Nr 15/2023 Na teraz

Ideologia uśmiechu

Maria Magdalena Ożarowska
Teatr

„Czerwce, ach te polskie czerwce, w historie zawsze obfite” – powtarza wielokrotnie ze sceny „Podwójnego z frytkami” dziennikarka Telewizji Polskiej Marzena Błysk – fikcyjna postać grana przez Agatę Różycką, etatową aktorkę warszawskiego Teatru Dramatycznego i członkinię offowej grupy teatralnej Potem-o-tem. Poetycka fraza nawiązuje nie tylko do słynnego zdania: „4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”, które podczas wieczornego wydania „Dziennika Telewizyjnego” 28 października 1989 roku wypowiedziała Joanna Szczepkowska, ale też do daty otwarcia w Warszawie (17 czerwca 1992 roku) pierwszej restauracji amerykańskiej sieci McDonald’s. W spektaklu, wyreżyserowanym przez Piotra Pacześniaka w warszawskim Teatrze Dramatycznym, którego tematem jest polska transformacja ustrojowa, pojawia się sugestia, że właśnie wtedy, wraz z symbolicznym przecięciem biało-czerwonej wstęgi przez ówczesnego ministra pracy i polityki socjalnej Jacka Kuronia, realnie zaczął się w Polsce kapitalizm. W uroczystości uczestniczyli politycy i celebryci; obecni byli między innymi Adam Michnik, Kazimierz Górski i Agnieszka Osiecka. Zainteresowanie amerykańskim fast foodem było ogromne – już pierwszego dnia dokonano ponad 13 tysięcy transakcji. Konsumpcja frytek i hamburgerów sprzyjała marzeniom o bardziej kolorowej rzeczywistości – wypatrywaniu nowych szans i projektowaniu nieznanych wcześniej perspektyw. Twórcy i twórczynie „Podwójnego z frytkami” wracają do tej historycznej chwili, która dzisiaj jawi się groteskowo, by sprowokować nas do zrobienia rachunku sumienia w wymiarze politycznym i społecznym. Przypominają bezkrytyczny zachwyt Polek i Polaków kapitalizmem, który przez wiele osób przyjmowany był jak długo oczekiwana utopia. W tę pułapkę wpadł nawet Kuroń, człowiek o niemałej empatii i politycznym wyczuciu, potrafiący jednać przedstawicieli różnych środowisk, którego kilka lat temu na łamach „Dialogu” nie bez ironii Justyna Drath określiła słowami: „intensywny emblemat, onieśmielający i zaklęty pomnik ze spiżu, wzorzec postępowania”.

Drath oparła swój tekst na analizie wybranych fotografii Kuronia, między innymi przedstawiającej go w towarzystwie Leszka Balcerowicza czy – będącej wizualną inspiracją dla „Podwójnego z frytkami” – ukazującej go przecinającego wstęgę McDonalda wśród wiwatującego tłumu. Pisała:

Nadal trudno na nie patrzeć bez emocji – wydaje się bowiem niepojęte, jak McDonald mógł urosnąć do rangi symbolu demokracji, skoro obecność globalnych korporacji jest raczej jej zaprzeczeniem. Nie ma raczej sensu tłumaczyć, że Kuroń przewidział paradoks dzisiejszych czasów, w których skala wyzysku jest tak powszechna, że McDonald akurat staje się jeszcze jednym z nielicznych miejsc z umowami o pracę. Jeszcze trudniej pogodzić się z faktem, że miejsce pełne hamburgerów miało świadczyć o nadchodzącym egalitaryzmie a widniejący w tle zachowanej telewizyjnej relacji Pałac Kultury miał stać się symbolem przaśności i wykluczenia.

