Nr 14/2023 Na moment

Rozmowa Katarzyny Kowalewskiej z redaktorem fanpejdżu „Jurek, Tadek i ziomki z teatru”.

 

W listopadzie 2018 roku założyliście na Facebooku fanpejdż „Jurek, Tadek i ziomki z teatru”. Dlaczego?

Osoba zakładająca fanpejdż chciała stworzyć platformę, która – odnosząc się do polskiego środowiska teatralnego – działałaby podobnie, jak w szerszym planie funkcjonują „Make life harder” czy Tygodnik „NIE”, pełniące funkcje prześmiewcze i krytyczne zarazem. Wkrótce zaprosiła do współpracy osoby mające podobną wizję. Ja i pozostali redaktorzy zajmujemy się teatrem i obserwujemy w nim bardzo wiele komicznych, absurdalnych sytuacji. Zauważamy jednak nie tylko rzeczy zabawne, ale też przykre. Chcemy w humorystyczny sposób opisywać teatralną codzienność. Zależy nam jednak nie tylko na tworzeniu zabawnych memów, ale także na ukazywaniu prawdziwego oblicza otaczającej nas rzeczywistości.

Nazwaliście się „Jurek, Tadek i ziomki z teatru”, odwołując się do „mistrzów” polskiego teatru: Jerzego Grotowskiego oraz Tadeusza Kantora. Czy decydując o tym nawiązaniu, byliście wpatrzeni w ikony wyznaczające kanon polskich arcydzieł, czy podchodziliście do nich i do metod ich pracy – a co za tym idzie, także do teatru reżysera-demiurga – z dystansem?

Uważamy, że z tego kultu warto się pośmiać. W skład redakcji wchodzą osoby młode, mamy po dwadzieścia kilka lat. Niektórzy uważają, że w nasz wiek wpisane jest „bywanie bezczelnym”. Myślę, że ta bezczelność jest czymś totalnie fajnym! Zresztą ona rodzi się z chęci zadawania pytań i podawania w wątpliwość tego, co zastane. Pomniki, które wielbimy w naszych teatrach, są często absurdalne – środowisko odwołuje się do wielu osób, jakby były „herosami teatru”, „półbogami”. Historia wielu „ikon” jest przekłamywana, idealizuje się je i – nawet jeśli zdajemy sobie z tego sprawę – często brakuje nam sił, by się z tym zmierzyć. Uważam, że w środowisku teatralnym brakuje odwagi, by wprost nazwać i napiętnować przemocowe zachowania, bo „geniuszy teatralnych nie wolno krytykować”. To przykre, a nawet tchórzliwe!

Co to znaczy?

Znaczna część środowiska lubi się wtrącać z w tak zwane tematy społeczne, a zdaje się nie zauważać, że ważnym, dotykającym nas tematem jest ignorancja, a nawet akceptacja niewłaściwych zachowań. Wielu ludzi teatru wycwaniło się w używaniu eufemizmów – przemoc czy awantury nazywa się „metodami pracy” lub „temperamentem”. Zajmuję się teatrem od dziecka i zdaję sobie sprawę, że to specyficzny grunt, ale dla bardzo wielu osób to jest przecież praca! Także pan Krystian Lupa, bez względu na swój status, idzie do pracy i rozlicza go kodeks pracy.

Czy docierają do Was negatywne reakcje dotyczące Waszej działalności?

Sporo osób ma z nami problem. W 2020 roku opublikowaliśmy dwa teksty z cyklu „Grotowski i Kantor też byli chujami”, które stanowiły nasz komentarz do sytuacji w Gardzienicach. Zwracaliśmy w nich uwagę na ciągłość przemocy w teatrze. Obok poparcia usłyszeliśmy także głosy wyrażające „święte” oburzenie. Gdy dwa lata temu zrobiliśmy mem ze zdjęciem Krystiana Lupy i podpisem „Krystian Dupa”, natychmiast zleciał się orszak teatralnej policji: „Jakim prawem żartujecie z wielkiego reżysera?! Czy wy wiecie, kim jest ten człowiek?!”. Dziś – zaledwie dwa lata później – wszyscy wiedzą o „aferze” w Genewie. To, jakie skutki mają ślepy kult mistrza i przymykanie oczu na niewygodne kwestie, w tym etyczność „mistrzowskich” metod pracy, stają się w końcu tematem publicznej debaty.

