Drugi raz do tej samej rzeki wchodzić wolno, a nawet powinno się! Szczególnie jeśli pierwsze zanurzenie zamiast zaspokajać ciekawość, odkrywa więcej i więcej niepoznanego. Niniejszym – i od razu dwuczęściowym – tekstem inaugurujemy więc drugi cykl poświęcony wspólnej lekturze zapisków pamiętnikarskich klasy chłopskiej. Tym razem jednak bohaterów zamieniamy na bohaterki – czas na PAMIĘTNIKARKI WSI. Kolejne odcinki cyklu będą poświęcone opowieściom, które na konkursy pamiętnikarskie z kilku dekad XX wieku nadsyłały mieszkanki wsi: chłopki, rolniczki, pracownice państwowych gospodarstw rolnych, wiejskie nauczycielki.
Cykl nie ma jednak na celu dopisywania kobiecych auto/biografii do trwającej niemal siedem dekad historii chłopskiego pamiętnikarstwa konkursowego. Nie stanowi także próby rozpisywania ludowej historii pobocznej czy alternatywnej. Żadna z tych praktyk nie jest owym tekstom ani ich autorkom potrzebna. One już tu są, wystarczy ich tylko posłuchać. Próbując wystrzec się quasi-kolonialnej i paternalistycznej z ducha praktyki „uwalniania głosu” podmiotów i podmiotek przebywających w sytuacji podległej, chciałabym przekierować perspektywę na zapiski, których istotność i wyjątkowość została zminimalizowana czy wręcz zapomniana w efekcie patriarchalnej polityki kulturowej. Zarówno pamiętniki, jak i tysiące innych zapisków life writingowych autorstwa kobiet wiejskich powstawały przez dekady jako wyraz ich aktywnego i świadomego uczestnictwa w historii. Dlatego też zależy mi na wspólnej lekturze fragmentów pamiętników konkursowych, w których opisywane przez autorki doświadczenie wykracza poza prostą dychotomię oporu i ucisku czy bierności i sprawczości – a więc kategorii upraszczających, obciążonych naszymi współczesnymi, często wytworzonymi jako efekt upolitycznionych procesów kulturowych, ocen i wyobrażeń. Fascynacja trwającym od kilku lat w polskim dyskursie publicznym i naukowym zwrotem ku ludowi niesie bowiem ze sobą pewne niebezpieczeństwo fetyszyzacji buntu. Trochę tak, jakby na naszą pańską (hejka, inteligencjo w pierwszym, drugim pokoleniu!) uwagę należało sobie zasłużyć – bo przecież lud nie posiada własnej historii sam z siebie, tylko jeśli stawia opór innej, a historia kobiet warta jest rozczytania jedynie pod warunkiem dążenia ku emancypacji. Każdy przejaw praktyki kulturowej klasy ludowej – troska, słabość, bliskość, lęk i niemoc – powinien być częścią tej trwającej, wciąż nieodrobionej lekcji wypartych historii.
Historia zapomnianych kobiet została już wielokrotnie zapisana z samego środka ich doświadczenia klasowego i genderowego pod postacią listów, pamiętników, dzienników czy w przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach. Idąc za intuicjami zapisanymi w projekcie historii potencjalnej[1] Arielli Azoulay oraz rozpoznań o potencjale emancypacyjnym zapisków archiwalnych[2], które poczyniły współczesne badaczki autobiografii kobiecych – Julia Watson i Sidonie Smith – odkrywam karty, podaję główne hasło z inaugurowanej właśnie krzyżówki w odcinkach: historii ludowej nie trzeba napisać na nowo, należy ją po prostu wydobyć z archiwów. Odkurzyć, poukładać, uważnie przeczytać. W przypadku niniejszego cyklu rozczytywać będziemy zbiory kolekcji Towarzystwa Przyjaciół Pamiętnikarstwa w Archiwum Akt Nowych w Warszawie[3], czyli pamiętnikarską epopeję ludową rozpisaną w setkach teczek, notesów i luźnych kartek. Chronologia będzie naszą sojuszniczką: rozpoczniemy konkursami z lat 30., zakończymy zaś zapiskami świadkującym procesom transformacji ustrojowej.
