenie przedmiotów zawiera w sobie pewną wywrotowość. Artystka pracuje z obiektami, których funkcja dekoracyjna nie ograniczała się jedynie do zdobienia wnętrza – były również swego rodzaju maskami, mającymi niejako zasłonić paradoksalną rzeczywistość przemian ustrojowych. Jak pisze kuratorka wystawy, Michalina Sablik, Smoleń wykorzystuje te obiekty, aby krytycznie spojrzeć na nasze wewnętrzne fantazmaty, będące jedną ze strategii przetrwania w niespójnym i niesprawiedliwym świecie, w którym granica między prawdą a fikcją coraz bardziej się rozmywa. Artystka biorąc na warsztat porcelanowe figurki przedstawiające słodkich kupidynów, piękne baletnice, majestatyczne łabędzie czy dostojne panny w strojach z XIX wieku, tworzy rozbudowany komentarz do ponowoczesnych narracji dotyczących ekologii, cielesności czy płci. Okazuje się, że w kontekście maskowania prawdy oraz rozmywania prawdziwego oblicza rzeczywistości od czasów komunizmu niewiele się zmieniło. Dziś również funkcjonujemy w świecie pełnym wygładzonych wizerunków, szczęśliwych obrazów i wyidealizowanych narracji. Manipulacja informacją, rozmywanie granic realności, powielanie określonych wzorców normatywności to strategie, które przetrwały, przybierając jedynie nowe formy. Figurki stają się zatem metaforą współczesnego świata – pozornie wolnego, a jednak głęboko uwikłanego w procesy ukrywania tego, co niewygodne i marginalne. Ta metaforyka uzyskana jest przez artystyczną interwencję Smoleń.
Poszczególne części obiektów złożone są w hybrydyczne formy, reprezentujące nowe znaczenia oraz odniesienia do ponowoczesności. Na wystawie znajduje się między innymi praca „Lady Kebab”, odnosząca się do utowarowienia ciała i jego idealizacji w przestrzeni medialnej. Za pomocą obiektu artystka zwraca uwagę, że cielesność staje się dziś nie tylko polem tożsamościowych negocjacji, ale także przestrzenią eksploatacji – zarówno symbolicznej, jak i ekonomicznej. Jest towarem, ale też narzędziem zysku podporządkowanym logice kapitalistycznego rynku. Staje się niewolnikiem globalnych korporacji, które budują swoją potęgę na masowej konsumpcji i promowaniu określonych wzorców stylu życia. Ciało uwikłane w system ciągłego pragnienia i natychmiastowej gratyfikacji służy jako instrument napędzający niekończący się cykl produkcji oraz konsumpcji. W tym kontekście Smoleń demaskuje, w jaki sposób cielesność – pozornie indywidualna i intymna – zostaje podporządkowana wielkim koncernom.
Do cielesności odnosi się również praca będąca porcelanową reinterpretacją „Szału uniesień” Władysława Podkowińskiego. Ten iście romantyczny i erotyczny obraz stał się dla artystki inspiracją do mówienia o nadmiernej seksualizacji kobiecej fizjonomii, stale podporządkowanej męskiemu spojrzeniu. Przekształcenie jednego z najbardziej popularnych polskich obrazów wskazuje na tytułowy szał, ale zamiast uniesień, mamy do czynienia z kontrolą i dyscyplinowaniem własnego ciała, podyktowanym wzorcami starannie pielęgnowanymi przez heteropatriarchat oraz kapitalizm.
Przykładem krytycznego komentarza artystki odnośnie do działań człowieka względem natury jest natomiast praca „Kłoda”. Choć wykonana z nieorganicznego materiału, powiela organiczny motyw, nawiązując do pojawiających się w naturze form i struktur. Wydaje się, że Smoleń gra tutaj z napięciem porcelanowej materii. Z jednej strony przywołuje motywy organiczne, z drugiej ukazuje, jak sztuczna materia, poddana estetyzacji, je udaje. W ten sposób nie tylko krytycznie odnosi się do destrukcyjnych działań człowieka wobec środowiska, ale też przewrotnie komentuje naszą skłonność do fetyszyzacji sztuczności, imitowania naturalności poprzez to, co jednak pozostaje produktem przemysłu. Forma dzieła jest więc świadomie podszyta fałszem, odzwierciedlając mechanizmy eksploatacji wpisane w relację człowieka z naturą.