Jesteście najlepiej znani z trafnych, ale także bardzo dosadnych, bezpośrednich memów. Niedawno jednak zakres waszej aktywności poszerzył się. Szczególnie znaczącym działaniem, które zaproponowaliście po odwołaniu premiery Krystiana Lupy w Genewie z powodu skarg ekipy technicznej na zły sposób traktowania jej członków przez reżysera, był napisany przez Was list otwarty. Apelujecie w nim do środowiska teatralnego, by podjąć działania antyprzemocowe i nie przymykać dłużej oczu na zło, które w wielu teatrach wydarza się każdego dnia. Skąd impuls dla tej inicjatywy?

Ze złości, że żadna polska instytucja nie zabrała w tej sprawie głosu. Z zażenowania, że w Polsce robienie teatru wygląda właśnie tak, co celnie skomentowała Alex Freiheit z Siksy. Z wkurwienia. W środowisku od lat mówiło się: „Piotr Skiba jest pijany w teatrze”. I nikt na to nie reagował. My pytamy: „I to jest, kurwa, normalne?!”. W innym zawodzie, gdy ktoś przychodzi pijany do pracy, wysyła się go na odwyk albo zwalnia. Tymczasem z relacji, które pojawiły się w internecie, wynika, że w teatrach wyznacza się osobę, która ma pijanego Skibę ogarniać. Nasz list to apel: „Obudźmy się!”.

Czy to znaczy, że z memów przerzuciliście się na aktywizm?

To zajebista laurka dla środowiska, że strona z memami musiała się przebranżowić i zająć aktywizmem, bo nie było żadnego innego organu, który był gotów zająć się tematem przemocy w teatrze i przeciwdziałaniu jej. Pisze do nas mnóstwo osób, dzieląc się swoimi doświadczeniami. Wyznają, że nie wiedzą, co robić, że żyją w strachu. Dlaczego nasze instytucje nie działają, a osoby pokrzywdzone nie mają się do kogo zwrócić, z wyjątkiem strony z memami?! To nie powinno tak wyglądać! Docierają do nas bardzo poważne świadectwa i zastanawiamy się, co my z tym mamy zrobić. Mamy to nagłaśniać? Czemu nie zrobili tego ci wszyscy krytycy teatralni, którzy pisali o teatrze, bywali na próbach i oceniali spektakle, a lekceważyli metody pracy? Przejrzyjmy cieszące się autorytetem czasopisma teatralne – „szanowane”, „wielkie” – które znacznie częściej stawiały pomniki geniuszom, niż zwracały uwagę na niepokojące, przemocowe sytuacje. Czemu redakcje zajmujące się teatrem unikają takich tematów? Czy uważają, że rozmowa z pionem technicznym – przez Łukasza Drewniaka nazwanym „drugą linią” i „psim ogonem”, z czego zresztą smutno-śmiesznie żartujemy na fanpejdżu – to wstyd?

Jak oceniasz wspomniany tekst tego krytyka?

Pseudointelektualny artykuł Łukasza Drewniaka to według mnie festiwal kategoryzowania ludzi na gorszych i lepszych. Krytyka szokuje, że już tyle osób wypowiedziało się w sprawie Krystiana Lupy, i podważa on ich prawo do wypowiadania się na ten temat. Kurwa mać – teatr jest dla wszystkich i każdy ma prawo wypowiadać się o teatrze. Mamy prawo komentować sprawę Krystiana Lupy, warunki pracy w teatrze i wszystko to, co uznajemy za ważne i dotykające nas. No, może z wyjątkiem samych tekstów Drewniaka, bo na portalu teatralny.pl opcja komentowania jest wyłączona. Co dodatkowo pokazuje, jak Drewniak widzi „debatę” i prawo do wypowiadania się. Napawa mnie to ogromnym smutkiem – mówię to także jako osoba pracująca między innymi w pionie technicznym spektakli. Czytając te wypowiedzi, czułem się, jakby mi ktoś pluł w twarz. Panie Łukaszu, ten teatralny ogon już nigdy się od pana nie odczepi.

