Nr 6/2025 Na teraz

Dancingowa pozłota

Piotr Dobrowolski
Teatr

Lutek Danielak, tytułowy wodzirej z filmu Feliksa Falka, to człowiek charakteryzujący się najgorszym rodzajem ambicji – chorobliwym, bezwzględnym i wyniszczającym. Dążąc do realizacji obranego celu, nie zważa na koszty. Zabiegając o możliwość poprowadzenia prestiżowego balu, mającego – jak sądzi – otworzyć przed nim drzwi społecznego awansu oraz wielkiej zawodowej kariery, napędza spiralę zależności, intryg, donosów, sprzeniewierzeń i zwykłych świństw. Wikła się w to wszystko na własne życzenie i całkiem świadomie, ale stworzona przez niego sieć przejmuje kontrolę nad jego decyzjami i działaniami. W efekcie zmienia się charakter jego relacji z innymi postaciami, a także sposób, w jaki postrzegają go widzowie: Lutek na naszych oczach zmienia się z miłego człowieka w konformistyczną, interesowaną, bezwzględną szuję. A może był nią od początku, tylko umiejętnie się maskował?

Sukces „Wodzireja”, który do dzisiaj słusznie uważany jest za filmowe arcydzieło, nie był jedynie efektem celnych diagnoz odnoszących się do mechanizmów ukrytej władzy, plotki i awansu w Polsce Ludowej w dekadzie rządów Gierka – wynikał także ze znakomitego prowadzenia narracji, niekonwencjonalnej pracy kamery i nowatorskiego montażu. Nie wszystko zostało tu dopowiedziane czy ukazane. Spory wpływ na popularność tego tytułu miały również świetne role aktorskie, przede wszystkim fenomenalna kreacja postaci Danielaka przez Jerzego Stuhra. Wszystko to – a także uniwersalne przesłanie i niemalejąca aktualność tematów obecnych w produkcji Falka, funkcjonującej jako metafora koniunkturalności, krętactwa i intryganctwa w „doskonałym” społeczeństwie „demokracji ludowej” – sprawia, że „Wodzirej” do dzisiaj fascynuje widzów, niezależnie od ich wieku czy życiowych doświadczeń. To także film inspirujący do prób opowiedzenia historii Danielaka w nowej, współczesnej perspektywie.

Polski teatr chętnie się tego podejmuje – podobnie zresztą, jak ochoczo korzysta z innych dobrze znanych, znaczących kulturowo opowieści, trawestując je na swoich scenach. Na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku spektakle nawiązujące do „Wodzireja” wyreżyserowali Piotr Ratajczak („Wodzirej. Koszalin Kulturkampf” z tekstem Artura Pałygi, Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie, 2008) i Remigiusz Brzyk (Teatr IMKA, 2011). Być może ówczesne zainteresowanie postacią modelowego oportunisty było odpowiedzią na neoliberalny zwrot w polityce państwa po wyborach parlamentarnych 2007 roku. Czy niedawny powrót do władzy przedstawicieli tych samych stronnictw politycznych przyczynił się do stworzenia przez Marcina Libera kolejnej teatralnej wersji emblematycznej historii? Nie ma to większego znaczenia, choć – zważywszy na fakt, że reżyser nie wzbrania się przed wykorzystywaniem nawiązań do polityki – wspomniana analogia wydaje się uzasadniona. Oparte na scenariuszu Falka przedstawienie zrealizowane w Teatrze Jana Kochanowskiego w Opolu przez twórcę „Leppera. Będziemy wisieć albo siedzieć” (Teatr Słowackiego w Krakowie, 2023), przypomina o pułapkach oportunizmu i banalności zła. Spektakl Libera to przestroga: nawet w czasie pozornej prosperity, pod maską uśmiechu, przykryta pozorami dobrej zabawy i przy dźwiękach muzyki, toczy się niebezpieczna gra. Wygra ją ten, kto w ręku (lub w rękawie) ma więcej mocnych kart. Skądś to znamy, prawda?

