Nr 18/2022 Na teraz

Kłopoty z aktorkami

Stanisław Godlewski
Literatura

Pola Raksa nigdy nie była moją bohaterką. Nie fascynowała mnie jako artystka, nie byłem fanem „Pancernych” (moja strata, wiem, wiem). Książkę Krzysztofa Tomasika „Poli Raksy twarz” czytałem więc nie z pozycji zainteresowanego odkryciem „prawdy” czy „nieznanych faktów” z życia bohaterki. Bardziej interesowało mnie to, jak autor poradzi sobie z problemami, które czyhają na mierzących się z pisaniem biografii aktorów i aktorek.

Uważam bowiem, że mają oni przed sobą więcej kłopotów niż biografowie wybitnych pisarzy czy naukowców. Oczywiście, dzielą z nimi standardowe dylematy, które musi rozstrzygnąć każdy biograf: czy próbować ogarnąć „całość” życiorysu i dorobku opisywanej osoby (tworząc monumentalną cegłę spod znaku „życie i dzieło”), czy może raczej wyselekcjonować charakterystyczne i znamienne epizody? Pisać w taki sposób, by pomnik zbudować czy by go zburzyć? Usiłować psychologizować swojego bohatera, czy może raczej dać sobie prawo do niezrozumienia niektórych działań i motywacji? Stać niezachwianie po stronie swojej postaci czy też przyznać sobie prawo, by nie bronić jej za wszelką cenę? Czy umieszczać w dziele informacje, które mogą w jakiś sposób zranić bohaterów książki lub ich potomków? Wreszcie – jak pisać? Faktograficznie, naukowo, reportażowo, literacko? To już sporo – a sądzę, że poza tymi wszystkimi pytaniami biografowie aktorów i aktorek napotykają na dodatkowe komplikacje.

Wizerunki

Podstawowym problemem są wizerunki aktorów. Wizerunki rozumiem tutaj jako konglomerat uwarunkowań psychofizycznych, odgrywanych ról, a także to, w jaki sposób aktorzy i aktorki sami się kreują lub/i są kreowani na użytek prasy. To bardzo skomplikowana i trudna do rozstrzygnięcia sprawa. Jasne jest, że jednym z narzędzi pracy aktorów są ich ciała – ciała o określonej urodzie, wieku, wszystkim tym, co określa się czasem mianem „warunków”. Czynniki te mogą się przekładać na konkretne propozycje ról, które zaś jednocześnie kształtują i potwierdzają „warunki”. Nie muszą one mieć zresztą wiele wspólnego z rzeczywistym temperamentem czy osobowością aktorki. Wielokrotnie mówiła o tym Agata Kulesza: „W życiu nie jestem osobą smutną, jestem melancholijna, refleksyjna, ale potrafię być też wesoła i mieć energię »do przodu«. Ale kiedy kamera zajrzy mi w oko, widzi smutek. Dlatego gram takie role, tzw. silne ofiary”. Faktycznie: Kulesza nie grywa postaci zupełnie biernych, nie bywa „amantką”, której głównym zadaniem jest się zakochać lub być kochaną, słabiej pamięta się jej – bardzo dobre przecież – role komediowe (jak w serialach „Hela w opałach” czy „Rodzinka.pl”). Obsadzanie „po warunkach” jest dla wielu reżyserów i producentów najłatwiejsze, zwiększa też szansę powodzenia filmu czy spektaklu, ponieważ potwierdza stereotypy i naiwne wyobrażenia o świecie, które dają poczucie bezpieczeństwa i harmonii. Typecasting może być także realizacją określonej ideologii. Często bywa więc tak, że wiele aktorek i aktorów nie dostaje szansy na realizowanie się artystyczne w innych rolach niż takie, jakie już kiedyś grali. A nawet jeśli, to i tak może ciążyć na nich ich utrwalony wizerunek. Katarzyna Figura, choć wielokrotnie prezentowała ogromną skalę swego talentu w rolach zupełnie pozbawionych elementu „glamour”, już pewnie do końca życia będzie kojarzona jako „seksbomba”. Krystyna Janda, choć parokrotnie udowadniała, że potrafi operować bardzo stonowaną ekspresją, na zawsze będzie przede wszystkim energiczną Agnieszką z „Człowieka z marmuru”. Julia Roberts to „dziewczyna z sąsiedztwa”, a Keira Knightley na pewno żyje gdzieś w przeszłości, bo największe sukcesy osiągnęła jako amantka w filmach kostiumowych (nieważne, czy była piratką z Karaibów, Anną Kareniną czy Elizabeth Bennet – po prostu przyzwyczailiśmy się widzieć ją w kostiumie). Nieprzypadkowo wymieniam tu przede wszystkim kobiety – one mają pod tym względem o wiele trudniej niż mężczyźni[1].