Sama mam jednak wrażenie, że wewnątrz środowiska teatralnego wybrzmiewają coraz mocniejsze głosy krytyczne. Powoli staje się ono bardziej świadome odpowiedzialności, jaką ponosi. Tym bardziej jestem więc negatywnie zaskoczona, że w Polsce nie przetłumaczono oświadczenia genewskich pracowników technicznych, opisujących współpracę z Lupą i ujawniających jego przemocowe metody pracy. Wokół tego dokumentu powstało u nas bardzo dużo tekstów, publikowano jego fragmenty, ale nie oddano w pełni głosu zespołowi technicznemu. Komentowano małe wycinki wypowiedzi genewskich techników oraz pełne wypowiedzi Krystiana Lupy czy jego obrońców. Dopiero dzięki Wam i Waszej współpracy z tłumaczem, równie anonimowym jak wy, możemy zapoznać się z pełnym brzmieniem tego oświadczenia. Uważam to za kolejny alarmujący sygnał świadczący, że w polskim środowisku teatralnym źle się dzieje, a mechanizmy dialogu nie działają tak, jak powinny.

Działają skandalicznie źle. Nie jesteśmy redakcją. Zdarza mi się używać tego słowa, ale z dużym dystansem – jesteśmy ziomeczkami, którzy robią fanpejdż. W ciągu ostatnich tygodni spędzaliśmy długie godziny przed komputerami: pisaliśmy list, byliśmy w kontakcie z pracownikami technicznymi różnych teatrów i innymi skrzywdzonymi osobami. Skontaktowali się z nami technicy genewscy, którzy wysłali nam swoje oświadczenie po francusku. To absurd, że to my musieliśmy zająć się przekładem oświadczenia, chociaż żadne z nas nie mówi w tym języku. Jednak nikt inny tego nie zrobił. A przecież „Wyborcza” publikowała pojedyncze zdania genewskiego tekstu po polsku, czyli jednak ktoś to tam przekładał. Na początku próbowaliśmy używać Tłumacza Google’a. Gdy zobaczyliśmy przekład wykonany przez sztuczną inteligencję, który przecież i tak nie oddawał mocy oryginału, jego treść nas uderzyła. Poryczeliśmy się. Połączonymi siłami, kontaktując się z osobami znającymi francuski, udało się przełożyć dokument na język polski. Tłumacz tego oświadczenia nie chce się ujawniać w obawie przed konsekwencjami. A to nie jest osoba pracująca na przykład w administracji teatru. Czy teatr stał się jak jakaś kuria kościelna, przed którą ludzie drżą z lęku i boją się mówić?

Zastanawiam się nad tym, że Krystian Lupa staje się teraz symboliczną twarzą zła, które dzieje się w teatrze. Można postawić zarzut: szukamy kozłów ofiarnych, zamiast skupić się na zmianach systemowych. Badaczka teatru Dorota Sajewska, komentując ruch #MeToo w teatrze niemal trzy lata temu, ostrzegała, by nie „wyżywać się” na konkretnych oprawcach, i postulowała zmiany systemowe. A przecież za przemoc w instytucjach odpowiadają konkretne osoby. Trudno mi wyobrazić sobie systemowe zmiany, które zredukowałyby przemoc w teatrze, bez wskazania, kto jest za tę przemoc odpowiedzialny, w jakich momentach się ona wydarza i gdzie są luki – prawne, instytucjonalne, metodologiczne itd. – dające tak wiele możliwości nadużywania władzy.

Oczywiście pojawiają się głosy: „Krystian Lupa stał się kozłem ofiarnym nowej fali zbuntowanych gówniarzy, którzy mają czegoś dosyć”. Tak, dokładnie tak jest, jesteśmy zbuntowanymi gówniarzami i mamy dosyć! Jednak to nie tak, że chcemy wyrzucić Krystiana Lupę na tak zwany śmietnik czy że chcemy wymazywać tego reżysera z historii teatru. Zdajemy sobie sprawę, że nie chodzi tylko o tę konkretną postać. Dociera do nas bardzo dużo świadectw różnego typu nadużyć, z różnych miejsc. W zbyt wielu teatrach dzieją się złe rzeczy i działania, które nie tylko nie respektują dobrych praktyk, ale są wbrew paragrafom. Koniec! Niech zacznie się rewolucja i niech się kończy przemoc.

