Z Eliyahu Fatalem (Eli Petelem[1]) rozmawia Rafał Jakubowicz
Rafał Jakubowicz: Na Twojej indywidualnej wystawie „Zgubione i znalezione /אבידות ומציאות” w Galerii Minus 1 w Tel Awiwie, na której były prezentowane dzieła z kolekcji Haaretz (2019), znalazła się także Twoja wczesna praca „Hayihyeh (Might this thing be?) / היהיה” (2003), którą pokazaliśmy w 2015 roku na wystawie „Vot ken you mach?” w Muzeum Współczesnym Wrocław. Ale myślę także o innej Twojej pracy, również z 2003 roku, która akurat nie znalazła się na tej wystawie, zatytułowanej „Waiting for the Messiah / מחכים למשיח”. Kiedy i dlaczego zacząłeś używać języka hebrajskiego w swoich pracach?
Eliyahu Fatal: Użycie hebrajskich liter i wykorzystywanie języka hebrajskiego związane jest ze sposobem, w jaki rozwija się moja sztuka. Można wyróżnić kilka zasadniczych kierunków, w których podążam. Pierwszym z nich jest użycie ready made obrazu, zawierającego także język. Istotne są tu związki pomiędzy znaczeniem słowa a obrazu. Drugi kierunek wyznacza pojawienie się słowa hebrajskiego jako wizerunku pozbawionego kontekstu interpretacyjnego. Dokładnie tak jak język hebrajski reprezentuje w świecie Zachodu, w sposób automatyczny, Żydów. Trzeci wiąże się ze zdolnością do przeczytania czegoś zapisanego w moim ojczystym języku bądź jej brakiem. W tym przypadku interesuje mnie to, co może się wydarzyć w napięciu między zrozumiałym a znajomym.
Moja wczesna praca, zatytułowana „Waiting for the Messiah / מחכים למשיח”, wykorzystuje obraz ready made. Był to okres, w którym zajmowałem się przechwytywaniem medium, jakim jest telewizyjny ekran. Wówczas telewizja zajmowała centralną pozycję bardziej niż Internet. Ekrany zmieniły proporcje. Dokonano przejścia z tradycyjnego formatu 4:3, na format 16:9. Postanowiłem więc rozciągnąć kwadratowe obrazy w poprzek, dostosowując je do standardu transmisji telewizyjnej. Wziąłem najbardziej kwadratowy obraz, jaki znam, obraz z okładki płyty, a następnie dostosowałem go do formatu szerokoekranowego. Wybrałem znany album Shaloma Hanocha, izraelskiej gwiazdy rocka, muzyka bardzo popularnego w latach 70. i 80. Album mówi o izraelskości, o pogarszającym się stanie izraelskiego społeczeństwa. „Waiting for the Messiah” to utwór przewodni albumu o tym samym tytule. Jest to album, którego nie lubię, któremu się przeciwstawiłem. Opisuje on, w alegorycznej formie, upadek gospodarczy, a wyjaśnienia tego procesu szuka w upadku społecznym – co ma, według mnie, charakter rasistowski. Chciałem wyrazić swój sprzeciw za pomocą zmiany formatu obrazu, czyniąc okładkę „zakurzoną” i staromodną poprzez wprowadzenie jej do świata zaawansowanych technologii tamtego czasu. Przejście z jednego medium na inne stanowi o znaczeniu. Zmiana medium jest zarazem zmianą treści. Chciałem zwrócić uwagę na swoistą nieprzystawalność twórczości Shaloma Hanocha oraz jego sposobu wyrażania do rzeczywistości. Rozciągnięcie obrazu z okładki płyty „Waiting for the Messiah” na szerokość powoduje karykaturalny efekt, budzi zażenowanie widza i sugeruje, że pewne rzeczy, jak sposoby ekspresji czy formaty związane z nowymi technologiami, przemijają. Ów zabieg może nam też coś powiedzieć o trafności czy stosowności. Dana rzecz musi przejść przemianę medialną, by uderzyć w rzeczywistość i przyczynić się do jej zrozumienia.
