Nr 15/2021 Na teraz

Od ogółu do szczegółu – od szczegółu do ogółu

Julia Niedziejko
Literatura

Rysowane ciemnym konturem postaci na dziełach Roya Lichtensteina wypełnione są równomiernie ułożonymi punktami, czyli rastrem. Jeśli spojrzymy na nie z dystansu, będą wyglądać tak, jakby tworzyły jednolitą plamę barwną. Jednak z bliska detal przeważa nad całym kontekstem obrazu. Dostrzegalny staje się pigment na twarzach, włosach i ubraniu postaci. Artysta zdaje się wnikać w szczegół możliwie najgłębiej, jak się da.

„Raster Lichtensteina” (Wydawnictwo Warstwy) to najnowszy tomik poetycki Agnieszki Wolny-Hamkało – autorki sztuk teatralnych i twórczyni literackiej. Na najogólniejszym poziomie można powiedzieć, że podobnie jak Lichtenstein, Hamkało koncentruje uwagę czytelnika lub czytelniczki na szczególe – i choć mówi nam to już nieco o samym tomie, to jednak nie wyczerpuje tematu. W swoim nowym zbiorze poetka tworzy bowiem nie tyle wiersze, ile „literackie rastry”. Co to oznacza? Niech przykładem będzie wiersz pod tytułem „Janusz styczeń już nie wstaje”

Drewniany ludzik o tępym spojrzeniu ocenia objętość
mojej aureoli. Święto się nieruszania. Pies rakiem
cofa się do szafy, chowa między płaszcze cuchnące molami.
Nie chce iść na spacer, kwiecień go zbyt boli.

Poprzeczkę znikania podniosłeś wysoko, wisi ci zębodół,
dół głodowy ssie, za lustrem weneckim rozbite kryształy,
złe kulki, chaos ponad stan – gwiazdy serialu z dzieciństwa
całe podrapane.

Każda fraza, każdy wers są w gruncie rzeczy o tym samym zdarzeniu, jednak opowiedzianym na różny sposób. W moim odczuciu jest to wiersz o rozleniwieniu, niemocy, może też znudzeniu. Robiąc zbliżenie na detal, poetka sprawdza, z czego dokładnie składa się ta sytuacja. Widzi wieloaspektowość stanu, o którym pisze – i w tym właśnie tkwi wartość wierszy z „Rastra Lichtensteina”. Wiersz jest pozbawiony hierarchizacji poszczególnych fraz. „Drewniany ludzik o tępym spojrzeniu” nie jest ważniejszym lub mniej istotnym bohaterem niż „pies rakiem cofający się do szafy”. Każde zbliżenie na szczegół jest równowarte. „Rozbite kryształy”, „zębodół”, „objętość aureoli”, „dół głodowy” – służą opisaniu pomniejszenia lub uwyraźnieniu kierunku „w dół”, pogłębiającego wrażenie zapadania się, o którym mowa w wierszu. Właśnie te szczegóły nazwałabym rastrami, bo w ich detaliczności kryje się sedno wierszy Wolny-Hamkało. To trochę jak rozbijanie jakiejś całości na atomy, żeby sprawdzić, z czego jest zrobiona.

W tomiku są też wiersze, w których poetka opisuje „powiększenie”, mówiąc wprost o wielkości albo zrównując ze sobą poszczególne rastry w taki sposób, by uwypuklić kontrast między czymś mniejszym lub wolniejszym a szybszym, potężniejszym i tym podobnie: „Oko to kąt wielkiego jeziora” („Gracze”), „samotny za szybą świat jest większy, niż opowiadano” („Dwie sceny z upadku klasy”), „Więcej we mnie ziemi niż doktor wypatrzy” („Psalmy”), „o okoliczność ognia nadawała książkom ten konkretny wymiar o wiele wolniej niż amanci w filmach” („Anamnezy”). Najbardziej sugestywny w kontekście skali wydaje się jednak pierwszy wers wiersza „Zalando” – „Boję się wszystkiego i wszystkiego chcę”. Nieprecyzyjne określenie „wszystko” jest jednocześnie najbardziej konkretnym zapisem całości. To ten moment, w którym osoba mówiąca w wierszu nabiera dystansu, nie dostrzega detalu. Zachowuje się, jakby oglądała obraz Lichtensteina z drugiego końca muzealnej sali.

Porządek hierarchiczny jest w „Rastrze Lichtensteina” zanegowany. Nie ma w nim podziału na niskie i wysokie, na znaczące i znaczone oraz inne wartościujące rozróżnienia. „Łatwiej zabić boga, niźli wybrać szminkę.” – czytamy w „Rwącym nurcie Bugu”. Sacrum i profanum nie zostają tutaj jednak zrównane, obśmiany jest natomiast wartościujący je podział. Podobnie na obrazach Lichtensteina: nie ma punktów większych i mniejszych, bardziej i mniej wyraźnych. Ta rastrowa egalitarność zdaje się u artysty wartością samą w sobie. A może właśnie czymś więcej – zagadnieniem, które można przefiltrować przez różne koncepcje, nurty, szkoły i interpretacje? Mam poczucie, że w swoim najnowszym tomie Wolny-Hamkało nie tylko podejmuje próbę odszukania podobnych do rastra jakości językowych, ale przede wszystkim inspiruje się filozoficzną potencjalnością obrazów Lichtensteina.