Nie jesteśmy żadnym gangiem, który zamierza teraz wszystkich rozliczać. Może osoby takie jak Lupa przez wiele lat myślały, że wszystko jest w porządku, że specyfika ich pracy wymaga od nich braku szacunku dla innych. Wiemy, że trzeba wreszcie powiedzieć: „To nie jest okej”. Pragniemy tworzyć nową historię teatru – bez przemocy fizycznej, psychicznej i ekonomicznej; bez gróźb, pijaństwa, molestowania. Chcemy na ten temat mówić publicznie, najlepiej w jakiejś znaczącej teatralnej instytucji. Planujemy zrobić dwudniową dyskusję, podczas której porozmawiamy o przemocy nie tylko z reżyserami i aktorami, ale też z zespołami technicznymi, pracowniczkami i pracownikami administracji czy osobami sprzątającymi. Pragniemy zmierzyć się z boomerskim przekonaniem, że o teatrze mogą wypowiadać się tylko „mistrzowie” albo krytycy teatralni. Zastanowimy się wówczas, jak żyć w instytucjach i co nie działa w teatrze, między innymi dlaczego Teatr Powszechny w Warszawie ma wyjebane na techników.

Dużo Waszej złości skupia się właśnie na Teatrze Powszechnym, chociaż to niejedyna instytucja współpracująca z Lupą. Dlaczego?

Nie chodzi nam o to, żeby napierdalać w Teatr Powszechny, lecz o to, by zmienić złe rzeczy, które się dzieją również w tej instytucji. Możemy się domyślać, że zapanowała tam panika. Kilka osób będących z nami w stałym kontakcie poprosiło o dostęp do informacji publicznej na mocy art. 61 Konstytucji RP. Zażądały rozpiski harmonogramu prób, aby sprawdzić, czy czas ich trwania był przekraczany, oraz wglądu do wszelkich korespondencji związków zawodowych od 2018 roku do dnia dzisiejszego. Teatr w odpowiedzi wysłał harmonogram prób z gwarancją, że czas pracy nie był przekraczany, natomiast nie udostępnił pism związków zawodowych teatru, argumentując, że „korespondencja dotycząca sposobu pracy pana Krystiana Lupy nie miała charakteru informacji publicznej, albowiem była to korespondencja wewnętrzna pomiędzy pracownikami Teatru a dyrekcją”.

„Gazecie Wyborczej” powiedziano, że do dyrekcji wpłynęła jedna skarga, dotycząca tylko pracy na planie filmowym podczas przygotowań do spektaklu „Capri – wyspa uciekinierów”. Z artykułu Arkadiusza Gruszczyńskiego wynika, że to nie jest prawda. Według ustaleń autora związki zawodowe w Teatrze Powszechnym napisały do dyrektora, że Skiba przychodzi do pracy w stanie wskazującym na nietrzeźwość, co odbija się na kondycji psychicznej zespołu, który nie jest w stanie pracować.

Przesłano nam nagranie dokumentujące, jak Piotr Skiba ubzdurał sobie, że technik nie włączył mu mikroportu. Podczas grania „Capri” aktor zwyzywał więc tego pracownika teatru od „chujów” w obecności całej widowni. I co zrobiła publiczność? Biła brawo, urządziła owacje. Tak traktujemy nieuprzejmych, agresywnych gburów? Serio? W dodatku spektakl dostaje nagrodę!

Co zrobił dyrektor w odpowiedzi na skargi pracowników? Nic. Za to później zaprosił Lupę ze Skibą do pracy nad kolejną premierą. Nie zgadzamy się na ignorowanie potrzeb zespołu i komfortu jego pracy! Nie jesteście teatrem, który się wtrąca! Gdybyście byli, stanęlibyście murem za technikami. Zamiast tego Teatr Powszechny wydał kuriozalne oświadczenie – wynika z niego, że instytucja mająca na sztandarze społeczne zaangażowanie wtrąca się tylko w te problemy, w które jest jej się wygodnie wtrącać, a w odbywającą się w jej murach dochodową współpracę z uznanym reżyserem – już nie. Między innymi z artykułu Gruszczyńskiego i z docierających do nas głosów wnioskujemy, że w swoim oświadczeniu Teatr Powszechny mija się z prawdą, z którą nie chce się zmierzyć.