Istnieje wiele rysunków, będących protestem przeciwko językowi, wyrażonym za pomocą slangu zawierającego słowa pochodzące z hebrajskiego, arabskiego oraz jidysz. Wykorzystuję też pojedyncze litery, co jest widoczne w takich pracach jak „Hayihyeh (Might this thing be?) / היהיה” (2004) czy „Nine in the Dark / תשע באפילה” (2009). W tej ostatniej pracy, którą widziałeś na wystawie w Galerii Minus 1, użycie hebrajskich liter wyciętych w aluminium wiąże się z wyeksponowaniem ich jako czegoś, co nie jest postrzegane jako dostatecznie modne w sztuce definiowanej jako modernistyczna i świecka. Próbuję przywrócić sztuce współczesnej kulturę żydowską widzianą jako coś staroświeckiego, być może nawet rodzaj kiczu związanego z judaikami. Obiekt jako święte naczynie, przedmiot kultu, nie zawierający w sobie jasnego przeznaczenia, któremu by służył. Jako ktoś szukający napięcia pomiędzy różnymi sposobami myślenia i zainteresowany dysputami teologicznymi oraz debatami społecznymi, biorę na warsztat rzeczy, które mogą nieco drażnić określone grupy odbiorców w Izraelu. Z premedytacją wręcz używam ich w celu podzielenia publiczności. Podzielenia jej na tych, którzy myślą, że „rozumieją” sztukę, ponieważ są nowocześni, żyją w zachodnim dyskursie, przejawiają uniwersalistyczne, antyreligijne i antynacjonalistyczne poglądy, oraz na tych, którzy mają bardziej tradycyjne – choć może akurat nie na sztukę – spojrzenie, którzy posiadają wiedzę związaną ze światem świętości, wiary, religii oraz żydowskiej historii.
Praca „Nine in the Dark” jest w całości grą liter, stworzonych pierwotnie z papieru, w technice origami. Po prostu zaprojektowałem od nowa litery, które najbardziej – w alfabecie hebrajskim – lubię, używając jednej kartki papieru do każdej z nich. I wyszły z tego bardzo dziwne rzeczy, ponieważ technika ta nie nadaje się do tworzenia liter. Po tym, jak już wybrałem ulubione litery, okazało się, że jest ich dziewięć. Wówczas zacząłem bawić się znaczeniami słów, które można było z nich ułożyć. Tym sposobem dotarłem do znaczenia bardzo ważnego dla mnie w owym czasie. Zdanie תשע באפילה powstało przypadkowo, kiedy zacząłem przestawiać porządek liter i wyszło z tego coś, co jest związane z gematrią, która w judaizmie ma wymiar mistyczny, pozwalający na różne, sprzeczne odczytania. Mowa o sytuacji, w której podejmuję całkowicie religijne działanie. Wiara, praktyka, uważność, interpretacja – tego przecież wymaga również sztuka.
Judaizm od dawna wykorzystuje możliwość, że słowa nie muszą być koniecznie zrozumiałe, nie wyjaśniają siebie i być może tworzą jakiś inny porządek. W języku hebrajskim każde słowo ma wiele znaczeń, wiele zastosowań, może być używane na różne sposoby. Można traktować je także jako formę, liczbę albo przerwę między innymi słowami. Umożliwia to alternatywne czytanie, znaczące dla interpretowania otaczającego świata. Gematria jest przeznaczona do wyostrzenia złożonego znaczenia odczytywanej rzeczywistości.