Instalacją, którą można uznać na wystawie za dystynktywną, jest „Stół”. Przedstawia ona długie lustro w formie stołu, na którym położony jest ogrom, mniej lub bardziej przekształconych przez artystkę, porcelanowych figurek. Ilość obiektów wizualnie podwaja się poprzez lustrzane odbicia, potęgujące uczucie mnogości. Jednocześnie zwierciadło wskazuje na obecność drugiego dna – odwróconych znaczeń zakorzenionych w tych przedmiotach, które ujawniają się dopiero w refleks(j)ach. W lustrzanym odbiciu obiekty zyskują na swojej efemeryczności. Pojawiają się i znikają, rozciągają się bądź zmniejszają w zależności od kąta spojrzenia. Są – jak wspomniane już duchy przeszłości – energią pełną znaczeń, reprezentującą zamierzchłe konstrukty i irytująco obecną.
Druga część wystawy jest próbą zmiany owych schematów i nadania im bardziej wolnościowego kontekstu. Tym razem z porcelany Smoleń przechodzi w ciężką ceramikę kamionkową. Elementami składowymi obiektów, które z niej tworzy, są między innymi kufle, wazony, figury górali, krasnali oraz potłuczone talerze. Łączy je ludowy, jarmarczny, regionalny charakter. Artystka świadomie odwołuje się tutaj do tradycyjnych, silnie zakorzenionych w polskiej kulturze motywów, oscylujących wokół symboliki sarmatyzmu i narodowych, patriarchalnych postulatów. Przykładem tego jest praca „Maczuga Herkulesa” – monumentalny obiekt, w którego strukturę wplecione zostały fragmenty wspomnianych przedmiotów. Sama forma nawiązuje do archetypicznych symboli siły i dominacji. Smoleń jednak nie celebruje ich majestatu, nie pokazuje ich w duchu nostalgii. Zamiast tego pozostawia tylko fragmenty, by w nowej konfiguracji zbudować alternatywną narrację. W przeciwieństwie do wcześniejszych prac, w których dominował krytyczny komentarz wobec rzeczywistości, tutaj artystka próbuje stworzyć wizję przyszłości – równie silnej i stabilnej, lecz wyzbytej z opresyjnych ram.
W tej części wystawy ważną funkcję pełni również motyw płynącej wody, obecny w większości prac i podsumowany przez obecność „Fontanny”. Wodne prądy zabierają ze sobą wszystko, co stanie im na drodze. Tworzą miejsce na nowe oraz poszerzają istniejące już przestrzenie. Rozbite przedmioty, ciężar kamionki i wodne konotacje mogą być zatem gestami symbolicznej dekonstrukcji patriarchalnych i narodowych mitów oraz próbą ich reinterpretacji w duchu wolności, otwartym na różnorodność i zmianę. Widma przeszłości nie są w tym przypadku przeszkodą – artystka je wyłapuje, rekonfiguruje symbolizowane przez nie znaczenia, drąży w nich i zamyka w ciężkiej, ceramicznej materii, będącej silną podwaliną zaproponowanej przez Smoleń przyszłości.
Prace Antoniak z jednej strony budzą uczucie nostalgii, przypominając sielskie czasy dzieciństwa, z drugiej zaś przerażają. Negatywne odczucia nie są spowodowane jedynie przytłaczającą ilością rzeczy, które wchodzą w skład kompozycji obrazów i instalacji. Przerażenie wynika z dwoistości materii, której używa. Przedmioty, mimo że są do bólu martwe, wydają się spoglądać na widzów, przytłaczać swoją obecnością i budzić obawę, że za moment ożyją. Ponadto, nie są tylko komentarzem do nadmiaru, ale także do czasów, które je wyprodukowały – epoki rozkwitu kapitalistycznej kultury, masowej produkcji i niepohamowanej konsumpcji. Antoniak, multiplikując te materialne ślady dzieciństwa, wydobywa też ukryte pod powierzchnią lęki związane z kulturą przesytu, której echa nadal rezonują w dzisiejszym świecie.
