Przy ulicy Madalińskiego 10/16 w Warszawie, gdzie niegdyś znajdowała się zajezdnia Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania – a w budynkach, obok jego administracji, funkcjonował ogromny garaż na śmieciarki – dzisiaj działa Międzynarodowe Centrum Kultury Nowy Teatr. Modne miejsce, które odwiedzamy, żeby oglądać spektakle i performanse, rozmawiać o literaturze, sztuce i społeczeństwie, w którym spotykamy się z przyjaciółmi, kupujemy książki i jemy wegańskie lunche, jeszcze całkiem niedawno (zmiana zainicjowana została w 2010 roku) było obszarem ukrytym, marginalnym, abiektalnym. Ta szczególna metamorfoza miejskiej przestrzeni stanowi punkt wyjścia dla „Przemiany” – spektaklu inspirowanego opowiadaniem Franza Kafki, który w Nowym Teatrze wyreżyserował Grzegorz Jaremko.
Głównym bohaterem opowiadania Kafki jest młody komiwojażer Gregor Samsa (Bartosz Bielenia). W warszawskim przedstawieniu, którego dramaturgię stworzył Mateusz Górniak, protagonista zatrudniony jest w zakładzie oczyszczania miasta, jednak charakter jego pracy pozostaje niejasny. Podobnie jak literacki pierwowzór, teatralny Samsa pewnego dnia zamienia się w robaka – jego skóra staje się pancerzem, a kończyny zastępowane są przez odnóża, które pozwalają mu na nie-ludzki sposób poruszania się, również po ścianach i suficie. W opowiadaniu postać nie kontroluje swojego przepoczwarzania, natomiast w spektaklu Jaremki Samsa zdaje się podejmować decyzję o własnej transformacji świadomie. Rezygnuje z pracy, która wydaje mu się pozbawiona sensu, oraz wycofuje się poza ramy życia społecznego i rodzinnego, pozbywając się wszelakich obowiązków i trosk. W dobie późnego kapitalizmu, kiedy tak wiele mówi się o zmęczeniu i wypaleniu, o obumieraniu zasobów intelektualnych i potrzebie regeneracji organizmu, bycie robakiem zdaje się przynosić bohaterowi wiele korzyści – chodzi o sam akt nie-robienia, spowolnienia tempa życia. Dzięki porzuceniu ludzkiej powłoki Samsa czuje się wolny, zyskując szansę na doświadczanie dawno zapomnianych uczuć i emocji. Jego metamorfozę postrzegać można jako metaforę depresji lub innej choroby, która ogranicza albo uniemożliwia codzienne funkcjonowanie. Jednak może ona jawić się także jako sugestia odrzucenia produktywności przez jednostkę w imię politycznego oporu – swoisty manifest antykapitalistyczny. Ten, kto nie pracuje, nie przynosi przecież pożytku światu.
Motyw przemiany człowieka w byty nie-ludzkie często wykorzystywany jest w prozie posthumanistycznej. W opowiadaniu „The Fruit of My Woman” Han Kang (zapowiadającym tematykę jej późniejszej, docenianej i nagradzanej „Wegetarianki”) kobieta zamienia się w roślinę. Jej ciało pokrywają coraz większe siniaki, traci łaknienie, aż w końcu spośród włosów zaczynają jej wyrastać liście i gałęzie, i przestaje komunikować się za pomocą mowy. Stopniowo, umierając jako człowiek, rodzi się jako roślina. Jest szczęśliwa. Podobny motyw spotykamy też w jednym z opowiadań ze zbioru „Samosiejki” Dominiki Słowik. Takie jak ta narracje ekofeministyczne prowokują głosy krytyczne ze względu na podtrzymywanie binarnych opozycji natura–kultura oraz bios–zoe. Zazwyczaj przemianie podlega kobieta, prezentowana jako byt bliższy przyrodzie – naiwny, niestały, empatyczny i abiektalny. Nawet w opowieściach postcyberfeministycznych (jak na przykład w głośnym filmie „Titane” Julii Ducournau) to kobiety łatwiej podlegają mutacji w maszyny oraz maszynopodobne, cyborgiczne hybrydy. Tymczasem twórcom i twórczyniom warszawskiej „Przemiany” udało się wydobyć wywrotowy potencjał męskiej transmutacji, wpisany w inspirujący ich, kanoniczny utwór literacki.