Liber i odpowiedzialna za dramaturgię opolskiego spektaklu Małgorzata Czewień nie ograniczyli się do powtórnego opowiedzenia dramatycznych zdarzeń kilku dni z życia Lutka Danielaka. Przywołali je, skondensowali i nieco zmiksowali, równocześnie jednak – podążając sprawdzonym, przetrenowanym w polskim teatrze tropem (wykorzystywanym też na opolskiej scenie, m. in. w „Burzy. Regulaminie wyspy” Katarzyny Minkowskiej i Jana Czaplińskiego) – zdecydowali się wzbogacić swój spektakl wątkami środowiskowymi. Perspektywa uczestników i uczestniczek prezentowanych zdarzeń uzupełniona została o spojrzenie aktorów i aktorek. W tej wersji sukces „Wodzireja” łączy się z gwiazdorską legendą Jerzego Stuhra, a upokorzenia filmowych postaci z przemocą podobną tej, której doświadczają czasem osoby pracujące w teatrze. W ten sposób temat bezwzględnej determinacji w imię kariery odnosić można zarówno do poświęcenia dla sukcesu na estradzie, scenie czy na planie filmowym. Dobrze, że ten temat znów wybrzmiewa w polskim teatrze, jednak jego wprowadzenie rozbija narrację i osłabia dynamikę przedstawienia – anegdota o pijanym dyrektorze, grającym w kierowanym przez siebie teatrze rolę Dyndalskiego w „Zemście” Fredry, choć fenomenalnie opowiedziana przez charyzmatycznego Rafała Kronenbergera, dłuży się i rozbija narrację spektaklu.

Wskazanym w pierwszej sekwencji celem protagonisty nie jest poprowadzenie ważnej imprezy, a angaż do tytułowej roli w produkcji nawiązującej do filmu Falka. Stojąc na tle opuszczonej żelaznej kurtyny, jedenaścioro aktorek i aktorów wykonuje szlagier „Śpiewać każdy może”. Przeplatają tekst tej piosenki dialogami dopisanymi przez twórców przedstawienia, zastanawiając się, czy mają szansę na wygranie castingu, w którym biorą udział. Pytają, kto zagra Stuhra. Czy większe szanse mają osoby podobne do tego legendarnego aktora, a może szukają kogoś „na kontrze”? Czy obsadzeni mogą zostać tylko mężczyźni, czy także kobiety? Jak odebrany zostałby spektakl, w którym rolę bezwzględnego karierowicza zagrałaby aktorka?

fot. Edgar de Poray | materiały prasowe

Realizatorzy przyjęli, że publiczność teatralnego „Wodzireja” zna film Falka, a przynajmniej pamięta najważniejsze motywy jego fabuły. To założenie upoważniło ich do rezygnacji z linearnego prowadzenia pełnej prezentacji scenicznej, ujawniania motywacji postaci i szczegółów przebiegu poszczególnych zdarzeń, zamiast czego skoncentrowali się na tworzeniu specyficznej atmosfery. Aktorki i aktorzy pozostają w nieustannym ruchu – działając bez zapowiedzi, ostrzeżeń, cięć czy pauz, przechodzą z jednej sceny w kolejną. Niejednokrotnie zmieniają się kreowane przez nich role, co sprawia, że opolski „Wodzirej” wydaje się hybrydą wieloboju i sztafety. Niezależnie od tego, czy akurat uruchamiana jest obrotowa scena, charakter rozgrywających się przed publicznością zdarzeń przypomina diabelski kołowrót napędzany ambicjami, intrygami i pełen różnego rodzaju pułapek. Taki efekt potęguje znakomita, sugestywnie oddziałująca na widzów muzyka, tworzona na żywo przez Andrzeja Koniecznego i Kacpra Krupę (tych samych, którzy z Łoną nagrali album „TAXI”, co ma konkretne znaczenie w spektaklu: kiedy w jego zakończeniu Kacper Sasin śpiewa przepojony nostalgią za czasem minionym utwór „Kiedyś to było” z ich repertuaru, niweczy krytyczny ładunek wcześniejszej prezentacji). Saksofon basowy, werbel i odrobina elektroniki tworzą gęste dźwiękowe tło, jednak wspomniani artyści przygotowali także nowe aranżacje znanych hitów – między innymi utworu „W domach z betonu” Martyny Jakubowicz, przydającego goryczy dwuznacznym scenom o charakterze erotycznym. podczas śpiewania tej piosenki przez Monikę Stanek na moment zwalnia tempo spektaklu. Poza tą chwilą wydaje się, że twórcy kierują się ideą wypowiedzianą wprost jako komentarz do filmu Falka przypisywany Andrzejowi Wajdzie: „Danielak musi być cały czas w biegu, bo gdyby się na chwilę zatrzymał, to by się zastanowił i tyle świństw nie zrobił”.