Spektakl Pacześniaka jest wyimaginowanym reenactmentem – pozorując odtwarzanie prawdziwych zdarzeń, miesza porządki i zaciera granice pomiędzy rzeczywistością a fikcją. Kuroń (grany przez Katarzynę Herman) przecina wstęgę w towarzystwie menadżerki Ewy (Lidia Pronobis) oraz szeregowej pracowniczki restauracji, Mileny (Marianna Linde). Pomiędzy nimi krąży, jeżdżąc na wrotkach, Ronald McDonald (Konrad Szymański) – nieco upiorna maskotka sieci, która niegdyś w pełnowymiarowej plastikowej formie siedziała na dachu lub na ławeczce przed każdą filią restauracji, by potem (jak w tekście włączonym do programu napisała Olga Drenda) zostać wysłaną na emeryturę ze względu na lęki, jakie wśród najmłodszych wywoływać mogą klauni. Między Ronaldem a Kuroniem pojawia się wiele napięć. Maskotka każe zapomnieć mu o przeszłości, w tym o długoletnim pobycie w więzieniu. Chciałaby znaleźć się w sejmie, bo – jak twierdzi – ma tam wiele spraw do załatwienia. Uśmiech i do przodu: od dziś liczy się tylko przyszłość – deklaruje. Klaun początkowo jawi się jako niezbyt inteligentny sprzedawca o ograniczonym zasobie słownictwa, ale w finale zaczyna przypominać batmanowego Jokera – postać z rozmazanym makijażem i szalonym, uciekającym spojrzeniem – będącego wcieleniem zła (nawiązanie do chętnie wykorzystywanego w polskim teatrze Jokera jest w tym przypadku o tyle ciekawe, o ile przypomnimy sobie, że jego maska klika lat temu realnie służyła robotnikom protestującym przeciw kapitalistycznemu wyzyskowi oraz że Joker jest interpretowany jako postać zdolna kreować populistyczne ruchy). Do grona „wyznawców” kapitalizmu oddanych liturgii klauna, który, kierując dłonie ku górze i szepcząc namiętnie „oto ciało moje”, naśladuje Chrystusa, dołącza architekt Konrad Kostrzewa (Michał Sikorski, nagradzany oklaskami jeszcze w trakcie trwania przedstawienia). To stereotypowy biznesmen, który naczytał się poradników couchingowych. Proponuje, by Pałac Kultury przerobić na galerię handlową i w ten sposób skapitalizować socrealizm. Rzuca pustymi obietnicami i nieudolnie próbuje podrywać Ronalda – „Czujesz z moich ust smak komuny? Pocałuj mnie!”.

Spektakl powtarza prezentowaną fabułę w kilkukrotnym zapętleniu. Każde kolejne powtórzenie różni się od poprzedniego tylko detalami – zamienionym słowem, dodaną interakcją, wprowadzonym elementem choreograficznym lub wokalnym. Równocześnie jednak znacznie zmienia się nastrój – początkowy wigor, kolory, uśmiechy i zadowolenie stopniowo zmieniają się w chaos, nerwowość i psychodelię, a postacie popadają w marazm lub szaleństwo. Jesteśmy na coraz szybciej obracającej się, kapitalistyczno-neoliberalnej karuzeli, która nigdy nie ma się zatrzymać. Podróż, która zaczęła się w plastikowo-landrynkowo-utopijnej scenerii, skończy się dopiero na gruzach stworzonego wcześniej świata.

fot. Karolina Jóźwiak | materiały Teatru Dramatycznego

Scenariusz „Podwójnego z frytkami” – autorem i dramaturgiem jest Jan Czapliński – powstawał w trakcie prób, w oparciu o improwizacje aktorskie. Ta metoda, wykorzystująca cudze zasoby intelektualne (za wskazane tropy i pomysły aktorki i aktorzy nie dostali przecież dodatkowego wynagrodzenia; nie zostali nawet wskazani jako współautorzy scenariusza), choć jest raczej częstym sposobem pracy, wydaje się szczególnie ryzykowna w spektaklu krytykującym kapitalistyczny wyzysk. Nie zmienia to faktu, że tekst, charakteryzujący się gorzką bezpośredniością, napisany jest świetnie. Nie jestem jednak pewna, czy jego jakość literacka nie blokuje radykalnego potencjału i pogłębionej refleksji krytycznej na temat transformacji. Czapliński bawi się językiem, stosuje skróty, zostawia miejsce na ciszę, a przy tym trafnie operuje humorem. Ponieważ oprócz Kuronia w obsadzie nie ma ról innych postaci historycznych, Marzena Błysk wskazuje losowo osoby z publiczności i przypisuje im nowe tożsamości. Podczas spektaklu, który widziałam, utożsamiony z Adamem Michnikiem mężczyzna został zapytany, czy „Wyborcza” nadal stoi murem za Leszkiem Balcerowiczem. Gdy odpowiedział: „Murem zawsze za prawdą”, na widowni rozległ się chichot, co – jak sądzę – pozwoliło innym odblokować się i swobodniej włączyć się w to oraz kolejne działania, do których zachęcana była publiczność.