Wyreżyserowany przez Jaremkę spektakl kreuje świat lepki, obrzydliwy, dziwny; dominuje w nim estetyka trash. Scenografia stworzona przez Annę Marię Karczmarską i Mikołaja Małka w całości pochodzi z recyklingu: wszystkie rekwizyty i plansze wizualne znaleziono w magazynie Nowego Teatru. Pozornie niepasujące do siebie elementy – autobusowe siedzenia, jaskrawozielona plastikowa rzeźba psa czy stołki w kształcie dziąseł – podpowiedziały wiele tropów dramaturgicznych, wykorzystanych w scenariuszu. Pokój (choć może bardziej właściwym słowem byłaby „jama”) Samsy, gdzie dokonuje się przemiana, to plastikowy namiot wypełniony kartonami. Transformacji bohatera towarzyszy Charlie Chaplin (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), którego obecność nie zostaje wprawdzie w pełni wyjaśniona, jednak postrzegać ją można jako sugestywny przykład przemiany realnego człowieka w ikoniczną figurę popkultury. Domyślam się, że wprowadzenie Chaplina jest odniesieniem do wyobraźni – reprezentując mediacje pomiędzy Samsą i jego emocjami a światem zewnętrznym, wspomaga autorefleksję i autoidentyfikację w obliczu zachodzącej zmiany. Bohater osobiście decyduje o przyjęciu nowej tożsamości – sam przywdziewa wielowarstwowy, pierzasty kostium spleciony z różnorodnych tkanin i wypełniony ciemną substancją. Po jego śmierci pożywi się nią siostra Greta (zjawiskowa Ewelina Pankowska), korzystając tak z ofiary, którą protagonista złożył na ołtarzu rodziny.
W opowiadaniu Kafki członkowie rodziny Samsy prezentowani są jako okropnie nudni mieszczanie, których życie ogranicza się do prowadzenia ksiąg rachunkowych. Charakteryzują ich pozorna dostojność, dążenie do spokoju i wygody. Twórcy spektaklu poddają ich specyficznej deformacji, w wyniku której jawią się jako dziwaczna rodzinka, mająca swoje perwersje i obsesje niczym rodzina Addamsów. Ich groteskowe przerysowanie podkreślają kostiumy zaprojektowane przez Rafała Domagałę. Ojciec (Piotr Polak) kolekcjonuje obgryzione paznokcie i jedynie udaje, że chodzi do pracy. Matka (Magdalena Popławska) to demonica – wydaje rozkazy innym członkom rodziny, podczas gdy sama nie robi niczego, by poprawić materialną sytuację swoich bliskich, którzy wraz z przemianą jej syna, dotychczas utrzymującego wszystkich, utracili główne źródło dochodu. Greta jest freakiem i nerdem – to dziewczyna ponadprzeciętnie inteligentna, ale także kąśliwa, apatyczna i bezczelna; nie rozstaje się z płatnicą do drewna, którą często obściskuje i całuje. Jako pierwsza zauważa symptomy przemiany brata, co komunikuje w dość specyficzny sposób (oczywiście można to uznać za przejaw troski o rodzeństwo): „Gregorowi zaczęło śmierdzieć z japy”.
Smród, ohyda i abiektalność są nieustannie podkreślane w kolejnych scenach, nie tylko tych odnoszących się do głównego bohatera i obrazujących sytuację całej rodziny, ale także nawiązujących do genius loci Nowego Teatru. Ważnym elementem spektaklu są projekcje wideo, nagrane w zamkniętych dla publiczności przestrzeniach tej instytucji. Ukazują one stereotypową postać „Pana Dyrektora”, który w garniturze i masce przechadza się po korytarzach i „dyrektoruje”, performując nie-robienie. Może sobie na to pozwolić: nie-robienie osób uprzywilejowanych to błahostka niewarta uwagi, podczas gdy nie-robienie (również jeśli wynika z wycieńczenia, problemów zdrowotnych czy haniebnych warunków zatrudnienia) pracownic i pracowników o niższym statusie społecznym) jest pretekstem do ich utylizacji, a nie systemowej pomocy.
W ostatniej scenie „Przemiany” ekipa techniczna rozrzuca wypełnione różnymi przedmiotami czarne worki na śmieci, a na środku przestrzeni scenicznej stawia pulpit. W tle wyświetlane są projekcje ukazujące trzy pomarańczowe śmieciarki obracające się wokół własnej osi. Performansem maszyn, któremu towarzyszą mechaniczne huki i szumy, dyryguje Chaplin. Autorką tej nie-ludzkiej choreografii (i choreografii w całym spektaklu) jest Iza Szostak, która kilka lat temu wspólnie z Pawłem Sakowiczem stworzyła i brała udział w „Balecie koparycznym” na dwie koparki. Tamto widowisko prowokowało do stawiania pytań o współobecność na scenie bytów ludzkich i nie-ludzkich. Niemal sto lat po „Balecie mechanicznym” Fernanda Légera powracało do pytań o podmiotowe dopuszczenie technologii do „świętej” przestrzeni teatralnej.
„Przemiana” Jaremki prowokuje do przemyślenia podobnych tematów, równocześnie sugerując konieczność wprowadzenia idei recyklingu w wielu obszarach życia. Zwolnijmy – to powracający co najmniej od kilku lat apel, do którego dołączają się twórcy spektaklu. Zajmijmy się lokalnością, ograniczmy nadprodukcję. Ziemia wyczerpuje swoje zasoby, a ludzie wciąż wytwarzają nowe rzeczy i idee. Nigdy wcześniej tak ważne nie było nasze przemienianie się, przepoczwarzanie, zmiana ku nie-tworzeniu niczego nowego. Jaremko, Górniak oraz pracujący z nimi twórcy, twórczynie i zespół Nowego Teatru przypominają, że to nasz last call dla przemiany, bez której możemy nie przetrwać.