Spektakl Agnieszki Jakimiak „Seks, praca i marzenia” odwraca typowe role, realizując fantazje seksualne pracowników i pracowniczek seksualnych. Osoby, które na co dzień pracują własnym ciałem, zaspokajając cudze marzenia erotyczne, stają się w nim biorcami i biorczyniami przyjemności. Już na samym początku Dominika Biernat i Dorota Glac komunikują publiczności, że nie jest ona właściwym odbiorcą przestawienia. „Ten spektakl nie jest dla was” – mówią aktorki podczas pompowania różowych dmuchanych siedzisk. Performerki postawione zostały przed trudnym zadaniem: w bardzo małej i dusznej przestrzeni (spektakl grany gościnnie w niezależnym teatrze Potem-o-tem na warszawskim Muranowie) mają odgrywać sceny erotyczne. Czy takie zadanie aktorskie sprawia, że można je nazwać sex workerkami? Jak ich tożsamość sceniczną może kształtować spektakl, w którym grają osoby pracujące w branży usług erotycznych? Twórcy i twórczynie „Seksu, pracy i marzeń” zestawiają aktorstwo i pracę seksualną, sugerując, że więcej je łączy niż dzieli.
Obie profesje oparte są na eksploatacji ciała. Pierwszą się idealizuje, a równocześnie nie nazywa jej się pracą intymną. Druga jest stygmatyzowana, zbyt często upraszczana do wulgarnych określeń. Tymczasem jest wiele rodzajów usług seksualnych – praca na kamerkach, występowanie w filmach pornograficznych, pozowanie do zdjęć, taniec na rurze, striptiz, masaże erotyczne czy bezpośrednie spotkania z osobami klienckimi. Nie wszyscy mogą wykonywać tego rodzaju pracę. Nierzadko wymaga ona wysokiego poziomu inteligencji emocjonalnej i empatii. Osoby, które to robią, powinny szybko odnajdywać się w interakcjach i wyczuwać pragnienia drugiej strony, które nie zawsze są komunikowane bezpośrednio; szczególnie jeśli wstyd i pruderia nie pozwalają na ekspresję określonych pragnień i scenariuszy.
Realizatorzy i realizatorki spektaklu tworzonego przez Jakimiak z grupą Teraz Poliż zainicjowali proces twórczy od rozesłania ankiet wśród osób pracujących seksualnie. Ich celem było zebranie fantazji, które zamierzali zrealizować na scenie. Spośród otrzymanych odpowiedzi wybrano trzy, które formułujące je osoby chciałyby zobaczyć w teatrze. Przyjęto założenie, że powinny one sprawiać przyjemność nie tylko publiczności, ale też aktorkom, a ich realizacja nie miała generować dodatkowych kosztów. Dwie osoby – tancerka pole dance Alesia Maisei oraz tancerz, performer i cam boy Szymon Tur – zrezygnowały z anonimowości: pojawiając się na scenie, gdzie podzieliły się swoim doświadczeniem pracy seksualnej, dokonały publicznego coming outu. Podczas prób nagrano także z nimi wywiady, które zostały włączone do spektaklu. Ich wypowiedzi skrajnie różniły się od siebie. Dowiadujemy się, że Maisei doświadcza w swojej codziennej pracy wielu przekroczeń – osoby klienckie, mimo regulaminu obowiązującego w klubie, w którym pracuje, często próbują dotykać tancerek bez ich pozwolenia. Nie ma stałej pensji, a właściciele lokalu, gdzie tańczy, zarabiają znacznie więcej niż ona. Mimo trudności, których doświadcza, nie chce jednak rezygnować z tej pracy – lubi ją i liczy na to, że edukacja oraz aktywna popularyzacja wiedzy mogą przeciwdziałać stygmatyzacji i stereotypizacji jej profesji. Z kolei Tur opisuje swoje doświadczenia pozytywnie. Zdaje sobie sprawę z uprzywilejowanej pozycji, jaką ma w patriarchalnym społeczeństwie – praca w branży pornograficznej piętnuje głównie kobiety. Podczas gdy sam pracuje na kamerce, ma duże możliwości moderowania, kontrolowania i selekcji osób klienckich. Jeśli ktoś zachowuje się agresywnie i przekracza ustalone granice, może zostać przez Tura usunięty z „pokoju” – wirtualnej przestrzeni, w której czatuje, umawia się na prywatne spotkania i wstawia filmiki. Performer przyznał, że dużo więcej przemocy i przekroczeń doświadczył, kiedy pracował w teatrze niż jako pracownik seksualny.