Wcześniej dyrekcja tej sceny była krytykowana za brak oświadczenia. Tymczasem inne współpracujące z Lupą instytucje nie wydały żadnych komunikatów. Nie zauważyłam jakiejkolwiek presji środowiska w tej sprawie.

Liczymy, że to się zmieni. W naszym liście apelujemy, aby inne instytucje nie ignorowały ostatnich wydarzeń i ich skutków. Chcielibyśmy, by dyrekcje teatrów przyznały, czy w ich murach działa się przemoc, i poinformowały publicznie, jak sobie z nią radziły.

Teatry milczą, a ich milczenie jest wymowne. Sam tłumaczę je sobie tak, że mają sobie dużo do zarzucenia. A przecież jeśli się popełniło błąd, to trzeba się do niego przyznać i powiedzieć „przepraszam”. Tak trudno przeprosić kogoś, kogo się skrzywdziło? Tak ciężko wyrzucić kogoś, kto sieje terror?

Przy tej okazji chcę też skomentować apele o to, by „dać spokój” Lupie. Na spokój przede wszystkim zasługują ludzie, których dotknęła przemoc, którzy zwolnili się z teatrów, bo byli ofiarami nadużywania władzy.

źródło: fanpejdż FB „Jurek Tadek i ziomki z teatru”

Przeglądam podpisy pod Waszym listem otwartym i zaskakuje mnie, że nie sygnowały go osoby, które zaczęły krytykować Lupę po odwołaniu jego spektaklu w Genewie. Nie widzę nazwisk czołowych badaczy i badaczek zajmujących się przemocą w teatrze. Z wyjątkiem Teresy Węgrzyn listu nie poparły osoby intensywnie zabierające głos na łamach prasy, między innymi w „Gazecie Wyborczej”. Brak także sygnatur większości współpracowników Lupy, nawet tych, którzy zdecydowali się publicznie skrytykować sposób pracy reżysera.

Podpisała się Joanna Szczepkowska i udostępniła tłumaczenie oświadczenia techników genewskich na swoim profilu.

Nie można więc postawić tezy, że środowisko nie wie o Waszej inicjatywie. A jednak znaczna większość osób dysponujących sporym autorytetem w środowisku – również naukowym czy recenzenckim – milczy. Macie jakieś podejrzenia, dlaczego tak się dzieje?

Nie chcę się bawić w detektywa. A ty jak myślisz, dlaczego tak jest?

Nie wiem. Może dlatego, że Wasze postulaty są mocne, bo obalacie „największy żyjący polski autorytet” teatralny, bo brak wiary w aktywizm w internecie, bo decydujecie się pozostać anonimowi i przez to trudniej zaufać Wam i Waszym intencjom?

Rozumiem, że ludzie boją się, nie wiedząc, kto to napisał. Może obawiają się na przykład, że zrobił to ktoś, kto reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość? Albo że chcemy zniszczyć Krystiana Lupę i Piotra Skibę, bo jesteśmy homofobami?

Czy takie obawy są uzasadnione?

Ręce mi opadają, kiedy słyszę takie zarzuty. Interesuje nas to, co dzieje się w pracy – w sytuacjach zawodowych, a nie w sytuacjach prywatnych. Owszem, nie podpisaliśmy się jako autorzy listu, ale nasze nazwiska widnieją pośród innych, które się pod nim podpisały. Krytykuje się nas za anonimowość, ale jeśli ujawnimy się teraz, spotkamy się z zarzutem, że pompujemy naszą popularność na bieżących wydarzeniach. Nie zależy nam na tym. Nie chcemy robić z fanpejdżu produktu komercyjnego. Zależy nam na dobru sprawy. Część z nas, jeśli się ujawni, może odczuć konsekwencje w swoich miejscach pracy. Anonimowość pozwala nam także uniknąć różnego rodzaju nacisków i prób wpływania na to, co robimy.

Wyjaśnień, dlaczego ludzie się nie podpisują, można wysnuć mnóstwo. Mnie najbardziej boli brak podpisów przyjaciół, którzy wiedzą o przemocy w teatrach i sami jej doświadczają, lecz o liście i protestach przeciwko obecnemu stanowi rzeczy mówią: „to jest za mocne”. Wiem, że to, co mówię, i sposób, w jaki mówię, są dosadne. Ale jak niby mamy to robić? Jesteśmy krytyczni właśnie dlatego, że kochamy teatr i chcemy pracować w nim bez strachu. Wierzymy, że ta instytucja, w szerokim znaczeniu tego słowa, może się zmienić.

