Nr 18/2021 Na teraz

Odsłuchy października

Mateusz Witkowski
Muzyka Cykl

Emotikonki zamiast tytułów, udany późny debiut w polskim rapie, strona A wrześniowego singla jako strona B singla październikowego, 17 stopni Celsjusza. Październik był dziwny, ale i ciekawy. Zapraszam wraz ze Snail Mail, Mordor Muzik, Wczasami i Coldplay.

 

Coldplay
„Music Of The Spheres”
Parlophone

Na nic zastępy multiplatynowych producentów, jeżeli brak pomysłu na jakąkolwiek zapamiętywalną piosenkę.

Oczywiście najłatwiej się WYZŁOŚLIWIAĆ, w końcu Coldplay to bardzo łatwy cel. Niedawno jeden z polskich dziennikarzy muzycznych średniego pokolenia wziął ich nawet w obronę, co miało najwyraźniej dowodzić otwartości umysłu i intelektualnej samodzielności. Dlaczego jednak mielibyśmy traktować z taryfą ulgową milionerów, którzy przynajmniej od trzeciego albumu dostarczają nam muzykę doskonale nieabsorbującą, obarczoną przy okazji sporą dawką patosu, który pełni tu funkcję substytutu dla refleksji? Czy nie lepiej zachować pochwały dla naprawdę intrygujących zespołów? Ale wróćmy do Coldplay: pamiętacie, jak U2 wydało w 2014 roku płytę, która brzmiała jak słaby indie rock z 2003 roku? Na „Music Of The Spheres” Chris Martin i spółka wracają do przełomu pierwszej i drugiej dekady XXI wieku, gdy ejtisowość stała się na dobre językiem urzędowym muzycznego mainstreamu. To te same aranżacyjne chwyty, te same wielogłosy (np. „Higher Power”), ta sama stadionowo-przestrzenna emfaza. W efekcie dostajemy (jeszcze) gorsze Bastille, któremu towarzyszy pophumanistyczna narracja – często godna i słuszna („People of the Pride”), ale przecież i tak unurzana w nieznośnym beżu, który niejako neutralizuje ważkość poruszanych tematów.

A! Tytuły niektórych utworów są zrobione wyłącznie z emotek. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.

 

Snail Mail
„Ben Franklin/Valentine” (singiel)
Matador

Wydany w ubiegłym miesiącu podwójny singiel prezentuje dwa odmienne oblicza Lindsey Jordan. Oba są bardzo przekonujące.

Opublikowane we wrześniu „Valentine”, dołączone tu jako strona B, to Snail Mail znana z debiutanckiego „Lush” – głośna, arcyemocjonalna, dająca w twarz eksplodującym refrenem. Skoro Jordan udowodniła już, że „więcej znaczy więcej”, przyszedł czas na tradycyjną wersję wiadomego frazeologizmu. „Ben Franklin” kontrastuje ze wcześniejszymi dokonaniami. Nie ma tu żadnego wielkiego „bum”, artystka prowadzi dość spokojną, wydawałoby się, narrację, opartą na solidnym fundamencie linii basowej i subtelnych syntezatorowych melodii. Zamiast wspinać się wokalnie na najwyższe piętra, rezyduje w niskich rejestrach, ukradkiem patrząc na balkony – a właściwie na jeden wybrany balkon. Mimo pozornego wyciszenia, cała ta porozstaniowa opowieść wali nas obuchem w łeb – stonowane pod względem melodycznym zwrotki bowiem dodatkowo uwydatniają bezpośredniość wyznań w rodzaju „Post rehab, I’ve been feeling so small / I miss your attention, I wish I could call”. A jeśli dodamy do tego wrześniowe „Valentine”, łatwo stwierdzimy, że mamy do czynienia z singlem kompletnym.

W momencie, gdy czytacie te słowa, na rynku dostępny jest już prawdopodobnie drugi longplay Jordan, zatytułowany po prostu „Valentine”. Zaryzykuję: „biegnijcie” po niego czym prędzej.