Czymś, co według twórczyń i twórców spektaklu wyróżnia pracę seksualną na tle pracy teatralnej, a o czym – otwarcie i skrycie – fantazjuje środowisko teatralne, jest transparentność. W pracy seksualnej oraz praktykach BDSM reguły ustala się na samym początku gry – wiadomo, co można i czego nie można, a także jakie punkty podlegają dyskusji i negocjacji. Takie zasady to specyficzny rodzaj kontraktu. Praktyka ustalania reguł i podpisywania zobowiązań dotyczących ich przestrzegania zaczyna się dopiero pojawiać w niektórych polskich teatrach, nie jest to jednak zwyczaj powszechny. Niektórzy (szczególnie reżyserzy starszego pokolenia) traktują kontrakt jako niepotrzebny skrawek papieru – coś, co jedynie ich ogranicza. Agnieszka Jakimiak – reżyserka i autorka scenariusza „Seksu, pracy i marzeń” – w jednym z wywiadów mówiła o pożytkach płynących ze sporządzenia kontraktu:
Kontrakt pozwala ustalić ścieżkę spektaklu, jego charakter i sposób współpracy, co jest wyzwalające i zabezpieczające zarazem. Nazwanie wzajemnych oczekiwań, wypowiedzenie na głos swoich obaw i zawalczenie o transparentny proces uważam za absolutnie kluczowe w procesie tworzenia tej chwilowej wyspy zwanej środowiskiem teatralnej pracy. Kontrakt daje platformę dla takiej wypowiedzi i pozwala utrwalić te zasady na piśmie.
Po ujawnieniu nadużyć, których miał się dopuszczać Krystian Lupa wobec pracującej z nim ekipy technicznej, i odwołaniu w Genewie premiery jego spektaklu „Wyjechali” dużą popularność zyskał prywatny post Jakimiak na Facebooku. Odpowiadając na sugestie, że „wielkie spektakle” Lupy realizowane były dzięki, delikatnie mówiąc, stosowanym przez artystę specyficznym metodom pracy, reżyserka stwierdzała, że tworzył on wielką sztukę POMIMO nadużyć i złego traktowania pracowników różnych pionów, a nie dzięki nim. Autorka „Seksu, pracy i marzeń” od lat powtarza, że wysoka kultura pracy, przestrzeganie kodeksów etycznych, tworzenie kontraktów i innych przejrzystych systemów powinny towarzyszyć wszystkim profesjonalnym działaniom w obszarze teatru. Sugeruje – z nadmiernym, jak sądzę, optymizmem – że tak właśnie jest w obszarze pracy seksualnej.
W warszawskim spektaklu wspomniane trzy, znacznie różniące się od siebie fantazje obrazowane są przez czworo artystów – Maisei, Tura, Biernat oraz Glac. Pierwsza z ukazujących je scen początkowo sugeruje użycie przemocy, z czasem jednak ewoluuje ku posthumanistycznemu pragnieniu stania się rośliną – penetrowaną przez miękkie i twarde części ludzkich ciał, nie-ludzką monsterą. Druga sprowadza się do „braku fantazji”: to performowanie seksualnego nicnierobienia, przyzwolenie na niskie libido lub jego brak. Sekwencja ta dedykowana jest osobom zmęczonym ciągłym eksplorowaniem cudzych seksualności. Niesie sugestię, że ci, którzy na co dzień mają dużo seksu, mają prawo do braku fantazji. Trzecia scena jest fantazją społeczną. Niesie wizję utopijnego miejsca pracy, w którym rządzi transparentność, nie ma hierarchii i pracuje się trzy dni w tygodniu po kilka godzin dziennie. Praktyka zawodowa jest tam przeciwieństwem tego, czego uczy się dzisiaj w szkołach teatralnych, przygotowując studentki i studentów do ponadwymiarowej, wymagającej zaangażowania i poświęceń pracy na scenie.
