spalarnia to outsiderski pop o niespotykanym w rodzimej muzyce erotycznym napięciu i z antysystemowym przekazem. Ton „USTOM” nadaje perspektywa queerowa. Posługując się sugestywnym poetyckim językiem oraz minimalistyczną elektroniką, autor spalarni, Wojciech Kosma, piętnuje nietolerancję oraz przejawy społecznych i kulturowych praktyk dyskryminacyjnych. Pełni tym samym funkcję ambasadora inkluzywnych wartości i krytyka patriarchalnych fantazmatów.
Co jakiś czas na antypodach rodzimej muzyki alternatywnej objawiają się samorodki, których artystyczna wizja i sceniczna osobowość z miejsca urastają do rangi zjawiska kulturowego; outsiderzy łączący warstwę poetycko-wokalną z ascetyczną tkanką dźwiękową, najczęściej elektroniczną. Jako pewien punkt odniesienia można tu przywołać Wojciecha Bąkowskiego i Dawida Szczęsnego (Normal Echo) zarówno w solowych realizacjach, jak i w duecie Niwea. Jak najdalszy jestem od stawiania ich poetyki w jednym szeregu z „USTAMI”, z pewnością jednak punktem wspólnym są tu forma ekspresji i artystyczny background. W przypadku Kosmy są to doświadczenia na polu sztuk performatywnych, tańca i ruchu – jest on członkiem artystycznego kolektywu East London Cable, który brał udział między innymi w retrospektywnej wystawie Nam June Paika w londyńskiej Tate. Swoje improwizowane performanse, odnoszące się do zagadnień tożsamości i relacji międzyludzkich, prezentował w galeriach na całym świecie. W Polsce pozostaje jak dotąd twórcą niszowym; również na niezależnej scenie muzycznej jest (póki co) niemal anonimowy. Tegoroczny album „Usta” poprzedziły dwie kasety wydane w gorzowskim labelu DYM – ich zawartość ma charakter wyrazistego manifestu światopoglądowego.
Zarówno debiutancki materiał „spalarnia” (2020), jak i wydany rok później album „Ciało świeci niezgodą na przemoc” eksponują uniwersum spalarni rozciągnięte między tematyką społeczną a intymnością. Punktem wyjścia jest perspektywa osoby queerowej, funkcjonującej w opresyjnym reżimie patriarchatu i dyktaturze światopoglądowej, którą ustanawia uprzywilejowana, biała klasa średnia. Co za tym idzie, oba albumy mają wyraźny antysystemowy charakter. W utworze „Rodzina” (z pierwszej kasety) Kosma parafrazuje discopolowy szlagier zespołu Bayer Full, który pełni wyjątkową rolę w symbolicznym (choć chciałoby się złośliwie napisać, że w somnambulicznym) zbiorowym imaginarium Polaków, wyrażając, zgodnie z powszechnym odbiorem, „prawdziwe polskie wartości”: solidarność i przywiązanie do tradycji. Artysta swoim chłodnym, niskim głosem intonuje z rezygnacją granicząca ze smutkiem: „wszyscy Polacy to jedna rodzina, ale bez kobiet, migrantów i gejów”. Społecznej hipokryzji przeciwstawia utopijną wizję świata, w którym tolerancja, miłość i inkluzywność są powszechnie obowiązującymi wartościami. Wylicza zatem z gorzką ironią; „wszyscy Polacy są zmęczeni byciem jedną rodziną / wszyscy Polacy są zmęczeni swoją pogardą do kobiet, migrantów i gejów / wszyscy Polacy marzą o braku swojej pogardy do kobiet, migrantów i gejów…”. Podobnie w „Niebie”, „Bieli” czy „Królestwie” autor prowokuje między innymi białych suprematystów, „obrońców życia” oraz strażników tradycyjnego podziału ról płciowych i społecznych. Wspomina o całujących się faszystach, którzy czynnością całowania przepraszają pobitych kobiety, mężczyzn i queerów; sadzą również drzewa, kwiaty i budują kliniki aborcyjne („Królestwo”). W brawurowym i kąśliwym „Niebie” ci sami „mężczyźni to znaczy osoby które tradycyjnie zwykły myśleć o sobie jako o mężczyznach” płaczą na widok spadających z nieba samoprowadzących się samochodów, będących tu symbolem zmierzchu patriarchatu. Symbolicznie, a zarazem personalnie dostaje się Jackowi Kaczmarskiemu za mizoginizm i przemoc domową skrywaną za pomnikową fasadą barda „Solidarności”. Mimo że w swoich wizjach Kosma często umyka w utopię, jego teksty mają wyraźne umocowanie w krajowej rzeczywistości. Tak jest choćby w „adidas x frontex” (pierwsza kaseta), utworze dedykowanym pamięci Maxwella Itoyi (czarnoskórego handlarza ze Stadionu Dziesięciolecia zastrzelonego w 2010 roku przez polskiego policjanta). W „Szarym” (druga kaseta) spalarnia sięga po fragmenty manifestu Piotra Szczęsnego, który w październiku 2017 roku na placu Defilad w Warszawie dokonał aktu samospalenia w proteście przeciwko antydemokratycznej polityce rządu PiS. W swoistych protest songach autor staje się reprezentantem i obrońcą dyskryminowanych przez system (ruchu antyaborcyjnego, kobiet, mniejszości seksualnych, narodowych i religijnych, uchodźców czy osób w kryzysie zdrowia psychicznego). Ostrze krytyki zostaje wymierzone w faszyzm, nietolerancję, systemową i fizyczną przemoc, niepohamowany konsumpcjonizm, konstrukt władzy i jej patologie, w negacjonistów kryzysu klimatycznego („Klimka”).