W obu tych pracach, zarówno „Hayihyeh (Might this thing be?”, jak i „Nine in the Dark”, pojawienie się liter związane jest z sytuacją, w której widzimy litery hebrajskie, ale nie potrafimy odczytać słowa. היהיה to słowo, którego – gdy pierwszy raz na nie „wpadłem” – sam nie mogłem przeczytać. I dlatego właśnie, że nie zdołałem go przeczytać, byłem nim tak zauroczony. Wyglądało trochę jak Ha-Szem יהיה)), którego nie wolno po hebrajsku wypowiadać. Duchowe uniesienie nie jest związane z wiedzą, zrozumieniem. A raczej ze swoistym „rozpuszczeniem” rozumienia. Stworzyłem więc palindrom – słowo, które można przeczytać od prawej do lewej i od lewej do prawej, co także jest mocno związane z hebrajskim, językiem semickim, który czytamy tak jak języki wschodnie, jak arabski, od prawej do lewej. Słowo to może być pytaniem o coś, co może się zdarzyć w przyszłości i co mogło się wydarzyć w przeszłości. Ale nie wiemy, czy to się wydarzyło/wydarzy, czy nie. Przeczytanie słowa היהיה od prawej do lewej i od lewej do prawej, to właściwie uświęcenie możliwości powtarzania, przywrócenia i zrozumienia kultury jako czegoś, do czego możesz wrócić i co możesz zapamiętać od nowa. Jest to bardzo silne w religii żydowskiej w znaczeniu mistycznym, unieważniającym linearne pojęcie czasu. Ponadto praca niesie w sobie słowa, które są zabawne, prześmiewcze, proste i świeckie, jak הי הי הי (czyt. hihihi) czy היו היה (czyt. hajo haja) czyli „pewnego razu”, „dawno, dawno temu”. Jak wszystko, co dotyczy kwestii Boga i jego możliwej reprezentacji w codziennym języku, היהיה jest związana z kurtyną. Ta kurtyna jest niczym brama, która umożliwia wkroczenie na teren żydowski i przebywanie na nim. Możesz też poprzestać na patrzeniu na samą bramę, której znaczenie rozumiesz, ale jej nie użytkujesz, nie przechodzisz przez nią. Pełni ona jedynie funkcję uszczelniającą.
Obecnie nieco inaczej pracuję z literami. Odnoszę się do nich jako do form, które stają się naczyniami. Jest to czwarty już kierunek. Właśnie realizuję bardzo duży cykl prac. Projektuję litery, które są formami mogącymi potencjalnie zawierać w sobie inne formy. Pismo zamienia się w pojemniki na coś innego. Aranżuję grę pomiędzy literami, bazgrołami, która jest alegoryczna z projektowego oraz filozoficznego punktu widzenia. Wszystko w niej odsyła do czegoś innego. Tym się teraz zajmuję.
Ważne jest dla Ciebie nie tylko użycie liter, ale i wybór konkretnego materiału, z którego zostały one wykonane. Na przykład w pracy „Hayihyeh (Might this thing be?)” użyłeś, w specyficzny sposób, dekoracyjnych przeźroczystych koralików. Zaś w „Nine in the Dark” – aluminium (w którym zostały odtworzone i zarazem powiększone wykonane wcześniej w technice origami litery). W Twojej sztuce materiał jest zawsze częścią przekazu. W „Hayihyeh (Might this thing be?)”, dzięki materiałowi właśnie, zawarte jest odniesienie do kultury Żydów mizrachijskich. Jak ważna jest dla Ciebie tożsamość i kultura Mizrachim?