Zestawienie pracy seksualnej ze sztuką aktorską nie jest szczególnie odkrywcze ani oryginalne. Spektakl korzysta z niego, nie proponując pogłębionej refleksji nad podobieństwami i różnicami tych dwóch zawodów. Jego twórcy i twórczynie powtarzają jedynie przyjęty koncept, sytuując obok siebie te profesje, czemu nie towarzyszy żadna szczególnie błyskotliwa myśl poszerzająca tę perspektywę czy chociaż ją aktualizująca. Jednak ten kontekst może samodzielnie poszerzać teatralna publiczność. Sama się zastanawiam nad wieloma pytaniami, które w spektaklu nie padły ani nie zostały zasugerowane. Jak pracuje ciało na scenie, a jak ciało na kamerce, tańczące na rurze, ciało wobec ciała klienckiego? Czy na pewno przyjemność z wykonywania profesjonalnych zadań – czasem podobnych, a jednak społecznie traktowanych jako diametralnie różne – dostarcza takiej samej przyjemności? Dlaczego praca nad rolą nie jest traktowana jak proces intymny? Jak szanować prywatność i intymność współpracowniczek i współpracowników teatralnych? Jak wyznaczać granice? Czy są one respektowane w teatrze? Jak rozmawiać o ciele? Jak się tego nauczyć? Jak po latach edukacji teatralnej, która dysocjuje ciało człowieka i jego emocje, powrócić do własnej integralności? Pytania o podobieństwa aktorstwa i pracy seksualnej mogłyby zostać zadane przez pryzmat dyskusji na temat koordynacji intymności. Wiele osób aktorskich i reżyserskich mówi o konieczności włączania koordynatorek i koordynatorów w teatralny proces twórczy, tymczasem niskie budżety produkcyjne często zmuszają ludzi do pracy bez odpowiedniej pomocy i konsultacji.
Próby odtabuizowania – bez romantyzacji i poetyzacji – pracy seksualnej są, zarówno w teatrze, jak i w literaturze, coraz częstsze. Niemalże w tym samym czasie, co „Seks, praca i marzenia”, na Festiwalu Sopot Non-Fiction odbyła się premiera „Osób kurewskich” Szymona Adamczaka, Wojtka Rodaka, Aleksandry Kluczyk, Foxy, Fsu i Bartka Suxje. Już sam tytuł projektu zapowiada inkluzywną perspektywę oraz subwersję. Przykładem literatury dotykającej tego tematu służy też prozatorski debiut Małgorzaty Żarów „Zaklinanie węży w gorące wieczory” – książka, za którą autorka otrzymała Nagrodę Literacką Gdynia. To ekstrawagancka powieść drogi, której bohaterką jest młoda, pracująca seksualnie kobieta o pseudonimie Violet Love, przemierzająca Warszawę w podartej sukni ślubnej. Kolejne rozdziały przeplatane są relacjami zdarzeń i dialogów z przestrzeni wirtualnej – na ekranie i przed kamerką. Żarów opisuje złożone relacje Violet z klientami i opowiada, jak wiele wysiłku jej bohaterka wkłada w realizacje najbardziej wymyślnych fantazji. Kobieta ta poprzez eksplorację marzeń erotycznych osób klienckich, udział w filmie pornograficznym i upowszechnianie swojego wizerunku w sieci uczy się odnajdywać granice własnej prywatności – o co w dobie social mediów najtrudniej.
„Seks, praca i marzenia” to kolejne, po „Miłej robótce”, podejście Jakimiak (tym razem we współpracy z feministycznym teatrem Teraz Poliż) do tematów ciała, seksu i pornografii, ale także do etyki pracy. W gnieźnieńskiej „Miłej robótce” aktorka Zuzanna Stube odciągała mleko z własnych piersi podczas sekwencji tanecznej, a następnie rozlewała je do plastikowych kubeczków (takich, w których podaje się lekarstwa w szpitalach) i rozdawała widzom. Abiektalny płyn krążył po audytorium, ale – choć wszystko wydarzało się na oczach publiczności – niektórzy nadal powątpiewali w możliwość spróbowania ludzkiego mleka w teatrze. W „Seksie, pracy i marzeniach” osoby performerskie także wykonują bardzo odważne zadania aktorskie. Z ciekawością i przyjemnością przyglądałam się ich działaniom, równocześnie mając jednak poczucie, że w obydwu spektaklach zabrakło pogłębionej, krytycznej myśli, co osłabia radykalną wymowę tych projektów. Agnieszka Jakimiak, normalizując czynności postrzegane jako odpychające i kontrowersyjne, wykonuje pracę u podstaw (która powinno zostać wykonana już dawno). Prowokuje to bardzo entuzjastyczne reakcje i recenzje. Czasem jednak sama przyjemność odbioru okazuje się niewystarczająca.