Kiedy Flądra z pałacowego okna obserwuje upadek i zniszczenie Królestwa Południa, pojmuje, że dysponuje potężną bronią – jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Aby zrozumieć, jak się tam znalazła i w jaki sposób autorzy prowadzą nas przez historię Flądry, w recenzji zostaną zawarte informacje o finale historii oraz o ważnych elementach fabuły.
Znamy tę opowieść: zanim Flądra stała się piękna, była brzydka. Można by nawet stwierdzić, że najbrzydsza w całej wsi. Do tego ciągnął się za nią mocny zapach ryb, na których skrobaniu spędzała całe dnie. Obie te kwestie – brak urody i nieurodziwe zajęcie – były przyczyną licznych zawstydzeń. Upokorzeń bohaterka doznawała także od własnej rodziny – od ciotki. Aż pewnego dnia opłakująca nad taflą leśnego jeziora swój nieszczęsny los Flądra zauważyła ropuchę. Stworzenie również postrzegane jako brzydkie – nic więc dziwnego, że zamiast ją przegonić, dziewczyna oferuje ropusze łzę współczucia. Dostrzega bowiem płaszczyznę afektywnego porozumienia: tylko tak pokraczne stworzenie może pojąć smutny los Flądry. Jak to jednak w takich historiach bywa, ropucha nie jest ropuchą. Tym razem nie jest to książę, lecz wróżka Mab. Okazuje się, że szczera emocja okazana zaklętej postaci zdejmuje klątwę. Z wdzięczności wróżka oferuje Flądrze spełnienie jej jednego życzenia. I tak Flądra staje się Piękną – przynajmniej w oczach innych. Mab nie jest bowiem w stanie zmienić cielesnej powłoki dziewczyny, ale może zmienić to, jak widzą ją inni.
Choć początek jawi się absolutnie baśniowy, to rozwijana dalej opowieść operując kliszami i rozpoznanymi motywami, zarazem je komplikuje, nadając całości krytyczny potencjał.
Zmiana estetyczna odmienia życie Flądry – ale niekoniecznie tak, jak się tego spodziewała bohaterka. Zarazem dla nas – obeznanych z konwencją nieoczekiwanych konsekwencji pożądanych zmian przynajmniej od czasów mitu o królu Midasie – nie będzie to żadnym zaskoczeniem. Nie będziemy więc zadawać sobie ze zdziwieniem pytań, które zadaje sobie protagonistka: dlaczego nie staje się lubiana przez wszystkich, jak urodziwa Emelina, która ma przystojnego chłopaka i znajduje uznanie w oczach władcy? Dlaczego jej ciotka i wszystkie okoliczne kobiety znienawidziły ją jeszcze bardziej? Dlaczego mężczyźni wcale nie stają się szarmanccy, ale są zwyczajnie brutalni?
Dziewczyna ponownie więc udaje się do lasu, by wypłakać swoje traumy. Nie udaje jej się uzyskać ukojenia – jest napastowana przez grupę wściekłych mężczyzn. W takich okolicznościach spotyka ją przejeżdżający na koniu Gwidon – władca zamku. Mężczyzna po rycersku ratuje Flądrę i czyni z niej Panią zamku. Jest to budowla niewielka i skromnie prowadzona – lecz wciąż to awans dla dziewczyny z wiejskiej chaty. Piękna odnajduje w ramionach Gwidona spokój i szczęście. I być może tak skończyłaby się ta historia, gdyby była to baśń.
Tymczasem w naszej już nie baśniowej historii ścieżki Flądry i Mab ponownie się krzyżują. Tym razem wróżka roztacza przed dziewczyną wizję życia w prawdziwym przepychu na królewskim dworze. Tę fabułę też znamy: rozbudzone pragnienia sprawiają, że Gwidon i jego skromne włości przestają być dla Pięknej wystarczająco atrakcyjne. Zrządzeniem losu wieść o jej urodzie dociera do uszu króla Południa, Maksencjusza. Flądra postanawia z tego skorzystać. Tym samym uruchamia machinę wydarzeń, które wkrótce mają doprowadzić do zagłady znanego jej świata.