Spośród prac nadesłanych na ogłoszony w 1933 roku konkurs pamiętnikarski Instytutu Gospodarstwa Społecznego dla ludności wiejskiej jedynie 4% (17 na 498 zgłoszonych pamiętników) spisały kobiety. W wydawnictwie pokonkursowym drukiem ogłoszono zaś tylko dwa – oba w pierwszej serii „Pamiętników chłopów” (1935). Rok później Józef Chałasiński wraz z podległym mu Państwowym Instytutem Kultury Wsi oraz redakcją „Przysposobienia Rolniczego” ogłosił konkurs na pamiętniki młodzieży wiejskiej, w którym udział kobiet wzrósł do 34% (nadesłały 381 spośród 1544 prac). Tym razem jednak odezwa konkursowa została skierowana bezpośrednio do zrzeszonej w organizacjach młodochłopskich wiejskiej młodzieży, „chłopskich synów i córek”. Czterotomowy zbiór „Młode pokolenie chłopów” z 1938 roku miał stanowić pamiętnikarski portret generacji znacznie bardziej aktywnej i świadomej politycznie niż roczniki ich rodziców czy dziadków, która po zakończeniu pierwszej wojny światowej zyskała możliwość (przy sprzyjających danej rodzinie warunkach socjo-ekonomicznych) ukończenia w Polsce sanacyjnej szkoły powszechnej. Pamiętniki nadsyłały zatem także młode działaczki i społeczniczki, manifestujące zarówno swoją klasową identyfikację tożsamościową, jak i postulaty emancypacyjne i równościowe.
W wypowiedziach nadsyłanych na wspomniane konkursy pamiętnikarskie z dwudziestolecia międzywojennego oraz te z pierwszych dekad PRL-u możemy przeczytać, w jaki sposób paradygmat kultury patriarchalnej oraz tradycyjny, konserwatywny model rodziny wiejskiej stawiał autorki w pozycji strukturalnie podległej. Kobiety miały utrudniony dostęp do edukacji, najczęściej nie dysponowały niezależnym od męża czy ojca majątkiem, a tradycyjne wyobrażenie o powinnościach i granicach ról społecznych hamowało dążenia ku równouprawnieniu. Doświadczaną przez kobiety wiejskie dyskryminację można zatem rozpatrywać jako opresję podwójną, szkatułkową: jeden jej wymiar warunkowała przynależność klasowa, drugi – ramy płci kulturowej. Dlatego też – chociaż wiele pamiętników autorstwa chłopek i rolniczek opisuje doświadczenia uniwersalne, często bliźniacze względem zapisków omawianych w pierwszym cyklu – zarówno motywacje, jak i język opowieści czy zajmowane przez autorki stanowiska względem środowiska wiejskiego są znacząco odmienne.
Klasyczne badania nad piśmienniczymi formami kobiecych autobiografii zwracały uwagę na różnicę w sposobach przedstawiania otaczającej rzeczywistości oraz strategiach autoprezentacji w zapiskach kobiet i mężczyzn. Autorki znacznie rzadziej opisywały same siebie, więcej miejsca poświęcając charakteryzowaniu swojego otoczenia oraz nawiązywanych relacji. Mężczyźni nie czuli oporu przed mocnym akcentowaniem własnych sukcesów i osiągnięć, podczas gdy kobiety – nauczone przez kulturę wymogów skromności i posłuszeństwa – miały tendencje do umniejszania własnych zasług. W przypadku pamiętników konkursowych autorstwa kobiet zamieszkujących tereny wiejskie mamy jednak do czynienia z tekstami często o charakterze interwencyjnym, nierzadko o wymowie otwarcie feministycznej. Ich autorki są nieprzeciętnymi reprezentantkami własnych zbiorowości – cechują się wyjątkową odwagą i determinacją, które pozwoliły im podjąć się gestu autobiograficznego. Co bardzo znaczące – często wypowiadają się w imieniu wspólnoty kobiet, biorąc znacznie większą odpowiedzialność za nadsyłane w pamiętniku słowa. Wiele pamiętnikarek nadesłało także opowieści bardzo intymne i konfesyjne, dla których impulsem stworzenia stało się raczej poszukiwanie ukojenia czy ulgi.
