„Wir haben abgetrieben” (miałyśmy aborcję) – to słowa z okładki magazynu „Stern” z 6 czerwca 1971 roku. Określają 374 kobiet, które odpowiedziały na wezwanie niemieckiej dziennikarki Alice Schwarzer i ujawniły swoje twarze oraz nazwiska, udowadniając, że aborcja nie musi być tematem tabu. Ich coming out inspirowany był podobną akcją zrealizowaną dwa miesiące wcześniej we Francji (Manifest 343 na łamach „Le Nouvel Observateur”). Dokładnie pół wieku po publikacji wspomnianego numeru „Sterna” na pomysł stworzenia podobnej okładki w polskich realiach wpadły dziewczyny z kolektywu Teraz Poliż (Marta Jalowska, Dorota Glac, Kamila Worobiej). Zorganizowały więc poszukiwania kobiet z doświadczeniem aborcji. W jednej ze scen spektaklu zatytułowanego „Powiem i zobaczę co się stanie”, zrealizowanego przez kolektyw we współpracy z Gosią Wdowik i Martyną Wawrzyniak w grudniu 2021 roku, osoby te pojawiają się na ekranie. Poznajemy też Agnieszkę, która miała podobny pomysł na zbiorowy coming out i nawiązała współpracę z Teraz Poliż. W przedstawieniu wykorzystane zostały fragmenty wywiadu, w którym kobieta tłumaczy, dlaczego postanowiła zabrać głos w sprawie aborcji i zorganizować „akcję okładkową”. Aktywistka uważa, że zaostrzenie prawa aborcyjnego w Polsce dotyka ją osobiście, nie chce jednak przyjmować roli liderki. Głównym założeniem „Powiem i zobaczę co się stanie” było pokazanie, że dla współczesnych Polek aborcja nie jest tematem tabu. Agnieszka stała się tam reprezentantką kobiet, które dokonały tego zabiegu i postanowiły przestać się z tym kryć.
Dwa lata później, we wrześniu 2023 roku, reżyserka Gosia Wdowik zaprezentowała w Polsce spektakl, który nawiązywał do wspominanego projektu: koprodukowany przez belgijski CAMPO Gent i warszawski Nowy Teatr „She was a friend of someone else” (którego światowa premiera odbyła się w maju tego roku w Brukseli). Kilkanaście miesięcy, które minęły od premiery „Powiem i zobaczę co się stanie”, pozwoliło reżyserce na poszerzenie perspektywy postrzegania ruchów proaborcyjnych i oddolne włączanie się w nie kobiet zmęczonych przymusem tabuizowania doświadczenia usunięcia ciąży. Oba spektakle różni użyta stylistyka, odmienne grupy wirtualnych odbiorców oraz ogólna wymowa. Wdowik wykorzystała nawiązania do reprodukcji okładki magazynu „Stern”, jednak oprócz wątku aborcyjnego aktywizmu podjęła także temat wypalenia, doświadczanego przez organizatorki i uczestniczki akcji społecznych i działań artywistycznych. W jej spektaklu pojawiają się fragmenty nagrań włączonych wcześniej do przedstawienia kolektywu Teraz Poliż. Zrozumienie decyzji o ponownym użyciu tych samych materiałów i motywów nie jest łatwe. Czemu służy taki recycling?
Spektakl wyjściowy – w znacznie większym stopniu niż nowy – opiera się na tekście i reportażowym walorze „projektu okładkowego”. Dynamika, warunkowana przebiegiem podjętego przez twórczynie procesu badawczego, jest tu statyczna. Artystki przedstawiają własne motywacje, które skłoniły je do podjęcia tematu, oraz postawy poszczególnych kobiet, decydujących się na dołączenie do ich projektu. Wypowiedzi i dialogi performerek przeplatane są cytatami z wiadomości wysyłanych im przez użyczające swoich wizerunków dziewczyny oraz materiałami wideo z udziałem Agnieszki. Prezentując różne perspektywy widzenia publicznego coming outu, artystki Teraz Poliż ukazały wiarę w siłę obywatelskiego sprzeciwu oraz solidarność kobiet. Korzystając z rozmów z uczestniczkami „projektu okładkowego”, wykazały, że upublicznianie własnego wizerunku nie zawsze łączy się z poczuciem pewności siebie. Wiele kobiet do samego końca nie pozbyło się towarzyszących im obaw, inne zyskiwały pewność siebie w trakcie pracy z artystkami, a tylko niewielka część miała poczucie siły i dumy od samego początku.