Bez przerwy zadaję sobie pytanie o to, jaki jest mój styl i czym w ogóle jest styl. Zrobiłem całe studium na temat liter. Wymyśliłem nawet czcionkę, którą nazywam „falafel”. Jest to czcionka ludzi, którzy nie potrafią pisać albo nie piszą zbyt często. Bardzo mnie interesuje, dlaczego tacy ludzie, próbując pisać, zniekształcają w podobny sposób formy. Bardzo lubię, gdy sposób zapisu liter staje się nieco podobny do rysunku. Piszący sili się, żeby mu wyszło prawidłowo, więc proces pisania jest powolny, staranny. Pisanie kończy się jednak i tak niepowodzeniem, z powodu braku praktyki, choć w samej czynności są przecież zamiar i koncentracja. Jest w niej wręcz nadmiar intencji. Interesuje mnie nie tylko to, jak dana rzecz wygląda, ale również jak się czujesz, gdy ją robisz, kim wtedy jesteś. Co tworzy te specyficzne formy, gdy na przykład dziecko rysuje. Tylko dziecko może stworzyć rysunek dziecka. Dorosły tego nie wykona. Dziecko potrafi to zrobić dlatego, że jest dzieckiem, że posiada to „coś”. Zawsze więc, szukając form, kładę nacisk na tożsamość mówiącego.
Podczas lektury Gershoma Scholema odniosłem wrażenie, że można Twoją sztukę, choć jest to sztuka współczesna, odczytać za pomocą Kabały. Czy zgodzisz się z tym?
To zabawne, bo swego czasu czytałem tego rodzaju teksty, ale z samego czytania nic znaczącego nie wynikło. Nie mogę więc stwierdzić, że pracuję na tym polu. Ale wierzę, że mogę wejść w żydowski mistycyzm. Istnieje bardzo ważny artykuł, najważniejszy, jaki o mnie dotąd napisano, związany z Gershomem Scholemem, którego autorką jest Shva Salhoov[2]. Pisała ona o mistyce żydowskiej w kontekście mojej pracy. Czy raczej drogi, na której działam w obrębie mistycyzmu. Uważam, że nie sposób nauczyć się wchodzenia w stan mistyczny. Ale tak jakoś wyszło, że naprawdę nie mogę się od niego uwolnić, choć nie jestem religijny, a nawet specjalnie uduchowiony – zgodnie z powszechną definicją tego stanu. Co prawda, bardzo się tym interesuję. Dlatego Gershom Scholem jest tu bardzo dobrym przykładem. Mogę stwierdzić, zgodnie z tym co już mówiłem o „Hayihyeh (Might this thing be?)” i „Nine in the Dark”, że stanu mistycznego nie można wywołać. Nie można powiedzieć „ja tego chcę”. Albo przychodzi, albo nie. Trzeba tylko być czujnym i czekać.
A pracę „כד←קפה /Jar→Coffee” (2005) zrealizowałeś za pomocą obróbki komputerowej zdjęcia?
Zdjęcie zrobiłem w Egipcie, z okna taksówki, bardzo starym telefonem komórkowym. Przedstawia ono stragan sklepu z dzbanami, w drodze z Kairu do Gizy. Nie wiem, dlaczego ten stragan przykuł moją uwagę. Wziąłem zdjęcie i zacząłem liczyć dzbany, które były tam oferowane na sprzedaż. Liczyć je według Kabały, zgodnie z zasadami gematrii: א, ב, ג, ד, ה, ו, ז, ח, ט, י, יא, יב, יג, יד, czyli posługując się literami, a nie liczbami. Za każdym razem, gdy kombinacja liter tworzy słowo, które można przeczytać, rysowałem pod nim linię. Próbowałem zobaczyć, jakie słowa można zapisać na dzbanach. To rodzaj gry w dosłownym tego słowa znaczeniu. Słowa zostały narysowane na zdjęciu w Photoshopie. No, bardzo świadoma praca [śmiech].
W 2010 roku w Bialik House zrealizowałeś pracę „עד ת / Ad-Tav (to Z)”, która ma kilka wersji. Gdy myślę o użyciu języka hebrajskiego w sztuce współczesnej – zawsze do niej wracam, dlatego, że w niej jest wszystko.