Jedna z dwóch autorek, której pamiętnik opublikowano w zbiorze „Pamiętniki chłopów” z roku 1935, zmuszona do aranżowanego ze względów ekonomicznych małżeństwa z o wiele starszym od niej mężczyzną, zapisała:
Bo doprawdy niema chyba na świecie więcej zapomnianej i niedocenianej istoty, jak wieśniaczka, a najbardziej u nas w Polsce. A przecież my wszystko składamy w ofierze ojczyźnie i społeczeństwu, a w zamian nie dostajemy nic. Wszystko co napisałam jest najszczerszą prawdą, a są to tylko wyjątki, bo gdybym miała napisać cały ogrom niedoli i nędzy musiałabym pisać nie parę tygodni, ale parę lat i być uczoną. Nie dziwcie się, że są błędy i niedokładności, bo przecież jestem samoukiem, a pisałam to zmęczona codzienną pracą, chorą ręką, często długo w noc, gdy oczy ze zmęczenia kleiły się do snu i przy nikłem świetle przykręconej naftowej lampki, a w dodatku po kryjomu przed mężem, żeby się nie wyśmiał ze mnie, że bawię się w uczoną osobę[4].
Swój pamiętnik autorka rozpoczyna opisami zazdrości i poczucia niesprawiedliwości, które wzbudziła w niej odezwa organizatorów konkursu skierowana jedynie do mężczyzn. Pisze między innymi: „[p]ozazdrościłam temu chłopu, że będzie on miał okazję wyłożyć przed kimś swoje bóle i troski, że będzie mógł otworzyć przed kimś swoje serce i myśli”. Pamiętnik traktuje zatem zarówno jako platformę swoistego aktywizmu na rzecz widzialności doświadczeń wiejskich kobiet, jak i szansę na prozaiczne wyrażenie własnych trosk.
Z kolei 24-letnia autorka, działaczka Wici, której fragment pamiętnika znalazł się w zbiorze „Młode pokolenie chłopów”, o potrzebie nazwania i podzielenia się swoimi doświadczeniami pisała:
Ja piszę jedynie po to, aby się wyżalić i przedstawić ludziom wyższym wiedzę, jak żyje dziewczyna wiejska na wsi, jakie zamiary i prace, do czego dąży i czy może dążyć? Nie spodziewam się, że opiszę tak, jak ten opis powinien wyglądać, ale tak prosto, jak umiem opiszę wszyściutko szczerze[5].
Obie pamiętnikarki zwracają uwagę na braki we własnej edukacji: jedna urodziła się jeszcze w zaborze rosyjskim, a umiejętność pisania i czytania zawdzięcza dziadkowi (powstańcowi styczniowemu) oraz własnej determinacji; druga ukończyła tylko dwie klasy szkoły powszechnej. Obawiają się, że nie posiadają wystarczających kompetencji, aby móc wziąć udział w konkursie, wstydzą się popełnianych błędów, niewiedzy oraz śmieszności w oczach potencjalnych czytających – także bliskich im osób. Spisują i nadsyłają swoje pamiętniki w tajemnicy, co było praktyką niezwykle częstą (nawet w pamiętnikach kobiet z lat 80. czy 90. pojawiają się opisy lęku przed reakcją mężów czy ojców na odkrycie pisarskiej praktyki).