Szczególnie jest to odczuwalne w serii „Secrets”. Obrazy przedstawiają postaci z animowanych bajek albo zabawki. Nie występują jednak w tożsamych dla siebie sceneriach – fantastycznych światach, przytłaczająco kolorowych, gdzie każdy problem może być załatwiony siłą miłości, przyjaźni i prawdy. Są namalowane na czarnym tle, w towarzystwie innych bibelotów, również pokrytych farbą. Postaci wydają się zamknięte w ciemnym pomieszczeniu albo złapane w pułapkę. Dramatyzm omawianej serii obrazów ulokowany jest jednak gdzie indziej. Artystka świadomie operuje światłem, podkreślając sztuczność i plastikowość tych figur. Stosuje zabieg, który sprawia, że postaci wyglądają, jakby były podświetlane od środka – ukryta wewnątrz nich lampka rozświetla ich oczy i ciała. Ten efekt dodatkowo potęguje wrażenie niepokoju: dobrze znane, słodkie i niewinne figury nagle stają się niepokojąco mroczne, ich spojrzenia przeszywają widza, a pozorna łagodność zaczyna się rozłamywać. Wydają się gotowe do działania, jakby za chwilę miały zemścić się za swoje zamknięcie i uprzedmiotowienie.
Antoniak podważa naiwność popkulturowych narracji i ukazuje mroczniejszą stronę masowej produkcji. Duch epoki, w której powstały, nie tylko nadal żyje, ale dalej świeci, być może nawet jaśniej, jako część współczesnego świata przesyconego wizerunkami, produktami i narracjami, które przybierają pozornie niewinną formę. Za każdą z rzeczy, których używa artystka, kryją się również ludzie odpowiedzialni za produkcję. Byli oni jedynie pionkami zatrudnionymi przez wielkie firmy, aby pomóc im w osiągnięciu najważniejszego celu – osiągnięcia zysku. Kapitalistyczny rynek masowej produkcji spowodował, że niemal każdy przedmiot, który nas otacza, ma swoją ciemną stronę: opartą na wyzysku, bólu oraz systemowej niesprawiedliwości. Prace Antoniak w niepokojący sposób o tym przypominają. Z pozoru słodkie, kolorowe figury dziecięcych bohaterów, po wyjęciu z bajkowego kontekstu i umieszczeniu w tym mrocznym anturażu, ujawniają skomplikowaną sieć zależności, która stoi za ich powstaniem. Podświetlone od środka, zaczynają wyglądać jak duchy globalnego rynku – przemawiają nie tylko jako symbole popkultury, ale jako materialne ślady systemu, którego fundamenty zbudowane są na nierównościach.
Praca „Carpet II” operuje wielowarstwowym językiem wizualnym. Klasyczny, wzorzysty dywan – przedmiot, który stał się niemal emblematem wnętrz polskich domów z okresu transformacji. Na jego powierzchni artystka umieszcza niezliczone figurki-zabawki z kinder-niespodzianek, kultowych dla dzieciństwa lat 90., znów mówiących o kulturze konsumpcji oraz masowej produkcji. Jednak połączenie dwóch pozornie niewinnych elementów – dywanu i plastikowych zabawek – tworzy sugestywny obraz polskości zanurzonej w procesie przemian ustrojowych. Dywan staje się metaforą starych, przedtransformacyjnych porządków, które są nagle wypełniane produktami nowej epoki: plastikowymi, tandetnymi i nietrwałymi. W pewnym sensie, podobnie jak u Smoleń, mamy tu grę z elementami tradycji oraz kiełkującej nowoczesności, które splatają się, tworząc niejednoznaczną opowieść o polskiej tożsamości – uwikłanej w procesy globalizacji, konsumpcji i dziedzictwa minionych systemów. Praca jest obiektem-duchem, która w tym kontekście trafnie reprezentuje polskość, definiowaną względem zachodnich, bardziej progresywnych kultur i tym samym uznawaną za zacofaną.