Powyższa anegdota dowodzi, że przebieg „Podwójnego z frytkami” w dużej mierze zależy od udziału widzów (do czego jeszcze powrócę). Nie ma podziału na scenę i widownię. Scenografia Łukasza Mleczaka nawiązuje do wyglądu wnętrza pierwszego polskiego McDonalda, który znajdował się na rogu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Na czerwonej podłodze ustawiono krzesła i stoły pokryte holograficzną folią, dającą efekt metalicznego połysku. Siedząc jak w prawdziwej restauracji, widzowie zaczynają odgrywać role klientów i jak klienci – protekcjonalnie, ale i z troską – traktowani są przez postacie spektaklu. Wszystkie elementy scenografii są plastikowe bądź plastikopodobne, co przypomina o beznadziei ultratrwałego i wyniszczającego systemu kapitalistycznego. Zarówno pod względem scenografii, jak i w tekście dramatu, spektakl odwołuje się więc do pojęć-wytrychów używanych do opisu doświadczenia polskiej transformacji; były „kapitalistyczne sny”, ale są też „imitowanie Zachodu” i „podróbka”, czyli kategorie, na które uwagę zwróciły swego czasu Olga Drenda w „Duchologii polskiej” i Magda Szcześniak w „Normach widzialności”. Drenda, kreśląc we wspomnianym wcześniej tekście do programu polski krajobraz gastronomiczny lat 90. ubiegłego stulecia, przywołuje wypowiedzi Piotra Bikonta, dziennikarza kulinarnego, który początkowo z zapałem i radością wypowiadał się o otwarciu McDonalda w Polsce, ale już po roku zalecał korzystanie z oferty rodzimych barów fast food, które według niego miały dużo ciekawszy i bardziej fantazyjny „repertuar”.

„Podwójny z frytkami”, być może ze względu na eksperymentalną dla teatru formę loop of time, wywołuje skrajnie różne reakcje publiczności. W krótkim czasie widziałam to przedstawienie dwukrotnie, podczas drugiego przebiegu skupiając się na reakcjach widzów. Część osób odmawia uczestnictwa w proponowanych im działaniach, niektóre wydają się znudzone albo poirytowane. Z kolei inne wchodzą w spektakl z łatwością i przyjemnością. Zauważyłam, że odmienne sposoby odbioru nie są warunkowane przez wiek ani przez doświadczenie teatralne. Wydaje mi się, że decydującą rolę odgrywają upodobania gatunkowe – w spektaklu pojawiają się elementy znane entuzjastom filmowych blockbusterów i kina rozrywkowego (co znów stanowi wyraźne nawiązanie do lat 90. i pojawiających się wówczas powszechnie pirackich kaset VHS oraz dostępnych dla każdego odtwarzaczy wideo, które umożliwiły wytworzenie „nowego kanonu” – za ich pomocą ujawnił się olbrzymi popyt na kulturę masową i amerykańską) a także transowo-psychodelicznych filmów artystowskich.

Teatralnym twórcom i twórczyniom udało się uzyskać niemal hipnotyczny efekt – zrozumiałam, że przed trzydziestu laty moi rodzice, urodzeni pod koniec lat 60. i na początku 70., zauroczeni takim pięknym, święcącym obrazkiem, mogli rzucić się w otwarte ramiona kapitalizmu; być może przekonani, że już nigdy w życiu nie przydarzy im się nic złego, albo – przynajmniej – że „już zawsze będzie normalnie”. Dziś wiemy, że niedługo potem ten entuzjazm umarł, pozostawiając wielu ludzi na pastwę wyzysku i niesprawiedliwości ekonomicznej.

Historia pierwszego polskiego McDonalda może przypominać o naszej krótkowzroczności. Może też być impulsem do śledzenia przepięć w ramach galopującego kapitalizmu: wystarczy zauważyć, że kultowe „pierwsze” restauracje McDonald’s, tak w Warszawie, jak i w Poznaniu czy kilku innych miastach, zostały już zamknięte, a najbardziej rentownymi pozostają te placówki sieci, które „wklejone” zostały w strefy gastronomiczne dworców i galerii handlowych. Ale historia ta może – a wręcz powinna – zachęcić nas również do refleksji wykraczającej poza dosłowne rozumienie usług konsumpcyjnych. Kiedy sytuacja wielu polskich instytucji kultury przypomina prywatne folwarki, a praktyka dotacji – system wasalno-feudalny – warto zastanowić się nad niebezpieczeństwami prywatyzacji wpływów również w tym tak ważnym dla nas wszystkich obszarze.

 

Jan Czapliński, „Podwójny z frytkami”
reżyseria: Piotr Pacześniak

tekst i dramaturgia: Jan Czapliński
współpraca dramaturgiczna: Maciej Bogdański

scenografia: Łukasz Mleczak
kostiumy: Zoya Wygnańska
reżyseria światła: Piotr Pacześniak, Łukasz Mleczak, Stanisław Zieliński
wideo: Natan Berkowicz, Stanisław Zieliński
choreografia: Krystyna Lama Szydłowska
muzyka: Michał Zachariasz

Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie
premiera: 1.07.2023