„She was a friend of someone else” również wykorzystuje wypowiedzi tych kobiet. Na umieszczonym na scenie ekranie wyświetlana jest realistyczna rekonstrukcja rozmów prowadzanych przez komunikator. Widzimy kilkakrotnie powtarzane wiadomości do osób, które dokonały aborcji, z prośbą o kontakt i jedynie nieliczne, pojawiające się jakby w czasie rzeczywistym spektaklu, odpowiedzi. Postaci sceniczne nie prowadzą dialogów: Jaśmina Polak przyjmuje rolę narratorki, informując widzów o kolejnych etapach przygotowań „projektu okładkowego”. Relacjonuje też poczucie wypalenia, którego doświadcza bohaterka grana przez Wdowik – a może reżyserka, reprezentująca samą siebie? Status artystki jest niepewny, a przez to zagadkowy i intrygujący. Czy leżąca na materacu, otulona kołdrą Wdowik wyraża tak własne odczucia? Jak rozumieć podobieństwa jej zachowania z materiałami filmowymi ukazującymi Agnieszkę i jej wypowiedzi? Czy obie kobiety sugerują wrażenie rosnącego zniechęcenia, wynikającego z małej sprawczości podjętych przez nie działań?
Najbardziej dynamiczną i sprawczą postać gra trzecia z postaci scenicznych, tworzona przez Onekę von Schrader, gestem i działaniami choreograficznymi próbująca wyciągnąć bezsilną bohaterkę Wdowik z marazmu. Ta wspierająca, zdeterminowana kobieta daje jej oparcie na własnych kolanach i pomaga odnaleźć pion przy ścianie, co można postrzegać jako formę siostrzanego wsparcia, afirmowanego w obu spektaklach. W produkcji Teraz Poliż kobiety, gotowe mówić o dokonanych przez siebie aborcjach, przedstawione zostały jako osoby odważne i godne podziwu. U Wdowik postaci te przechodzą na drugi plan, a istotniejszy okazuje się problem mobilizacji do działania. „She was a friend of someone else” postrzegać można jako studium sytuacji aktywistki proaborcyjnej i/lub artystki, które niezależnie od walki z niesprzyjającymi okolicznościami muszą także pokonać własne zniechęcanie i bezsilność. Zestawienie obu przedstawień pozwala traktować je jak awers i rewers tego samego tematu.
Stojąca tyłem do publiczności Polak zastanawia się na głos, kim są dziewczyny z okładek – zarówno tej opublikowanej przez „Sterna” w latach 70., jak i współczesnej, stworzonej ze zdjęć twarzy kobiet zaproszonych do projektu Teraz Poliż. Spekuluje o ich emocjach, zastanawia się, co mogły czuć te, których twarz zakrył tytuł magazynu, i stawia pytania o te, które odpowiedziały na prośbę, gotowe ujawnić się, ale na okładce się nie znalazły. W „Powiem i zobaczę co się stanie” wybrzmiały podobne kwestie. Początkowo czułam się skonsternowana analogiami pomiędzy obiema scenami w spektaklach – dostrzegam jednak wartość tego powielenia. Zdaję sobie sprawę, że czym innym są rozważania na temat osób na okładce podjęte przez dziewczyny z kolektywu Teraz Poliż będące inicjatorkami jej odtworzenia, a czym innym refleksje aktorki-aktywistki, której twarz pojawia się na nowej wersji okładki (Polak dołączyła przed dwoma laty do „projektu okładkowego”). W „Powiem i zobaczę co się stanie” opisana scena jawiła się jako rozważanie na temat szans i strat, z którymi konfrontowały się performerki, realizując ideę stworzenia nowej okładki. W przedstawieniu Wdowik zaś jesteśmy świadkami refleksji artystki nad własnym miejscem w projekcie. Pojawiają się jednak dodatkowe pytania: czy Polak występuje tylko w swoim imieniu, a może znajduje się w równie dwuznacznej sytuacji, co Wdowik? Czy reprezentuje Agnieszkę, postać wypalonej artystki, czy staje się potencjalnym głosem wszystkich kobiet, które wzięły udział w projekcie?
Byłam ciekawa, na jakich zasadach ustalono prawa do korzystania z materiałów użytych w obu spektaklach. Skontaktowałam się z Gosią Wdowik oraz Martą Jalowską z kolektywu Teraz Poliż, którego działalność – oparta na formule stowarzyszenia – finansowana jest jedynie ze środków grantowych. Planując pracę nad „Powiem i zobaczę co się stanie”, kolektyw starał się o wsparcie różnych instytucji. Przez dłuższy czas – bez powodzenia. Ostatecznie budżet pochodził ze środków Miasta Stołecznego Warszawy, a projekt zrealizowany został w partnerstwie z Teatrem Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich, gdzie odbyła się premiera. Artystki miały wrażenie, że niechęć instytucji do podjęcia współpracy prowokowana była przez temat, którym się zajęły. Na polskich scenach aborcja pojawia się jedynie na drugim planie. Wyjątkiem są inicjatywy offowe: obok „Powiem i zobaczę co się stanie” też „Have a good cry” – spektakl zrealizowany w 2021 roku przez Magdę Szpecht, Lenę Schimscheiner i Weronikę Pelczyńską w ramach rezydencji w poznańskiej Scenie Roboczej. Towarzyszące Teraz Poliż poczucie, że trzeba walczyć o widzialność tematu podjętego w spektaklu, miało wpływ także na późniejsze o dwa lata działania Wdowik.