Tę kwestię rozszerza „Halloween”. Dekoracyjna kompozycja, zawierająca zatopione w żywicy na płótnie motywy związane z amerykańskim świętem – dynie, duchy, szkielety – kryje głębszą warstwę znaczeń w kontekście porównywania polskości do Zachodu. Halloween, jako zachodnia tradycja, w Polsce wciąż budzi kontrowersje – głównie za sprawą dominującej pozycji Kościoła i silnego konserwatywnego zwrotu ostatnich lat. Święto, które w kulturze anglosaskiej pełni funkcję rozrywki, zabawy, tutaj często odbierane jest jako coś obcego, niewłaściwego, zagrażającego lokalnym wartościom. Antoniak poprzez tę pracę zdaje się dotykać narodowych kompleksów wynikających z nieustannego porównywania polskiej kultury do wzorców zachodnich. Jednocześnie pokazuje, że ten dystans, wynikający z ugruntowanej pozycji tradycji i instytucji takich jak Kościół, wciąż silnie wpływa na to, co uznajemy za „nasze”, a co za „obce”. Warto również zwrócić uwagę na samą materialność obrazu – fakturowa powierzchnia, która zdaje się zawierać w sobie nie tylko konkretne symbole, ale i ślady, odciski, warstwy. Można ją odczytywać jako metaforę polskiej tożsamości – wielowarstwowej, pełnej starć, kulturowych wpływów, w której nowe elementy współistnieją z mocno osadzonymi już strukturami społecznymi, powodując szereg napięć. Tak jak w praktyce artystycznej Smoleń, Antoniak również dokonuje formy krytycznej analizy rzeczywistości, w której zjawiska kulturowe ujawniają głębsze mechanizmy władzy, tożsamości i zależności.
„Kruche sny” i „Cząstki elementarne” to wystawy, które przywołują widma przeszłości, wciąż nawiedzające naszą rzeczywistość. Smoleń dekonstruuje medialne i historyczne narracje, rozmontowując skostniałe wyobrażenia, które mimo upływu lat wciąż definiują naszą teraźniejszość. W jej pracach przeszłość nie jest zamkniętym rozdziałem, ale czymś, co wciąż działa, domagając się nowego odczytania – nie po to, by ją unieważnić, ale by przepracować i zaproponować inny sposób myślenia o przyszłości. Artystka jest również krytyczną komentatorką naszych działań względem środowiska oraz wskazuje na ograniczające nas konstrukty kulturowe, które są tak mocno w nas zakorzenione, że nieświadomie je powielamy. Antoniak z kolei koncentruje się na momentach transformacji – kapitalizmie, kulturze konsumpcji i zderzeniu starego z nowym. Jej prace ukazują stany zawieszenia: między odziedziczonymi wartościami a „obcymi” wzorcami, między pragnieniem nowoczesności a tęsknotą za tradycją.
W ich pracach przedmioty nie są neutralne – mają swoje „dusze”. Są nośnikami wspomnianych ideologii, historii, konstruktów i schematów, które – mimo że reprezentują minione dekady – dalej kształtują naszą teraźniejszość. Artystki korzystają z artefaktów czasów transformacji, niosących ze sobą mnogość znaczeń oraz reprezentujących zderzenie starych i nowych narracji. Strategiami artystek przy ich rozpracowywaniu jest eksponowanie, uwydatnianie oraz demaskowanie wpływu idących za tymi przedmiotami znaczeń, które mają niebagatelny wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości. Można powiedzieć, że odczarowują „przeklęte znaczenia” zawarte w rzeczach, zmuszając je do posłuszeństwa i wycofania się z autorytarnego warunkowania naszego życia. Nie chodzi im jednak o całkowite wymazanie przeszłości, ale o jej rozszczepienie, rozbicie na części – tak, aby widma historii przestały nas prześladować w niezmienionej formie, a zamiast tego otworzyły przestrzeń dla ponownego pisania sensów i stworzenia nowych scenariuszy przyszłości.