A Pola Raksa zapisała się w pamięci widzów przede wszystkim jako Wanda z „Szatana z siódmej klasy”, bardzo popularnej na początku lat 60. ubiegłego wieku ekranizacji powieści Kornela Makuszyńskiego w reżyserii Marii Kaniewskiej, oraz Marusia, ukochana Janka Kosa (Janusz Gajos[2]) z „Czterech pancernych i psa”. Role te łączy pewien specyficzny „typ”, o którym zresztą Tomasik pisze – Raksa była amantką „bez seksu”, „podlotkiem” wzbudzającym zachwyt, ale nieprzekraczającym norm obyczajowych. „Raksa była pięknością, którą reżyserzy postanowili z zasady nie rozbierać na ekranie […] nie zyskała statusu seksbomby. Erotyka nie definiowała jej jako postaci, pozostawała »niewinna«” (s. 41–42). Autor pisze o „typowej dla Raksy aseksualności” (s. 119), o tym, że „Raksa nie nadaje się do tworzenia na ekranie erotycznej atmosfery” (s. 122). Tomasik, autor „Seksbomb PRL-u” (Marginesy, 2014) i „Demonów seksu” (Marginesy, 2015), wielokrotnie podkreśla tę cechę wizerunku swojej bohaterki, jednak jej nie analizuje i nie problematyzuje. I tu pojawia się pytanie: czemu właściwie wizerunek aktorski służy?

Społeczna imaginacja

Iwona Kurz swoją książkę „Twarze w tłumie. Wizerunki bohaterów wyobraźni zbiorowej w kulturze polskiej lat 1955–1969” otwiera cytatem z Wiktora Woroszylskiego: „Miłość do gwiazd jest rodzajem więzi społecznej”[3]. Ta kwestia wskazuje nam na kolejny problem, z jakim mierzą się biografowie aktorek i aktorów – konfrontowanie się ze społeczną imaginacją. Rozwijając tezę Woroszylskiego, Kurz sugeruje, że wizerunki gwiazd stanowią projekcję potrzeb, emocji i marzeń widzów, a w samych wizerunkach można szukać wspólnych społecznie wartości[4]. Być może wizerunek Raksy także był rodzajem projekcji czy wyrazem określonych wartości – być może pełniła funkcję młodzieńczego „ideału”, dziewczyny pięknej i czystej, niepokalanej, figury bliskiej Zosi z „Pana Tadeusza”? Jeśli przyjąć takie założenie, to na „wizerunek-Raksa” składała się przede wszystkim uroda (owa twarz, za którą zabić by się dali młodzi bohaterowie „Autobiografii” Perfectu, z której cytat posłużył Tomasikowi za tytuł), a także wyidealizowana niewinność, pewien rodzaj czystości. To oczywiście wyjątkowo patriarchalna projekcja. Znacząca jest w tym kontekście przywoływana przez Tomasika scena z powieści Antoniego Libery „Madame”. Bohater (ale zapewne i autor) opisuje swoje wrażenia po obejrzeniu „Popiołów” Andrzeja Wajdy – filmu, w którym Raksa przekracza swoje emploi. Największe emocje u odbiorców budziła scena gwałtu na bohaterce, którą grała Raksa. „Znano ją z wielu filmów dla młodzieży, w których grała trzpiotowate, niewinne panienki, kuszące i zwodzące chłopaków i mężczyzn, niepozwalające jednak nigdy nawet na pocałunek. Toteż zobaczyć teraz, jak gwałcą ją bezlitośnie tatrzańscy zbójnicy – niejako w odwecie za to bezecne igranie z płcią męską – było nie lada frajdą” – opowiada narrator „Madame”[5]. Tomasik sugeruje, że ta „niezdrowa” fascynacją przemocą seksualną pokazywaną na ekranie była wyrazem „głodu” u publiczności jakiejkolwiek erotyki, wówczas surowo cenzurowanej. Zapewne jest w tej sugestii słuszność, natomiast uderza w tym opisie obrzydliwa męska fantazja, w której karze się kobietę za to, że może „igrać z płcią męską”, czyli sama stanowić o sobie i własnym ciele. To tak naprawdę awers i rewers tej samej monety – im większy ideał, tym większa chęć jego zbrukania.