Mimo wyraźnie kontestacyjnego charakteru tekstów krytycyzm Kosmy pozbawiony jest agresji i jadu. Oprócz gorzkiej ironii i projektowania utopijnych fantazji orężem oporu są miłość, czułość, empatia i queerowa wrażliwość. Ten drugio zestaw stanowi równoważną narrację, ma moc splatania wątków społecznych i intymnych. Dowodzi tego między innymi otwierająca drugą kasetę „Fontanna”, która podejmuje temat osamotnienia osób queerowych w małych miastach, będąc jednocześnie afirmacją queerowej, niebinarnej tożsamości. Z kolei „Trawa”, „Woda” czy „Szczelina” objawiają przed słuchaczem głębokie pokłady queerowej namiętności – antycypują tym samym to, co w pełni rozkwitnie na tegorocznym albumie „USTA”. Gdy wiodący staje się wątek intymny, chłodna dotąd i oszczędna w afektacje melodeklamacja Kosmy ulega wyraźnej przemianie, ewoluując w chwilami pełen uniesienia śpiew. Ogromne wrażenie robi utwór „Podświadomość” z wokalnym samplem z piosenki Alicji Majewskiej, stanowiącym tutaj wyrazistą klamrę dla poetyckiej afirmacji o wierze w ludzką wrażliwość i potęgę skrywanych uczuć: „nie mów że wszystko w zbiorowej podświadomości już było bo nasza podświadomość kryje wrażliwość o której nam się nie śniło” – konstatuje spalarnia.
Niezależnie od tematu, którego dotyka Kosma na dwóch pierwszych albumach, jego ascetycznej manierze wokalnej towarzyszy równie minimalistyczna i pozbawiona niuansów warstwa muzyczna. Są to zazwyczaj pojedyncze linie basu, czołgające się, chropowate drony bądź prosty, jednostajny bit. Prymitywny brzmieniowo akompaniament wespół z wspomnianą deklamacją nadają utworom spalarni jedynej w swoim rodzaju dramaturgii, która hipnotyzuje słuchacza, wciąga w narrację i ogniskuje uwagę na słowach.
„Tragedią człowieka jest że używa ust nie tylko do całowania” – deklamuje Kosma w pochodzącym z drugiej kasety utworze „Królestwo”. Jakby chcąc temu zadośćuczynić, ustanawia on usta w roli głównego bohatera nowego albumu. Usta jako narzędzie cielesnej i zmysłowej namiętności, osypujące pocałunkami oraz czarujące pełnymi pasji i wieloznaczności metaforami: „w moim ciele na zawsze zostanie / to co mówisz mi przez całowanie”. Cała działalność artystyczna Kosmy naznaczona jest przenikaniem się tego, co publiczne i tego, co osobiste – na „USTACH” środek ciężkości położony zostaje na drugą z wymienionych sfer. Prymat wiedzie tu erotyka.
„Napisałem te piosenki myśląc co stanie się jeśli nie będę szukać miłości, ale zaśpiewam tak jak gdyby miłość już była. Poczułem, że to nieprawda, że miłości ma brakować, że trzeba na nią czekać. Jest tutaj od zawsze, dzieje się, i to w jakiś oszałamiających ilościach, i ustanawia rzeczywistość, przynajmniej moją […]” [pisownia oryginalna – przyp. red.] – tak autor anonsuje na Bandcampie swoją najnowszą płytę. Miłość u Kosmy zatem nie potrzebuje sprecyzowanego adresata, aby emanować swoją sugestywnością. Lapidarne teksty spalarni są pełne subtelnych, wieloznacznych metafor, które działają zarówno na zmysły, jak i ucieleśniają uczucie w trzewiach („dla ciebie jestem ziemią / w której możesz kwitnąć / zasiej się we mnie zasiej się we mnie / będą ze mnie dobre plony” – śpiewa w utworze „Ziemia”). Kosma z rozmysłem, utwór po utworze, buduje erotyczne napięcie. Hipnotyczny akompaniament, niski tembr głosu i coraz bardziej eteryczne, pełne pożądania teksty oblepiają i elekrtyzują słuchacza. „Jestem żywym archiwum twoich pieszczot / które prawie się we mnie nie mieszczą” – słyszymy w „Archiwum”, które jest kulminacyjnym punktem albumu. To tutaj następuje emocjonalna erupcja uwydatniona muzyką oraz pełną uniesienia i najbardziej jak dotąd melodyjną wokalizą Kosmy.