Wyprodukowany przez Nowy Teatr i belgijskie centrum kultury CAMPO „She was a friend of someone else” jest projektem dyplomowym Wdowik, wieńczącym jej studia w amsterdamskiej Akademii Teatru i Tańca (DAS Theatre). Osobie pracującej już wcześniej na profesjonalnych scenach, studiującej na rozpoznawalnej, zagranicznej uczelni, było łatwiej pozyskać środki na nowy spektakl niż Teraz Poliż. Pomysł realizacji przedstawienia o wypaleniu, w którym użyto gotowych materiałów z wcześniejszego o dwa lata projektu, unikając w ten sposób przeciążenia i autoeksploatacji osób twórczych, wydaje się tyleż ciekawy, co sprytny. Wdowik dostrzega podobieństwa pomiędzy swoim wypaleniem na polu aktywistycznym i artystycznym. Wykorzystanie materiałów, które stworzyła razem z Wawrzyniak i Teraz Poliż, pozwoliło jej odkryć nowe, wpisane w nie, jakości. Zastanawiałam się, jakie byłyby konsekwencje możliwej porażki – czy gdyby spektakl się nie udał i nie obronił towarzyszącej mu idei, jego autorkę można by uznać za plagiatorkę samej siebie albo własną epigonkę?
Zanim Wdowik zaczęła próby, poinformowała dziewczyny z Teraz Poliż o swoich zamiarach oraz uzyskała zgodę na użycie wizerunku kobiet, które wzięły udział w „Powiem i zobaczę co się stanie”. Jalowska pamięta, że negocjacje przebiegały w atmosferze wzajemnego zrozumienia, choć pojawiały się też emocje. W potencjalnie możliwym procesie sądowym (do którego ostatecznie nie doszło) ustalenie praw do własności intelektualnej wymagałoby przedstawienia materialnych dowodów na autorstwo poszczególnych partii spektaklu, na przykład notatek sporządzonych podczas prób. Jeśli nikt ich nie robił albo robiła je tylko osoba notująca przebieg burzy mózgów, trudno byłoby dowieść, że tworzą rzeczowy zapis zdarzeń, spójnie i sprawiedliwie ukazując złożoność oraz płynność formowania się pomysłów podczas procesu kreatywnego. Istotny wpływ na przebieg rozmów pomiędzy Wdowik i Teraz Poliż miały dysproporcje w zakresie wsparcia udzielonego każdej z inicjatyw. Pomiędzy instytucją, która korzysta z efektów pracy innej organizacji, i dążącym do „rozliczania się” z nią producentem wcześniejszego projektu mogą rodzić się poważne nieporozumienia. Czy kwestie autorstwa zostały rozwiązane etycznie?
50 lat temu Niemki, podobnie jak wiele współczesnych Polek, były gotowe pokazać się na okładce, żeby ogłosić światu swój aborcyjny coming out. Spektakl Wdowik z pewnością zwiększył widoczność kobiet, które dokonały zabiegu usunięcia ciąży i ujawniły swoją tożsamość w projekcie „Powiem i zobaczę co się stanie”. „She was a friend of someone else” zaprezentował je nie tylko przed zagraniczną publicznością, lecz także widowni Nowego Teatru – dużej, warszawskiej instytucji. Wdowik spopularyzowała w ten sposób „projekt okładkowy”. W ramach zawartej umowy dziewczyny z Teraz Poliż otrzymują tantiemy za pokazy jej spektaklu, w którym wykorzystane zostały efekty ich wspólnej pracy. Dzieje się tak jednak tylko wówczas, kiedy spektakl prezentowany jest za granicą. Jeśli grany jest w Polsce, musi wystarczyć im fakt, że ich nazwiska wyświetlane są w trakcie spektaklu – pośród tych, którym Wdowik składa oficjalne podziękowania. Poza tym Nowy Teatr zorganizował spotkanie, w którym wzięły udział i za które wynagrodzone zostały artystki Teraz Poliż. Na stronie teatru znajduje się informacja, że „She was a friend of someone else” powstał w ramach projektu badawczego realizowanego na podstawie „Powiem i zobaczę co się stanie” kolektywu Teraz Poliż, Martyny Wawrzyniak i Gosi Wdowik. Czy to wystarczy? Czy sprawiedliwość wobec Teraz Poliż wymaga czegoś więcej?
Wdowik, decydując się na wykorzystanie dawniejszej współpracy z Teraz Poliż, poszerza pierwotny kontekst wcześniejszego projektu, w którym sama brała udział. Doświadczenie obu stron pozwala na przetestowanie nowych form artystycznej kooperacji w ramach różnych systemów organizacji pracy. Być może daje to szansę na wypracowanie wzorców zachowania, które pozwolą na uniknięcie rywalizacji twórców i twórczyń o przywileje, a producentów – o pieniądze w ramach diametralnie różniących się systemów finansowania. Marzenie o zasypaniu dzielących nas podziałów wydaje się utopijne. Może jednak warto wierzyć w spełnienie marzeń?