Czy to znaczy, że się nie ujawnicie? Nawet podczas wspomnianej przez Ciebie publicznej konferencji?

Zobaczymy, jak to będzie. Na pewno nie będziemy siedzieć w kominiarkach. Jeżeli z naszej rezygnacji z anonimowości będzie miało wyniknąć coś dobrego, uważam, że warto to zrobić. Może na ujawnienie się zdecydują się wszyscy, może część spośród nas. A może pojawimy się na sali jako zwykli goście. Chcemy pozostać anonimowi jak najdłużej. Wiemy jednak, że z anonimowością w internecie bywa bardzo trudno. Ktoś nawet napisał w komentarzu na naszym fanpejdżu: „Kto ma wiedzieć, ten wie”.

Z jaką krytyką spotykają się Jeźdźcy Apokalipsy?

Naprawdę ktoś mówi o nas Jeźdźcy Apokalipsy?

Tak wyczytałam w jednym z komentarzy.

To jest superkomplement! Strona „Jurek, Tadek” ma kilka swoich nemesis – osób, z którymi wchodzi w potyczki słowne. Jedną z nich jest Tomasz Domagała, prowadzący bloga „DOMAGAŁAsięKULTURY”, który o Krystianie Lupie mówi „mistrz i geniusz”. Postanowiliśmy poprosić go o wypowiedź, pytając o jego stosunek do przetłumaczonego przez nas oświadczenia genewskich techników. W odpowiedzi spytał, czy oświadczenie jest napisane dużą czcionką, bo on nosi okulary. Zaproponowałem więc, że przeczytamy mu je na głos. Odpisał nam: „To wy umiecie czytać?”. Fanatyczni wielbiciele Krystiana Lupy najwyraźniej mają problemy z komunikacją. Serio, to jest postawa krytyka? Gdy napisaliśmy, że „Krystian Lupa to Dupa”, skomentował: „Gówniarze, zero szacunku”. Dokładnie tak jest, mamy zero szacunku dla osób, które dopuszczają się niewłaściwych zachowań, nie respektując godności innych ludzi.

Inne nasze nemesis wysłało link do rozmowy z tłumaczką Agnieszką Zgieb i napisało capslockiem, że to najważniejszy głos, który zamyka dyskusję w sprawie. Nie, nie zamyka.

Jest jakaś bardziej merytoryczna krytyka?

Że źle stawiamy przecinki.

A inne argumenty?

Że mamy za mocny humor, który ociera się o przemoc i „uraża” innych. Głowimy się, czy nasze żarty mają takie być. Wydaje nam się, że tak. Tak też działa właśnie wspominany przeze mnie Tygodnik „NIE”, który publikuje nawet mocniejsze rzeczy. Nie robimy nic niezgodnego z prawem. Nie chodzi nam o to, żeby za pośrednictwem humoru robić komuś krzywdę, lecz zwracać uwagę na konkretne problemy.

Gdy zrobiliśmy mem o tym, by zorganizować walkę MMA, podczas której Krystian Lupa może tylko rzucać krzesłem, a Piotr Skiba musi być trzeźwy, zarzucono nam, że śmiejemy się z alkoholizmu. Nie śmiejemy się, tylko piętnujemy to, że nikt nie zrobił nic z tym, że Skiba od 15 lat bywa pijany w teatrze.

Kiedyś zwrócono nam uwagę, że śmiejemy się z osób z niepełnosprawnościami. W memie użyliśmy zdjęcia, na którym podczas rozpoczęcia roku akademickiego w krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych wszyscy, z wyjątkiem Krzysztofa Warlikowskiego, wstali. Podpisaliśmy je ironicznie, że szkoła teatralna się zmienia i w końcu przyjęła kogoś z niepełnosprawnością ruchową, kto nie może stać. Chodziło nam o pokazanie problemu, że szkoły teatralne dalej zaglądają ludziom w zęby i nie przyjmują nikogo, kto odbiega od wąsko zakrojonej normy.