Tomasik nie wyjaśnia w swojej książce fenomenu wizerunku czy mitu Raksy – na pewno nie w sposób, w jaki robią to akademiczki. Poza wspomnianą książką Kurz warto przypomnieć tutaj między innymi: biografię Haliny Mikołajskiej napisaną przez Joannę Krakowską, gdzie autorka analizuje działalność artystyczną i obyczajową aktorki po to, by opowiedzieć historię PRL[6]; pracę Doroty Sosnowskiej o „królowych PRL”, czyli Ninie Andrycz, Irenie Eichlerównie i Elżbiecie Barszczewskiej[7]; eseje Ewy Hevelke publikowane w „Dialogu”, w których autorka analizuje kulturę i obyczaje polskie w XX wieku przez pryzmat wizerunków aktorek[8]. Od razu dodajmy, że Tomasik nie musi tego robić – jego książka nie jest tomem naukowym, tylko popularną biografią wydaną w mainstreamowym wydawnictwie reportażowym. Czyta się ją bardzo dobrze, natomiast pozostaje wrażenie pewnego niedosytu – czasem można odnieść wrażenie, że Tomasik nieco bezkrytycznie traktuje kolejne wypowiedzi Raksy, jej współpracowników, dawnych kolegów i koleżanek. I o ile czujnie weryfikuje fakty dotyczące kolejnych filmów czy sesji zdjęciowych, to momentami zbyt zawierza opiniom, zwłaszcza jeśli dotyczą one życia prywatnego aktorki (np. gdy opisuje domniemany romans Raksy z Gerardem Wilkiem i inne związki aktorki[9]). Oczywiście – ma to swój cel, bo pokazuje kolejne elementy wizerunku gwiazdy „Pancernych”, daje świadectwo praktykom dyskursywnym, które uprawiano w reakcji na twórczość i życie bohaterki. A jednak tutaj pojawia się kolejny już problem specyficzny dla biografów aktorek i aktorów.

(Auto)mitologizacja

Chodzi o (auto)mitologizację właśnie. Aktorzy i aktorki, a także ludzie dookoła nich – koledzy, przyjaciele, dziennikarze – uwielbiają przesadę. Publiczność zresztą też ją uwielbia (w myśl zasady: „nie będą nam fakty psuły dobrej historii”). W przypadku ludzi teatru szczególnie utrudnia to pracę biograficzną – na ten aspekt zwracała uwagę Magdalena Raszewska: „Aktorzy są znanymi mitomanami, i to w stopniu znacznie większym niż inni artyści. Może dlatego, że stale opowiadają cudze historie, grają nie swoje życiorysy, przenoszą się z jednego końca Polski na drugi, a to, co stworzą, przepada i często jest nie do odnalezienia, zatem wydaje im się, że mogą zmyślać bezkarnie”[10]. Mam wrażenie, że w przypadku mitologizacji istotny jest nie tylko aspekt nietrwałości dzieła teatralnego, lecz w ogóle status aktorstwa jako sztuki. Teatr i film to dzieła zbiorowe, w których różne rodzaje twórczości łączą się ze sobą – aktor mówi tekst, często napisany przez kogoś innego, nosi kostium i charakteryzacje wykonane przez kogoś innego, jest oświetlony, kręcony, montowany i reżyserowany przez innych ludzi. Pytanie zatem: jak rozdzielić to, co jest autonomiczną twórczością aktorską, od zbiorowej pracy? Czy to, co widzimy na ekranie lub w teatrze, jest efektem wybitności aktora czy aktorki, czy może raczej konglomeratem świetnej reżyserii, dobrego kostiumu, montażu, światła, tekstu? Mam wrażenie – to oczywiście tylko przypuszczenie – że aktorzy wyolbrzymiają swoje osiągnięcia czy życiorysy po to właśnie, by silniej zaznaczyć swoją indywidualność i autonomię twórczą. Biograf czy monografista aktora/aktorki stoi przed trudnym zadaniem uchwycenia indywidualności artystycznej – balansowania między tym, co było jednostkową i własną zasługą bohatera/bohaterki, a tym, co stanowiło element pracy zbiorowej.