Pomimo nadania kobietom praw wyborczych w 1918 roku, pierwsze postulaty równości kobiet i mężczyzn wobec prawa wprowadziły zapisy konstytucji marcowej z roku 1921. W tym samym roku uchwalono także prawo zdejmujące z kobiet obowiązek posłuszeństwa wobec męża na przykład w sprawach dotyczących dysponowania (własnym!) majątkiem[6]. Zarówno na wsiach, jak i w miastach kobiety pozostawały poza strukturami pracy[7], a ich status społeczny determinowany był przez zawód oraz wykształcenie męża. Systemowa dyskryminacja kobiet zamieszkujących tereny wiejskie objawiała się również w wyjątkowo utrudnionym dostępie do edukacji (co czyniło z potencjalnego zamążpójścia właściwie jedyną szansę awansu czy poprawy sytuacji ekonomicznej) oraz w braku infrastruktury opiekuńczej czy zdrowotnej, które wspierałyby kobiety w rodzeniu oraz wychowaniu dzieci.
Autorki nadsyłające swoje pamiętniki na konkursy z lat 30. doświadczyły zarówno nierówności ekonomicznych i społecznych w czasie zaborów (najmłodsze urodziły się krótko odzyskaniu niepodległości), jak i grozy pierwszej wojny światowej, lat wielkiej emigracji ludności wiejskiej do USA oraz najdotkliwiej doświadczającego właśnie wieś wielkiego kryzysu ekonomicznego. Z analizy Instytutu Gospodarstwa Społecznego z lat 30. wynika, że nawet do 80% autorów i autorek „Pamiętników chłopów” z roku 1935 żyło w ubóstwie. W zapiskach pamiętnikarskich z tego okresu bieda, której doświadczają kobiety, ma jednak kilka dodatkowych wymiarów.
Dwudziestojednoletnia członkini Koła Młodzieży Wiejskiej opisała między innymi sytuację, w jakiej znalazła się wraz z licznym rodzeństwem, kiedy ojca powołano przymusowo do carskiego wojska. Jej matka musiała mierzyć się z trudnościami w prowadzeniu gospodarstwa (wielu kobietom w jej sytuacji odmawiano pomocy przy żniwach czy np. pożyczenia sprzętu rolnego, utrzymując, że nie będą potrafiły podjąć się tak odpowiedzialnego, „męskiego” zajęcia), którego plony nie pozwalały na utrzymanie rodziny.
Mieszkaliśmy z matką. Ojca w uwczas nie pamiętam gdyz jak nam wiadomo był na wojnie. Były to czasy nie bardzo dla nas wesołe bo nieraz trzeba było chandlować głodówką gdyz matka utrzymywała nas z pieniędzy przez siebie zarobionych jak naprzykład przy praniu, pieleniu, kopaniu ziemniaków itp. to też nie można było sobie pozwolić na dostateczne odzywienie i dobro odzież gdyzby nie wystarczyło pieniędzy na te wydatki a tu przeciez i komorne trzeba było płacić[8].
W swoim pamiętniku wspominała także o przemocy, jakiej z rąk żołnierzy wojsk pruskich doświadczały kobiety w okolicznych wsiach. Jest to jeden z nielicznych tego typu opisów. Barierę wstydu oraz lęku przed rozpowszechnieniem informacji o doświadczeniach kobiet, dziewcząt i dziewczynek podczas działań wojennych przełamały dopiero pamiętnikarki nadsyłające swoje zapiski w latach 60., wspominające zarówno pierwszą, jak i drugą wojnę światową z perspektywy kilku dekad.
A jak znęcali się nad bezbronnymi kobietami czy panienkami. Nie jedna żona zanosiła się od płaczu gdy pozostała z gromadką dzieci bez pieniędzy a tu przyszedł Niemiec i w jej oczach niszczy jej ostatnie sprzęty woła dawaj jeść a jak niema to to dalejże na nią z pięściami lub czemś innem co masz robić nieszczęsna tu ci dzieci drzą ze strachu i głodu[9].