Krytyczne przetwarzanie znanych konwencji to pomysł nienowy, ale zarazem nie ma w tym nic złego: to wciąż sposób na opowiedzenie ciekawej historii i zawarcie w niej jakichś ważnych obserwacji. Na tym tle szczególnie wyróżnia się sposób konstruowania postaci głównej bohaterki. Nie jest ona typową baśniową damą w opresji ani dziewczęciem o gołębim sercu; nie jest też sztampowo wyemancypowaną zaradną dziewczyną. Postać ta prowadzona jest przez twórców tak niejednoznaczne, że aż wywołuje ambiwalentne uczucia: możemy podziwiać jej ewolucję, ale też możemy Flądry zwyczajnie nie lubić.
Z jednej strony autorzy starają się wzbudzić w nas współczucie dla jej sytuacji. I nie chodzi tu wyłącznie o empatię wobec doznawanych przez nią upokorzeń, lecz raczej o to, że Flądra znalazła się w rewersie swojego pragnienia: nieustannie obrażana i wyzywana dziewczyna pragnęła po prostu zniknąć, a tymczasem nagle znalazła się w świetle reflektorów. Nie zakończyło to jej cierpień, przeciwnie, raczej przysporzyło kłopotów – o ile wcześniej Flądra doznawała upokorzeń i drwin, po przemianie jej bezpieczeństwo jest zagrożone realnie: zazdrosne o jej urodę miejscowe kobiety próbują wypalić na jej twarzy szpetne znamię, mężczyźni chcą ją zgwałcić.
Z drugiej strony Flądra szybko znajduje się w pozycji władzy – co pozwala autorom opowiedzieć o jej kolejnych wadach (znów: znany chwyt – ale nie znaczy to, że jest tu chybiony). Piękna mści się więc na mieszkańcach wioski, zdradzając miejsce, w którym chłopi ukrywają przed Panem zboże. Brak jej także wrażliwości emocjonalnej, gdy więc król Maksencjusz nalega, by go poślubiła (choć ma już żonę i dziecko), Flądra opuszcza zaślepionego miłością do niej Gwidona.
Na królewskim dworze bohaterka szybko trafia w centrum politycznych manipulacji, wśród których nie potrafi się odnaleźć. Dotąd zatem dostaliśmy dowody na jej egocentryzm, mściwość i złośliwość, teraz dodatkowo pokazane zostają jej naiwność, brak jakiejkolwiek wiedzy o świecie i krótkowzroczność. By tę kreśloną grubą kreską przez autorów krytykę nieco osłabić, przyznajmy, że trudno oczekiwać wiedzy i doświadczenia od osoby, która całe swoje dotychczasowe życie spędziła na skrobaniu ryb i pozbawiona była dostępu do edukacji. Warto też zwrócić uwagę, że wiele błędów Flądry wynika z idealistycznego podejścia do świata i z jej dobrych chęci. Za przykład może posłużyć jeden z jej pierwszych rozkazów, którym jest likwidacji ubóstwa w królestwie (co zaświadczałoby o wrażliwości klasowej – i wzmacniało postrzeganie historii ze zbożem wieśniaków jako egoistycznej zemsty). W wyniku tego ulice miasta, którymi spaceruje, szybko zamieniają się w potiomkinowską wioskę – żebracy i bezdomni ukrywani są przed jej wzrokiem, błotniste drogi przykrywają dywany, a na każdym rogu w kółeczku tańczą uśmiechnięte dzieci. Flądra staje się więc ofiarą tej samej sztuczki, co każdy nieszczęśnik, który spojrzy w jej zaczarowaną twarz. Poddani rozwiązują kwestię rozkazu nowej królowej w ten sam sposób, którym posłużyła się Mab – zwodząc wzrok i stwarzając iluzję. Autorzy komiksu powtarzają fundamentalny dla historii gest: braku realnej zmiany w rzeczywistości i manipulacji sposobu jej postrzegania.