I znów – mam wrażenie, że trudniej w tym względzie mają aktorki, zwłaszcza te uznawane za „piękne”. Od początków swej kariery Marilyn Monroe musiała mierzyć się z opiniami, że owszem, jest piękna i seksowna, ale grać nie potrafi – a przecież gdy ogląda się choćby „Pół żartem, pół serio”, widać, że potrafiła się znakomicie odnaleźć w konwencji, że jest czujna na partnerów, ma dobre wyczucie czasu i rytmu niezbędne do podawania żartów. Z podobnym problemem mierzy się w Polsce choćby Weronika Książkiewicz, która wielokrotnie udowadniała swoje umiejętności komediowe, a ostatnio zagrała – wybitną w mojej opinii – rolę dramatyczną w filmie Konrada Aksimowicza „Powrót do tamtych dni”, opowiadającym o koszmarze alkoholizmu i współuzależnienia.  Jej rola – żony alkoholika – jest spójna, a zarazem wielowymiarowa, jednak za ten film chwali się przede wszystkim Macieja Stuhra, który dawno już uciekł z komediowej szuflady; Książkiewicz jeszcze w niej siedzi. Przykłady można mnożyć.

Czy Raksa była dobrą aktorką, nawet jeśli nie dano jej szansy w pełni zaprezentować swojego talentu – tego się z książki Tomasika nie dowiemy, gdyż analiza jej twórczości jest dosyć powierzchowna (autor bardziej zwraca uwagę na to, jakie role zagrała, niż na to, jak je zagrała). Biograf obficie cytuje opisy dokonane przez krytyków filmowych i teatralnych, jednak rzadko je komentuje krytycznie.

Niepokojące milczenie

Wreszcie czas na to, co w mojej opinii w książce Tomasika jest najbardziej niepokojące i wątpliwe etycznie – milczenie głównej bohaterki. We wczesnych latach pierwszej dekady XXI wieku Pola Raksa zrezygnowała z życia publicznego. Zajmowała się przedtem jeszcze projektowaniem ubrań i dziennikarstwem – bo przestała dostawać satysfakcjonujące role (a może także przestała o nie zabiegać?). Od 2002 roku, jak pisze Tomasik, „nie udziela wywiadów, nie godzi się na fotografowanie, odmawia występów w mediach” (s. 9). Autor uważa, że to zachowanie w Polsce raczej niespotykane. Należy tę tezę skontrować: niekoniecznie, dość przypomnieć milczenie Ewy Demarczyk. Z aktorstwa zrezygnowała także na długi okres Małgorzata Braunek (dopiero po wielu latach do niego wróciła). Istotne jest jednak nie weryfikowanie, czy Tomasik słusznie postrzega gest Raksy jako osobny, ale pytanie: skoro żyjąca osoba tak strzeże swojej prywatności, to czy należy jej decyzję naruszać, pisząc o niej książkę? Tomasik zasłania się tym, że Raksa kiedyś bardzo chętnie udzielała wywiadów i udostępniała swoją prywatność na użytek mediów[11] – mnie to nie przekonuje. Autor uważa również, że nie tworzy „tradycyjnej biografii (czy zresztą istnieją takie?), a raczej opowieść o pewnym fenomenie aktorskim” (s. 11). Być może jego książka jest opowieścią o fenomenie, jednak wyjaśnia ten fenomen w sposób niesatysfakcjonujący.

W związku z tym kłopotem – tym razem charakterystycznym już nie dla biografii aktorek i aktorów w ogóle, ale dla tej konkretnej postaci – czyli milczeniem głównej bohaterki, autor przeplata swoją narrację fragmentami wypowiedzi Raksy z przeszłości, z różnych wywiadów, tworząc wrażenie, jakby aktorka na bieżąco komentowała opowiadaną historię. Jest to dosyć dziwne i moim zdaniem niepotrzebne, ale stwarza wrażenie legitymizacji całej książki przez aktorkę.

Nie przeszkadza mi to, że Tomasik nie przeprowadził z Raksą wywiadu, że do niej nie dotarł. W podobny sposób pracował już nad „Seksbombami PRL”, gdzie swoją opowieść tworzył przede wszystkim z materiałów archiwalnych dotyczących opisywanych aktorek. Różnica jest jednak taka, że one nie wykonały gestu Raksy – konsekwentnie podtrzymywały zainteresowanie swoim życiem w przestrzeni publicznej. Raksa z tego zrezygnowała, mimo że, jak pisze Tomasik, „pamięć o niej jest wciąż żywa” (s. 10). Znów nasuwa się wątpliwość: pamięć o niej czy pamięć jej wizerunku? Wydaje się, że wizerunek i dawny fenomen Raksy przesłania (i w książce biograficznej, i w zbiorowej wyobraźni) realną osobę. Nie chcę występować tutaj jako obrońca moralności – przyznaję, że uwielbiam czytać książki i artykuły o gwiazdach, nic mnie tak nie cieszy ostatnio, jak algorytm Facebooka, który podsuwa mi kolejne artykuły z „Vivy” na temat życia uczuciowego gwiazd PRL, lubię też plotki. Jednak gdy próbuję postawić się w miejscu Raksy – nie fenomenu czy wizerunku, tylko osoby, która zdecydowała się zniknąć ze świecznika, ale świat jej na to nie pozwala – to ogarnia mnie irytacja.