Autorka podjęła także kwestię, do której odnosiło się wówczas wiele pamiętnikarek – brak systemowej pomocy ze strony państwa dla kobiet, których mężowie i ojcowie zostali wcieleni do wojska lub ponieśli śmierć na wojnie. Z podobnymi problemami mierzyły się jednak również pamiętnikarki, których mężowie zdecydowali się na emigrację zarobkową. Emigranci często wracali do rodzin dopiero po kilku latach (niektórzy nie wracali w ogóle), a przywiezione majątki części z nich traciły zupełnie na wartości przez szalejącą hiperinflację. O życiu samotnych matek – ofiar działań wojennych z lat 1914–1918 oraz konfliktu z bolszewikami z roku 1920 – czytamy:
Więc zastanawiam się nieraz dlaczego nie miały opieki pozostawione przez męzów zony i dzieci i niektóre matki chociaz matkom starszym może łatwiej było zyć bo były samotne, nieczepiały ich się małe, zgłodniałe dzieciska, gdzie się obruciła taka matka to nie zagradzały jej drogi maleństwa choć może nieraz zaliła się na to ze niema z kim podzielić się swą niedolą, niema się komu pozałować[10].
Kolejnym systemowym problemem, na który zwracały uwagę autorki pamiętników, był brak dostępu do opieki zdrowotnej, skutkujący między innymi wysoką śmiertelnością kobiet oraz dzieci (najczęściej noworodków, które umierały podczas domowych porodów i aborcji dokonywanych przez „baby”), jak i rozwojem niekonwencjonalnych i niebezpiecznych praktyk leczniczych szeptuch oraz znachorów wiejskich. Wspomniana już autorka pamiętnika z pionierskiego konkursu na „Pamiętniki chłopów” pisała:
A już o chorobach na wsi to niema co mówić, nie wiem czy na sto znalazłby jedną zdrową, są to poprostu chodzące wychudłe widma. Dość spojrzeć w niedzielę w pierwszym – lepszym kościele wiejskim, a każdy może się przekonać. Klęczą istoty o zapadłych policzkach i przygasłych oczach, to są właśnie gospodynie wiejskie[11].
Wiele autorek postanawiało opisać trudne warunki socjalne i ekonomiczne na wsiach w kontraście do dobrobytu, którego ich zdaniem doświadczały mieszkanki miast. Zwracały uwagę przede wszystkim na różnice w dostępie do edukacji oraz nieporównywalnie mniejsze obciążenie pracą. Była uczennica seminarium nauczycielskiego, zmuszona do przerwania nauki i powrotu do pracy na roli z powodu braku środków finansowych, pisała:
Miasto się bawi, szaleje, wyrzuca pieniądze, widzi cuda nad cudami, a co ma i co widzi wieś? Błoto, błoto i błoto. Ludzie na wsi są jak woły i konie. Nie mają wiele czasu na spanie, zjedzenie, bo zaprzęgają się do codziennej pracy, która mało popłaca, a siły zużywa. Ludzie na wsi dlatego tak szybko starzeją się garbią i ślepną. Praca ich zdaja, wysysa z nich soki życia. O krzywdo odwieczna, o doloż nieszczęsna, jakeż ty niegodziwa, macosza…[12].
W latach 30. jedynie 15,3% dzieci wiejskich uczęszczało do szkół, z czego ponad połowa wyłącznie do jednego lub dwóch oddziałów. Dzieci uczyły się jedynie przez kilka miesięcy w roku – resztę czasu spędzały na pracy w polu oraz wypasie zwierząt. Temat dostępu do edukacji stanowi niezwykle istotny wątek większości zapisków pamiętnikarskich z tamtego okresu. W pamiętnikach kobiet pojawia się jednak element nieobecny pośród piszących mężczyzn – powszechne przekonanie, że edukacja jest dziewczynkom niepotrzebna lub, co więcej, szkodliwa. Wiele pamiętnikarek opisało niechęć ojców do ich kształcenia, które wiązało się nie tylko z brakiem dodatkowych rąk do pracy w gospodarstwie, ale także z kosztami. Dwudziestoletnia, najstarsza z rodzeństwa, członkini Koła Młodzieży Wiejskiej pisała:
Pierwszy rok nauki szedł mi dość dobrze tylko z tem było trudno ze ojciec niechciał dawać pieniędzy na ksiązki i zeszyty czy też ołówek lub stalówki wyznaczył 1 ołówek na cały rok szkolny jeden kałamaz atramętu gdyz wtedy nie było szkolnego atramętu po dwa zeszyty a książki musiały wystarczyć na taki dłógi czas […][13].