Tak, to prawa. Zapomniałem o tej pracy, którą zresztą bardzo lubię. Po raz pierwszy wystawiłem ją w Bialik House jako jedyny obiekt. Wymyśliłem system, który jest tajnym językiem opartym na literach. „Ad-Tav (to Z)” to łańcuch korali. Wszystkie wykonane zostały z gliny, w jednolitym kolorze. Niektóre są spalone, jakby okopcone, czarne. Jeśli dam Ci ten łańcuch ze wszystkimi koralami, brązowymi i czarnymi, a następnie będę Ci kazał owinąć go wokół średnicy – ujawni się tekst. Jest to gra, którą nazwałem עד ת, ponieważ odkryta została tylko jedna litera z całej zawartości łańcucha. Wszystko jakby upadło, a ostatnią literą jest ת (tav). Odbiorca może sobie wyobrażać, że są tam jeszcze inne litery, na przykład ש (shin) lub ר (reish). W języku hebrajskim mówimy zawsze מאלף עד תו („od aleph do tav”), co znaczy od początku do końca. Moja córka, Ana, powiedziała mi niedawno, że słowo litera (אות – ot) także zawiera w sobie początek – א (aleph) i koniec – ת (tav)… Dla mnie עד ת to „do końca”. Ale w tym przypadku łańcuch upadł, pękł, zepsuł się – do końca.
Chciałbym się jeszcze odnieść do pracy, którą bardzo lubię – „פאלטה / Palette” z 2003 roku. Łańcuszek z medalionem w kształcie malarskiej palety. Z jednej strony to coś bardzo typowego dla codziennej kultury mizrachijskiej, z drugiej jest to praca, która wiele mówi o rynku sztuki. Można ją odczytać jako krytykę rynku.
Przede wszystkim praca powstała jako motyw na zaproszenie na moją indywidualną wystawę „נשמה חדשה / Neo Soul” w Dvir Gallery w Tel Awiwie w 2003 roku, gdy jeszcze galerie praktykowały drukowanie zaproszeń. Później wystawiłem ją już jako samodzielną pracę, ponieważ poruszyła ona wiele osób. Ma związek z dumą, jaką odczuwa ktoś, gdy mówi: „jestem raperem”, „jestem fanem”, „jestem Żydem”. W tak zarysowanym kontekście powstała przestrzeń na powiedzenie: „jestem malarzem”, czyli wyrażenie dumy z wykonywanego zawodu, z profesji, którą kocham. Paleta jest znakiem sztuki, który mogę zaprezentować na swojej owłosionej piersi. Na piersi arsa [slangowe, pogardliwe określenie, zaczerpnięte z arabskiego, dosłownie oznaczające „alfonsa”, używane wobec prostackich i wulgarnych mężczyzn, głównie Żydów mizrachijakich, funkcjonujących na marginesie izraelskiego społeczeństwa – R.J.]. Na modernie. Na żydostwie i orientalizmie. Mówię o tym, ponieważ obraz nie należy do nikogo. Należy do tego, kto zdecyduje, że do niego należy, kto jest z niego dumny i umie go użyć. „Palette” to praca z „mrugnięciem”, wywołująca uśmiech. Ale z drugiej strony ma w sobie wiarę. Zainwestowałem tu przecież – w swój zawód, w swój profesjonalizm, złoto [śmiech].
Mówiłeś, że zamierzasz zrealizować pracę, która wykorzystuje jidysz.
Nie wiem, czy ją zrealizuję. Zaproszono mnie do wystawy i zaproponowałem pomysł odnoszący się do mojego przyjaciela – artysty, Pesacha Slaboskyego. Ale wspomniana wystawa, która miała się odbyć w Polsce i w Izraelu, nie dojdzie do skutku lub odbędzie się bez mojego udziału.
Gdy powstało Państwo Izrael, władzom zależało, by nie mówiono w jidysz. Była to oczywiście decyzja ideologiczna, związana z syjonizmem. Zdarzało się nawet, że w szkołach nie wolno było śpiewać piosenek w jidysz.
Tak, zabraniano. Syjonizm robił wszystko, żeby zlikwidować język arabski Żydów. I przy okazji wyparł również jidysz. Później, gdy hebrajski zwyciężył, już się to zmieniło.