To wskazuje na coś bardzo istotnego i mówi wiele nie tyle o aktorstwie, które tak silnie oddziałuje społecznie, ile przede wszystkim o zainteresowaniu i modzie na biografie. Dużo bardziej niż żywi ludzie obchodzą nas – mniej lub bardziej zafałszowane – wizerunki. Być może biografie w tym są podobne do aktorstwa, że także stanowią „pewien rodzaj więzi społecznej”, odpowiadają na jakieś ludzkie potrzeby: chęć idealizacji i uwznioślenia, chęć pełniejszego zrozumienia drugiego człowieka czy czasów, w jakich żył, plotkarską ciekawość. Potrzeby nigdy nie zostają w pełni zaspokojone, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Często bez zachowania zdrowego balansu.

 

Krzysztof Tomasik, „Poli Raksy twarz”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2022


Przypisy:
[1] Analizie wizerunków aktorek w kinie amerykańskim, systemu nagród i gwiazd poświęcony jest świetny kanał na YouTubie: BeKindRewind. Jego twórczyni, Izzy, publikuje wideoeseje poświęcone konkretnym aktorkom, rozdaniom nagród czy filmom, przyglądając im się przede wszystkim z perspektywy feministycznej i postkolonialnej.
[2] Gajos dzięki swojej pracy i szansom, jakie dostawał, mógł się uwolnić od roli Janka Kosa. Grał role i dramatyczne, i komediowe, pracował w teatrze, filmie, kabarecie. Dzięki swojej elastyczności i umiejętności operowania różnymi konwencjami zyskał status jednego z najlepszych aktorów w Polsce. Raksie się to nie udało – z wielu powodów: brak tylu szans, być może także brak umiejętności. Ale należy wspomnieć o istotnym czynniku, jakim jest płeć. W teatrze i w filmie role kobiece są uboższe i bardziej stereotypowe, przez co aktorki nie mogą w pełni zaprezentować swoich możliwości.
[3] Zob. I. Kurz, Twarze w tłumie. Wizerunki bohaterów wyobraźni zbiorowej w kulturze polskiej lat 1955–1969, Izabelin 2005, s. 5.
[4] Tamże.
[5] A. Libera, Madame, cyt. za: K. Tomasik, Poli Raksy twarz, Wołowiec 2022, s. 80–81.
[6] J. Krakowska, Mikołajska. Teatr i PRL, Warszawa 2011.
[7] D. Sosnowska, Królowe PRL. Sceniczne wizerunki Ireny Eichlerówny, Niny Andrycz i Elżbiety Barszczewskiej jako modele kobiecości, Warszawa 2014.
[8] Cykl „Twarze” publikowano w latach 2019 i 2020 – 2/2019 („Między wojnami: Barszczewska i Eichlerówna”); 3/2019 („Powojnie. Danuta Szaflarska i Aleksandra Śląska”); 5/2019 („Mała stabilizacja. Elżbieta Czyżewska i Beata Tyszkiewicz”); 9/2019 („Lata siedemdziesiąte. Jadwiga Jankowska-Cieślak i Krystyna Janda”); 10/2019 („Lata osiemdziesiąte. Jadwiga Jankowska-Cieślak i Krystyna Janda”); 1/2020 („Transformacja. Katarzyna Figura i Adrianna Biedrzyńska”); 9/2020 („Lata dwutysięczne. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Danuta Stenka”); 12/2020 („Ostatnie dekady. Joanna Kulig i Zofia Wichłacz”).
[9] Zob. recenzowana książka, s. 131–132.
[10] M. Raszewska, Biografie: czy zawsze należy pisać?, w: Nowe historie 03: Nowe biografie, red. A. Adamiecka-Sitek, D. Buchwald, Warszawa 2012, s. 140.
[11] Zob. recenzowana książka, s. 10–11.