Kiedy matka autorki zachorowała, ojciec najpierw postanowił wypisać ją ze szkoły, aż koniec końców – dzięki namowom żony – pozwolił córce skończyć kolejną klasę szkoły powszechnej pod warunkiem, że nauka nie będzie negatywnie wpływała na jej nowe obowiązki. Dziewczyna starała się więc pogodzić opiekę nad chorą matką i kilkorgiem młodszych braci (którym ojciec później zezwolił na uczęszczanie do szkoły i wyposażył ich w wymagane podręczniki) oraz naukę:
Nieraz pokryjomu usiadłam do pisania po skończonej pracy to jak ojciec spostrzegł to się już bez pasa nie obyło dostało się kilka pasów i spać a tu przecież znów czeka jaka kara to nieraz znów się płakało z puł nocy co jeszcze gorsze nie było się zczego uczyć, bo ostatnie dwa lata to ojciec niekupował ksiązek a tu nie było od kogo porzyczyć bo z tej wsi chodziłam ja sama do tego oddziału […][14].
Podobną opowieść nadesłała członkini Wici z powiatu garwolińskiego:
Pomimo przekonań ojca ja ze swego nie ustąpiłam kiedy nadszedł dzień zapisu do szkoły w ja zostawiłam bydło na pastwisku i przyszłam do domu zaznaczając, że stanowczo dziś bydła nie pasę, bo idę się zapisać do szkoły. Za co wlał mi ojciec parę pasów, musiałam zrezygnować ze swego postanowienia […], ale serce matczyne zawsze było czułe, wystarała się sama o przyjęcie mnie do szkoły, zapłaciła wpisowe, pomimo, że narażaa się na kłótnię z ojcem[15].
O roli matki w procesie własnej edukacji pisała także 21-letnia członkini Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, która od dziecka marzyła, by zostać nauczycielką. Po ukończeniu piątej klasy ojciec autorki wypisał ją ze szkoły, ponieważ osiągnęła wiek, w którym mogła przejąć część obowiązków gospodarskich. Ich ubogiej rodziny nie było stać na zakup potrzebnych ubrań oraz przyborów szkolnych, lecz dzięki namowom żony ojciec autorki w końcu wyraził zgodę na dokończenie szkoły powszechnej:
Mamusia była jednak po mojej stronie, posagu nie dostanie to niech przynajmniej skończy 7 oddziałów. Kupiłam stare książki, za resztę zeszyty i poszłam do szkoły. Ojciec pozwolił mi na to, ale powiedział, że ani grosza na mnie nie wyda, bo musi dbać o młodsze rodzeństwo. A ja się uparła, że na służbę za żadne skarby nie pójdę, że będę chodzić do szkoły i już. W pantofle kładło się tekturę, gdy było cieplej, szło się na bosaka, dopiero pod szkołą się obuwało, aby wyglądać przyzwoicie, ale bywam zadowolona, bo mogłam się uczyć…[16].