Ogrom spodziewanych cech, znanych rozwiązań i zgranych motywów w sposobie prowadzenia postaci sprawia, że Flądra przez większość czasu nie jest bohaterką zbyt ciekawą. W oczach czytelnika blednie w zestawieniu ze sprytną siostrą króla Południa, Klaudyną, czy przenikliwą i silną królową Północy, Dagmar. Ale nie chodzi o to, że Flądra jest nijaka – przez większą część komiksu można by wręcz uznać ją za nieznośną i irytującą, gdyby nie fakt, że jest taka nie ze swojej winy. Bohaterka, zupełnie dla siebie nieoczekiwanie, po szeregu traumatycznych przeżyć trafia do świata, którego nie rozumie. Biegunowość doświadczeń – albo jest hołubiona i noszona na rękach, albo nienawidzona i prześladowana – sprawia, że rzeczywistość jest dla niej jeszcze bardziej nieprzenikniona. Jedno tylko jest wspólne dla obu światów i wszystkich doświadczeń: za każdym razem nie liczy się jej osobowość, tylko jej ciało. Nikogo nie interesuje, czy Flądra jest dobra i empatyczna, dopóki jest postrzegana jako brzydka. Nikogo nie interesuje, co Piękna ma do powiedzenia (nawet jeśli nie będzie to odkrywcze spostrzeżenie), chyba że jej wysłuchanie przybliży mężczyznę do zdobycia bohaterki. W komiksie bowiem bohaterka to za każdym razem obiekt: najpierw okazja do drwin i do wzmocnienia poczucia „bycia lepszym”, później to trofeum, nagroda, obiekt chorobliwego pożądania i ciekawości. Bohaterka nie jest więc ani dobra, ani zła, a samo piękno nie jest ani darem, ani przekleństwem; okazuje się za to potężnym narzędziem. Decyzja o tym, do czego ostatecznie posłuży, niekoniecznie należy do Flądry, przynajmniej nie przez zdecydowaną część komiksu – nie, dopóki Flądra nie zaczyna rozumieć, w jaki sposób może swojej urody używać, aby osiągać własne cele, a nie być jedynie celem dla innych. Cała historia dąży do opowiedzenia owej zmiany – świadomego wykorzystywania swojej urody zamiast dość pasywnego uczestnictwa w wydarzeniach, które dzieją się z powodu niej. Podstawową kategorią jest tu kwestia sprawczości.
Jest więc w Pięknej coś z bohaterki greckiej tragedii rzuconej w wir wydarzeń sterowanych przez siły większe i potężniejsze od człowieka. W tle ludzkich historii toczy się bowiem konflikt o władzę nad całym światem – rywalizacja między wróżką Mab Mroczną i dobrą wróżką Marą Świetlistą. Każda z nich ma i chce mieć wpływ na ludzkie życie – podsycając w ludzkich sercach dobre i złe emocje; obdarzając ich łaskami albo urokami. Wróżki, niczym antyczni bogowie, są kapryśne, mściwe, wrażliwe na swoim punkcie, chciwe, łakome i żądne władzy. Tym większa szkoda, że tocząca się między nimi w kuluarach świata walka pozostaje przez cały komiks w cieniu; otrzymujemy jedynie jej wycinki i przebłyski. Kiedy to się dzieje, autorzy ustami swoich bohaterów (np. Mariny, córki Flądry i króla Południa) zadają pytania o sprawy istotne: kto naprawdę pociąga za sznurki? Jak dokładnie wygląda relacja zależności między światem ludzi a światem wróżek? I czy człowiek aby na pewno jest tu na straconej pozycji?
Być może część czytelników i czytelniczek zakończenie komiksu uzna za mało satysfakcjonujące – oto bowiem głupia i nieznośna Flądra zamiast zostać ukarana, staje się mądrą i roztropną królową obojga królestw. Postrzegam to jednak inaczej – jako oczywistą kolej rzeczy. Flądra przez kolejne karty komiksu przechodzi bowiem przyspieszony kurs życia w świecie wielkich intryg i odbiera lekcję konsekwencji swoich działań. Nie wszystko bowiem daje się zakończyć poprzez markowane rozwiązania – zmianę wyglądu, a nie wymianę reguł rzeczywistości. Wiele złych rzeczy musi się wydarzyć, aby bohaterka zrozumiała, jak potężna jest jej siła i jak z niej korzystać oraz kto jest prawdziwym wrogiem. Być może efekty tej edukacji są nieco spóźnione – wciąż jednak dają szansę na opowiedzenie innej historii. Autorzy przekonują, że każdy, nawet baśniowa bohaterka zamknięta w kliszach i schematach, może zerwać determinujący go los łańcuch przeznaczenia. To więc historia o dojrzewaniu do samostanowienia. Można to uznać za puentę naiwną, niemniej nie można komiksowi odmówić, że doszedł do niej dzięki sprawnej realizacji i niestandardowym rozwiązaniom w konstrukcji postaci bohaterki.