 

Mordor Muzik
„Mordor CD”
Mordor Muzik

Oficjalny debiut duetu Mordor Muzik dowodzi, że życie w po/w okolicach trzydziestki jest możliwe.

Proszę tego nie traktować jako złośliwość – piszący te słowa sam przekroczył już wspomnianą smutną granicę. Chodzi jedynie o to, że polski hip-hop nie jest „krajem dla starych ludzi”, czego dowodzą artystyczne męki większości z tak zwanych klasyków. Mordor Muzik to jednak – zarówno pod względem metrykalnym, jak i stylistycznym – hip-hopowa grupa środka. Jeżeli przebijemy się już przez oparte na wielokrotnych rymach popisy Gingera, które momentami mogą nieco znużyć, odsłoni się przed nami pełnia wrażeń oferowanych na „Mordor CD”. Poznański duet (za bity odpowiada tu Majkizioom) nie jest ani zanadto przewózkowy – choć braggi tu nie brakuje – ani zanadto staroszkolno-medytacyjny. Zamiast smęcić o tym, że „dzisiejsi raperzy to życia nie znają” i że „kiedyś to był rap, panie”, śmiało sięgają po drillowo-grime’owe trendy, co nie przeszkadza Gingerowi w poruszaniu wątków wspominkowych. Blaza, ale nie frustracja, doświadczenie, ale nie protekcjonalność – to, w połączeniu z dobrze dobranymi gośćmi (Belmondawg, Hałastra i Junior Stress) i świetną produkcją, skutkuje jednym z najciekawszych polskich albumów hip-hopowych A.D. 2021.

Wiemy już, że niektórzy z komentatorów chętnie porównują Mordor Muzik do PRO8L3M-u – pewnie należę do mniejszości, ale mam nadzieję, że Mordor będzie rozwijał swoją konwencję w bardziej interesujący sposób.

 

Wczasy
„Polska (serce rośnie)”
Asfalt Distro

Wspominałem jakiś czas temu, że mamy niebywale mocne lato, jeśli chodzi o polski niezal, alt-pop i tak dalej? Okazuje się, że impreza trwa dalej.

Nie będę ukrywał, cenię Wczasy, z Wczasami sympatyzuję. Choćby dlatego, że przywrócili mi wiarę, że polska muzyka alternatywna może prowokować poczucie wspólnego doświadczenia – i to niekoniecznie takiego, które dotyczy wyłącznie banieczek bawiących się na placu Zbawiciela czy w innym Forum Przestrzenie. Albo dlatego, że piszą nośne, a przy tym chropowate piosenki. I że choć nie boją się manifestów (ot, choćby numer tytułowy z debiutu), nie ma w nich pretensjonalności CKOD. A przy tym wydają się bardziej inkluzywni niż sędziwe już Muchy. Wreszcie – wybaczcie, ale powodów jest sporo – mają rękę do szlagwortów, do fraz, które wnikają do języka („dzisiaj jeszcze tańczę, dzisiaj jeszcze śpiewam, ale jutro to się skończy”, anyone?). Mógłbym tak jeszcze wymieniać, ale przejdźmy do październikowego singla „Polska (serce rośnie)” – zbudowany „na rewersie” (tekst to w zasadzie wszystkie te rzeczy, których nam nad Wisłą brakuje), uderza ciężarem znanym ze środkowo-wschodnioeuropejskiego synthpopu i nowej/zimnej fali. Jest tu Siekiera, jest twój blok z lat 80. pomalowany w pastelowe kolory i ocieplony styropianem. Jest tu miejsce i na desperacką ironię („czytam listy miłosne na murach i poezje na szyldach z PCV”), i na nadzieję – no bo hej, dopóki zauważamy problem i piszemy/słuchamy numerów na ten temat, to znaczy, że zależy nam na zmianie.

Podobnie jak w przypadku „Snail Mail”: w momencie, w którym czytacie te słowa, na rynku dostępny jest już prawdopodobnie drugi longplay Wczasów, zatytułowany „To kiedyś minie”. Zaryzykuję: „biegnijcie” po niego czym prędzej.