Jednakże radość to nie jedyna, a nawet nie dominująca emocja – w relacjach wielu autorek szkoła jawi się także jako przestrzeń doświadczania lęku, upokorzenia czy przemocy. Dwudziestodwuletnia pamiętnikarka z Podlasia opisała, w jaki sposób jej nauczyciel egzekwował wśród uczniów posłuszeństwo biciem i zastraszaniem: „W razach wyjątkowych »operacje« takie odbywały się przy »drzwiach zamkniętych«, a więc gdzieś w innym pokoju, musiało to być jakieś większe przestępstwo np. kradzież, czy wyrycie swych inicjałów na ławce”[17]. Mieszkanka powiatu Dubno nadesłała zaś pamiętnik, w którym ważną, acz niechlubną rolę odegrała nauczycielka z miejskiego gimnazjum, do którego udało się dostać autorce – nauczycielka znęcała się psychicznie nad chłopskimi dziećmi, sugerując między innymi, że nie powinny nazywać siebie Polkami i Polakami. Autorka pamiętnika pochodziła z rodziny o bardzo patriotycznych przekonaniach i tradycjach powstańczych, więc tym boleśniej odczuwała motywowane klasowym uprzedzeniem uwagi: „A tu naraz w tej Polsce różnica! Polka poczuła się podwójną niewolnicą. Czemże się czułam – wyrzutkiem, parjasem! Zrodziły się myśli pod wpływem moralnego bólu, zupełnie inne niżeli dotychczas”[18]. Dyskryminowaniu chłopskich dzieci wiele miejsca poświęciła także inna autorka, jedna z bardzo aktywnych działaczek Koła Młodzieży Wiejskiej, w której wspomnieniach czytamy:
Było to tak. – Jedna z uczennic z Dzikowa E.F., gdy obok niej usiąść chciałam, powiedziała mi tak: „Tu nie siadaj chamie, tyś chłop, to siadaj tam gdzie chłopki, gdzie są ze wsi.” łzy mi tylko w oczach zabłysnęły, westchnęłam głęboko. O Boże! Jakie bolesne to było dla mnie. I pomyślałam sobie: „Czy twa dusza inna, że mną tak gardzisz?” Dławiłam się łzami, nie mogąc znieść żalu. Od tej chwili musiałam walczyć ze sobą, aby mi nie obrzydli ludzie za fałsz i obłudę i wywyższanie się. To było bolesne! Za pierwszą przyjaciółkę miałam żydóweczkę Haję Morgenlender. Wszystkie inne odpychały mnie i grały córki wielkopańskich rodzin[19].
Podobnie jak w zapiskach chłopów i rolników, dla pamiętnikarek pochodzenia chłopskiego zdobyta edukacja nie zawsze wiązała się z jednoznacznie pozytywnym rozwojem, postępem i samospełnieniem. Często skutkowała także gorzkim uzmysłowieniem sobie własnej pozycji społecznej, a tym samym – systemowych ograniczeń. Warto również wspomnieć, co już w latach 30. o powszechnym programie nauczania pisał Stanisław Zakrzewski, zwracając uwagę, że zdobywana wiedza niejednokrotnie potęguje wśród młodzieży wiejskiej poczucie klasowej gorszości:
Dajmy dziecku (chłopskiemu) w rękę podręcznik historii polskiej, z którego się dowie, że co dziesiąty władca Polski był przyjacielem chłopów, a resztę Polski robili szlachcice. […] A gdzież w tym wszystkim choć jedna strona taka, którą by chłopskie dziecko znało jako swoją i kochało, od pierwszego wejrzenia uczuło, że jest w swoim świecie[20].
Dalsza, często przerwana ze względu na trudne warunki finansowe edukacja rozbudzała w niektórych autorkach aspiracje i ambicje dalece wykraczające poza możliwości oraz zasoby ich najbliższego otoczenia. Zapalona czytelniczka Słowackiego, Kraszewskiego, Sienkiewicza i Antoniny Domańskiej, absolwentka siedmiu oddziałów szkoły powszechnej oraz Szkoły Gospodyń Wiejskich ze wsi pod Jarocinem pisała:
Do czytania i książek miałam tak duże zamiłowanie, że gdyby to było na drodze mej możliwości poświęciłabym dla nich najsmaczniejsze jedzenie i najładniejsze ubranie. […] Zastanawiałam się czasami czy to czytanie nie przynosi mi więcej szkody jak korzyści. Czytanie weszło już w nałóg i choć nie mogło odciągnąć od pracy fizycznej, to jednak nie pozwalało skupić całej uwagi na tej pracy i pracę tą wykonywało się w tempie wolniejszym. A już całkiem trudno było mi opanować domową robotę kobiecą, dla której z racji pracy polnej, pracy w goospodarstwie hodowlanem i z racji czytania miałam mało czasu. Byłam najczęściej roztargniona. Z koleżankami nie miałam o czem mówić. Unikałam towarzystwa ludzi. Mężczyźni byli mi zupełnie obojętni, za mało oczytani, nie potrafili mi zaimponować tem, co tak bardzo ceniłam[21].