Zadałem sobie pytanie, dlaczego mnie zaprosili do udziału w tej wystawie. Utożsamiam się z językiem arabskim, z kulturą Mizrachim i muzyką Mizrachit [rodzina artysty pochodzi z Iraku – R.J.], z różnymi sferami, które nie mają nic wspólnego z jidysz. Właśnie dlatego, że to zaproszenie było tak dziwne – zaintrygowało mnie. Myślę, że stało się tak z powodu historii ladino, języka mojej matki. Ladino to język słabszy nawet od jidysz. Większość ortodoksów nadal mówi w jidysz, ponieważ hebrajski jest językiem świętym i nie wolno go używać w życiu codziennym. Jidysz natomiast jest językiem świeckim, który zainteresował mnie nie mniej niż święty hebrajski. Chwyciłem ten język jak paletę malarską. W jidysz, w hebrajskich literach, które przecież znam, jest zupełnie inna fonetyka. I coś, co zachęca do naśladowania. Artysta może zrozumieć pracę z paletą właśnie dlatego, że jest ona tak popularna. Długo szukałem sposobu, w jaki mogę sobie z tym zadaniem poradzić. W końcu zdecydowałem o pracy z Pesachem Slaboskym. Krótko przed tym jak zmarł, zaczęliśmy rozmawiać o figurze artysty języka jidysz, którym niewątpliwie był. Swój pomysł próbowałem zrealizować, skupiając się na działaniach Slabosky’ego, a nie obecności języka. Działać poprzez oddawanie warstw jego osobowości, jej bogactwa i szczerości, a także poprzez różne rzeczy, które czasami wydają się niejasne i które nie poddają się jednej interpretacji. Choć Slabosky był amerykańskim Izraelczykiem, zaś moje korzenie są w innym miejscu, planuję oddać mu, jako zmarłemu artyście, hołd. Rozmawialiśmy o tej pracy krótko przed jego śmiercią. Teraz dzieło w jidysz będzie niejako współtworzone przez zmarłego artystę, który był moim przyjacielem. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego ciekawa praca.
W Izraelu między hebrajskim a jidysz miała miejsce prawdziwa walka. Hebrajski wygrał. Wygrał z arabskim, z ladino, z jidysz. Wygrał ze wszystkimi językami, praktycznie je wymazując. Przypomina to nieco wieżę Babel, prawda? Historia wieży Babel skończyła się karą. Przejściem z jednego języka na wiele. Ale właśnie gdy mówimy wieloma językami, a nie jednym, „zwycięskim”, kultura staje się bogata i interesująca, z powodu silnej obecności inności i niezrozumienia. A więc możliwe, że jidysz jest postwieżą Babel. Smutne, że tak wiele wiedzy tutaj zduszono. Działo się to nie tylko w języku, ale w wielu dziedzinach, w sztuce kulinarnej, w ubiorze. W konsekwencji izraelskość jest katastrofą dla judaizmu, ponieważ nie tylko zachowuje, ale i miażdży, czego jidysz jest dobrym przykładem. Z uwagi na napięcie pomiędzy językiem świętym a świeckim, jidysz jest wśród Żydów zachowany nieco lepiej niż inne. Dzieje się tak dlatego, że nadal posiada funkcję do spełnienia, jako język zamienny. I właśnie ta funkcja mnie interesuje. Ciekawi mnie słuchanie jidysz. Jest to bardzo zabawny język.
Tak, jest w nim wiele humoru…
Wiele humoru, wiele wersji, dużo kodów wewnętrznych. Trochę tak, jak byśmy posługiwali się rodzajem prywatnego żartu. To jest piękne.
Tel Awiw, 2 maja 2019 rok
Autor wywiadu kieruje podziękowania za konsultacje do Ingi Fonar-Cocos, Ofry Riesenfeld oraz Amiego Steinitza.
Dziękujemy artyście za udostępnienie fotografii.