Zgodnie z sugestią Wajdy tytułowy bohater opolskiego przedstawienia nie zatrzymuje się. Wrażenie ciągłego ruchu potęgowane jest przez równoległe obsadzenie w tej roli trzech aktorów. Chociaż Jakub Klimaszewski, Adam Szustak (gościnnie) i Konrad Wosik różnią się od siebie, reżyser nie wykorzystał okazji, aby – angażując każdego z nich – podkreślić inną cechę osobowości Danielaka. Cytat z Wajdy wskazuje na kolejną płaszczyznę wzbogacającą spektakl w relacji do oryginału – Czerwień i Liber starają się ukazać postaci, a także grających je aktorów oraz aktorki jako osoby zdolne do krytycznego myślenia i oceny własnych działań. Takich warstw jest w opolskim „Wodzireju” więcej, a nałożone na siebie ciekawie wzbogacają prezentację. Zaczerpnięta ze scenariusza filmowego opowieść przeplata się z metarefleksją odnoszącą się do sytuacji i doświadczeń teatralnych artystek i artystów, tempo akcji oraz muzyka potęgują wrażenie rozgorączkowania, które przejmuje kontrolę nad Danielakiem, gotowym „po trupach” dążyć do osiągnięcia obranego celu. Na to wszystko nakłada się wyostrzający perspektywę wątek krytycznego spojrzenia, obecnego w autorefleksyjnych komentarzach wypowiadanych w przestrzeniach „pomiędzy” osobistym namysłem aktorów i aktorek a samoświadomością kreowanych przez nich postaci. Diabelski kołowrót zagęszcza się jeszcze bardziej za sprawą kolorowych, estradowych kostiumów stylizowanych na lata 70., osadzonej na obrotowej scenie – monumentalnej, choć minimalistycznej – scenografii (podobnie jak kostiumy i reżyseria światła, autorstwa Mirka Kaczmarka) oraz projekcji wideo (EMIKO).

Przedstawienie Libera ogląda się bardzo dobrze – tempo akcji, świetna gra całego zespołu i wiele estetycznych atrakcji nie pozwalały mi oderwać oczu od sceny nawet na chwilę. Byłoby świetnie, gdyby twórcom udało się wzbogacić tę prezentację o mocne, uniwersalne analogie do współczesności (tym razem motywy teatralne okazują się niewystarczające) oraz poskromić fragmentaryczność i ograniczyć rwanie się wątków, bez czego pojawia się wrażenie, że fabularne puzzle dopasowywane są do siebie zbyt szybko i tylko na chwilę, by znów ulec rozsypaniu.

Skupienie się na utrzymaniu tempa wymusiło na twórcach rezygnację z prezentacji pogłębionych charakterów postaci i ukazania kierujących nimi motywacji. Poza rzadkimi chwilami refleksji – nie mylić z wyjaśnieniem motywacji postaci, które pojawia się kilkukrotnie – przebijającej się głównie w rolach kreowanych przez kobiety (w monologach Moniki Stanek obrazującej wrażenie poniżenia doświadczanego przez aktorki czy w grze Judyty Paradzińskiej jako Meli, dla której bliskość jest także towarem) ważniejszy w teatralnym „Wodzireju” okazuje się kołowrót zdarzeń i ambicji. Gdybym musiał wybierać pomiędzy biegunami psychologicznej głębi albo wartką, atrakcyjną prezentacją, pozostałbym po stronie Libera. Zwłaszcza na przednówku, kiedy dość mam już zimowej stagnacji i szarości. Zbyt często okazuje się, że intelektualne wzmożenie jest w polskim teatrze jedynie pozą – pustą figurą, z której nic nie wynika. Jednak, gdyby reżyser dał mi więcej szans na złapanie oddechu i sprowokował do zastanowienia się nad motywacjami trzech, różniących się jakoś, choć występujących w identycznych, pomarańczowych garniturach Danielaków, mógłbym mieć wrażenie, że uczestniczyłem w czymś więcej niż pełnej dramatyzmu komedii ludzkiej, rozgrywającej się podczas balu skąpanego w brokatowej pozłocie.

Wodzirej
Adaptacja i reżyseria: Marcin Liber
Tekst i dramaturgia: Małgorzata Czerwień

Scenografia, kostiumy, reżyseria światła: Mirek Kaczmarek
Muzyka: Andrzej Konieczny, Kacper Krupa
Choreografia: HASHIMOTOWIKSA
Video: EMIKO

Asystentka scenografa i kostiumografa: Maria Mordarska
Inspicjentka: Katarzyna Siczewska

Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu
Premiera: 8.03.2025