Z badań przeprowadzonych przez Jana Curzytka w 1935 roku wynikało, że kobiety na wsiach pracowały w skali roku 500 godzin dłużej od swoich mężów – średnio 13 godzin i 20 minut dziennie. Chłopki pełniły trójdzielną rolę na gospodarstwach rolnych – zajmowały się domem i wychowaniem dzieci, lżejszymi pracami gospodarskimi (np. opieką nad żywym inwentarzem) oraz cykliczną pracą przy zbiorach czy żniwach. Pracowały już kilkuletnie dziewczynki – służyły u bogatszych gospodarzy, pasły gęsi i bydło, a także od najmłodszych lat przejmowały część obowiązków swoich matek, na przykład opiekę nad rodzeństwem. Pierwsza autorka opublikowanego chłopskiego pamiętnika w zbiorze „Pamiętniki chłopów” pisała:
Już jako czteroletnia dziewczynka posługiwałam pasąc gęsi potem krowy, a w domu widząc jak biedne matczysko męczy się nie mogąc dać sobie rady z dziećmi, a było ich rzetelnie „co rok to prorok”, pomagałam jej jako że byłam najstarsza, niańczyć ten drobiazg choć prawdę powiedziawszy samej mnie się niańka przydała, bo cóż za piastunka z pięcioletniego berbecia. […] Nadmienić muszę, że wyciągając wodę ze studni i przy kuchni posługiwałam się stołkiem[22].
W cytowanym już pamiętniku autorki, która zmuszona była porzucić naukę na rzecz pracy w gospodarstwie w zastępstwie chorej matki, przeczytać możemy natomiast:
Teraz się znów zaczęły nowe cięzary Matka wciąż chorowała. Ja jako najstarsza z dziewcząt chociaz miałam lat 12 musiałam już całkowicie zastępować matkę ciązyło już namnie zaopiekowanie się czworgiem młodszego rodzeństwa pranie reperowanie odziezy pielęgnowanie chorej matki i obrządzanie inwętarza i chodzenie do szkoły. […] Przypominając sobie te czasy to łzy do oczu się cisną i wprozt zdaje się niemożliwem by takie małe dziecko mogło tyle wytrzymać[23].
Wiele kobiet podejmowało się także prac typowo męskich, na przykład obsługi maszyn czy pracy z końmi. Opis niekonwencjonalnych umiejętności zawodowych nadesłała między innymi 28-letnia członkini Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży:
Ponieważ w naszem gospodarstwie brakowało sił męskich do pracy, więc część tej pracy mnie należała jako najstarszej z dzieci. Przyswoiłam sobie oprzęt bydła i koni, podorywkę, bronowanie, kierowanie końmi przy pługu i wozach, ładowanie, pracę na wszystkich maszynach używanych w naszem gospodarstwie. […] Nauczyłam się wiązać powrośła, snopki do pszywania dachów i pomagać przy poszywaniu. […] Pomagałam składać cegłę z wagonów, zwozić i układać. […] Liczyłam wtedy lat 18-cie. Potrafiłam nastrychować dziennie 1200 sztuk cegieł[24].
Pamiętniki konkursowe – pomimo swego specyficznego statusu dokumentu wywołanego, spisanego na zamówienie danej instytucji oraz charakteru bardziej piśmienniczego niż literackiego – w wielu aspektach przypominają tradycyjne zapiski autobiograficzne. Dlatego drugą część odcinka pierwszego zaczniemy od konstruowania „ja” w tekstach chłopek.
Zakończymy zaś otwarciem – wszak już po części pierwszej widzimy, że chłopskie pamiętnikarki od samego początku miały pod górkę. Najpierw musiały pokonać szereg trudności, żeby zdołać gdzie i za co napisać oraz wysłać pamiętnik; następnie mierzyły się z nieprzychylnym nastawieniem pierwszych czytelników, a jeszcze później z archiwistami, którzy olbrzymiej części ich zapisków pozwolili po prostu zniszczeć albo przepaść. Mamy bardzo dużo do nadrobienia.