Na „USTACH” zmysłowość i namiętność są orężem poetyki sprzeciwu. Ale antysystemowe inklinacje pojawiają się zdecydowanie rzadziej, niż działo się to we wcześniejszym repertuarze spalarni. Bodaj najbardziej bezpośrednio odnoszą się do tego słowa z kompozycji „Poza” („wiatry w liściach szumy grają / chujowe systemy zawsze padają”). Motywy intymne i społeczne wiążą się jeszcze subtelniejszym ściegiem, czego potwierdzenie znajdujemy w słowach wieńczącego album utworu „Nakładamy się”: „zobacz zobacz już nigdy nie będziemy się chować / nasze pulsy będą razem pulsować”. Przybierają one formę swoistej deklaracji, wyrażając potrzebę zaznaczenia swojej widoczności w publicznym dyskursie jako osoba spoza heteronormatywnej, binarnej większości.
Pod względem literackim „USTA” są wynikiem udanej ewolucji. Teksty z albumu chciałbym czytać jako suplement do „Dezorientacji. Antologii polskiej literatury queer”. Queerowość u Kosmy stanowi nie tylko osobistą deklarację, ale jest także manifestacją czułej i błyskotliwej krytyki społeczno-politycznej, wymierzonej w opresyjność systemu i narzuconych przez niego norm oraz akceptowalnych wartości, które stają się dla wielu polem wykluczenia zarówno w sferze publicznej, jak i osobistej.
Jeśli zaś chodzi o warstwę muzyczną, jej zaczynem wciąż pozostaje minimalistyczna elektronika. W porównaniu z dwoma pierwszymi albumami osadzonymi w estetyce lo-fi „USTA” pod względem aranżacji, brzmienia i realizacji materiału notują skokowy wręcz progres. Basowe podkłady nabierają wyraźnej muskulatury, wybrzmiewając głęboko i plastycznie. Towarzyszy im oszczędna, ale zniuansowana warstwa rytmiczna oraz ascetyczne i wpadające w ucho melodie. Słychać w tym wszystkim głęboko przefiltrowane inspiracje klubowymi nurtami z Afryki czy Ameryki Południowej i Środkowej. Akcenty, rytmy, syntezatorowe pady odbijają tu echa afro house’u, gqom czy reggaetonu, tyle że hipnotycznie spowolnionych. W połączeniu z eteryczną melodeklamacją Kosmy daje to niezwykle unikalny i transowy rezultat; spalarnia doskonale kreuje dramaturgię albumu i rozplanowuje momenty kulminacyjne, zyskując dodatkowo walor przebojowości. Za parkietowy sznyt współodpowiada tu między innymi M.E.S.H. – uznany na europejskiej scenie elektronicznej twórca, wydający choćby dla renomowanego labelu PAN.
„USTA” budowane są na oszczędnych elementach dźwiękowych i literackich. Utwór po utworze album nabrzmiewa gęstym erotycznym napięciem, które w kilku (doskonale rozplanowanych pod względem dramaturgicznym) miejscach osiąga wręcz katartyczną kulminację.
Przygotowując ten tekst, szukałem informacji o historii nazwy projektu. Natrafiałem na dość chaotyczne i wyrwane z kontekstu wyjaśnienia. Zwróciłem się więc wprost do Wojciecha Kosmy z prośbą o doprecyzowanie. W odpowiedzi dostałem następujące wyjaśnienie:
Chodziło o „rozpalanie” albo „wzniecanie” uczuć. Moim zdaniem dyskurs publiczny jest oparty na tłumieniu emocji. Od początku chciałem, żeby spalarnia jako projekt muzyczny i sceniczny była tego przeciwieństwem: zaproszeniem do czucia, do bycia w skomplikowanej, impulsywnej, bezpośredniej przestrzeni emocjonalnej. „Spalanie” to metafora nieścisła, bo sugeruje znikanie – dla mnie ważniejsze jest intensywne czucie; bycie płomieniem, nie popiołem.
Początkowo zastanawiająca była dla mnie deklaracja o „byciu w skomplikowanej, impulsywnej, bezpośredniej przestrzeni emocjonalnej” i możliwość jej powiązania z ascetyczną formą; z powściągliwością wokalnej ekspresji, niskim grobowym tembrem głosu, minimalistyczną elektroniką. Ale szybko odnalazłem w tym klucz do rozwikłania spalarniowej metafory. Publicystyczne zacięcie wywiedzione z czułej i błyskotliwej obserwacji społecznej, queerowa wrażliwość dająca mandat do mówienia w imieniu mniejszości, zmysłowość pozwalająca w poetyckiej frazie zestawić ze sobą bunt i namiętność – na ich przecięciu dochodzi do wyrazistych twórczych i światopoglądowych wyładowań. I zdaje się, że to właśnie tam płoną emocje, do których odwołuje się Kosma.