Każdy wiersz to przegląd różnych aspektów (rastrów) wybranego przez poetkę tematu. We wspomnianym wcześniej wierszu „Zalando” pojawia się najistotniejszy dla mojej interpretacji tomu fragment. „Każde zjawisko da się wytłumaczyć na wiele sposobów: /przeszczepiony z węgorza gen światłoczułości na przykład, /kiedy skierujesz na niego światło – wzbija się”. Te słowa rozumiem jako uznanie odmienności poszczególnych rastrów względem samych siebie, przy przyjęciu zasady równości między nimi, w imię stworzenia możliwie najwyraźniejszego (a może nawet najbliższego Prawdzie?) obrazu jakiejś całości. Gdyby opisać tę myśl obrazowo, powiedziałabym, że Wolny-Hamkało przygląda się każdemu z rastrów na swoich poetyckich obrazach, jakby oglądała niezłożone jeszcze puzzle. Można je zacząć składać, ale dopiero wtedy, gdy przyjmie się, że ich rozdzielność jest sednem całości.

Co znajduje się na rastrowej matrycy poezji Wolny-Hamkało? W „Rastrze Lichtensteina” poetka często wplata do swoich wierszy wątek małżeńskiej codzienności („odkrycie, że twój mąż posprzątał i pozmywał” – „Sad Story”), macierzyństwa („Cóż, oboje wiemy, żeś ubrał Majkę jak kretynkę i do przedszkola przyszedłeś spóźniony” – „A my”), miejskiego życia („z ulic nas wymiata, niegłośne szaleństwo” – „Wrzesień nowych możliwości”). Często notuje fragmenty rozmów lub powidoki jakichś spotkań („– Masz coś do powiedzenia?/ Tak, ludzie stąd przez szyby widzieli wreszcie nas” – „Renault”). Miesza ze sobą wizualną oniryczność („πr 2 wielorybów między wschodem a zachodem słońca” – „Czego nie rozumiem”) z wulgaryzmami („co tobie »ta kurwa« brzydko dopisują” – „Zanim otworzysz”) oraz kontekstami kultury („ten słynny telefon Hamleta znad zwłok Poloniusza” – „A my”). Wszystko to utarło się przypisywać wcześniejszej twórczości Wolny-Hamkało. Przypomina o tym Jakub Skurtys w posłowiu do zredagowanego przez siebie wyboru wierszy autorki „Rastra Lichtensteina” pod tytułem „Zerwane rozmowy. 105 wierszy na inne okazje”. Krytyk wylicza i omawia poetykę Wolny-Hamkało, bazując na własnych interpretacjach jej wierszy oraz analizach innych recenzentów. Przedziera się przez zbiór wytrychów, którymi opisywana jest jej poezja, komentując ich adekwatność.

Warto wspomnieć, że wybór wierszy został opublikowany z powodu wypadającego w 2020 roku dwudziestolecia funkcjonowania poetki na rynku wydawniczym. Intuicyjnie można ten gest rozumieć jako zamknięcie jakiegoś rozdziału, co trochę miesza w recepcji „Rastra Lichtensteina”, który z kolei promowano jako początek zmiany w poetyce Wolny-Hamkało. Oczekiwania względem czyjejś twórczości to oczywiście wyłącznie problem oczekujących, a nie autora lub autorki. Niemniej poetka była z pewnością świadoma, że kontekst tych dwóch publikacji może wywołać oczekiwania w potencjalnych odbiorcach nowej książki. Wolny-Hamkało dobrze wykorzystała to napięcie. Odnoszę wrażenie, że było ono jej wręcz potrzebne do uwypuklenia drugiego dna „Rastra Lichtensteina”. Powiedziałabym nawet, że te rastrowe powiększenia i kondensacje w najnowszym tomiku poetki są metodą wiwisekcji dotychczasowych głosów i dzisiejszych oczekiwań względem jej poezji. Wydawniczo byłby to bardzo sprytny manewr. Przerzucenie cudzych wyobrażeń na temat dawnych oraz obecnych literackich kroków Wolny-Hamkało przez płot osobistego podsumowania swojej dotychczasowej twórczości brzmi jak consensus między oczekiwaniem zmiany a rozprawianiem się z przeszłością.

Lichtenstein najczęściej obrazował zbliżenia na twarze kobiet i to na ich ciałach dokonywała się rastrowa iluzja całości. Dlaczego porzucać ten istotny fakt przy interpretacji „Rastra Lichtensteina”? Wszystkie wiersze z nowego tomiku można rozumieć jako składową autorskiej metody opowiedzenia o samej sobie. Bez konfesyjności i nie wprost. Zamiast silić się na wymuszoną przemianę, poetka zebrała wszystkie wytrychy, które przez lata służyły krytycznemu rozbrajaniu jej twórczości, aby przerobić je poetycko w nowym tomie, rozrzucając je w całej książce. To, co w „Zerwanych rozmowach” Skurtys rzeczowo i konkretnie omówił, Agnieszka Wolny-Hamkało przerabia po swojemu. Poetka tworzy pełną ironii autoanalizę, dystansuje się do samej siebie oraz krytyki. To możliwość, na którą może pokusić się osoba znana, o rozpoznawalnej poetyce, doświadczona (w rozumieniu ilości stworzonych przez siebie tekstów) i samoświadoma. Posłużenie się w tym celu rastrem to świetny, a przy tym bardzo dobrze zrealizowany pomysł na spójny, sensowny i daleki od nadęcia autoportret.

 

Agnieszka Wolny-Hamkało, „Raster Lichtensteina”
Wydawnictwo Warstwy
Wrocław 2021