Może być tak, że nam się noga powinie, że powiemy o jedno słowo za dużo. Zrobiliśmy ponad 500 memów, część z nich nie jest dobra. Chociaż wkładamy w tworzenie fanpejdża wiele pracy, nie rzucamy samym „złotem”. Wiem, że balansujemy na granicy. Jeśli popełnimy kardynalny błąd, to przeprosimy. Nie mamy teoretycznego zaplecza, nie wiemy, jak robić niektóre rzeczy. To, co nazwałaś aktywizmem, robimy trochę na czuja.

Jak podejmujecie decyzję, co trafi na fanpejdż? Działacie kolektywnie czy każdy z redaktorów publikuje swoje propozycje indywidualnie?

Mamy pion trzech osób, które podejmują najważniejsze decyzje, ale jesteśmy otwarci na współtworzenie treści. Każdy może poczuć się częścią „Jurka i Tadka”, przesyłając nam swoje propozycje. Strona z „memiarskiej” stała się platformą mówienia o problemach w teatrze.

Rozmawialiśmy już trochę o „Gazecie Wyborczej”, która też stała się platformą mówienia o odwołanej premierze w Genewie oraz o reakcjach środowiska na informacje o tym, jak pracuje Krystian Lupa. „Wyborcza” w porywach publikowała nawet po dwa teksty dziennie dotyczące tego reżysera – najczęściej zachowując symetryzm: artykułowi krytycznemu często towarzyszył obronny. Któryś fragment szczególnie zapadł Wam w pamięć?

Nie wiem, po której stronie gra „Gazeta Wyborcza”, może na tym właśnie polega dziennikarstwo. Jednak widzę tam wiele głosów, które starają się Lupę wybronić. Dziennikarka Magda Piekarska zapytała tłumaczkę Agnieszkę Zgieb, czy jej zachwyt nad współpracą z reżyserem to nie syndrom sztokholmski. Tamta zaprzeczyła, ale podczas rozmowy usprawiedliwiała zachowania Lupy: mówiła, że miał COVID-19, że chciał dobrze, że wszystkie opisywane wydarzenia wynikały z winy jednego z techników. Takie argumenty nie brzmią dobrze. Nie chcemy oceniać pracy pani Agnieszki, ale uważamy, że skoro pracuje z panem Krystianem tyle lat, to jej wyczulenie na przemoc mogło w perspektywie czasu ulec zmianie.

Zadam prowokacyjne pytanie: może nie chodzi wcale o to, by zmieniać „metodę”, skoro zdaje się działać i owocować „arcydziełami”, lecz żeby zebrać ludzi, którzy świadomie zgadzają się na określony sposób pracy, i realizować spektakle tylko z nimi?

Dobrze, ale dlaczego wówczas nazywać takie działania teatrem? Nazwijmy je na przykład: „Niezdrowe relacje ku chwale reżysera”. Twoje pytanie określa stan naszej debaty i miejsce, w którym jesteśmy – mamy wyobrażenie „wielkiej sztuki” i chcemy tego wyobrażenia bronić za wszelką cenę. Jak można zakładać, że nie będzie dobrej sztuki bez przemocy i niszczenia ludzi?

Jak chciałbyś podsumować naszą rozmowę?

Chciałbym powiedzieć kilka słów o przemocy ekonomicznej i nierównomiernej dystrybucji środków, na przykład kiedy większość budżetu produkcyjnego przeznacza się na scenografię i gażę dla reżysera. Skoro już wszyscy mówimy z czcią o Jerzym Grotowskim, to dlaczego nie dociera do nas hasło, że ideą teatru jest spotkanie ludzi? Traktujmy się jak ludzie. Zadbajmy o siebie. I pamiętajmy o tym, że bezpieczeństwo i higiena pracy nie powinny być traktowane jako fanaberie, a jako jej warunek konieczny.

I jeszcze małe postscriptum od całego naszego zespołu do Państwa Lupy, Drewniaka i innych ludzi z bagna o nazwie teatr – wierzymy, że nadchodzi czas zmiany, świadectw i wysłuchania w pierwszej kolejności ofiar, a nie przemocowców. Pozdrawia was banda niewychowanych, wulgarnych gówniarzy z „marginesu” teatralnego, których nazywacie psimi ogonami, ale którzy są ludźmi. Ludźmi.